Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

19.10.2015

CZĘŚĆ XI - ROSJA

   - Biedny Nicolas – westchnęła Karolina. - I biedna ty. Znowu straciłaś ukochaną osobę...
   - Niestety, straciłam i to zbyt szybko...
   - Kolejna żałoba.
   Skinęłam głową.
   - Tak, ale o tym oraz o mojej podróży do Rosji opowiem ci jutro. Późno już – zauważyłam. Karolina skinęła głową i wstała.
   - Ciekawa jestem tej Rosji. Już się nie mogę doczekać Juana! I Ianiry, świetna z nich para.
   - Spotkałam tam kogoś jeszcze – powiedziałam, także wstając. - Ale póki co, wyśpij się, a jutro dojdziemy do Imperium Rosyjskiego.
   Kiedy dziewczyna wyszła, położyłam się spać z myślą, że już jutro zasnę wtulona w ramiona mojego męża.
   Następnego dnia Karolina jak zwykle przyszła do mnie przed śniadaniem i zajęła miejsce, czekając na opowieść. Wróciłam więc do momentu, w którym przerwałam – do chwili, gdy pogrążona w żałobie opuściłam Islandię.

 
Rozdział I – Morze Norweskie

   Podróż początkowo przebiegała bez przygód. W dzień spałam pod pokładem, blokując drzwi – mimo że kapitan wyraźnie zakazał mi przeszkadzać, wolałam nie ryzykować – a o zmroku wychodziłam na pokład, trzymając się z dala od załogi, by nie prowokować zbędnych pytań.
   Statek płynął do portu Tromsø w Norwegii, stamtąd już lądem miałam zamiar udać się do Imperium Rosyjskiego. Rosja była wówczas pod panowaniem carycy Katarzyny II, a jej Imperium było całkiem rozległe. Wyjęłam list i zerknęłam na nazwę miasta, zapisaną na odwrocie: Perm. Gdzieś blisko Syberii.
   Zamyśliłam się, spoglądając na spokojne fale Morza Norweskiego. Płynęłam do przyjaciół, którzy wyraźnie mnie potrzebowali, choć pewnie nie tak samo, jak ja w tej chwili potrzebowałam ich.
   Juan. Wampir, którego poznałam, kiedy jeszcze byłam człowiekiem. Mieliśmy długą i ciekawą historię. Krwawy bal, randki, potem nasze drogi się rozeszły, gdy wyszłam za mąż za Edmunda. Ponownie się skrzyżowały, kiedy byłam już żoną Chrisa. Połączył nas wtedy romans, a nawet coś więcej, chciałam z nim uciec i gdybym to zrobiła, moje losy potoczyłyby się pewnie zupełnie inaczej. Ale zostałam, po raz kolejny go raniąc, gdyż nie kochałam go tak, jak on mnie wtedy kochał.
   Po raz kolejny spotkaliśmy się na statku płynącym do Hiszpanii, gdzie uratował Szoszannah podczas sztormu. Zanim się pożegnaliśmy, wyznał mi, że już mnie nie kocha i zostaliśmy przyjaciółmi. Natomiast przy kolejnym naszym spotkaniu, w Grecji, poznał w końcu swoją jedyną, prawdziwą miłość – Ianirę. Teraz – wnioskując z podpisu na liście – byli już małżeństwem. Cieszyłam się z tego powodu i miałam nadzieję, że ich związek będzie trwał po wieki. Doskonale do siebie pasowali.

