Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

30.11.2018

Rozdział VII - Amerykańscy łowcy wampirów

   - Mam nadzieję, że warto było ryzykować, ratując Namequę – powiedziała Karolina, gdy na chwilę przerwałam opowieść. - Mam wrażenie, że oni nie powiedzieli ci wszystkiego i że wpakowałaś się przez to w tarapaty.
   - To dla mnie nic nowego – odparłam. - Oczywiście, gdyby nie udało mi się jej odnaleźć, pozostawała Ameryka Południowa i Północna. Jednakże, biorąc pod uwagę, że to w Środkowej mieszkali moi przyjaciele i tam zginęła część z nich, uznałam, że u innych władców nie dowiem się wiele więcej.
   - Ale... udało ci się? Znalazłaś narzeczoną wodza wampirów?
   Uśmiechnęłam się i wróciłam do mojej opowieści.


   Moim największym wrogiem, który bezwzględnie mógł mnie zdemaskować, było lustro.
   Słońca mogłam uniknąć, idąc tam po zmroku. Mogłam bez problemu udawać człowieka, gdyż nie piłam ludzkiej krwi. Ale gdyby chcieli sprawdzić moje odbicie – wpadłabym od razu. Niestety, na to nie byłam w stanie nic poradzić. Musiałam zaryzykować.
   Zapewniłam Miszę, że będę na siebie uważać i udałam się prosto pod adres Szarego Wilka. Ujrzałam duży, jednopiętrowy dom, z ogrodem i tarasem, a za nim dwa mniejsze budynki. Podeszłam do frontowych drzwi i zapukałam. Otworzył mi przystojny, dobrze zbudowany Indianin.
   - Szary Wilk? - zapytałam. Skinął głową, lustrując mnie pobieżnie, jednakże unikając patrzenia w oczy. Miał długie, ciemne włosy związane rzemykiem. Ubrany był w prosty indiański strój.
   - A kto pyta?
   - Mam na imię Amy – skłamałam. - Amy Derbyshire. - Uznałam, że mogę bezpiecznie przedstawić się tym nazwiskiem. O ile imię mogli skojarzyć – kto wie, czy Namequa im o mnie nie wspominała? - to nazwisko miałam po ostatnim mężu, Nicolasie. Do Ameryki przyjechałam jako Amanda Gallant, a wyjechałam jako żona Sasa Inyana. - Potrzebuję twojej pomocy. - Pokazałam mu sztylet łowcy, który dostałam od Nicolasa. Obejrzał go uważnie, po czym przyjrzał się mi z taką samą uwagą. Nie byłam pewna, czy tutaj, w Ameryce, sztylet łowcy też jest charakterystycznym znakiem, ale Indianin najwyraźniej zorientował się, co oznaczał. Gdy na mnie spojrzał, wiedziałam już, że uznał mnie za łowczynię.
   Drugim problemem, oprócz luster, było zaproszenie, ale póki nie znalazłam się w środku, w razie zdemaskowania, zawsze mogłam uciec. Na szczęście mężczyzna nie zamierzał mnie testować.
   - W porządku, wejdź. Porozmawiamy w środku. - Oddał mi sztylet. Uśmiechnęłam się i przekroczyłam próg.
   Zaprowadził mnie do dużego pokoju, na szczęście bez widocznych luster. Jedno dostrzegłam w holu, ale przeszliśmy kawałek od niego, zatem Szary Wilk nie mógł zobaczyć, że brakuje mi odbicia.
   Zajęliśmy miejsca na krzesłach, przy dużym, dębowym stole. Usiadłam niepewnie. Szary Wilk wpatrywał się we mnie coraz intensywniej. Zerknęłam mu w oczy, ale odwrócił wzrok. Miałam wrażenie, że zrobił to celowo, chyba dlatego, że nie chciał nawiązywać kontaktu wzrokowego. Przecież nie zaprosiłby wampira do domu. Przynajmniej miałam taką nadzieję, bo jeśli zaraz wyskoczy na mnie grupa łowców z kołkami, będzie mi ciężko się z tego wyplątać.
   - Słucham – rzucił krótko. Ponownie się uśmiechnęłam.
