Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

30.09.2018

Rozdział V - Niedokończony pojedynek

   - Mam nadzieję, że ten uparty wampir nie umiał pływać – stwierdziła Karolina. Roześmiałam się.
   - Na to akurat nie liczyłam. Ale nie widziałam innego wyjścia, jeśli bym przegrała, nie dość, że musiałabym wypić ludzką krew, to w dodatku nikogo bym nie ocaliła.
   - I co, w wodzie udało ci się go pokonać?
   - No, cóż... to nie było takie proste. Szczególnie, że oboje byliśmy ranni i w momencie wpadania do wody, nadal krwawiliśmy. Niestety, o tym nie pomyślałam...


   Poczułam chłód wody i gdybym była człowiekiem, pewnie bym się zachłysnęła, może nawet wpadła w panikę. Płynęliśmy w końcu przez Ocean Atlantycki, na horyzoncie nie było już widać lądu. Ale byłam wampirem, więc po prostu przestałam oddychać i wynurzyłam się na powierzchnię, wciąż mocno trzymając w ręku szablę. Rozejrzałam się za Mikkelem.
   Mój przeciwnik wylądował blisko mnie i również nie wypuścił broni. Sądziłam, że będzie zły, ale ujrzałam rozbawienie na jego twarzy.
   - Widzę, że postanowiłaś urozmaicić pojedynek – zawołał i zaczął płynąć w moją stronę. Bez wahania ruszyłam na niego, starając się dosięgnąć szablą jego szyi, a jednocześnie sama uniknąć ran.
   Minęliśmy się i zawróciliśmy. Jak na razie, żadnemu z nas nie udało się zaatakować. Walka w wodzie nie była taka prosta. Zbyt duży opór, by wykonywać błyskawiczne ruchy, do których się przyzwyczaiłam. Zerknęłam przelotnie w górę; przy burcie stały wampiry, w tym Misza. A ludzie uwięzieni pod pokładem, niewinni marynarze i pasażerowie, liczyli na mnie. Zacisnęłam usta i rzuciłam się w stronę Mikkela.
   Nie zdołał mnie drasnąć, ale udało mu się chwycić mnie za rękaw i pociągnąć pod wodę. Skrzyżowaliśmy szable. Czułam się, jakbym walczyła w zwolnionym tempie, zaplątana w mokre ubrania, hamujące każdy mój ruch. Jedynym pocieszeniem było to, że Mikkel z pewnością czuł się tak samo. Nasze szanse były wyrównane.
   Zamachnął się ponownie, ale udało mi się zasłonić szyję drugą ręką. Z nadgarstka popłynęła krew. Próbowałam ciąć go w nogę, lecz tym razem zrobił unik. Zamachnęłam się ponownie, ale zamiast się bronić lub zaatakować, nagle się wynurzył. Zrobiłam to samo.
   - Amando, wracamy na pokład! - zawołał, gdy nasze głowy wystawały już nad powierzchnię wody. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zrozumiałam, co wytrąciło go z równowagi.
   W naszą stronę płynął rekin.
   Miał ponad trzy i pół jarda długości oraz granatowo-niebieskie ubarwienie na grzbiecie. Wyglądał groźnie, szczególnie, gdy w wodzie błysnęły ostro zakończone zęby. Dopiero teraz zorientowałam się, że krwawię i to najprawdopodobniej zwabiło tę drapieżną rybę.
   Jednocześnie z Mikkelem odbiliśmy na boki. Rekin wpłynął między nas, a potem skierował się w moją stronę.
   - O widzisz, masz okazję upolować dużą rybę! - usłyszałam wołanie duńskiego wampira.
   - Jeszcze nie jestem aż tak głodna – mruknęłam i zaczęłam płynąć w stronę statku, ale rekin był za szybki. Zanurkowałam i znalazłam się pod nim. Minął mnie, lecz zawrócił i ponownie ruszył w moją stronę. Zacisnęłam mocno usta i znów zanurkowałam pod morskiego drapieżnika.
   Zaatakowałam go szablą od dołu, skupiając się na skrzelach. Gdybym je przecięła, byłoby po nim, lecz tylko go drasnęłam, gdyż zmienił pozycję i o mało nie dosięgnął mnie zębami. Bez problemu mógłby odgryźć mi nogę, a nawet pociąć na kawałki. Po czymś takim raczej bym się nie pozbierała. Ścisnęłam mocniej broń, wiedząc, że nie mogę wpadać w panikę. To tylko duża ryba, a ja byłam przecież wampirzycą.
   Przepłynęłam wokół niego i wynurzyłam się. Nim ponownie zanurkowałam, zdążyłam jeszcze zobaczyć Mikkela, który nie skorzystał z tego, że ryba zajęta była mną, by wrócić na statek, lecz wskoczył na jej grzbiet i wbił w niego szablę. Rekin zrzucił go w następnej chwili, ale udało mi się wykorzystać sytuację. Zanurzyłam się pod drapieżnikiem i przeciągnęłam swoją szablą, przecinając mu skrzela.