   Po ponad trzech tygodniach rejsu, gdy byliśmy już blisko Norwegii, dopadł nas sztorm. Zaczęło się po zmroku. Kiedy wyszłam na pokład, wiatr stawał się coraz silniejszy, a jakiś marynarz zawołał w moją stronę, żebym natychmiast wracała do bezpiecznego schronienia. Mruknęłam tylko, że zaraz wrócę i spojrzałam na morze. Fale były coraz wyżej, a w świetle księżyca wyglądały dziko i niebezpiecznie. Kilka minut później rozpętała się burza.
   Przeżyłam już sztorm na statku, pamiętałam doskonale, jak Szoszannah wypadła za burtę. Teraz szykowało się coś podobnego do tamtej burzy. Deszcz w jednej chwili lunął z nieba, a fale zakołysały statkiem, który przechylił się gwałtownie. Niespodziewanie przeleciałam przez pokład, w porę łapiąc się kolumny masztu. Byłam całkiem przemoczona i najchętniej dostałabym się z powrotem do kajuty, tym bardziej, że nie miałam pojęcia, na co mogłabym się przydać na pokładzie.
   - Zamknijcie włazy! - wołał kapitan, starając się przekrzyczeć burzę. Wydawał polecenia, a marynarze biegali po całym okręcie, starając się nadążyć z ich wykonywaniem. Burza miotała statkiem jak łupiną, zaczęłam się bać, że nie wytrzyma takiego sztormu. Kiedy okręt przechylił się w drugą stronę, postanowiłam skorzystać z okazji i wrócić pod pokład. Puściłam się masztu, niestety – zbyt szybko. Nie udało mi się utrzymać równowagi i upadłam, po czym przeturlałam się przez pół statku. Jeden z marynarzy bohatersko próbował mnie złapać, więc chwyciłam wyciągniętą dłoń, ale mokre palce błyskawicznie się wyślizgnęły. Zamachałam rękami i uderzyłam plecami w burtę tak mocno, że gdybym była człowiekiem, najpewniej straciłabym przytomność. Następnie poczułam na sobie kolejną falę wzburzonej morskiej wody, która wypchnęła mnie w stronę morza. W ostatniej chwili udało mi się złapać za brzeg burty i zawisłam tuż nad wodą, przemoczona i wściekła na siebie. Za wszelką cenę musiałam utrzymać się na pokładzie. Przylgnęłam całym ciałem do burty, opierając się sile żywiołu.
   Nie wiedziałam, jak długo tak wiszę, ale zacisnęłam zęby i wciąż się trzymałam. Trzykrotnie próbowałam dostać się na pokład, lecz za każdym razem kolejna fala lodowatej wody spychała mnie w dół. Za czwartym razem pewnie by mi się udało, gdyby nie jakiś twardy przedmiot, który uderzył we mnie z impetem i w efekcie wylądowałam w morzu.
   Najpierw poczułam silne uderzenie obolałych pleców o powierzchnię wody, która następnie zalała mnie całkowicie. Zakrztusiłam się i dopiero wtedy przypomniałam sobie, żeby przestać oddychać. Na szczęście wampiry nie potrzebowały tlenu do życia, ale nabranie wody w płuca nie było przyjemnym doznaniem. Opadałam na dno, coraz głębiej i głębiej, a w głowie pojawiła się myśl, że może nigdy nie przestanę tonąć. Albo opadnę na samo dno i nie będę w stanie wypłynąć. Lub będę płynąć zbyt długo i gdy się wynurzę, będzie już dzień.
   Zamachałam rękami, zbierając myśli. Wypadłam za burtę. W czasie sztormu. Nie wróżyło to zbyt dobrze. Czułam przeraźliwy ból w ramieniu – najwyraźniej miałam przeciętą skórę – oraz nieprzyjemne pulsowanie w plecach, ale poza tym chyba byłam cała. Zanurzając się, zamknęłam oczy, więc spróbowałam je teraz otworzyć. Trochę zapiekło, ale starałam się ignorować ból. Dobrze, że nie czułam zimna, inaczej nie miałabym szans w lodowatym morzu. Woda zabarwiła się moją krwią, którą dojrzałam dzięki wampirzemu wzrokowi. „Nie mogę tak po prostu iść na dno, muszę wypłynąć”, pomyślałam. Odepchnęłam od siebie niepokojące myśli o rekinach. Jeśli jakiś się tutaj pojawi, zwabiony krwią, będę musiała walczyć. Nie pozwolę rozerwać się na strzępy. Starając się nie myśleć o rannym ramieniu, zebrałam siły i ruszyłam w górę.
   Na szczęście szybko przestałam krwawić. Jak na razie nie dostrzegłam rekinów. Wydawało mi się, że opadałam tylko przez chwilę, ale wypłynięcie zajęło mi dużo więcej czasu. Nie pomagała mi w tym długa sukienka, ciągnąca mnie w dół i plącząca się wokół nóg. Kiedy się wynurzyłam, fale powoli się uspokajały, ale statku nie było widać. Miałam ochotę jęknąć z rozpaczy. Zatonął? Bardzo możliwe. Albo płynęłam na skos i wynurzyłam się w innym miejscu, ewentualnie tak daleko zaniosła mnie fala. Lub zajęło mi to tak długo, że statek zdążył już dawno odpłynąć. Tak czy inaczej – byłam zdana wyłącznie na siebie.
