Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

16.10.2019

Rozdział XI - Mroczna strona

   Przerwałam na chwilę, by pomóc przy krojeniu warzyw. Potem zabrałam się za przyprawianie zupy. Gdy czekaliśmy, aż obiad będzie gotowy, Karolina poprosiła, bym kontynuowała opowieść.
   - Co jej zrobiłaś? Zasłużyła sobie, cokolwiek by to nie było – dodała. Westchnęłam tylko.
   - W moim życiu zdarzyło się wiele chwil, gdy wychodziła ze mnie ta druga, mroczniejsza strona mojej natury. Problem nie leżał w tym, że w ogóle istniała, ale w tym, by w porę ją powstrzymać, nim zrobiłabym coś, czego nie mogłabym już cofnąć...


   Nie zastanawiając się dłużej, z całej siły nadepnęłam na jej lewe kolano. Kość pękła z paskudnym odgłosem, któremu towarzyszył przeraźliwy krzyk dziewczyny. 
   - Połamię ci ręce i nogi. Już nigdy nie skrzywdzisz nikogo z nas... - Syknęłam, gdy Lisbeth ukłuła mnie czymś ostrym w nogę. Wyciągnęłam z rany kawałek szkła i odrzuciłam. Kucnęłam, chwyciłam dziewczynę za ręce i spojrzałam w te jarzące się nienawiścią oczy.
   - Ile wampirów zabiłaś? Wspominałaś o odcinaniu kawałków ciała. Palce też im odcinałaś?
   Szarpnęłam za jeden z palców u prawej dłoni, łamiąc go. Dziewczyna wydała okrzyk bólu.
   - Pamiętasz, jak obiecałam, że połamię ci kości? W przeciwieństwie do ciebie, ja dotrzymuję obietnic. - Jednym ruchem złamałam jej kciuk.
   Wrzasnęła z bólu i przerażenia. Była teraz bardzo blada, a jej oczy zapełniły się łzami.
   - Proszę, nie... - wyszeptała, szlochając. Nagle nie przypominała już tamtej dziewczyny, która z zimną krwią skazała Miszę na śmierć. Czułam od niej ogromny strach. Zawahałam się. Przez chwilę naprawdę chciałam to zrobić. Połamać jej kości tak, by przeżyła, ale w wielkim bólu. By wolała umrzeć. By żałowała, że kiedykolwiek postanowiła skrzywdzić bliską mi osobę. By cierpiała.
   Nienawidziłam jej. Tej zapłakanej, drżącej ze strachu dziewczyny, która nagle straciła całą swoją arogancję, zostawiając tylko bezradność w obliczu czegoś, czego nie była w stanie pokonać – mnie. Wampirzycy.
   Wystarczył jeden ruch, a palce, dłoń, cała ręka będą połamane, nigdy już nie będzie pisać w notatniku, wymyślać sposobów na krzywdzenie wampirów, w imię własnych pragnień sławy i bogactwa. Zacisnęłam zęby, wciąż się wahając. „Zasłużyła na to, prawda?”, posłałam myśl w stronę krzyżyka na mojej szyi, zimnego jak lód.
   - Proszę... - wyszeptała cichutko, drżąc i nie wierząc, że jej prośby mają jakiekolwiek znaczenie.
   - No złam już jej te ręce i chodź, bo są coraz bliżej – usłyszałam za sobą. Namequa stała kawałek dalej i wyraźnie się niecierpliwiła.
   Puściłam dziewczynę i odsunęłam się gwałtownie, nagle zdumiona tym, co chciałam zrobić. „Co ja wyprawiam? Przecież taka nie jestem...” A może właśnie jestem, tylko nadal nie chcę tego przyznać?
   Zerwałam się na nogi, zostawiając Lisbeth na ziemi.
   - Chodźmy – rzuciłam do Namequy i ruszyłam w wampirzym tempie. Pobiegła za mną bez słowa komentarza.
   Zatrzymałyśmy się dopiero w Oklahomie, przed siedzibą wodza wampirów. Wpuszczono nas natychmiast, a na powitanie wyszedł sam Płonąca Strzała.
   Wbrew moim przewidywaniom, nie rzucili się sobie w ramiona z wyznaniami miłości. Zatrzymali się naprzeciwko siebie, przez chwilę patrzyli w oczy, potem wzięli za ręce i zaczęli rozmawiać w swoim języku. To jedno najwyraźniej się nie zmieniło – Indianie zawsze byli powściągliwi w okazywaniu uczuć. Westchnęłam i opadłam na jedno z krzeseł. Wszystkie drobne rany już się zagoiły, na nodze miałam już tylko niewielkie draśnięcie, ale ramię wciąż bolało, ani myślało się zagoić. Niedobrze.
