Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

31.10.2018

Rozdział VI - Wampirzy władca Ameryki

   - Oho, zdaje się, że naprawdę dużo się tam zmieniło od twojego wyjazdu – stwierdziła Karolina. Westchnęłam i przyznałam jej rację.
   - Tak to już jest, życie się zmienia, rozwija, kończy, a wampiry to wszystko obserwują.
   - Czy to dlatego nie chciałaś wracać do Francji? Bałaś się, że już nie rozpoznasz własnego domu?
   Powoli skinęłam głową.
   - Skoro przez półtora wieku tak wiele może się zmienić, to po pięćset pięćdziesięciu latach nic już nie będzie takie samo, prawda? Wciąż uważałam Francję za moją ojczyznę, ale czy naprawdę nadal była moja? - Zamyśliłam się.
   - A w końcu tam wróciłaś?
   - Tak. Ale o tym później. Jesteśmy na momencie, gdy ponownie przebywałam w Ameryce, miejscu, w którym straciłam opiekuna, a potem męża. Planowałam znaleźć Arinę, przyjaciół i wyjechać. Niestety, okazało się, że to wcale nie było takie proste...


   Podejrzewałam, że Indianka musiała od jakiegoś czasu śledzić nas i słuchać naszej rozmowy, dlatego wiedziała, kogo szukamy. Patrzyła na nas oczekująco. Trudno mi było określić, z którego plemienia pochodziła. Miała na sobie sięgającą za kolana sukienkę zakończoną frędzlami, a pod nią wąskie spodnie, ozdobione u dołu kolorowym haftem. U góry sukienki miała podobną ozdobę, zasłaniającą dekolt aż do szyi. Włosy splecione w dwa warkocze, a na nogach ciemnoszare mokasyny.
   Uśmiechnęłam się i skinęłam jej głową.
   - Witaj, dziękuję za propozycję. Chętnie skorzystamy z twojej pomocy. Jestem Amanda, a to mój przyjaciel Misza – przedstawiłam nas. Misza skłonił się i również uśmiechnął. Indianka odpowiedziała skinieniem, ale zachowała powagę.
   - Chodźcie za mną.
   Pobiegliśmy za nią w wampirzym tempie. Zatrzymaliśmy się dopiero w Oklahomie, a dokładniej w Górach Ozark, gdzie ukryty wśród gór i lasów znajdował się całkiem spory dom, który co prawda nie wyglądał na pałac, ale też nie mógł być własnością kogoś mniej zamożnego.
   - Tutaj mieszka Lucas? - zdziwiłam się. Kobieta pokręciła głową.
   - Masz na myśli poprzedniego władcę. Zginął, a jego żona opuściła kontynent.
   - Och. - Spojrzałam na nią z zaskoczeniem. - Jak zginął? I kto jest teraz wampirzym władcą Ameryki? - spytałam.
   - Ameryki Środkowej – poprawiła Indianka. - Południowa i Północna należą do innego władcy. Biali ludzie trochę inaczej określają granice niż wampiry – dodała i skinęła na nas, byśmy weszli.
   Przeszliśmy przez kilka sal, zanim znaleźliśmy się w tej właściwej. Mięliśmy dwóch strażników i zobaczyliśmy władcę wampirów. Był Indianinem.
   - Oto Płonąca Strzała.
   Wampir miał długie, czarne włosy, rozpuszczone, a w nich cienki warkocz. Na głowie miał pióropusz i wyglądał jak indiański wódz. Strój również był indiański, choć nieco różnił się od tych, które nosili Saukowie i inne znane mi plemiona. Jednakże, biorąc pod uwagę, ile czasu minęło odkąd po raz ostatni widziałam Indian, zapewne moda indiańska również ulegała zmianom. Ubranie władcy było bogato zdobione, a z szyi zwisało kilka różnej wielkości naszyjników. Siedział ze skrzyżowanymi nogami na podwyższeniu.
   Indianka zwróciła się do niego w nieznanym mi języku, zapewne była to ich rodzinna mowa. Władca przez chwilę przyglądał nam się w milczeniu.
   - Witajcie – powiedział do nas po angielsku.
   - Witaj, wampirzy władco – odpowiedzieliśmy, kłaniając się lekko w wyrazie szacunku.
   - Wampirzy wodzu – poprawił Indianin. Skinęłam głową i pomyślałam, że pewnie w ten sposób indiańskie wampiry chcą podkreślić różnicę między nimi, a białymi wampirami. - Czego potrzebujecie?
    Przedstawiłam nas i krótko wyjaśniłam, że szukam moich przyjaciół, których zostawiłam lata temu w Ameryce. Wolałam nie wspominać o Lucasie; jeśli to on go zabił, ujawnienie, że byłam jego przyjaciółką, mogło być niebezpieczne.
   - Martin Gallant i jego squaw Iskierka zginęli w wojnie Czarnego Jastrzębia, natomiast jego opiekunka i przyjaciel opuścili kontynent – odparł krótko wódz.
   - Martin i Iskierka nie żyją? - zapytałam, mając nadzieję, że się przesłyszałam. - Na pewno zginęli? Jak? Kto ich zabił? Dlaczego?
