Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

10.11.2014

Rozdział XV - Opowieść Gowana

   - Wreszcie poznam historię Gowana – ucieszyła się Karolina.
   - Tak, dokładnie. Najstarszy, jak każdy wampir, też był kiedyś człowiekiem, zanim poznał swoją opiekunkę. To długa i ciekawa opowieść...
   - Zamieniam się w słuch. - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, zmieniła pozycję i spojrzała na mnie oczekująco.
   Wróciłam więc do momentu, w którym Gowan postanowił opowiedzieć mi o swoim życiu...


   Przeszliśmy do mniejszej biblioteki. Usiadłam naprzeciwko najstarszego. Cieszyłam się, że w końcu usłyszę historię, na którą tak długo czekałam.
   Gowan usadowił się wygodnie w fotelu, a sługa podał mu kieliszek z krwią i wyszedł. Wampir upił łyk, odstawił na stolik i rozpoczął swoją opowieść.

   Zacznę od mojego ludzkiego życia. Urodziłem się w VI wieku przed naszą erą, przed chrześcijaństwem, w Dacji, czyli mniej więcej na tym terenie, na którym teraz się znajdujemy. Nazywaliśmy się Daoi i za mojego życia nasz naród tworzyły trzy plemiona: Daków, z którego ja pochodziłem, Getów oraz Dako-Getów, lub Geto-Daków, jak nazywało się trzecie plemię. Byliśmy jednym ludem, ale było nas zbyt wiele, by zamieszkiwać mały obszar, stąd taki podział. Jedna wioska leżała od drugiej o niemal cały dzień, mieliśmy więc mnóstwo przestrzeni. Miało to także swoje minusy.
   Skończyłem dziesięć lat, gdy nasze plemię zostało napadnięte przez dziki lud koczowniczy. Wybrali jedno z naszych świąt, które obchodzili tylko dorośli mężczyźni, zbierając się w lasach. Gdy nas napadli, w wiosce były jedynie kobiety i dzieci do lat dwunastu, a pozostałe plemiona mieszkały za daleko, by przyjść nam z pomocą. Matka kazała mi się ukryć i pod żadnym pozorem nie wychodzić. Gdy zaprotestowałem, wyjaśniła, że jeśli przeżyję, będę mógł pobiec po pomoc.
   Widziałem, jak porywają kobiety, małe dzieci zabijają, a starsze biorą w niewolę. Mnie nie znaleźli. Zanim zdążyli odejść, część mężczyzn wróciła wcześniej ze święta, w tym mój ojciec. Niestety, koczowników było o wiele więcej. Zabili ich, zabrali swoje łupy i odeszli.
   Na początku chciałem biec po pomoc do Dako-Getów, gdyż oni byli najbliżej, ale wtedy zgubiłbym trop. Ojciec nie żył, dlatego postanowiłem, że odzyskam matkę. Tylko ja mogłem to zrobić.
   Śledziłem ich długo, wędrowałem za nimi przez kilka dni. Kryjąc się w lasach, wyglądając zza gałęzi drzew, dostrzegłem, że nie tylko mój naród tak potraktowano. Koczownicy byli najemnikami i porywali ludzi, by zawieźć ich do ogromnego zamku otoczonego murami i pilnowanego przez liczną straż. Nie miałem szans, by się tam przedrzeć, dlatego znalazłem jaskinię, zatrzymałem się w niej i obserwowałem.
   I tak przez pięć lat.
   Pięć długich lat czekałem na okazję, by uwolnić matkę. Polowałem w lesie, myłem się w rzece, wielokrotnie też rozważałem, żeby wrócić i poprosić plemię o pomoc. Ale droga była daleka i doskonale wiedziałem, że nikt nie zaryzykuje dla jednej kobiety. Dla mojej matki.
   Kiedy wyrosłem z ubrań, częściowo nosiłem skórę zwierzęcą, częściowo szaty, które zdarłem ze świeżych trupów. A było ich całkiem sporo. Gdy w zamku ktoś umierał, najczęściej z powodu gniewu ich pana, czasem przez zwykłą bójkę, wyrzucali ciało na pożarcie dla zwierząt. Tak zdobyłem nowe buty, szaty, a nawet broń.