   - Udało ci się. - Koło mnie pojawiła się Mądra Sowa. Wyciągnęła rękę w moją stronę. - Chodź. Jesteś ranna, trzeba wyjąć kulę.
   Podałam jej dłoń i zostawiliśmy narzeczonych samych. Indianka zaprowadziła mnie do niedużego pokoju z miękkim fotelem. Kazała mi wygodnie usiąść i zajęła się raną.
   - Tak, ale jakim kosztem – odpowiedziałam jej i zacisnęłam zęby, gdy wyjmowała słoneczną kulę. Bolało, dużo bardziej niż przy zwyczajnych nabojach. - Mój przyjaciel nie żyje.
   - Był dzielnym wojownikiem, zginął w słusznej sprawie – powiedziała cicho kobieta.
   Miałam ochotę krzyknąć na nią, że to nie było jego sprawa i wcale nie zginął w walce, ale nie zrobiłam tego. Nie miałam już siły się kłócić. Nagle opadło ze mnie całe napięcie.
   - Opowiesz o tym? - zapytała mnie Indianka.
   Opowiedziałam zatem w skrócie, jak mnie pochwycili i przesłuchali, a potem zabili Miszę. Kiedy skończyłam, poprowadziła mnie do sali, w której przyjęto nas z Miszą, gdy przyszliśmy tu po raz pierwszy. Płonąca Strzała stał z narzeczoną u boku, już przebraną i odświeżoną. Wyglądała jeszcze piękniej, niż na portrecie. Co chwila zerkała na ukochanego. Po obu ich stronach stały wampiry, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
   - Amando Derbyshire – odezwał się wódz z powagą. - Przyjmij mą wdzięczność, z zapewnieniem, że każdy wampir w Ameryce Środkowej ma okazywać ci szacunek i nie ma prawa podnieść na ciebie ręki. Poniosłaś wielką stratę, ratując drogą memu sercu Namequę. Jeśli możemy jakoś złagodzić twój ból, zrobimy to. Póki ja jestem władcą, tutaj jest twój dom. Tak powiedziałem. - Skinął w stronę pozostałych wampirów, które odpowiedziały jednym słowem, widocznie znaczącym przyjęcie rozkazu wampirzego wodza. Namequa stała w milczeniu u jego boku.
   - A co z Ariną? - zapytałam, darując sobie wzniosłe mowy. To, że mogłam zostać tu na zawsze, nie miało dla mnie znaczenia. Zamierzałam opuścić kontynent, jak tylko oddam naszyjnik.
   - Mądra Sowa cię do niej zaprowadzi – wyjaśnił Płonąca Strzała, skinął mi głową i dał znak, że to koniec audiencji. Dopiero wtedy Ailey podeszła do mnie i uściskała mnie mocno.
   - Dziękuję. Tak mi przykro, że straciłaś Miszę. Był miłym wampirem. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zawsze możesz na mnie liczyć.
   - Cóż... chciałabym zobaczyć się z Zoe.
   - Oczywiście. - Powiedziała coś do jednego z Indian, a wampir natychmiast wybiegł z pałacu. - Zaczekaj chwilę. Może w tym czasie przebierzesz się i weźmiesz kąpiel? - zaproponowała. Zgodziłam się.
   Niecałą godzinę później wyszłam, w stroju, który przygotowała dla mnie Indianka. Była to ciemnobrązowa sukienka sięgającą do połowy łydek, zakończona frędzlami, z kolorowym haftem przy niewielkim dekolcie. Na nogi dostałam mokasyny, dopiero trzecią przyniesioną parę udało mi się wcisnąć na stopy. Wilgotne jeszcze włosy przewiązałam z tyłu rzemykiem. Rana na ramieniu zaczęła się powoli goić, ale zostawiłam opatrunek pod rękawem.
   Zoe i Joseph już na mnie czekali. O ile on w ogóle się nie zmienił – ten sam uroczy uśmiech, przy którym miękło serce, o tyle wampirzyca wyglądała jakoś inaczej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to przez pogodną minę i radosny błysk w oku. Uśmiechnęła się szeroko, co również było nowe w jej przypadku.
   - Amanda! - Uścisnęła mnie energicznie. - Słyszałam, co się stało. Podobno więzili cię i torturowali łowcy, a potem zabili twojego przyjaciela...