   - Wrogowie. - Wódz skinął lekko głową. - Byli dzielnymi wojownikami.
   - Och. - Objęłam się ramionami, powstrzymując łzy. Zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczę Martina. Roześmianego, sympatycznego Martina, którego pokochałam, z którym chciałam ułożyć sobie życie, a na koniec zostaliśmy przyjaciółmi. On i kobieta, która została jego żoną, oboje nie żyli i to pewnie już od dawna. - Kiedy zginęli? - spytałam cicho.
   - Pięćdziesiąt siedem lat temu – odparł Indianin.
   Tak dawno. Ponad pół wieku, a ja dopiero teraz poznałam prawdę. Zacisnęłam usta. Później będzie czas na smutek. Teraz musiałam skupić się na przyjaciołach, którzy przeżyli. Poczułam, jak Misza lekko ściska moją dłoń, by dodać mi otuchy.
   - Dokąd wyjechali Szoszannah i Jahmes? - zapytałam.
   - Za wielką wodę. Daleko. - Wampir wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą. Wyglądał na jakieś czterdzieści parę lat. Zanim zdążyłam zapytać o coś jeszcze, zwrócił się do Indianki, która nas tutaj przyprowadziła. - Wyjaśnij im zasady, Mądra Sowo.
   - Oczywiście, wodzu. - Wampirzyca spojrzała na nas. - Macie czas do następnej pełni księżyca, a jeśli zechcecie zostać dłużej, przyjdźcie prosić o pozwolenie. Tutaj możecie sprawdzić granice. - Wskazała na wiszącą na ścianie, dużą mapę całego kontynentu. - Za nimi rządzą inni władcy. U nas nie wolno wam zabijać Indian, chyba że są łowcami. Nie zabijać wampirów. Posilać się tylko białymi ludźmi. Zwierzęta dowolne – dodała, patrząc na mnie. - Nie narażać się łowcom.
   - Nie wspominałam, że piję tylko zwierzęcą krew – powiedziałam niepewnie. Kobieta prychnęła.
   - Wiemy, kim jesteś, gorącokrwista Amando.
   - I to z powodu gorącej krwi Amandy musimy wyjechać przed następną pełnią? - wtrącił milczący dotąd Misza.
   - Na Wielkiego Manitu, nie – odparł wódz, kręcąc głową. - Gdyby gorącokrwista squaw chciała zostać wodzem, wyzwałbym ją i pokonał. - Skrzyżował ramiona na piersi. - Ludzkie blade twarze opanowały nasze ziemie, wyrwały je naszym ojcom, a potomków zagoniły na wyznaczone przez nich tereny. Ale noc należy tutaj do nas, nie do białych. Bladoskóre wampiry są tylko przejezdnymi. Zwykle nie mogą tu przebywać dłużej niż trzy noce. Ze względu na twoją przyjaźń z Wojownikiem Nocy i jego squaw, Iskierką, macie czas aż do następnej pełni.
   - Wojownikiem Nocy? To indiańskie imię Martina? - odgadłam. Wódz skinął głową. Nadal chciałam dowiedzieć się czegoś o okolicznościach śmierci moich przyjaciół, ale uznałam, że wampirzy władca niczego więcej mi nie powie. Wydawał się być oszczędny w dzieleniu się informacjami.
   - Czy ktoś może wiedzieć, dokąd udali się Jahmes i Szoszannah? - spytałam, mając nadzieję, że przynajmniej tego się dowiem.
   - Nie wiemy – odpowiedziała zamiast wodza Mądra Sowa. - Może do rodziny?
   Westchnęłam.
   - Rozumiem. My też wyjedziemy, jak tylko znajdziemy dziewczynkę, która niedawno tu przypłynęła. Nazywa się Arina Malkov. Mam coś, co należy do niej i muszę jej to oddać – wyjaśniłam, by Indianin mnie źle nie zrozumiał. - Czy możesz wskazać mi, gdzie się zatrzymała, wodzu?
   Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę.
   - Dowiem się tego, jeśli coś dla mnie zrobisz.
   - Co mam zrobić?
   Indianin podniósł się powoli, sięgnął do leżącej obok niego skórzanej sakwy i wyjął niewielki obrazek, który okazał się portretem kobiety, bardzo pięknej Indianki. Delikatne rysy twarzy, uroczy uśmiech, radosne, duże oczy i długie czarne włosy, splecione w warkocz.
   - To Namequa, moja narzeczona. Zaginęła trzy miesiące temu. Znajdź ją, a ja znajdę ci Arinę Malkov.
   - Kto ją ostatnio widział i gdzie? - spytałam. - Została porwana?
   Przez twarz wodza przebiegł cień smutku, ale to Mądra Sowa mi odpowiedziała.
   - Z pewnością nie odeszła z własnej woli. Chodźcie, wszystko wam opowiem. - Ruszyła w stronę drzwi. Wódz wziął ode mnie portret i z powrotem usiadł na swoim miejscu. Skinęłam mu głową i razem z Miszą opuściliśmy pokój.
