Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

11.11.2016

Rozdział XIV - Bal u Cruela

   Drgnęłam, gdy usłyszałam nadjeżdżający samochód, ale minął nasz dom i pojechał dalej. Za chwilę miał wrócić mój mąż, a mimo że rozstanie nie było długie, już za nim tęskniłam.
   - Trochę to zajmie, zanim tu dotrą – powiedziała Karolina, słusznie domyślając się powodów mojego zachowania. Uśmiechnęłam się do niej.
   - Tak, wiem, ale nigdy nie należałam do cierpliwych osób...
   - Jak ja cię dobrze rozumiem. - Karolcia posłała mi ciepły uśmiech.
   - W takim razie nie będę nadwyrężać twojej cierpliwości – stwierdziłam z rozbawieniem i powróciłam do opowiadania.


   Razem z Juanem, Ianirą i pozostałymi wampirami wróciliśmy do Perm. Na szczęście nikt z naszych przyjaciół nie zginął, a rany szybko się im zagoiły. Juan oznajmił, że jest z nich dumny, a ja podziękowałam wszystkim za pomoc.
   Nie wiedziałam, jak daleko udało się uciec Ryanowi i czy najstarszy go nie schwytał. Miałam nadzieję, że jednak uda mu się ukryć i Gowan w końcu da sobie spokój z poszukiwaniami.
   Po Krwawych Fanatykach również ślad zaginął. Być może Gowan rozprawił się z pozostałymi członkami organizacji, albo po prostu ukryli się, przyczaili gdzieś, by nie zwracać na siebie jego uwagi i dalej knują przeciwko niemu. Tak czy inaczej, nie próbowali znowu mnie atakować.
   Byłam ciekawa, co się stało z Raisą, która wyskoczyła z łodzi z fałszywym goshenitem i od tamtej pory jej nie widziałam. Jej kwestia wyjaśniła się tydzień później, gdy przybyliśmy do Corneliusa. Wezwał wszystkie wampiry, by ogłosić, że bierze pod opiekę pewną wampirzycę i nie wolno nikomu jej skrzywdzić.
   Ową wampirzycą była oczywiście Raisa.
   Stała dumnie obok Cruela w purpurowej sukni, z nieprzyzwoitym na ówczesne czasy dekoltem i trzymała władcę Rosji za ramię. Miałam ochotę parsknąć śmiechem.
   - Trafił swój na swego – stwierdziła Ianira. Juan wydawał się zadowolony.
   - Jeśli ktoś ma sobie poradzić z tą wariatką, to tylko Cornie – stwierdził. - Wreszcie mogę odetchnąć od jej natarczywości.
   - Tak, świetnie się dobrali – przytaknęłam i spojrzałam na przyjaciela. - Ciekawe, skąd wpadła na pomysł, żeby poprosić go o ochronę...?
   Juan tylko uśmiechnął się tajemniczo.
   - Mniejsza o szczegóły, ważne, że mam ją z głowy.
   Nie mogłam się z nim nie zgodzić.