   Nagle to wszystko uderzyło we mnie z cała mocą. Misza nigdy nie pozna Zoe i Josepha. Nie pozna żadnego z moich przyjaciół, nie popłynie ze mną do Anglii, nie skoczy z wysokiej góry, nie pobiegnie u mego boku, ścigając się z wiatrem... Zanim zdołałam się opanować, wybuchnęłam płaczem. Zoe objęła mnie i przytuliła, a ja szlochałam w jej ramię, nie mogąc przestać. W końcu emocje opadły i wytarłam twarz podaną przez nią chustką.
   - Przepraszam, ja...
   - Ciii, nic nie mów. - Przyjaciółka patrzyła na mnie ze współczuciem. - To niesprawiedliwe, że znów cię to spotkało.
   Westchnęłam i spojrzałam na Josepha. Uściskał mnie lekko.
   - Może pójdziesz z nami, a my po drodze opowiemy ci wszystko, co się działo od twojego wyjazdu? - zaproponował. Skinęłam głową.
   Wyszliśmy z pałacu. Joseph i Zoe byli ubrani jak Amerykanie, nie nosili indiańskich strojów. Ona miała na sobie obcisłą tunikę i spodnie – nigdy nie lubiła nosić sukienek – ale i tak wyglądała w tym stroju bardzo kobieco. On nosił wąskie spodnie i jasny płaszcz zapinany na guziki. Ja w indiańskim ubraniu pewnie nieco się wyróżniałam, ale w tym momencie nie miało to najmniejszego znaczenia.
   Opowiedzieli mi historię, którą już usłyszałam od Namequy – o wojnie Czarnego Jastrzębia, o śmierci Martina i Iskierki, potem Lucasa i podróży Dorothy, a także o tym, że Szoszannah i Jahmes wypłynęli do Anglii, planując mnie odszukać.
   - Nie dotarłam wtedy do Anglii – wyjaśniłam. - Ale tam najpierw popłynę, może jeszcze jej nie opuścili. Czy oni... pobrali się?
   Zoe i Joseph spojrzeli na siebie.
   - Nie – odparła wampirzyca. - Chyba postanowili zostać przyjaciółmi. Ale ciągle między nimi iskrzyło, więc kto wie, jak jest obecnie. - Wzruszyła ramionami. - Ja i Joseph też długo się zbieraliśmy, żeby być razem.
   - Zawsze do siebie pasowaliście – powiedziałam, posyłając im uśmiech. - Widziałam portret, który namalowałaś – zwróciłam się do Zoe.
   - Wiem, to przez niego wpadłaś, Mądra Sowa nam powiedziała. - Westchnęła. - Planujemy go odzyskać.
   - Powodzenia – mruknęłam. - Mają niezłe zabezpieczenia.
   - Teraz, gdy Namequa jest już bezpieczna, wódz zrobi z nimi porządek raz na zawsze – oznajmił stanowczo Joseph. Zatrzymał się przed rozległą rezydencją, otoczoną bocznymi budynkami. - Zapraszamy, możesz zostać u nas, jak długo zechcesz.
   - Dziękuję, ale jutro o zmroku pójdę do Ariny Malkov, oddam jej naszyjnik i popłynę do Anglii najbliższym statkiem.
   - Naszyjnik? - Zoe poprowadziła mnie do salonu. Był elegancki, przestronny, o ścianach w kremowym kolorze. Zajęliśmy miejsca na kanapie przy niewielkim stoliku. - Opowiesz nam, co ci się przydarzyło? Mam wrażenie, że dużo więcej, niż nam.
   Zatem opowiedziałam. O wyspie piratów, kapitanie, w którym się zakochałam, o podróży do Anglii, Nicolasie, o Rumunii i najstarszym wampirze, wreszcie o Rosji i moich przejściach z Krwawymi Fanatykami. Zakończyłam opowieścią o podróży do Ameryki i wpakowaniu się w pułapkę łowców.
   - I tak oto, przez mnie, Misza zginął.
   - Nie sądzę, by obwinianie się w czymś pomogło – stwierdziła stanowczo Zoe. - Kazałaś mu zostać i sprowadzić pomoc, nie zrobił tego. Nic już na to nie poradzisz.
   - Może posilisz się i odpoczniesz? - zaproponował Joseph. - Mamy zwierzęta hodowlane, to nie to samo co polowanie, ale trochę się wzmocnisz. Jak ramię? Promienie to bolesna sprawa. - Skrzywił się.
   - Już lepiej – zapewniłam i poszłam za nim do budynku, w którym trzymał zwierzęta.
   Po posiłku rozmawialiśmy jeszcze długo, a tuż nad ranem położyłam się do trumny, którą dla mnie przygotowali i z ulgą zapadłam w letarg.