   Rozejrzałam się uważnie, próbując dostrzec coś przez fale. Ramiona bolały mnie już trochę od machania nimi, ale byłam w stanie jeszcze długo utrzymać się na powierzchni. Tylko czy na tyle długo, by dopłynąć do brzegu?
   Musiałam ustalić, w którą stronę płynąć. W końcu udało mi się dostrzec ląd, ale był bardzo daleko. Zacisnęłam zęby i ruszyłam w tamtą stronę. Nie miałam innego wyjścia. Albo płynąć, albo zginąć. Odpoczynek na dnie oceanu nie wydawał mi się rozsądną alternatywą.
   Jako wampir potrafiłam bardzo szybko biegać, pokonywać odległości w niesamowitym tempie. W wodzie również płynęłam prędzej od człowieka, ale znacznie wolniej, niż na lądzie i szybciej się męczyłam. Co jakiś czas zerkałam, czy jestem bliżej ziemi i za każdym razem wydawało mi się, że przepłynęłam za mało. Bałam się coraz bardziej. Tego, że opadnę z sił. Że nie zdążę przed wschodem słońca, bo o tej porze roku w Norwegii świta bardzo wcześnie. Że pomylę kierunki i zamiast w stronę lądu, skieruję się z powrotem ku morzu. I że natknę się na rekiny.
   Gdy byłam już niemal na wyczerpaniu, zaczęłam się zastanawiać nad wypiciem krwi z ryby. Obok mnie przepływały całe ławice, ale obawiałam się, że krew zwabi morskich drapieżców. Nie miałam siły na walkę, tym bardziej, że mogło przypłynąć ich kilka na raz. Z drugiej strony, jeśli opadnę z sił, to i tak nie dopłynę do lądu, więc może zaryzykować?
   Już miałam podjąć decyzję, gdy dojrzałam coś wielkiego, płynącego w moją stronę. Sięgnęłam do pasa i z ulgą stwierdziłam, że wciąż mam przy sobie sztylet łowcy. Zwolniłam tempo, przygotowana na najgorsze. Czekałam na atak, ale nie nastąpił. Morskie stworzenie wynurzyło się odrobinę nad wodą i wydało dziwaczny dźwięk. Miało dłuższy pysk niż u rekina. Gdy obróciło się lekko, na boku dostrzegłam jasne i ciemne pasy. To nie był rekin. Z ulgą pojęłam, że widzę delfina.
   Słyszałam o tych morskich stworzeniach, podobno były przyjazne ludziom i często się ich nie bały. Kiedy ruszył w stronę lądu, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Przyspieszyłam, wkładając w to spory wysiłek i chwyciłam delfina za górną płetwę. Wydawał się nieco wystraszony moim dotykiem, zanurkował, a ja razem z nim. Poruszałam lekko nogami, pozwalając sobie odpocząć i mając nadzieję, że delfin nie zmieni zbyt szybko kierunku.
   Kiedy się wynurzył, o mało nie krzyknęłam z radości. Byłam już blisko brzegu. Delfin wydał dźwięk i skręcił niespodziewanie. Puściłam więc jego płetwę i spojrzałam za nim, mając ochotę wykrzyczeć podziękowania dla mojego niespodziewanego pomocnika. Poprzestałam na machnięciu ręką, po czym skierowałam się w stronę brzegu, obiecując sobie, że choćby nie wiem co, nigdy w życiu nie skrzywdzę żadnego delfina.
   Płynęłam jeszcze kawałek, szukając miejsca, gdzie mogłabym wyjść. Kiedy poczułam grunt pod nogami, byłam już zmęczona i głodna, ale myśl o suchym lądzie spowodowała, że przyspieszyłam i już po chwili poczułam piasek pod stopami. Po kilku krokach opadłam na kolana i zwróciłam całą zbędną wodę, którą nabyłam w czasie sztormu.
   Po długiej chwili podniosłam się i spojrzałam w niebo. Miałam niecałe dwie godziny na znalezienie kryjówki, ewentualnie pożywienia. W razie czego mogłam zapolować jutro, najważniejsze było schronienie. Zdałam sobie sprawę, że wszystko straciłam. Cały mój dobytek. Mogłam próbować odzyskać rzeczy ze statku, ale nie wiedziałam, gdzie jestem i jak daleko stąd do portu. Możliwe, że gdy tam dotrę, okręt już dawno odpłynie. Na szczęście krzyżyk i sztylet miałam przy sobie, ale pieniędzy już nie. Więc wynajęcie przytulnego pokoju w gospodzie nie było możliwe.
   Najpierw musiałam odszukać Juana i Ianirę. Potem pomyślę, co dalej. W ostateczności mogłam popłynąć do Ameryki, gdzie znajdowała się część majątku, której nie zabrałam ze sobą. W razie gdybym kiedyś straciła wszystkie cenne rzeczy, miałam po nią wrócić.