   Koniec XVIII wieku i prawie cały XIX spędziłam w Rosji. Miasteczko Perm, a od tysiąc siedemset osiemdziesiątego pierwszego roku już miasto, zaczęło się rozrastać, ja również dostałam własny dom. Ludzie się zmieniali, dzieci rosły, odchodziły lub przyprowadzały kogoś z zewnątrz, potem to samo robiły ich dzieci. Tylko my się nie zmienialiśmy. My i zasady, które rządziły miasteczkiem. Czasy pełne były ludzkich bitew, na terenach Rosji trwały wojny, najpierw z Francją, potem powstanie rewolucjonistów nazwanych „dekabrystami”, a w połowie XIX wieku wojna z Turcją, popieraną przez Anglię i Francję. Wampiry rzadko brały w nich udział, chyba że w celach konsumpcyjnych, by – jak to twierdzili niektórzy – krew umierających na polu bitwy żołnierzy się nie zmarnowała.
   Co prawda bitwy odbywały się głównie na zachodzie kraju, ale skutki docierały również do Perm. Przede wszystkim pobory do carskiej armii. Wcielony żołnierz pełnił służbę dożywotnio, pod koniec XVIII wieku dwudziestopięcioletnią. Jeśli został zabity, zmarł na skutek choroby lub zbiegł, dana liczba zagród, z której go wybrano, musiała dostarczyć następnego rekruta. Wykorzystując fakt, że mieszczaństwo miało większe prawa niż chłopi, Juan załatwiał zwolnienia lub zastępstwa. W efekcie nikt z Perm nie został wcielony do armii, choć w dokumentach z pewnością było zupełnie co innego. W późniejszych latach było to znacznie prostsze, gdyż wystarczyło wpłacić określoną kwotę, by wykupić się od służby w carskiej armii.
   W drugiej połowie XIX wieku nie wszyscy mieszkańcy Perm, całkiem sporego już miasta, znali prawdę o nas. Wiara w wampiry, tak silna w średniowieczu, słabła przez wieki i w końcu wrzucono ją między mity. Jedynie ludzki burmistrz i członkowie rady znali prawdę, współpracowali z nami i trzymali wszystko w sekrecie. Pozostali, szczególnie starsi ludzie, na pewno wiedzieli, kim jesteśmy, ale było to wtedy coś, o czym się głośno nie mówiło.
   Czasem chodziłam na spotkania z burmistrzem. Rozmawiałam z wtajemniczonymi, odpowiadałam na ich pytania. Ponieważ w całym mieście tylko ja żywiłam się wyłącznie zwierzęcą krwią, nie budziłam w ludziach takiego lęku jak inne wampiry.
   Nazywano nas nocnymi strażnikami Perm. Dbaliśmy o miasto i o jego mieszkańców, a oni dbali o nas. Gdy do Perm przybywał łowca, burmistrz zapraszał go na spotkanie i przekonywał, że nie ma tu nic do roboty. Bywali tacy, którzy nie dowierzali. Tymi w końcu zajmował się Juan i pozostałe wampiry.
   Myślałam o mojej podróży do Anglii, Ameryki, może nawet do Francji, ale na razie mi się nie śpieszyło. Pisałam listy do Amelii i dowiedziałam się, że Johanna w końcu wróciła do domu. Annice została w Transylwanii. Pisałam również do niej, ale nigdy nie dostałam odpowiedzi. Co prawda z powodu wojen komunikacja mogła być utrudniona, ale wampiry zawsze znalazły sposób na przekazanie wiadomości. Szczególnie, jeśli miałam czym za nią zapłacić.
   To był kolejny problem. Połowa mojego majątku została na dnie oceanu, ewentualnie ktoś go sobie przywłaszczył, ale tego nigdy się już nie dowiedziałam. Reszta była w Ameryce. Ianira i Juan przekonywali, że nie muszę przejmować się pieniędzmi, ale nie chciałam ciągle z nich korzystać. Trzykrotnie posyłałam po moje rzeczy w Ameryce, jednak okazało się, że nie było to takie proste. Mimo że komunikacja w Europie nie sprawiała większego problemu, to z Ameryki przez długi czas nie docierały żadne wieści.
   Przez te lata spędzone w Rosji nauczyłam się dobrze władać językiem rosyjskim, poznałam zwyczaje i tradycje Rosjan. Dużo też czytałam, gdyż Ianira lubiła książki i miała sporą biblioteczkę w domu. Pomagałam jej nabywać nowe powieści, szczególnie że XIX wiek był złotym wiekiem dla literatury rosyjskiej. Co prawda nie byłam aż tak zafascynowana książkami jak Ianira, ale lubiłam patrzeć, jak biblioteczka rośnie i w końcu musiałyśmy powiększyć pokój, by zrobić więcej miejsca na nowe pozycje. Pewnego razu moja rodaczka wpadła na pomysł, by udostępnić bibliotekę innym wampirom i wkrótce książki Ianiry były słynne w całej Rosji.
   Mój dom był dużo mniejszy od rezydencji Juana i Ianiry, ale nie potrzebowałam większego. Uznając, że powinnam się czymś zająć i może zarobić na swoje utrzymanie, zorganizowałam w nim coś w rodzaju nocnej szkoły. Uczyłam języków: angielskiego i francuskiego. Pomysł poddała mi Bianca, która z kolei nauczała włoskiego. Początkowo miałyśmy niewiele chętnych, ale gdy wieść się rozniosła wśród wampirów, mogłyśmy nawet utworzyć kilka grup. Dzięki temu poznałam wampiry spoza miasta i utrzymywałam z nimi kontakty, nawet po zakończeniu nauki.
   W ten sposób mijał mi czas w Rosji i zanim się spostrzegłam, kończyło się już kolejne stulecie, a wraz z nim nadeszły zmiany również w moim życiu.
   A wszystko zaczęło się w tysiąc osiemset osiemdziesiątym dziewiątym roku, gdy Cornelius wyprawił wampirzy bal.