   Rekin rzucał się przez chwilę, dobiliśmy go wspólnie z Mikkelem. Potem wynurzyliśmy się na powierzchnię. Spojrzałam na wampira. Skinął mi głową, a potem wskazał głową na ocean.
   - Krew może zwabić ich więcej – zawołał do mnie. - Zawrzyjmy tymczasowy rozejm i wracajmy na statek.
   Zgodziłam się z nim, nie miałam ochoty na walkę z kilkoma rekinami jednocześnie.
   Wróciliśmy na pokład. Misza wyglądał na wystraszonego moją nieoczekiwaną przygodą, ale uspokoiłam go, że nic mi nie jest. Spojrzałam na Mikkela, który oddał broń jednemu ze swoich towarzyszy i ruszył w stronę kajut.
   - Zaczekaj! - zawołałam za nim. - Co z naszym pojedynkiem?
   - Będziemy musieli przełożyć go na kiedy indziej, łącznie z warunkiem, że nie wskakujemy w trakcie do wody – rzucił w moją stronę i zszedł pod pokład. Pobiegłam za nim, musiałam przy tym przytrzymać ciężki, mokry dół sukienki.
   - Ale do tego czasu powstrzymacie się z gryzieniem niewinnych ludzi?
   Zerknął na mnie i przewrócił oczami.
   - Aleś ty uparta. Nie wygrałaś pojedynku, więc nie, nie spełnię jego warunków.
   - Ale ty też nie wygrałeś!
   - Dlatego nie musisz pić ludzkiej krwi. - Wszedł do swojej kajuty. Prychnęłam i weszłam za nim.
   - Zatem przebierzmy się i dokończmy go dziś albo wstrzymajcie się z zabijaniem do jutra – zażądałam. Spojrzał na mnie.
   - Czemu aż tak bardzo ci zależy? Ci ludzie umrą i tak, prędzej czy później. Ktoś może ich zabić już w porcie. Mogą mieć wypadek. Mogą dostać jakiejś nagłej, ludzkiej choroby. Czemu tak bardzo nie chcesz, by ich życie zakończyło się akurat w czasie tego rejsu? - Zdjął koszulę i rzucił niedbale na podłogę. Podniosłam wzrok i musiałam przyznać, że było na co popatrzeć. Sięgnął po ręcznik i podał mi drugi. Wzięłam go, wytarłam szyję i włosy, przeczesałam je ręką i odrzuciłam w tył. Kącik jego ust uniósł się w uśmiechu. - Jeśli chcesz się pozbyć mokrych ubrań to śmiało, nie krępuj się.
   Dobrze, że byłam wampirzycą, inaczej na pewno bym się zarumieniła. Uniosłam brwi i oddałam mu ręcznik.
   - Czy to, że ludzie umierają, ma sprawić, że będę obojętna na ich zupełnie niepotrzebną śmierć? - Wróciłam do tematu. - Owszem, oni umrą. Każdy kiedyś umrze. My pewnie też, w końcu nie jesteśmy nieśmiertelni, jedynie długowieczni. Ale każdy ma prawo przeżyć swoje życie i nie skończyć go tylko dlatego, że jakiś wampir nudzi się podczas rejsu.
   Zrobił krok w moją stronę. Sięgnął ręką do klamki i zamknął drzwi kajuty, nie spuszczając ze mnie wzroku. Był tak blisko, że czułam jego oddech, a moje serce przyspieszyło.
   - Mikkel, przemyśl to, nie musisz...
   - Przemyślę – przerwał mi nagle. - Może nawet dojdziemy do jakiegoś kompromisu. Może faktycznie nie musimy zabijać całej załogi – powiedział powoli, z namysłem.
   - Naprawdę? - ucieszyłam się. Wampir przeniósł wzrok na moje usta.
   - Tak, naprawdę się nad tym zastanowię. Później. Zdaje się, że jesteśmy na podobnym poziomie walki, dobrze też nam idzie wspólne zabijanie. Najchętniej sprawdziłbym, czy równie dobrze pójdzie nam wspólne robienie innych rzeczy.
   - Jakich rzeczy? - zapytałam, w zasadzie to niepotrzebnie, bo w następnej sekundzie zrozumiałam, o czym mówił. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jego niebieskie oczy.
   - Na przykład takich – odpowiedział, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
   Nie był to romantyczny, delikatny pocałunek, lecz namiętny, pełen ognia. Nawet nie byłam zaskoczona. Już od chwili, gdy zamknął drzwi, przeczuwałam, do czego to może zmierzać, a jednak nie miałam ochoty temu zapobiec. Wręcz przeciwnie; coś mnie ciągnęło do tego wampira, jakby na przekór temu, kim był i co robił.
   Obejmował mnie w pasie. Położyłam dłoń na jego nagiej piersi. W następnej chwili znalazłam się przy ścianie, a pocałunki Mikkela stały się coraz bardziej żarliwe. Wiedziałam, że mam tylko jedną szansę, by się wycofać. Może powinnam. Problem w tym, że nie chciałam.
   „A co mi tam”, pomyślałam. Objęłam go za szyję i poddałam się namiętności. A chwilę później znaleźliśmy się na jego łóżku.