   Westchnęłam i ruszyłam przed siebie, uważnie rozglądając się po okolicy. Teren był górzysty, wokół rozpościerały się fiordy, okolica wyglądała dość dziko, lecz w oddali dostrzegłam domek z daleko rozciągniętym ogrodzeniem. Kiedy podeszłam bliżej, wyczułam zwierzęta. Całe stado reniferów. Podkradłam się cicho, podtrzymując dół podartej i mocno sfatygowanej sukienki, i przeskoczyłam przez ogrodzenie. Wylądowałam miękko obok jednego z reniferów, który kierowany zapewne instynktem samozachowawczym, poderwał się do ucieczki. Dopadłam go i wgryzłam w jego szyję. Pozostałe zwierzęta podniosły raban, biegały po całej zagrodzie i próbowały stratować ogrodzenie. Pospiesznie się posiliłam, na szczęście renifer miał sporo krwi; uznałam, że wystarczy na jakieś dwie noce. Nie zdążyłam wydostać się z zagrody, bo dobiegło mnie szczekanie psów i głosy ludzi krzyczących coś w nieznanym mi języku, pewnie norweskim. Wsłuchałam się uważniej. Ich mowa przypominała język szwedzki, którego nauczyłam się jeszcze w Izraelu. Wołali coś o drapieżnikach atakujących renifery.
   Mieli absolutną rację, w końcu byłam drapieżnikiem i właśnie wypiłam krew z ich zwierzęcia. Niestety, nie miałam czym zapłacić za posiłek, poza tym stado było całkiem spore, więc uznałam, że nie zbankrutują przez jedno martwe zwierzę. Podbiegłam do ogrodzenia i przeskoczyłam jednym susem, tak jak poprzednio. Usłyszałam strzały gdzieś obok siebie, więc pochyliłam się i umknęłam w wampirzym tempie.
   Kiedy byłam już daleko, zatrzymałam się, nadal szukając kryjówki. W końcu dostrzegłam niewielką jaskinię. W samą porę, bo świt był tuż, tuż. Weszłam do środka i rozejrzałam się. Wyglądało na to, że miała tylko jedno wejście. W głębi znajdowała się jama, być może wykopało ją jakieś zwierzę. Nie miałam wielkiego wyboru. Rozkopałam ziemię, nazrywałam mnóstwo gałęzi z okolicznych drzew i ukryłam się najdokładniej, jak umiałam. O wschodzie słońca zapadłam w letarg, mając nadzieję, że nikt mnie nie znajdzie i nie wyciągnie na słońce, gdy nie będę w stanie się obronić.
   Kiedy się obudziłam, wciąż byłam cała, mimo niewygodnego miejsca czułam się znacznie lepiej, a wszelkie rany i otarcia już się zagoiły. Obudziłam się dość późno, ale może to i lepiej; dzięki temu krócej musiałam czekać na zmrok. Z tego co wiedziałam, za jakieś dwa, trzy miesiące w ogóle nie doczekałabym się nocy. Na szczęście obecnie słońce zachodziło, choć niestety dość późno i na krótko.
   Siedziałam w jaskini, pełna ponurych myśli. Ból po stracie ukochanego męża przeplatał się z niepokojem o przyszłość. Trochę popłakałam, troszkę się pomartwiłam i w końcu doczekałam się zachodu słońca.
   Gdy wyszłam z jaskini, uznałam, że muszę się dowiedzieć, gdzie jestem. Nie miałam wątpliwości, że udało mi się dopłynąć do Norwegii, ale nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie i jak mam dotrzeć do Rosji. Przemyłam twarz z resztek ziemi i skierowałam się do pierwszego domu, który napotkałam, ale zanim zdążyłam podejść, powitały mnie strzały. Na szczęście niecelne. Usłyszałam też wołanie, ze słów zrozumiałam tyle, że jestem upiorem i żeby strzelać w moją głowę. Niedobrze. Właściwie nie powinna mnie dziwić taka reakcja, samotna kobieta w strzępach sukienki, pobrudzona ziemią, z włosami jak siano, w dodatku w nocy... Zastanawiałam się, czy wyglądam bardziej strasznie, czy żałośnie.
   Uciekłam i obrałam drogę na wschód, uznając, że tam najszybciej znajdę większe skupiska ludzi, może ktoś zechce mi pomóc, zanim zacznie strzelać. Dotarłam do brzegu i nie miałam pojęcia, jak przedostać się na drugą stronę. Od razu wykluczyłam ponowną kąpiel. Nie wiedziałam, czy powinnam kierować się w prawo, czy w lewo, nie chciałam zatoczyć koła i wrócić do miejsca, w którym się wynurzyłam. W końcu wybrałam prawą stronę. Mijałam góry i doliny, okolice nie wydawały się zamieszkane. Miałam wrażenie, że coraz bardziej oddalam się od celu, a księżyc był coraz niżej.
   Nagle coś przebiegło koło mnie. Zatrzymałam się, gotowa do obrony. Sięgnęłam po sztylet. Żadne zwierzę ani człowiek nie mogło poruszać się w takim tempie.
   Miałam rację. Kilka kroków przede mną pojawił się nieznany mi wampir, wpatrując się we mnie z ciekawością.