   - Namequa ma potomków, którzy są łowcami, to oni ją porwali – odezwała się Indianka, gdy zatrzymaliśmy się w jednej z sal. Był to niewielki pokój z kominkiem, wyglądającym na nieużywany. Na środku pokoju stał drewniany stół. Mądra Sowa usiadła na krześle przy tym stole i skinęła na nas, byśmy zrobili to samo. Posłusznie zajęliśmy miejsca. - Od kilku miesięcy kontaktowała się z nimi, odkąd uratowała życie jednemu z nich. Kiedy okazało się, że są wśród nich łowcy wampirów, próbowała wynegocjować wygodną dla obu stron umowę. Pewnej nocy poszła do nich i nie wróciła do domu; od tamtej pory jej szukamy.
   - Co powiedzieli ci łowcy? - zapytał Misza.
   - Nic. Zaatakowali nas. Każdy, kto poszedł tam szukać Namequy, zaginął bez wieści. Ale tobie może się udać – zwróciła się do mnie. - Nosisz krzyż na szyi, nie pijesz ludzkiej krwi, nie rozpoznają w tobie wampirzycy. Tu masz drzewo genealogiczne Namequy. - Podała mi kartkę. - Zaznaczyła potomków, z którymi rozmawiała, ale zacznij od Szarego Wilka.
   Spojrzałam na nią z wahaniem.
   - To nie będzie proste...
   - Namequa znała Jahmesa i Szoszannah, przyjaźnili się – dodała. - Jeśli ją odnajdziesz, spytaj o nich.
   - A co się stało z Dorothy, żoną poprzedniego władcy? I nadal nie wiem, jak zginął Lucas...
   - Wyjechała tuż po śmierci męża. Tyle mogę powiedzieć. To jak będzie, spróbujesz nam pomóc? - Spojrzała na mnie uważnie.
   Zerknęłam ponownie w kartkę.
   - Mogę spróbować...
   - Dobrze. Przyjdź tutaj, gdy się czegoś dowiesz. Uratuj moją przyjaciółkę – poprosiła i na jej poważnej twarzy ujrzałam troskę. Martwiła się. Skinęłam głową.
   - Zrobimy, co w naszej mocy – obiecałam.
   Wróciliśmy do gospody długo przed wschodem słońca. Mikkel był już na miejscu i właśnie się pakował.
   - Wyjeżdżasz? - spytałam, zatrzymując się w drzwiach do jego pokoju. Misza zerknął na mnie, po czym uznał, że zostawi nas samych.
   - Tak, przenoszę się dziś do Pensylwanii, mam tam znajomego. Nie zamierzam ryzykować i zostawać zbyt długo w Ameryce Środkowej.
   - Porozmawiam z władcą. Może pozwoli zostać ci dłużej. Ja mogę do następnej pełni. - Zerknęłam na niego. Westchnął i usiadł na łóżku, wpatrując się we mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczami.
   - Ale po co? - zapytał. Zawahałam się. Właśnie, po co chciałam, by zostawał? Przygryzłam lekko wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy naprawdę chciałabym, by ze mną został?
   - Więc zamierzasz... tak po prostu odejść? - zapytałam ostrożnie.
   - Nigdy nie mówiłem, że chciałbym się z kimkolwiek związać. Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła i rozstaniemy się w przyjaźni?
   Poczułam się urażona. Owszem, powinnam się spodziewać po nim czegoś takiego, jednak miałam nadzieję, że pomoże mi w poszukiwaniach, a potem wspólnie zdecydujemy, co do siebie czujemy. Czułam, że coś nas łączy. Najwyraźniej się myliłam.
   Zacisnęłam usta, powstrzymując słowa pretensji. Nie powinnam zachowywać się jak dziecko. Może powinnam docenić jego szczerość. Lepiej, że rozstaniemy się teraz, niż gdybym się w nim zakochała. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do mężczyzn, którzy chcieli ze mną być, dlatego trudno mi było zaakceptować takiego, który nie chciał...
   - Tak, oczywiście – wymamrotałam tylko i wycofałam się do drzwi. - Spokojnej podróży, Mikkelu.
   - Udanych poszukiwań, Amando. - Uśmiechnął się. Zatrzymałam się u progu i odwróciłam.
   - Poszukiwań?
   - Szukasz swoich przyjaciół, prawda? Wspominałaś mi o tym.
   - Troje z nich nie żyje – rzuciłam z żalem i otworzyłam drzwi. Poczułam, jak łapie mnie w pasie.
   - Tak mi przykro, nie wiedziałem.
   Wyrwałam mu się i spojrzałam na niego ze złością. Ujrzałam szczere współczucie w jego oczach i powoli się uspokoiłam.
   - W porządku. Nic się nie stało.
   - Amando... - Próbował złapać mnie za rękę, ale odsunęłam się.
   - Powinieneś już iść, by zdążyć przed wschodem – powiedziałam, odwróciłam się i wyszłam. Nie chciałam, by mnie pocieszał. Weszłam do pokoju, który dzieliłam z Miszą, a po jego minie poznałam, że słyszał przynajmniej ostatnie słowa.
   - Nic nie mów – mruknęłam i zamknęłam drzwi.
   - Nie zamierzałem – oznajmił i wziął mnie za rękę. Usiedliśmy na łóżku. Objął mnie i przytulił. - A teraz możesz się wypłakać. Wiem, jak to jest stracić przyjaciela.
   O tak, wiedział. Zamknęłam oczy i rozpłakałam się w jego ramionach.

