Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

5.07.2016

Rozdział X - Wampirza narzeczona

   - To bez sensu, że ciebie też zabrali – stwierdziła Karolina. - Rozumiem, że chcieli znaleźć najstarszego, ale porwanie jego ulubienicy raczej nie przysporzy im jego sympatii.
   - Cóż, nie o sympatię akurat zabiegali. - Wzruszyłam ramionami. - Prawdę mówiąc, obawiałam się powrotu do Gowana. Tego, że mogłabym tam zostać na zawsze, teraz, gdy Nicolas nie żył i nie musiałam odchodzić od najstarszego. Z drugiej strony, nie mogłam pozwolić, by ktoś mu zagroził. Byłam gotowa za niego walczyć, gdyby było trzeba – przyznałam.
   - I walczyłaś?
   - Cóż... po drodze trochę się to wszystko skomplikowało – odparłam i powróciłam do momentu, w którym skończyłam opowiadać.


   Najpierw podróżowaliśmy lądem w stronę południowej Rosji, potem wsiedliśmy do łodzi, by popłynąć rzeką. Iliana wiedziała, że należy kierować się w stronę Transylwanii, dopiero później miałam wskazać im konkretne miejsce. Oczywiście nie zamierzałam tego robić. Kiedy będziemy już blisko, Gowan sam mnie znajdzie, byłam tego pewna. Miałam nadzieję, że będzie wtedy przygotowany na moc goshenitu.
   Raisa nie odzywała się przez całą podróż, ręce miała skute z tyłu, a pilnujący jej wampir, bardzo szczupły wąsaty mężczyzna, zerkał co chwilę, czy się nie uwolniła. Mnie pilnowało aż trzech rosłych wampirów, ale nie zostałam skrępowana. Przynajmniej tyle.
   Płynęliśmy dość szybko. Światło księżyca odbijało się w spokojnej powierzchni rzeki. Wiatr jedynie delikatnie powiewał, ale za to był to niezbyt przyjemny, zimny podmuch. Przez długi czas nic innego nie zakłócało naszej podroży.
   W pewnym momencie ujrzeliśmy łódź w oddali. Skierowała się w naszą stronę. Okazało się, że zbliża się do nas grupa uzbrojonych ludzi. Zrobiło się lekkie zamieszanie, najwyraźniej Iliana nie spodziewała się spotkania ze strażnikami.
   Wampiry przygotowały się do ataku, ale nie podejmowały na razie żadnych działań. Łódź zbliżała się do nas powoli. Iliana z dwoma wampirami wyszli im naprzeciw, pozostali obserwowali ich uważnie, gotowi włączyć się do walki.
   Raisa, korzystając z nieuwagi strażników, przysunęła się nieznacznie w moją stronę.
   - Jeśli znajdą go i będą mieli kamień, mogą go nawet zabić – szepnęła do mnie. Wiedziałam, że mówi o najstarszym. Zerknęłam na nią. Nie wyglądała jak tamta dumna i pewna siebie Greczynka, którą spotkałam po raz pierwszy. Była przestraszona i wyraźnie zdeterminowana. - Jeśli odwrócisz ich uwagę, postaram się zabrać kamień i uciec – zaproponowała.
   - Jak chcesz jej go zabrać? - Spojrzałam na Ilianę. Była wojowniczką i miała strażników.
   - Z zaskoczenia. Nawet jeśli mi się nie uda, ty uciekniesz i nie znajdą najstarszego. - Raisa spojrzała na mnie. - Musisz mi pomóc już teraz, zanim zabiją tych ludzi i wrócą. - Odwróciła się do mnie plecami.
   Wampiry, które miały mnie pilnować, przyglądały się podpływającej ku nam łodzi i nie zwracały na mnie uwagi. Jak do tej pory nie sprawiałam problemów, zatem stracili czujność. Ich błąd, moja szansa.
   Przysunęłam się bliżej Raisy i szybkim ruchem rozerwałam jej łańcuch. Nie ufałam jej, oczywiście, że nie, ale w tym momencie nie miałam innych sojuszników.