11 komentarzy:

  1. Cudnie, że znalazłaś dla nas odrobinę czasu, zwłaszcza, że jak wiemy, masz ten czas mocno ograniczony :)

    Fajny rozdział, dramatyczna walka o przetrwanie podczas sztormu, bardzo podobał mi się opis. Trochę jednak zdziwił mnie fakt, że tak szybko Norwegowie odkryli kim Amanda jest, wiesz w momencie strzelania. Czyżby kobieca postać przymykająca pod osłoną nocy w podartej kiecce była symbolem czarcich mocy? :P

    Końcówka, jak zwykle trzyma nas w napięciu i musimy czekać.

    Życzę w takim razie weny i odrobiny czasu dla ciebie i bloga :)

    Buziaczki nocą,
    Vi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiła akurat na niegościnnego Norwega^^ Poza tym, przy takiej temperaturze nocą samotna kobieta nie zaszłaby tak daleko:P
      Dziękuję:) I wzajemnie weny;)

      Usuń
  2. Kurcze trochę straszne to było, ten sztorm i "pływanie" scena jak z koszmarnego snu :)
    Fajne wprowadzenie do nowej części, tak na dzień dobry mamy Pana Tajemniczego, który nie zdziwię się jeśli okaże się kimś ważnym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak pomyślę, to faktycznie, brzmi jak scena z koszmaru^^
      Zobaczymy, czy okaże się taki ważny;p

      Usuń
  3. Domyślam się, ze nieznany wampir to Ryan :) Oby życzliwy, bo Amanda naprawdę w tej chwili to półtora nieszczęścia ) A wystarczyło się posłuchać i schować pod pokład, a nie sztormy podziwiać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Zachciało jej się oglądać sztorm, to ma za swoje:P

      Usuń
    2. No dokładnie ;) Tyle ma kobitka lat, a takie głupoty robi :D

      Piękny szablon, ale chyba pierwszy, gdy nie mam na nim Amandy ;)

      Usuń
    3. Naprawdę? Zawsze była? Możliwe^^
      Nawet na starość popełnia się błędy:P

      Usuń
    4. Takie mam wrażenie, choć szablonów było dużo i mogę się mylić :)
      Cóż, przynajmniej wypłynęła z dna i nie zmienia się w element rafy koralowej ;)

      Usuń
  4. Świetny rozdział.
    Bardzo mnie ciekawi, jak teraz potoczą się losy Amandy.

    Uwielbiam czytać tę opowieść i po każdym rozdziale zastanawiam się co wydarzy się w jej życiu, że dotrze do momentu, gdy będzie opowiadać swoje przygody Karolinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo jeszcze się wydarzy do tego czasu, bardzo dużo;p

      Usuń