   - Dziękuję, że chcesz mnie wysłuchać. Mój mąż, Nicolas, był łowcą. Po jego śmierci poszłam tą samą drogą. Jednak by zostać przyjęta w szeregi łowców, muszę wykonać pewne zadanie. - Pamiętałam, co Nick opowiadał mi o rekrutowaniu nowych łowców. Co prawda wiele mogło się zmienić, ale wątpiłam, by Indianin znał dobrze zasady panujące wśród brytyjskich łowców wampirów. - Muszę odnaleźć pewną wampirzycę – kontynuowałam, a Indianin słuchał w milczeniu. Spojrzałam mu w oczy i gdy w końcu napotkałam jego wzrok, powiedziałam: - Nazywają ją Namequa.
   Drgnął i przez chwilę w jego oczach widziałam twarz narzeczonej wodza wampirów. Krzyczała coś o niezrozumieniu i prosiła, by ją uwolnił. A potem Szary Wilk odwrócił wzrok.
   - Tak nazywają Ailey Baker, moją babcię, ale ona skończyła już siedemdziesiąt lat i zdecydowanie nie jest wampirem. Mogę podać ci jej adres.
   Zawahałam się. Szary Wilk zdecydowanie znał Namequę i najwyraźniej ją uwięził, a jednak próbował mnie okłamać. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
   - Powiedziano mi, że twoja babcia jest wampirem. I nie zatrzymała się po siedemdziesiątce, tylko dużo wcześniej.
   - Ktoś wprowadził cię w błąd. - Mężczyzna wzruszył ramionami i napisał coś na kartce. - Proszę. Możesz sama sprawdzić.
   Podziękowałam i sięgnęłam po adres. Oczywiście, że zamierzałam go sprawdzić, ale najpierw wolałam dowiedzieć się czegoś o prawdziwej Namequie.
   - Wygląda na to, że moje zadanie jest bardziej skomplikowane, niż myślałam. Czemu ktoś miałby wysyłać mnie do twojej babci, skoro nie jest wampirem? Może ma z nimi jakieś kontakty?
   Tym razem udało mi się zajrzeć mu w oczy, ale jedyne czego się dowiedziałam, to że muszą być ostrożniejsi i że moja wizyta jest bardzo podejrzana.
   - Nie wiem – odpowiedział na moje pytanie. - To twoje zadanie. Ale wątpię, by chciała z tobą rozmawiać, nie lubi bladych twarzy. Nie po tym, co zrobili jej ojcu.
   - Czarnemu Jastrzębiowi? Zabili go?
   Pokręcił głową.
   - Gorzej. Złamali. Ale to były inne czasy. - Wstał. - To wszystko? Mam dużo do zrobienia. Ostatnio wampiry rozpanoszyły się jak u siebie. Nasze demony były łatwiejsze do pokonania. - Ruszył w stronę drzwi.
   - Masz na myśli Adzeekh? - Podążyłam za nim.
   - Widzę, że znasz nasze dawne wierzenia.
   Dochodziliśmy już do drzwi, gdy te gwałtownie się otworzyły i stanął w nich bardzo wysoki, muskularny Indianin. Zmarszczył brwi na mój widok, ale Szary Wilk wyjaśnił, kim jestem i po co przyszłam.
   Chwilę potem do domu wszedł trzeci łowca. Wyglądał na Metysa, półkrwi Indianina. Zatrzymał się na mój widok, wydawał się zaskoczony.
   - Ja cię chyba znam.
   - Nie wydaje mi się. - Pokręciłam głową, próbując nawiązać kontakt wzrokowy. Nie miałam pojęcia, kim był i skąd mógł mnie znać.
   - Hm. - Przyglądał mi się przez chwilę, starannie omijając oczy, - Chyba już wiem. Znałem kogoś podobnego do ciebie. Chodź, coś ci pokażę.
   Zawahałam się. Wiedziałam już, że to Szary Wilk ma Namequę i zamierzałam dowiedzieć się, o co chodzi z jego babcią. Ale jeśli ta staruszka to fałszywy trop? Mogłam teraz wyjść i wrócić bezpiecznie do domu, a potem znów długo szukać zaginionej, zwłaszcza, jeśli trop był mylny. A jeżeli mam szansę dowiedzieć się czegoś konkretnego? Nie chciałam, by było jak w przypadku Ianiry, gdy znaleźliśmy ją za późno i przez to musiała uporać się z konsekwencjami.
   - Właściwie to... przyszłam tutaj z powodu Namequy – odezwałam się i tym razem spojrzałam prosto w oczy Metysa. Przez moment ujrzałam jej twarz i wiedziałam już, że jestem na właściwym tropie.