   Bale nie były rzadkością u wampirów. Wyprawiali je głównie władcy, ale do tej pory unikałam ich starannie. Domyślałam się, że bale Cruela były bardzo krwawe i zapewne umierało na nich sporo ludzi. Ostatnie, na co miałam ochotę, to oglądać rzeź. A jednak w końcu, za namowami Biancy, zgodziłam się uczestniczyć w takim przyjęciu.
   - Tam nie ma żadnych rzezi, to nie średniowiecze – przekonywała mnie. - Co prawda nie zostałam nigdy dłużej niż do północy, ale gdyby bale zawsze kończyły się śmiercią masy ludzi, to w końcu łowcy by się zorientowali, prawda? Władca jest ostrożny. Pijemy krew wyłącznie z kieliszków.
   - Ale skądś się musi w tych kieliszkach brać – mruknęłam.
   - Przynoszą ją wampirzy służący.
   - A oni biorą ją od ludzi.
   - Ja też piję krew od ludzi. Zamiast z ich szyi w ciemnym zaułku, napiję się z kieliszka na balu.
   Westchnęłam i zrezygnowałam z przekonywania jej, że to nie jest to samo, bo gdy zabija, widzi, kto jest ofiarą, a kiedy ktoś inny podaje jej krew, nie ma pojęcia, czy to nie jest jakaś niewinna osoba, po której bliscy będą rozpaczać. Uznałam, że skoro i tak nie będę pić tej krwi, to nie mam zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Przecież nie wpadnę na bal i nie zacznę szukać ludzi, z których wampiry piją krew. Pomijając fakt, że i tak bym ich pewnie nie znalazła, to uwolnienie ich rozwścieczyłoby nie tylko Cruela, ale także inne wampiry. I nic by to nie zmieniło. Ludzie nadal będą umierać, by nasza rasa mogła żyć.
   Poza tym, skąd mogłam mieć pewność, że ofiary naprawdę były niewinne? Nie miałam zamiaru ratować morderców. To prawda, byli ludźmi i pewnie mieli szansę się nawrócić, ale już dawno porzuciłam wątpliwości. Wampiry muszą pić krew. Nie każdy jest w stanie żyć wyłącznie na zwierzęcej. Zabijając zbrodniarzy, ułatwiają, a może i ratują życie niewinnych. I tak było w porządku.
   Przynajmniej z punktu widzenia wampirzycy, którą byłam.
   Z zamyśleń wyrwało mnie przybycie Ianiry, która również wybierała się na bal. Ponieważ nie miałam żadnej nadającej się na takie przyjęcie sukni, przyjaciółki rozpoczęły intensywne poszukiwania w swoich garderobach. W godzinę dobrały mi piękną i pasującą na mnie suknię.
   Miała błękitny kolor, góra składała się z ciasnego gorsetu, który pewnie utrudniałby mi oddychanie, gdybym nie była wampirzycą. Na szczęście sztywne suknie z rogówką, jakie noszono jeszcze sto lat temu, powoli zmieniały się na bardziej naturalne, choć nadal mało wygodne. Zgodnie z panującą modą, linia pasa sięgała niemal pod biust, a dół sukni spływał luźno do samej ziemi. Z tyłu tworzyła niewielki tren. Rękawy sukni były obcisłe i długie, zakończone ozdobami z pereł, które zdobiły także górę sukni i zakończenie dołu. Do tego miała wycięcie, nieco zbyt głębokie jak na mój gust, zatem na szyję założyłam perły. Miałam nadzieję, że odwrócą uwagę od dekoltu. Na szczęście krzyżyk miał długi sznurek i mogłam go swobodnie ukryć pod suknią. Na koniec założyłam wygodne, jasne buty. Przyjaciółki twierdziły, że wyglądam znakomicie. Żałowałam, że nie mogłam zobaczyć się w lustrze.
   Ianira i Bianca założyły suknie z podobnym krojem. Strój Ianiry miał ciemnozielony kolor, a Bianca wybrała jasnobrązową suknię. Ianira rozpuściła włosy, spinając częściowo do tyłu, co utworzyło burzę rudych loków. Ja zupełnie rozpuściłam włosy, wpinając w nie perłowy grzebień, a Bianca swoje spięła w elegancki kok.