   Czasem wspinałem się na drzewo i stamtąd mogłem dostrzec moją matkę. Zawsze wydawała mi się młoda, ale w niewoli prędko zaczęła się starzeć. Tak bardzo chciałem ją ocalić, a nie mogłem; moja własna bezradność była najgorsza.
   Kiedy skończyłem piętnaście lat, pewnego dnia, wracając do jaskini po zmierzchu, zastałem niespodziewanego gościa. Była to kobieta. Na mój widok zerwała się i wyglądała, jakby miała mnie zaatakować, ale coś ją powstrzymało. Przyglądała mi się z takim zdumieniem, jakby nigdy wcześniej nie widziała dackiego chłopca. Stwierdziłem, że to przez mój dziki nieco wygląd; płaszcz ze zwierzęcej skóry, zdarte mocno buty, nierówno podcięte włosy i dwa różne sztylety w rękach.
   - Kim jesteś? - spytałem.
   - Iva – odparła krótko. - A ty?
   Uśmiechnąłem się wtedy i przedstawiłem, dodając, że może zostać w mojej jaskini, jeśli zechce. Iva była piękną kobietą, wyglądała na jakieś dwadzieścia sześć lat, miała długie jasne włosy, które splatała w dwa warkocze. Błękitne oczy i szczupła sylwetka nadawały jej pozory bezbronności, które często wykorzystywała podczas polowań.
   Opowiedziałem jej o sobie, o mojej matce za murami zamku i postanowieniu, że ją uwolnię. Zaoferowała swoją pomoc i wyjaśniła mi, że nie jest już człowiekiem.
   - Różnie nas nazywają, ale tutaj słyszałam „wąpierz” i „wampir” - tłumaczyła mi. - Pijemy ludzką krew, by przeżyć, dzięki czemu jesteśmy potężniejsi od ludzi.
   Wampiry nie mogą wejść bez zaproszenia do domu, który został poświęcony. Niekoniecznie chodzi tutaj o chrześcijańskie poświęcenie, gdyż żyłem na długo przed jego powstaniem. Jeśli ktoś zagarnął sobie czyjś dom bezprawnie, nie był chroniony. Zamek został wybudowany przez przodka właściciela, więc Iva potrzebowała tam zaproszenia.
   Parę razy w tygodniu do zamku wjeżdżały wozy. Następnego wieczoru ukryłem się w jednym z nich, w worku z plonami, które zabierano plemionom pracującym dla pana na zamku. Były to tak ogromne wory, że bez problemu się tam zmieściłem. Straż nigdy nie sprawdzała, co wjeżdża, za to dokładnie przeglądali, czy ktoś nie wywozi czegoś cennego. Dlatego bez pomocy Ivy nie byłbym w stanie wydostać matki.
   Gdy wozy się zatrzymały, zaczęto je wypakowywać. Musiałem się szybko stamtąd wydostać. Na szczęście, nim doszli do mnie, wygrzebałem się z worka i udawałem, że pomagam je przenosić razem z innymi parobkami.
   Pracowałem do zmierzchu. Raz nawet zobaczyłem matkę, gdy niosła wiadra z wodą. Na mój widok zatrzymała się gwałtownie, a potem po prostu poszła dalej. Być może mnie poznała, ale nie chciała tego zdradzać, możliwe też, że uznała mnie za kogoś podobnego do swego syna.
   O zmroku podszedłem do murów, na które wspięła się Iva. Strażnicy dostrzegli ją i ruszyli w naszą stronę, ale nie mieli szans. Wystarczyło jedno krótkie słowo, które skierowałem w jej stronę:
   - Wejdź.
   Zabiła ich, zanim zdążyłem się obejrzeć. Wypiła ich krew i odwróciła się w moją stronę. Jej oczy błyszczały, a w niej samej było coś pięknego. Drapieżnik, silniejszy od ludzi. I była po mojej stronie.
   Sama zabijała kolejnych strażników. Zabrałem broń jednego z nich i dołączyłem do walki. Nie byłem wtedy najlepszym wojownikiem, ale każdy Dak potrafił się bronić. Iva w pewnym momencie chwyciła człowieka, pochyliła go ku mnie, a ja ściąłem mu głowę. Można powiedzieć, że wtedy po raz pierwszy zabiliśmy razem.
   Swoją matkę znalazłem w jednym z pomieszczeń dla służby. Początkowo była zbyt przerażona, w końcu jednak uwierzyła, że to ja i zgodziła się uciec razem z nami.