   - Naprawdę? W takim razie na pewno zainteresuje cię to, co chcę ci pokazać.
   - Co ty wyprawiasz? - warknął Szary Wilk. Metys pokręcił głową.
   - Wiem, co robię, zaufaj mi.
   Na jedną krótką sekundę zapadła cisza, która pewnie powinna dać mi do myślenia, ale przerwał ją trzeci z Indian, ten najwyższy.
   - To może nam powiesz, zanim...
   - Sami zobaczycie, jak tylko zaprowadzę naszego gościa do drugiego salonu. - Skręcił i skinął na mnie. Ruszyłam niepewnie, a łowcy za mną, z rękami na pasach z bronią. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Było za późno, by przedrzeć się do drzwi, miałam wrażenie, że nie pozwoliliby mi odejść. Musiałam udawać, że niczego nie zauważyłam i skorzystać z okazji, by uciec. Czekałam tylko, byśmy minęli okno, ale poszliśmy w głąb domu.
   Co zrobiłam? Powiedziałam coś nie tak? Zobaczyli, że nie widać mnie w lustrze? Nie dostrzegłam żadnego lustra, a tamto w holu zostało daleko za nami.
   W końcu weszliśmy do pomieszczenia, w którym na ścianie wisiały portrety, głównie Indian. Ku swemu zdumieniu znalazłam tam również namalowanego Sasa Inyana, a obok niego byłam... ja.
   - Poznajesz? - Metys wskazał na obraz, któremu się przyglądałam.
   - Jest bardzo podobna do mnie – przyznałam. - Ale nie rozumiem...
   - Podobna? - przerwał mi Szary Wilk. - To zdecydowanie ty, Amy Derbyshare, i to w tysiąc siedemset trzydziestym piątym roku! A ponieważ nie wyglądasz na ponad stupięćdziesięcioletnią staruszkę, cóż... oznacza to, że jesteś wampirem.
   No i wpadłam. Przez portret, który po raz pierwszy widziałam na oczy. Nie było sensu zaprzeczać, skoro mogli mnie sprawdzić. Westchnęłam, dyskretnie rozglądając się za drogą ucieczki.
   - Nie piję ludzkiej krwi. Inaczej nie mogłabym dotykać sztyletu łowcy, ani nosić krzyża na szyi...
   - Spokojnie, nie zamierzamy cię zabić. - Pół Indianin podniósł dłonie i pokręcił głową. - Jesteś Amanda, prawda? Żona Sasa Inyana, przyjaciółka wampirów, które stanęły po stronie Czarnego Jastrzębia podczas wojny.
   - Znaliście Martina? Szoszannah? Jahmesa?
   - Zapominasz, że my tak długo nie żyjemy – zwrócił mi uwagę Szary Wilk. - Wojna była pięćdziesiąt siedem lat temu.
   - No tak. - Przyjrzałam im się. Stali czujnie, w rękach trzymali wyciągniętą nie wiadomo kiedy broń i obserwowali mnie, ale nie mierzyli we mnie ani nie próbowali, póki co, zabić. - Przepraszam, że skłamałam, ale uznałam, że wampirzycy nic raczej nie powiecie...
   - Zaprowadzimy cię do Namequy, jeśli odpowiesz nam szczerze na pytanie – powiedział nagle Szary Wilk. Pozostali posłali mu zdziwione spojrzenia, ale nie zaprotestowali. Skinęłam głową, zadowolona, że jedno wiem już na pewno – zaginiona wampirzyca wciąż była w ich rękach.
   - Jakie pytanie?
   - Jak długo pijesz wyłącznie krew zwierząt?
   - Od tysiąc trzysta czterdziestego drugiego roku – odparłam.
   - A wcześniej piłaś ludzką krew.
   - Tak, ale nigdy nie zabiłam niewinnego człowieka – podkreśliłam. Mężczyźni popatrzyli na siebie.
   - Jest idealna – stwierdził Metys.
   - Idealna do czego? - spytałam, zaniepokojona. Szary Wilk powoli pokiwał głową.
   - Zobaczysz – odpowiedział mi krótko, po czym wyciągnął rewolwer i wystrzelił.
   Odruchowo zasłoniłam rękami ciało w okolicach serca, ale łowca celował w moją głowę. Poczułam ból w skroni, a chwilę potem żar, jakby głowa eksplodowała mi od środka. Później ogarnęła mnie ciemność.

   Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Natychmiast usiadłam, zamknęłam oczy i objęłam rękami skronie. Ból ustępował, ale bardzo powoli.
   - Pierwszy raz porazili cię promieniem? - usłyszałam kobiecy głos. - Bardzo bolesne doświadczenie.
   - Promieniem? - wyszeptałam, nadal masując głowę.
   - Najnowszy wynalazek łowców. Naboje, które zawierają cząstkę słońca. Jakiś Brytyjczyk odkrył na początku wieku, jak schwytać promienie słońca, a w każdym razie jakąś jego cząstkę i łowcy chętnie z tego skorzystali. W małych ilościach nie spali nas na popiół, ale jest dla nas bolesne i nas osłabia.
   Słowa kobiety, nie wiadomo czemu, przywołały na myśl Erika. Nazywał mnie swoim promyczkiem. Oparłam głowę o chłodną ścianę i dopiero po chwili otworzyłam oczy.
   Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam w celi. Ostatnie, co pamiętałam, to strzał z rewolweru łowcy. Spodziewałam się drewnianych kul, okazało się jednak, że amerykańscy łowcy mają znacznie lepszą broń niż rosyjscy. Naboje z promieniami słońca? Jak to w ogóle możliwe? Skoro można schwytać część słońca, czy w takim razie kiedyś, w przyszłości, wampiry znajdą sposób, by się przed nim ochronić? Potrząsnęłam głową. Złudne nadzieje. Nawet jeśli coś w tym było, najpierw musiałam dożyć takich czasów. Póki co, rokowania były kiepskie.
   Wstałam i podeszłam do krat.
   - Nie dotykaj! - zawołała kobieta w momencie, gdy to zrobiłam. Kraty były wilgotne. Zapewne z powodu święconej wody.
   Obejrzałam się na wampirzycę, z którą dzieliłam celę. Zerwała się i patrzyła na mnie w zdumieniu.
   - Nie parzy cię?
   Pokręciłam głową.
   - Nie piję ludzkiej krwi. - Przyglądałam się jej przez chwilę. Cóż, przynajmniej łowcy dotrzymali słowa. Przede mną stała wampirzyca z portretu wodza wampirów. Namequa.
   - O, naprawdę? - Indianka podeszła bliżej i nagły błysk w jej oczach dał mi do zrozumienia, że mnie rozpoznała. Widocznie również widziała obraz łowców. - Amanda?
   - Tak, to ja. A ty jesteś Namequa, narzeczona władcy... wodza wampirów Środkowej Ameryki.
   - Tak, to ja. Na Wielkiego Manitu, Zoe ma prawdziwy talent! Wyglądasz dokładnie, jak na obrazie.
   - Tak, łowcy też to zauważyli – mruknęłam. - To dzieło Zoe?
   Doskonale pamiętałam tę ciemnowłosą wampirzycę, która była w świcie Cruela, ale ostatecznie okazała się w porządku i została opiekunką Iskierki.
   - Tak. Trudno byłoby cię nie rozpoznać.
   - A ty nie wyglądasz na staruszkę, która podobno żyje sobie wśród ludzi pod nazwiskiem... Ailey Baker?
   - To... skomplikowane – odparła Namequa. - Nie mogłam tak po prostu zniknąć, jestem zbyt znana, więc Nancy, moja przyjaciółka, zajęła moje miejsce. Długa historia. Masz plan, jak mnie stąd wyciągnąć, czy wpadłaś w pułapkę, jak inne wampiry?
   - Coś wymyślę – zapewniłam. Objęłam dłonią kratę. Być może udałoby mi się je wyłamać. Tylko co potem? - Wiesz, gdzie jesteśmy?
   - W piwnicach, ale nie wiem dokładnie, w którym miejscu. Raczej nie jest to dom Szarego Wilka. - Podeszła bliżej. Była bardzo piękna, mimo brudnego ubrania i splątanego warkocza. - Nie dasz rady mnie uwolnić. Ani siebie. Nie pozwolą ci uciec. Jesteś ich pierwszą wampirzycą, która z własnej woli pije zwierzęcą krew.
   - Ich? Co masz na myśli? - zapytałam. - Czego oni ode mnie chcą?
   Indianka westchnęła, odwróciła się i usiadła w kącie celi.
   - Chcą znaleźć lekarstwo na wampiryzm.