   Mężczyźni również wyszykowali się na bal. Przede wszystkim długie, obcisłe spodnie, modne w Europie fraki, koszule i płaszcze. Na balu okazało się, że współczesna moda europejska nieco odbiega od rosyjskiej; niektórzy nosili typowe dla Rosjan, długie do kolan koszule z lnu lub bawełny o prostym kroju, przewiązane sznurkiem, a na piersiach kołysały się złote łańcuchy.
   Bal odbywał się w największej sali w zamku, przygotowanej specjalnie w takim celu. Ściany pokryte zostały lustrami, co podobno było bardzo modne nie tylko u wampirów i dawało złudzenie nieograniczonej przestrzeni. W każdym rogu sali stało po dwoje służących-wampirów, podających gościom kieliszki. Gdy krew się kończyła, wychodzili, a opuszczone miejsca zastępowali kolejni.
   Cornelius witał gości z Raisą u boku. Dziś miała na sobie intensywnie zieloną suknię ozdobioną różami u dołu i przy dekolcie, z wyszywanymi wzorami róż, do tego oczywiście naszyjnik ze złotą różą. Ciemne włosy upięte miała w elegancki kok, a w nich czerwieniła się kolejna, największa róża. Z tego co wiedziałam, kazała się nazywać Czerwoną Różą – Krasnaja Roza.
   Po powitaniu podeszła do nas wampirzyca z kieliszkami. Chyba jako jedyna odmówiłam poczęstunku, ale zdaje się, że nie przewidziano posiłku dla wampirów na diecie zwierzęcej.
   Kwadrans później rozpoczęły się tańce. Jako pierwszy zatańczył oczywiście władca z partnerką. Po chwili dołączyli pozostali goście. Jose poprosił Biancę, a Juan podał dłoń Ianirze. Przyjaciółka spojrzała na mnie niepewnie, ale zapewniłam ją, że poradzę sobie przez chwilę sama. Kiedy weszli na parkiet, rozejrzałam się ciekawie po sali.
   Początkowo zastanawiałam się, czy nie powinnam zaprosić kogoś jako mojego partnera, ale porzuciłam ten pomysł. Nie byłam związana z żadnym wampirem i choć dwóch przystojnych Rosjan starało się o moje względy, wolałam się nie angażować. Nie chciałam po raz kolejny kogoś stracić. Co prawda wampir nie umarłby ze starości ani na zawał, ale można nas zabić. A moi mężowie i ukochani bardzo często umierali.
   Na bale niekoniecznie chodziło się w parach, nie w tamtych czasach i nie u wampirów. Większość z naszej rasy lubiła często zmieniać partnerów. Nawet Cruel nie był wierny Róży, ale wątpiłam też, by ona dochowywała wierności, choć nigdy nie pokazywała się publicznie z innymi. Ja popierałam takie związki jak Juana i Ianiry, którzy mimo upływu lat nadal kochali się równie mocno. Zastanawiałam się, czy ja kiedyś znajdę kogoś takiego.
   Rozmyślania przerwał mi męski głos, proszący mnie do tańca. Wołodia, wampir, który się o mnie starał, najwyraźniej wypatrzył mnie bez partnera. Uśmiechnęłam się i podałam mu dłoń.
   Lubiłam go, był przystojny, ciemnowłosy, szarmancki i uprzejmy, ale trochę zbyt poważny. Za to Dymitr, drugi wampir, który poprosił mnie o taniec, gdy tylko Wołodia sięgnął po kieliszek z krwią, był z kolei szatynem, wesołym, rozgadanym, takim, z którym nie sposób się nudzić i wszystko obracał w żart. Czasami aż za bardzo. Początkowo mnie zainteresował, rozbawił i nawet doszło do kilku pocałunków, ale w końcu uznałam, że to nie jest mężczyzna dla mnie. Nie na całe życie.