   Nie wiedziałam, jak długo leżeliśmy obok siebie, ale wampirze przeczucie mówiło mi, że zbliża się świt. Byłam pewna, że Misza jest w naszej kajucie. Spojrzałam na mokre jeszcze ubrania, leżące na podłodze, ale Mikkel uprzedził moje zamiary.
   - Zostaw, zaraz dam ci coś mojego. - Wyciągnął dłoń i przesunął po moim policzku. Uśmiechnęłam się i zgodziłam na takie rozwiązanie.
   Ubrana w przyduże na mnie rzeczy, pomknęłam do swojej kajuty. Misza leżał w otwartej trumnie. Posłał mi dziwne spojrzenie. Wbrew sobie poczułam ukłucie wstydu, gdy zdałam sobie sprawę, jak to wygląda.
   - Chyba nie do końca taki rodzaj pojedynku miałem na myśli – skomentował mój towarzysz.
   - To wszystko przez tego rekina – mruknęłam. - Ale Mikkel obiecał, że się zastanowi nad moją propozycją, by nie zabijać wszystkich niewinnych ludzi na statku – wyjaśniłam i otworzyłam swoją trumnę.
   - Zdaje się, że użyłaś przekonujących argumentów. - Przesunął po mnie wzrokiem. Pokręciłam głową i odwróciłam wzrok.
   - To przecież nie tak. Po prostu... jakoś tak wyszło. - Wzruszyłam ramionami. - Jutro z nim porozmawiam. Może jednak uda mi się ocalić tych ludzi. Dobranoc, Misza.
   - Dobranoc – mruknął mój przyjaciel i zamknął trumnę.

   Nie wiedziałam do końca, co czuję do Mikkela. Jego pocałunki, dotyk, a nawet uśmiech wywoływały we mnie przyjemne dreszcze, a nasz romans trwał do końca rejsu. Wampir zgodził się nie zabijać wszystkich; pod koniec podróży posilili się każdy po jednym człowieku, a reszta ludzi miała pozostać pod pokładem, gdy my już opuścimy statek. Więcej nie udało mi się wynegocjować.
   Misza stał się wyjątkowo małomówny, jakby uważał, że niepotrzebnie aż tak spoufalam się z kimś, kto nie wahał się zabijać niewinnych ludzi. Nie powiedział tego wprost, ale nietrudno było mi to stwierdzić po jego zachowaniu. Częściowo miał rację, ale ja miałam nikłą nadzieję, że może wpłynę na Mikkela i dzięki temu spojrzy on nieco inaczej na ludzi. Nie tylko jak na pożywienie, ale jak na żywe istoty, których nie powinno się zabijać dla rozrywki.
   W końcu na horyzoncie ujrzeliśmy ląd. Oto, po stu pięćdziesięciu czterech latach, wróciłam do Ameryki.