   Wiedząc, że wampiry w każdej chwili mogły zauważyć, że Greczynka jest wolna, zerwałam się na nogi i ruszyłam w stronę Iliany.
   - Chcecie ich zabić? Nie sądzę, by byli dla nas zagrożeniem.
   - Wróć na miejsce – nakazała Iliana tonem nie tolerującym sprzeciwu.
   - Daj spokój. Możemy po prostu odpłynąć, nie dogonią nas.
   - Ale sprowadzą na nas innych. Nie będziemy ryzykować, że... - Jej słowa zostały przerwane przez chlupot wody, gdy Raisa skoczyła na nią i obie wpadły do rzeki.
   Wynurzyła się tylko Iliana. Była wściekła.
   - Szkatułka! - warknęła, zerkając w wodę za sobą. Dwa wampiry natychmiast wskoczyły za Raisą. Miałam nadzieję, że jej nie złapią. Nie byłam pewna, co zrobi z kamieniem, ale już raz oddała go Juanowi, wolałam więc, by był w jej rękach, niż u Krwawych Fanatyków.
   W tym momencie do łodzi podpłynęli ludzie i zaczęli coś krzyczeć, wymachując bronią. Nie namyślając się dłużej, wyminęłam dwóch wampirów, którzy zasłaniali mi drogę i rzuciłam się w głębiny.
   Nie wynurzyłam się. Zamiast tego płynęłam, najszybciej jak mogłam. Chyba mnie nie gonili, jeszcze nie. To Raisa zabrała kamień, to ją musieli najpierw schwytać. Nie wiedziałam, czy im się udało, ale gdy dopłynęłam do brzegu i wynurzyłam się na chwilę, rozległy się strzały. Zanurkowałam ponownie. Usłyszałam, że ktoś za mną płynie. Straciłam orientację, płynęłam przed siebie, nie mając pojęcia, gdzie jestem. Kiedy ponownie próbowałam się wynurzyć, poczułam ból w nodze, ale było to tylko draśnięcie albo kula przeszła na wylot, bo rana szybko się zagoiła. Znowu strzelali. Oczywiście nie chcieli mnie zabić, lecz osłabić, na tyle, bym nie była w stanie im uciec. Niedoczekanie. Zacisnęłam zęby i płynęłam dalej.
   Tym razem trzymałam się z daleka od brzegów. Póki mogłam płynąć, miałam szansę im uciec, by wrócić do Juana, Ianiry, Ryana i miasteczka wampirów. I nie pozwolić, by Gowan wpadł w pułapkę.
   Nie wiedziałam, jak długo to trwało. Kiedy odważyłam się wynurzyć kolejny raz, wokół mnie była tylko woda. Spojrzałam w górę i dojrzałam księżyc, chylący się już ku zachodowi. Dziś był chudy i cienki, lecz świecił jasno, a wkrótce jego miejsce miało zająć śmiercionośne słońce.
   Ruszyłam w stronę najbliższego brzegu. Był daleko, ale miałam nadzieję, że zdążę tam dopłynąć i się ukryć. Musiałam zdążyć. Moi wrogowi pewnie byli już bezpieczni, do jutra miałam z nimi spokój. Teraz zagrażał mi tylko rychły świt.
   Tuż przed wschodem słońca dotarłam do brzegu, ale okazało się, że rzeka wpływa do jaskini. Miałam do wyboru: wpłynąć tam albo wyjść na brzeg. Nie wiedziałam, czy uda mi się znaleźć na lądzie miejsce, gdzie ukryję się przed słońcem. Wybrałam jaskinię.
   Popłynęłam w tamtą stronę. Zaledwie kawałek dalej natrafiłam na skałę i mogłam wyjść lub zanurzyć się i przepłynąć pod nią. Wszędzie panowała ciemność, nie musiałam więc obawiać się promieni słońca. Czułam, że już wzeszło. Nie miałam siły ani ochoty płynąć dalej. Wdrapałam się wyżej, tam, gdzie nie dosięgała woda i udało mi się przejść kilka kroków, zanim poddałam się ogarniającej senności. Położyłam się tuż przy ścianie i zapadłam w letarg.