   Mimo wszystko dobrze się bawiłam, nie sądziłam, że bal u Corneliusa będzie taki udany. Nie było żadnej lejącej się krwi, uciekających ludzi ani zabijających ich wampirów. Przynajmniej do północy. Potem część wampirów wychodziła, pozostali bawili się dalej. Tego, co się działo po północy na takich balach, można się było jedynie domyślać. Ani Ianira, ani Bianca nie balowały nigdy do końca.
   Zostałam przez chwilę sama, gdyż Dymitr podszedł do służącego po kieliszek z krwią i przechylił, pijąc do dna. Nie częstował mnie, choć czasami próbował mnie przekonać, że zabijanie złych ludzi to nic złego. Natomiast Wołodia od razu powiedział, że podziwia moją wytrwałość i choć sam nie pójdzie w moje ślady, to szanuje taką postawę. I na tym się skończyło.
   - Czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i zatańczyć ze mną, piękna pani?
   Obejrzałam się na wysokiego blondyna o długich włosach spiętych luźno na karku. Patrzył na mnie ciemnobrązowymi oczami.
   Podałam mu dłoń i uśmiechnęłam się.
   - Oczywiście. Mam na imię Amanda – przedstawiłam się.
   - Jestem Wasyl. - Ukłonił mi się zamaszyście i poprowadził na parkiet. - Nie jesteś Rosjanką, prawda?
   - Nie, jestem Francuzką – odparłam. Drgnął i zerknął na mnie uważniej. Przyjrzał się moim włosom, jakby wątpił, by Francuzki mogły być brunetkami.
   - Podobno piękny kraj, muszę go kiedyś zobaczyć. Skąd Francuzka w Rosji? Przybyłaś sama, czy może z jakąś rodaczką?
   - Moja przyjaciółka Ianira również pochodzi z Francji – odparłam, zerkając na niego uważniej. Czyżby naprawdę interesował się Francją? - Niestety, dawno nie byłam w moim kraju. A ty, jesteś rodowitym Rosjaninem?
   - Nie, jestem Kozakiem dońskim. - Uśmiechnął się szeroko. - Może kiedyś będę miał okazję pokazać ci, jak tańczą rodowici Kozacy. To pląsanie na balu to nic w porównaniu z naszym tańcem.
   - Bardzo chętnie – zgodziłam się. Wasyl zerknął w bok.
   - Twoja rodaczka również jest na balu?
   - Tak, razem z mężem – odparłam, zerkając w stronę Ianiry. Szła właśnie razem z Juanem w stronę kieliszków z krwią. Zauważyłam, że do Hiszpana podszedł jakiś wampir i zaczął mu coś tłumaczyć.
   Taniec się skończył i Wasyl podał mi ramię, po czym skierował w stronę Ianiry. Juan na mój widok przerwał rozmowę. Przedstawiłam Wasyla moim przyjaciołom. Juan wyglądał na zaniepokojonego.
   - Muszę coś pilnie sprawdzić. Zostawię cię na chwilę – zwrócił się do żony – ale za moment wracam.
   - Oczywiście, zaczekam – zapewniła go Ianira i spojrzała ciekawie na mojego partnera. Wyjaśniłam jej, że Wasyla interesuje Francja.
   - Piękny kraj, jeśli tylko będziesz miał okazję, możesz tam śmiało jechać – powiedziała moja przyjaciółka.
   - O tak, z pewnością. - Wasyl wydawał się roztargniony i co chwila zerkał na salę. W końcu uśmiechnął się szeroko, błyskając idealnie białymi kłami. - Może zechcecie poznać mojego brata, piękne panie?
   Jednocześnie spojrzałyśmy na zbliżającego się wampira. Był podobny do Wasyla, tylko wydawał się kilka lat młodszy.
   - Witam, chętnie poznam tak znakomite towarzystwo – odezwał się mężczyzna, który najwyraźniej usłyszał ostatnie słowa brata. - Na imię mi Sasza. - Po czym zlustrował Ianirę takim spojrzeniem, że gdyby Juan to zobaczył, zuchwały wampir bez wątpienia straciłby kły.