11 komentarzy:

  1. Super rozdział! Czekam na kolejny! Szkoda, że są tak rzadko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) Przy małych dzieciach trudno o dużo wolnego czasu:p

      Usuń
  2. Słońce instant - wystarczy dodać święconej wody :D Jakoś bardzo mnie rozśmieszyły te rewolwery :D
    Wierzyć mi się nie chce, że Amanda znów jest w niewoli. To już zaczyna być dla niej charakterystyczne podobnie jak skłonności do szukania nowych mężów :D
    W razie gdybym nie zajrzała tu przed świętami to już teraz życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzałam jaką bronią się wtedy posługiwali i znalazłam, że akurat na topie były rewolwery;)
      Dziękuję i wzajemnie;)

      Usuń
  3. Natalko, oj długo mnie tu nie było, za długo. Ale jak sama dobrze wiesz, czasami trzeba zrezygnować z pisania na rzecz innych, ważniejszych obowiązków. Czy powrócę do swojej opowieści o Viviene jeszcze się okaże, mam nadzieję, że tak, bo bardzo bym chciała swoją historię doprowadzić wreszcie do końca.

    Przy okazji chciałaby, również złożyć Ci życzenia z okazji tak okazałej rocznicy - 9 lat blogowania - szmat czasu i wielki szacunek. Ze swojej strony życzę weny i wolnego czasu :)

    Co do samego komentarza odnośnie rozdziału, to odezwę się za jakiś czas, jak nadrobię zaległości, a troszkę ich mam :)

    Buziaki, :*
    Vi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłaś:D Cieszę się i mam nadzieję, że wrócisz do pisania.
      Dziękuję, Tobie również życzę dużo wolnego czasu i mnóstwo weny:):) Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Cząstka słońca? To ciekawie :)
    Ach, w jednym Amanda miała rację - na powitanie kołkiem w serce nie strzelili. Nawet na pożegnanie nie strzelili... A przynajmniej nie w serce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie "cząstki słońca" są wykorzystywane i w dzisiejszych czasach, niekoniecznie jako broń przeciwko wampirom^^
      I w ogóle nie użyli kołków!:P

      Usuń
    2. Normalnie postęp :D Kiedyś to muszę zliczyć, ile to razy Amanda trafiała do niewoli :)

      Usuń
  5. Super wiadomość :) Czekałam z niecierpliwością na Twój powrót i do zdrowia i do pisania :) Naprawdę martwiłam się o Ciebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, na szczęście już jest lepiej, poprawię tylko rozdział, napisze krótkie przypomnienie poprzednich rozdziałów i wstawiam:)

      Usuń