   Port w Savannah powstał dwa lata przed moim wypłynięciem z Ameryki, jednak wyglądał teraz nieco inaczej. Oczywiście zmiany są nieuniknione, a przez te wszystkie lata jako wampirzyca zdążyłam już się do tego przyzwyczaić. Dowiedziałam się, że miasto przeżyło dwa pożary i epidemię żółtej febry, a obecnie słynęło z przemysłu bawełnianego.
   Na miejsce dotarliśmy tuż po zmroku. Do brzegu dobiliśmy w szalupach, razem z całym naszym dobytkiem. Wampiry i ich służba porzucili statek z ocalałymi ludźmi pod pokładem. Mikkel stwierdził, że ktoś się nim szybko zainteresuje, ale wtedy wszyscy będziemy już daleko.
   Zatrzymaliśmy się w jednej z gospód w Savannah, która oferowała wolne pokoje. Tam zostawiliśmy nasze rzeczy. Ja i Misza, tak samo jak w Danii, podaliśmy się za rodzeństwo. Mikkel gdzieś wyszedł, zanim zdążyłam go zapytać, co dalej zamierza. Misza potrzebował posiłku, zatem wyszliśmy na ulice miasta.
   Dopiero po godzinie krążenia po najciemniejszych zaułkach udało mu się znaleźć odpowiednio złego człowieka. Gdy się posilił, ruszyliśmy na północny wschód, do Jamestown.
   Nie mogłam się doczekać, kiedy znów zobaczę Szoszannah i Jahmesa. Jednak im bliżej byłam, tym bardziej się niepokoiłam. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie dziwiło mnie, że okolica została rozbudowana, lasy wycięte, a mnóstwo znanych mi budynków zostało zastąpionych innymi. Inna była także atmosfera. Kiedy wyjeżdżałam, wśród kolonistów panował niepokój, a obecnie najwyraźniej czuli się bezpieczni. Przede wszystkim, nie było tu Indian. Koloniści uważali się za prawowitych mieszkańców i nie drżeli ze strachu przed rdzennymi Amerykanami, a plemiona – jak się później dowiedziałam – zostały wysiedlone daleko na zachód, na Terytorium Indiańskie.
   Zatrzymałam się w miejscu, gdzie powinien stać dom Lily i Jahmesa, ale się zawiodłam. Został zburzony. Na miejscu domu, w którym mieszkałam z Martinem, stał jakiś urząd. Tam, gdzie został spalony dom mój i Inyana – razem z moim mężem – wybudowany był dom mieszkalny. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zapukać i nie sprawdzić, kto tam mieszka, ale dochodziła już północ, więc zrezygnowałam.
   - Tutaj mieszkałaś, prawda? - zapytał Misza. Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z zamyśleniem.
   - Tak. Ale mojego domu nie było już kiedy wypływałam z Ameryki. Natomiast domy moich przyjaciół powinny tutaj stać. - Westchnęłam. - Pewnie przeprowadzili się w inne miejsce.
   - Albo wyjechali – dodał Misza. - Mówiłaś, że już od dawna ci nie odpisywali.
   - Tak, to prawda. Chodź. - Odwróciłam się i pobiegłam w stronę domu Lucasa i Dorothy. - Pora zgłosić się u władcy wampirów.
   Ujrzawszy ich rezydencję – kiedyś majestatyczną, dziś, przy nowoczesnych budowlach, nieco przestarzałą – poczułam ulgę. Jak się okazało, przedwczesną. W rezydencji władcy nikogo nie było. Mało tego, wyglądało na to, że nikt tam od dawna nie mieszkał. Zrezygnowana, wyszłam i usiadłam na schodach. Misza oparł się o barierkę, ale słysząc niebezpieczne trzeszczenie, odsunął się i rozejrzał dookoła.
   - Zatem oni też się przeprowadzili. Co teraz, Amando?
   Wstałam i powoli ruszyłam z powrotem w stronę portu.
   - Wracamy. A jutro poszukamy wampirzego władcy.
   - Mogę zaprowadzić was do niego jeszcze dziś – usłyszałam za plecami, a gdy się odwróciłam, stanęłam naprzeciwko indiańskiej wampirzycy.

4 komentarze:

  1. Witaj ponownie, zaczynałam już tęsknić :)
    Warto było czekać na fajny rozdział. Takiego rozstrzygnięcia pojedynku nigdy bym nie przewidziała. Równie zaskoczona jestem brakiem wampirów. To naprawdę ciekawostka, że władca zmienił siedzibę i teraz będzie mnie gryzło co tam się wydarzyło :) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydarzyło się sporo, w końcu minęło wiele lat od jej wyjazdu;)

      Usuń
  2. Ach, cudownie, że wróciłaś :) Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze? :)
    Podobnie jak Agata, jestem naprawdę zaskoczona efektem pojedynku. Bo rekinów to bym się spodziewała, ale romansu jako negocjacji to nie ;) Cóż, czekam dalej, by dowiedzieć się cóż to za zmiany nastały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko dobrze, dziękuję;)
      Ps. Czytasz jeszcze Szczyptę magii?

      Usuń