   Nie byłam w trumnie. To pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie tuż po przebudzeniu. A jednak byłam czymś przykryta. Chyba kocem, od głowy po stopy. Było to dziwne, zważywszy na wczorajsze wydarzenia. Zasnęłam w jaskini, a więc ktoś musiał mnie przykryć. Ktoś widział mnie, gdy byłam w letargu. Poczułam strach i jednocześnie ulgę, że żyję. Ostrożnie wysunęłam rękę. Nic się nie stało. Odchyliłam róg koca i z ulgą stwierdziłam, że nie świeci na mnie słońce.
   Odrzuciłam koc i spojrzałam w górę. Z całą pewnością nadal byłam w jaskini, ale kawałek na lewo strop się kończył, ukazując niebo. Na szczęście, ja leżałam w cieniu.
   Usiadłam, zastanawiając się, czemu leżę tutaj, a nie przy ścianie i skąd wziął się koc. Rozejrzałam się i napotkałam wzrok siedzącej nieopodal kobiety.
   Na mój widok krzyknęła i zerwała się na nogi. Była człowiekiem, wyczułam to natychmiast. Wyglądała marnie, bardzo szczupła, drobna szatynka o dużych brązowych oczach. Ubrana była ciepło i skromnie, w długą sukienkę, futrzany płaszcz i skórzane buty. Stała przed sporym, pokrytym skórami namiotem, a obok niego dojrzałam wiadra, stoliki, dwa krzesła, garnki, naczynia i inne sprzęty, których nie spodziewałabym się ujrzeć w takim miejscu. Tym bardziej, że wokoło była woda, z jednej strony pionowa ściana, nigdzie nie widziałam łodzi, a jedynym wyjściem stąd – pomijając pływanie wpław w zimnej wodzie – był otwór w stropie jaskini, jednak tak wysoko, że człowiek na pewno by się tam nie wdrapał.
   - Ty... żyjesz! - zawołała po rosyjsku i ku mojemu zdumieniu, chwyciła za oparty o ścianę, długi kij. - Kim jesteś?! Nie oddychałaś!
   Zawahałam się. Nie chciałam jej straszyć, a wyznanie jej, że jestem wampirem, nie było w tym momencie rozsądne. Objęłam się ramionami, uznając, że gdybym była człowiekiem, pewnie byłoby mi zimno. Potem sięgnęłam po koc i otuliłam się nim szczelnie.
   - Mam na imię Amanda – odezwałam się. Dziewczyna z wahaniem opuściła kij. - Pomożesz mi wydostać się stąd na brzeg?
   - Chciałabym – mruknęła i zrobiła krok w moją stronę.  - Chodź do namiotu, rozpalę ogień, od razu zrobi ci się cieplej. Przepraszam, że cię tam zostawiłam, byłam pewna, że nie... - urwała i spojrzała na mnie ze skruchą. - Nie słyszałam, żebyś oddychała... i byłaś taka zimna...
   - Ale przeżyłam, to najważniejsze. - Posłałam jej uśmiech i weszłam za nią do środka. Było tu dużo cieplej, mieściło się tutaj nawet prowizoryczne łóżko i niewielki stolik. Zupełnie jakbym znalazła się w skromnym pokoiku. Różnicą był brak podłogi, a na środku tlił się ogień. Dziewczyna dorzuciła drewno i usiadła na łóżku, wskazując mi miejsce obok siebie.
   - Jestem Veronica. Pewnie jesteś głodna, mam trochę mięsa... - Wskazała na stolik.
   - Nie trzeba, nie byłabym w stanie niczego przełknąć – zapewniłam ją, siadając obok. - Potrzebuję łodzi, muszę wrócić do przyjaciół...
   - Nie mam łodzi. - Veronica pokręciła głową i spojrzała na mnie ze smutkiem.
   - To czym pływasz na brzeg? Chyba nie wpław? - zdziwiłam się.
   - Nie. - Westchnęła. - Jestem tu od ponad miesiąca, jeśli dobrze liczę. On nie pozwala mi stąd odejść. Codziennie przynosi jedzenie, ubrania na zmianę i chyba nigdy mnie stąd nie wypuści.
   - Kto cię więzi? - zapytałam.
   - Mój narzeczony. Były narzeczony. Właściwie to ze sobą nie zerwaliśmy, ale... śmierć chyba zrywa takie zobowiązania, prawda? - Zerknęła na mnie.
   - Śmierć? - Zmarszczyłam brwi. - Chyba nie rozumiem...
   - On umarł. A potem wrócił... jako potwór. Próbowałam się bronić, ale porwał mnie i tu przyniósł. W nocy tu wraca i próbuje mnie przekonać, że powinnam za niego wyjść.
   - Umarł i wrócił – powtórzyłam. - Jako potwór? Nigdy nie słyszałam o takich potworach...
   - Sama zobaczysz. Ale nie pozwolę mu cię skrzywdzić – zapewniła mnie i złapała za rękę. - On zabija ludzi i pije ich krew, ale ciebie nie tknie, obiecuję. Chyba nadal jest ci zimno – stwierdziła.