   Następnego dnia czas do zmroku minął nam dość szybko. Wymienialiśmy się opowieściami, a Joseph z zaciekawieniem dopytywał o Cruela. Nie spodziewał się, że zostanie władcą Rosji, a tym bardziej, że przy pierwszym spotkaniu się nie pozabijamy.
   - Mało brakowało – przyznałam, opowiadając o tym, jak nie do końca świadomie uwolniłam go z trumny śmierci.
   O zmroku przyszła do nas Mądra Sowa. Joseph i Zoe postanowili pójść z nami. Przebiegliśmy kilka miast w wampirzym tempie, zanim zatrzymaliśmy się przed dużym, odosobnionym budynkiem, pomalowanym na purpurowo.
   - Tutaj mieszka Arina Malkov? - zdziwiłam się.
   - Nie do końca mieszka – odparła Indianka. - Ale tam ją znajdziesz. Pytaj o Mirabelkę. - Odwróciła się i zostawiła nas.
   Przez chwilę stałam, nieco zdezorientowana. Zrobiłam krok w stronę drzwi, ale Zoe chwyciła mnie za rękę.
   - Wiesz, co to jest? - Wskazała brodą budynek. Pokręciłam głową. - Dom publiczny. Jesteś pewna, że znajdziesz tutaj tę dziewczynkę?
   Spojrzałam na wampirzycę ze zdumieniem.
   - Jesteś pewna...?
   - Tak, one wszędzie wyglądają podobnie.
   - Nie rozumiem. - Pokręciłam głową. - Przecież miał przypłynąć po nią kuzyn i zabrać ją do rodziny. Myślicie, że ten człowiek jest właścicielem burdelu?
   - Myślę, że jest o wiele gorzej – mruknęła ponuro Zoe. - Chodźmy, to się przekonamy.
   Joseph otworzył drzwi. Przy nich stał mężczyzna, obrzucił na podejrzliwym spojrzeniem.
   - Możemy wejść? - zapytała Zoe, zerkając przez próg. - Mamy pieniądze – zapewniła. Mężczyzna coś burknął i skinął głową. To wystarczyło. Weszliśmy.
   Natychmiast podeszła do nas bardzo chuda kobieta, przesadnie wymalowana i o wyniosłym spojrzeniu.
   - Słucham? - Zerknęła na nas.
   - Chciałam zobaczyć się z A... z Mirabelką.
   - Z kim? - Uniosła brwi, tak mocno wyskubane, że niemal niewidoczne.
   - Z Mirabelką, nie dosłyszy pani? - Joseph rzucił w jej stronę sakiewkę. Złapała ją w locie i zajrzała do środka. Jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Uśmiechnęła się szeroko.
   - Ach, no tak, wybaczcie, nie zrozumiałam. Oczywiście, Mirabelka. Tyle że jej licytacja jest jutro. Do tego czasu musi pozostać nietknięta. - Podrzuciła sakiewkę w dłoni. - Ale za tę kwotę mogę zaproponować trzy nasze najlepsze dziewczęta...
   - Chcemy zobaczyć Mirabelkę – przerwała jej Zoe.
   - Przykro mi, do jutra nie mogę...