   Następnego popołudnia rozłożyliśmy kartkę i prześledziliśmy potomków Namequy. Urodziła się w tysiąc osiemset siedemnastym roku, a przemieniona została w tysiąc osiemset pięćdziesiątym. Miała czterech synów i córkę, urodzonych przed przemianą. Przy najmłodszym synu widniała data 1850; być może ten poród był przyczyną śmierci i przemiany. Szary Wilk był jej wnukiem, obecnie miał trzydzieści lat. Drugi syn miał dwóch chłopców i dziewczynkę, jeden wyjechał, drugiego znała, gdyż jego imię było zaznaczone. Możliwe, że także był łowcą. Kolejnym zaznaczonym imieniem była wnuczka, córka starszego syna. Czwarty ze znanych jej potomków był synem jej brata.
   - Chyba prościej byłoby jednak poszukać tej Ariny – stwierdził Misza.
   - Z pewnością. Ale jeśli Namequa faktycznie wie, dokąd popłynęli Lily i Jahmes, będziemy mogli ruszyć ich śladem.
   - Myślałem, że do Anglii. - Misza spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Gdzie jeszcze mieliby się udać?
   - Jahmes jest Egipcjaninem, a Szoszannah Izraelitką. Wcale nie musieli płynąć do Anglii. A śmierć Lucasa i wyjazd Dorothy w ogóle wydają się być owiane tajemnicą. Poza tym... płynąc do Rosji, straciłam połowę majątku. To, co mam teraz, nie wystarczy na zbyt długo. Erik zostawił wystarczająco wiele klejnotów i drogocennych kamieni, ale były pod opieką moich przyjaciół. Wątpię, by zabrali je ze sobą, raczej gdzieś ukryli i zostawili komuś wiadomość dla mnie. Jak na razie wiemy tylko o jednej osobie, która przyjaźniła się z nimi, a władca raczej nic nam nie powie.
   - Czyli musimy uratować tę Indiankę – podsumował Misza.
   - Owszem. O zmroku pójdę do Szarego Wilka – postanowiłam, zerkając na adres wypisany pod jego imieniem.
   - I co zrobisz, spytasz o Namequę? - Misza uniósł brwi. - A on ci od razu powie, gdzie jest i jak ją uwolnić?
   - Nie musi, wystarczy, że o niej wspomnę, a resztę zobaczę w jego oczach – wyjaśniłam.
   - To nie jest dobry pomysł. Jeśli o niej wspomnisz, zorientuje się, że jesteś wampirzycą.
   - Niekoniecznie. Wiesz, kim był mój mąż? Nicolas Derbyshire?
   - Łowcą wampirów. Ale to było chyba dość dawno, prawda?
   - Tak, ale nadal mam sztylet łowcy. To ich przekona, że jestem jedną z nich.
   - A jeśli nie?
   - To pójdziesz do wodza wampirów i powiesz, że mi się nie udało.
   Misza pokręcił głową.
   - Myślisz, że przyjdą ci z pomocą?
   - Nie wydaje mi się. Ale możesz mi wierzyć, potrafię radzić sobie z łowcami. - Wstałam, wyszłam do drugiego pokoju, przyległego z naszym i przebrałam się w wygodną suknię z tuniką, na niej zapięłam pas z bronią, a na ramiona zarzuciłam płaszcz. Włosy splotłam w warkocz i przerzuciłam przez ramię. Pozostało mi czekać na zmrok.
   - A co ja mam robić w tym czasie? Powinienem pójść z tobą!
   - Nie, w żadnym wypadku – zaprotestowałam. - Mogą być podejrzliwi. Nie chcę, byś został poparzony święconą wodą.
   Misza zacisnął zęby, ale musiał uznać moje racje. Uśmiechnęłam do niego uspokajająco.
   - Nie martw się, to prosty plan. Najwyżej niczego się nie dowiem. Przecież nie strzelą mi kołkiem w serce na powitanie, prawda?