   - Nie, już w porządku, często mam zimne dłonie – odparłam, przysuwając się bliżej ognia. - Zaraz się ogrzeję. Umarł, wrócił i pije krew... To może chodzi ci o wampira?
   - Tak, to wąpierz. Powrócił, by zabrać mnie ze sobą. Chce mnie zabić i zrobić ze mnie takiego samego potwora. - Dziewczyna mówiła cicho, z rozpaczą. - Na razie czeka, aż się zgodzę, ale boję się, że w końcu to zrobi wbrew mojej woli. Zabije mnie.
   - Jeśli to wampir, ktoś musiał go przemienić. I ten ktoś na pewno wytłumaczył mu, że przemiana ukochanej osoby nie jest najlepszym pomysłem. Może to zniszczyć waszą miłość, a nie sądzę, by czuł zapach... - urwałam, widząc zdumione spojrzenie Veronicy. - Interesuję się wampiryzmem i trochę się na tym znam – wyjaśniłam. - Wiesz, nie wszystkie wampiry są złe. Są takie, które zabijają tylko złych ludzi albo takie, które żywią się krwią zwierząt. Jeśli twój narzeczony faktycznie jest wampirem, wcale nie musi być potworem.
   - Jest potworem – odparła dziewczyna, zerkając w stronę opartego o ścianę kija. Westchnęłam. Chyba ją wystraszyłam. - Sama zobaczysz.
   - Mniejsza z tym. Nie ma prawa cię tu więzić. Próbowałaś uciec górą? Przez strop jaskini?
   - Niby jak? Nie umiem chodzić po ścianie. - Wzruszyła ramionami. - Pływać też nie umiem – dodała ze wstydem.
   - Ale ja umiem. Mogłabym ci pomóc popłynąć do brzegu – zaproponowałam. Spojrzała na mnie ze zdumieniem.
   - Naprawdę? Dałabyś radę? - Zerwała się natychmiast. - Możemy spróbować.
   - Teraz? - Odsłoniłam wejście do namiotu i zerknęłam w górę. Choć musiało być już po południu, słońce nadal świeciło złowrogo. Odwróciłam się do dziewczyny.
   - No tak, musisz nabrać sił, woda na pewno jest strasznie zimna. - Usiadła z powrotem. - Ale o zmierzchu on wróci. Nigdy nie przychodzi w dzień.
   - Może uda mi się go przekonać, żeby cię wypuścił? Skoro nie przemienił cię wbrew twojej woli, to może jednak nie jest aż taki zły...?
   - Jest potworem – powtórzyła uparcie Veronica i po namyśle sięgnęła do szyi. Odpięła łańcuszek z krzyżykiem i podała mi. - Weź, to cię przed nim ochroni.
   - Nie trzeba, mam coś podobnego. - Uśmiechnęłam się i pokazałam jej swój krzyżyk. Skinęła głową z aprobatą.
   - To dobrze, on się boi krzyży. I wody święconej. - Odwróciła głowę. - Sprawdziłam.
   - Boisz się go? - spytałam.
   - Nie wiem. Czasami. - Westchnęła. - Przeraża mnie. To, kim jest i że zabija ludzi. Pije ich krew, to obrzydliwe. I więzi mnie tutaj. Raz myślę, że nie zrobiłby mi krzywdy, a innym razem już nie jestem tego taka pewna.
   - Kochałaś go?
   Spojrzała na mnie. W jej oczach pojawiły się łzy.
   - Bardzo. Zrobiłabym wszystko, by go odzyskać. Ale on umarł, a ten potwór, to już nie on. Udaje go, czasami tak dobrze, że się waham, ale mój Silwij nigdy by nikogo nie zabił. On nie żyje – dodała cicho.
   - Jesteś pewna?
   Spojrzała na mnie. Nie była. Rozumiałam ją doskonale, najwyraźniej narzeczony, zamiast powoli, stopniowo wyjaśniać jej wszystkie kwestie, od razu rzucił ją na głęboką wodę, a gdy chciała uciec, porwał ją i uparcie przetrzymywał. Musiałam z nim porozmawiać. Jeśli nie zgodzi się wypuścić Veronicy, zawsze mogłam go zmusić. Na pewno nie zamierzałam zostawiać dziewczyny na pastwę szalonego wampira.
   Rozmawiałyśmy do zmroku. Wyszłyśmy nad wodę, a dziewczyna uparcie próbowała przekonać mnie do posiłku. Opowiedziała też o swoim byłym narzeczonym. Okazało się, że Silwij został napadnięty i zamordowany. Veronica nie wiedziała, kto go przemienił, nigdy o tym nie wspominał. Wiedziała tylko, że zabił swoich morderców i wypił ich krew.
   - Wampiry muszą pić krew, by przeżyć – próbowałam ją przekonać. Zastanawiałam się właśnie nad wyznaniem jej prawdy o sobie, gdy usłyszałam chlupot wody i między nami pojawił się wampir. Warknął na mnie z wściekłością.
   - Nie zbliżaj się do niej! - zawołał, ukazując kły.
   Spojrzałam na niego ze zdumieniem. I wtedy zrozumiałam, czemu Veronica tak uparcie twierdziła, że Silwij jest potworem.