   - My właśnie w sprawie licytacji – przerwał jej Joseph. - Chcemy ją tylko zobaczyć. Pięć minut i zdecydujemy, czy jest warta naszej uwagi.
   - Och, zapewniam, że jest. - Kobieta spojrzała na niego urażonym spojrzeniem. - Dobrze, możecie ją zobaczyć. Chodźcie za mną. - Ruszyła przez korytarz i po schodach na górę. Poszliśmy za nią.
   Joseph wyglądał na zagniewanego, Zoe przygryzła wargę i rozglądała się uważnie. Ja natomiast czułam się nieco zdezorientowana. Arina miała podobno dwanaście lat. Może to jakaś pomyłka? Może to nie Arina, tylko ktoś, kto podobnie się nazywa? Dorosła kobieta?
   Minęliśmy korytarz na piętrze, zza niektórych drzwi dochodziły niedwuznaczne dźwięki. Kobieta zatrzymała się na samym końcu i otworzyła, gestem zapraszając nas do środka.
   A tam, w rażąco różowym pokoju, na łóżku z baldachimem, siedziała młoda dziewczyna, na oko szesnastoletnia. Dopiero gdy przyjrzałam się bliżej, zrozumiałam, że to przez stój i makijaż. Dziewczyna była dużo młodsza.
   Weszłam pierwsza, a gdy kobieta próbowała wejść za mną, Joseph ją zatrzymał. Zoe zamknęła za mną drzwi. Zostałam sam na sam z dziewczynką. Wyglądała na spokojną, ale gdy zajrzałam jej w oczy, zrozumiałam, że jest przerażona. Zrobiłam krok w jej stronę i zwróciłam się do niej po rosyjsku, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
   - Witaj. Ty jesteś Arina Malkov?

4 komentarze:

  1. Super rozdział i tym razem nawet nie było dużej przerwy. Jestem pod wrażeniem, że przy dwójce dzieci udało Ci się go tak szybko napisać:)
    Bardzo podobało mi się, że w taki sposób rozwiązałaś sprawę Lisbeth. Nie chciałabym czytać o łamaniu wszystkich kości :D
    Podejrzewam, że jednak Amanda nie wypłynie tak od razu widząc, w jakiej sytuacji znajduje się Arina więc trzeba pewnie będzie trochę poczekać by dowiedzieć się co słychać w Anglii :)
    Zauważyłam, że wkradła Ci się jedna literówka w słowie "Oklahoma".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam kilka dni po trochu^^
      Nie lubisz makabrycznych opisów?:D
      Dzięki za uwagę, poprawiłam:)

      Usuń
  2. Nie lubię :) Ale jakbyś napisała to bardziej makabrycznie i tak bym przeczytała :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromne okrucieństwo nie pasowałoby do Amandy, za to pasuje to, że się powstrzymała :)
    Ciekawa zmiana akcji. Cieszę się, że nie zapominasz o nas i bodaj po troszku i rzadko, ale wciąż piszesz :)

    OdpowiedzUsuń