16 komentarzy:

  1. Ależ mi teraz smutno jak przeczytałam o Martinie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miarę tak. Ogólnie rzadko kiedy nie jest mi smutno, gdy ktoś ginie. Choć było by gorzej gdyby to Szoszannah była martwa.

      Usuń
    2. Szoszannah jest bezpieczna;)

      Usuń
  2. Strzelą! Na bank strzelą!

    Mam mgliste wspomnienia, że nie lubiłam Martina. W sumie to nie jest mi go szkoda. Chyba bardziej mi żal Szoszannah, że najpierw straciła opiekunkę, potem męża, a teraz podopiecznego. Nie ma szczęścia dziewczyna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze los się do niej uśmiechnie;)

      Usuń
    2. Może... W każdym razie śmierci Erika nadal Ci nie wybaczyłam... :P

      Usuń
    3. Ja też nie i to pomimo tego, że rozumiem czemu musiał zginąć to jest po prostu niewybaczalne :D

      Usuń
    4. Tyle lat temu to było a wy nadal o to obrażone?XD

      Usuń
    5. Oczywiście! I ja NIE ROZUMIEM czemu musiał zginąć!

      Usuń
    6. Gdyby Erik nie zginął, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej - Amanda nie miałaby męża pirata, nie spotkałaby Gowana, nie podjęłaby wielu ważnych decyzji, a w efekcie zakończenie powieści też by musiało być inne. On musiał zginąć i już. Ale przynajmniej zaznał szczęścia z Szoszannah. W pierwotnej wersji, kiedy jeszcze nie było Lily, nie miał żony, więc i tak zmieniłam ile mogłam, żeby było lepiej;P Widzicie, jaki wpływ na powieść mają czytelnicy?:D

      Usuń
  3. Znając szczęście Amandy, pewnie spróbują strzelić ;)
    Hm, tak smutno czytać, że niektórzy bohaterowie nie żyją. Może Martina nie uwielbiałam jakoś, ale mimo wszystko...
    A co do Szczypty Magii - na każdej przeglądarce wywala mi tę stronę, znaczy - załaduje się, po czym zamiga i robi się biała... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpisz https:// przed adresem. Jak wybierasz z linku lub z historii wyszukiwania to może wywalić bo bez https są niezabezpieczone strony i antywirus nie pozwala wejść.

      Usuń
    2. mam to w zakładce :) faktycznie pomogło, to idę nadrabiać :)

      Usuń
    3. To super, bo już się martwiłam, że coś jest nie tak;)
      Ps. dzięki Tobie na Szczypcie Magii jest nowy rozdział:)

      Usuń