10 komentarzy:

  1. Cholera jasna no, ty to zawsze wiesz kiedy urwać. I teraz będę pewnie do września czekać, żeby dowiedzieć się co jest z nim nie tak :D
    Spodziewałam się, że dotrą do Gowana i że ta tytułowa narzeczona będzie z jego okolic a tu niespodzianka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, myślę, że w sierpniu uda mi się coś napisać;)
      Lubię zaskakiwać^^

      Usuń
    2. W sierpniu jest nawet jedno święto to będzie więcej czasu:p
      A jak synuś?:)

      Usuń
    3. Synuś dobrze, chodzi do żłobka, radzi sobie;)

      Usuń
    4. To super :) Mój od września idzie do przedszkola, mam nadzieję, że też będzie sobie radził :)
      I kurde cały czas się głowię, czemu ten wampir jest potworem :) Fajnie musi wyglądać :p

      Usuń
  2. Amanda, jak to ona, wpada z deszczu pod rynnę.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka akcja, no proszę :D Tylko czemu ostatnio Amanda wciąż wpada do wody i w niej pływa to nie wiem... Tęskni za swoim kapitanem? :P
    Jestem ciekawa czy to tylko maniery szanownego narzeczonego czy może jakoś dziwnie wygląda ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i tęskni, na Wyspie Piratów było jej całkiem dobrze;)

      Usuń
  4. 20 yr old Tax Accountant Alic Brosh, hailing from Bow Island enjoys watching movies like Eve of Destruction and Do it yourself. Took a trip to Carioca Landscapes between the Mountain and the Sea and drives a Tundra. odkryj wiecej

    OdpowiedzUsuń