23 komentarze:

  1. Gratulacje :)
    No wiesz co... spodziewałam się Cruela. W sensie: więcej Cruela.
    Tak mi się rzuciło w oczy: ona ten krzyżyk nosi na sznurku? Nie łańcuszku czy czymś podobnym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Na balu? W przyszłym rozdziale będzie go trochę więcej.
      Na sznurku lepiej jej go ukryć przed innymi wampirami, nie chce ich kłuć w oczy krzyżykiem^^

      Usuń
    2. Niekoniecznie na balu, w ogóle.
      To rozumiem, ale sznurek wydaje się akurat taki... mało wytrzymały, o. Na długim łańcuszku też by ukryła przecież.

      Usuń
    3. W ogóle też będzie;)
      Muszę sprawdzić, jakie w tamtych czasach były łańcuszki. Na takim współczesnym, cieniutkim pewnie nie byłoby problemu, ale na błyszczącym łańcuszku raczej rzucałby się w oczy. No i sznurek może regulować na jaką długość chce, z łańcuszkiem trochę trudniej.

      Usuń
    4. O, to daj znać jak sprawdzisz, bo to ciekawe :)

      Usuń
    5. Oki, ale to pewnie dopiero przy pisaniu kolejnego rozdziału;)

      Usuń
  2. Bardzo fajny rozdział mam nadzieję, że tym razem bal nie skończy się rozlewem krwi, chociaż mam drobne obawy po tym jak zachowuje się dwójka nowopoznanych przez Amande wampirów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A masz na myśli ludzką krew, czy krew tych nowych wampirów?^^

      Usuń
    2. No właśnie raczej chodzi mi o to czy Amanda z Ianira znowu nie wpadną w kłopoty bo te nowe wampiry okazują duże zainteresowanie ich pochodzeniem i gdyby chcieli coś im zrobić to Juan by na pewno z nimi walczył co równa się rozlewowi krwi :D

      Usuń
    3. Myślisz, że nie lubią Francuzek?^^

      Usuń
    4. Kto wie co im siedzi w głowie :D

      Usuń
  3. Ile informacji, zawsze podziwiam Cię za to :) Coś czuję, że nowi panowie sprawią kłopoty, za długo już Amanda w spokoju żyła :D

    A w ogóle to już naprawdę aż siedem lat? Jak to szybko mija, a jeszcze trochę pewnie przed nami... :D Pozostaje życzyć jak zawsze sporo weny, czasu na pisanie i chęci! ;) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I piękny ten tort ;) Choć zamiast z wampirem kojarzy mi się ze Szczerbatkiem ^^

      Usuń
    2. Trochę się naszukałam, ale nie mogłam przecież napisać: I tak minęło ponad sto lat... A w roku 1889... ^^
      Dziękuję:) Tak, jeszcze trochę, a czas dzielę z Czarownicami (dużo poprawiam). A po zakończeniu GK planuję coś nowego;)
      Hahaha faktycznie jest pewne podobieństwo:D

      Usuń
    3. O czyli czarownice wciąż się szykują? :) Kurczę, Ty to masz pomysłów, zazdroszczę :) Ale się cieszę, bo to znaczy, że jeszcze długie lata będę mogła czytać Twoje dzieła :)

      Usuń
    4. Tak, jesteśmy w trakcie poprawiania:)
      To ja się cieszę, że mam taką wytrwałą czytelniczkę;D

      Usuń
  4. Moja skleroza jest tak wielka, że dopiero po kilku dniach przypomniałam sobie, że nie zostawiłam komentarza.
    W każdym razie rozdział świetny i na pewno dużo lepszy taki opis niż napisanie "tak minęło 100 lat" :D
    Torcik pyszny, nie mogę uwierzyć, że to już tyle lat :) Ze wszystkich blogów, które czytałam ten jest jedynym, który, przetrwał próbę czasu. Zawsze będę tu wracać bo zbyt ciekawa jestem końca :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno niż wcale;)
      Skoro już tak daleko doszłam, kiedyś dojdę i do końca:)

      Usuń
  5. Nie podobają mi się te dwa cwaniaki pod koniec. I coś wszyscy zaczęli się wtedy dziwnie zachowywać, nawet Juan.
    Cóż, pozostaje czekać na ciąg dalszy.

    Pyszniasty tort:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie szkoda, że teraz tak rzadko są nowe posty :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że na studiach (nawet przy dwóch kierunkach) jest mnóstwo wolnego czasu, a jak się pracuje i ma dziecko jest dużo trudniej znaleźć wolną chwilę na pisanie...

      Usuń