   Podczas ucieczki z zamku ponownie zaatakowała nas grupa strażników. Iva była w swoim żywiole. Co prawda dostało jej się kilka draśnięć, ale rany szybko jej się goiły; pilnowała jedynie, żeby nie dosięgły serca. Ja osłaniałem matkę, ale gdy zaatakowało mnie dwóch naraz, poczułem ból w plecach. Wampirzyca natychmiast przyszła mi z pomocą.
   Matka opatrzyła mi ranę, na szczęście mimo niej wciąż mogłem chodzić. Wyruszyliśmy w nasze rodzinne strony. Iva podróżowała wraz z nami, dlatego poruszaliśmy się wyłącznie nocą, w dzień kryjąc się po lasach i jaskiniach. Dzięki temu byliśmy bezpieczniejsi i pewniejsi, że uda nam się wrócić do domu.
   Kiedy po wielu dniach w końcu przybyliśmy na miejsce, wampirzyca odmówiła zamieszkania z nami.
   - My nie żyjemy wśród ludzi – wyjaśniła. - Dlatego muszę odejść. Możesz iść ze mną, Gowanie. Jeśli zostaniesz z matką, za kilka lat nie będziesz mógł chodzić. Widziałam już taką ranę, powoli będziesz tracił czucie w nogach i skończysz w łóżku. A gdy pójdziesz ze mną, ja będę wówczas przy tobie i sprawię, że będziesz taki, jak my. Zostaniesz nocnym stworzeniem, silnym, szybkim, potężnym. Takie jest twoje przeznaczenie. - Wtedy po raz pierwszy powiedziała mi o zapachu. Miała zostać moją opiekunką. Tak było nam pisane.
   Propozycja Ivy była bardzo kusząca, ale dopiero co odzyskałem matkę. Nie mogłem po prostu jej zostawić. Wampirzyca pożegnała nas i odeszła.
   Pięć lat temu nasze plemię zostało niemal doszczętnie wybite, ale jego miejsce zajęli mieszkańcy sąsiednich plemion. Odbudowali wioskę, a gdy wróciliśmy, przyjęli nas bez wahania.
   Kolejne lata były dla nas spokojne. Matka, choć tyle przeszła, potrafiła znów się śmiać, cieszyć odzyskanym życiem. Nigdy mi nie powiedziała, co spotkało ją na zamku, ale sam się domyślałem. Najpierw kobiety prowadzone były jako branki do pana zamku, a gdy już mu się znudziły, przenoszono je do pomieszczeń dla służby. Z tym, że nie były służącymi, gdyż nie płacono im za pracę. Były niewolnicami.
   Z tego powodu nigdy nie dopytywałem matki o jej życie. Wciąż nie była stara. Zyskała nawet zalotnika, ale zginął na polowaniu. Ja tymczasem... zrozumiałem, że Iva miała rację. Było ze mną coraz gorzej. Bóle pleców, potem nóg i w końcu zacząłem kuleć. Kiedy skończyłem dziewiętnaście lat, nie byłem już w stanie samodzielnie wstać z łóżka.
   Pewnego dnia do naszej wioski przybyła grupa ludzi. Twierdzili, że są tu przejazdem i proponowali zwierzęce skóry za kilka dni noclegu. Nasz wódz się zgodził. Ostatniego dnia ich pobytu trzech z nich upiło się i weszli do naszej chaty. Najpierw zaczęli kpić ze mnie, potem zaatakowali moją matkę.
   Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej, jak w tamtej chwili. Gdy jeden z nich zadarł jej spódnicę, zawołała, że nigdy więcej na to nie pozwoli i wbiła mu paznokcie w oczy. Drugiego polała wrzątkiem z wiadra. Z trzecim nie zdążyła sobie poradzić. Po prostu wbił jej nóż w serce.
   A ja nie byłem w stanie nic zrobić. Tylko leżeć i patrzeć.

   Gowan przerwał na chwilę, a ja sięgnęłam do jego dłoni i ścisnęłam lekko. Sama widziałam śmierć matki i zdawałam sobie sprawę, co wtedy czuł. Odetchnął i opowiadał dalej.

   Następnego wieczoru, tuż po spaleniu ciała matki, gdyż taki był wówczas zwyczaj żegnania zmarłych, znalazła mnie Iva. Napastnicy nie ponieśli kary, gdyż wyjechali, zanim odkryto zbrodnię. Wampirzyca wysłuchała wszystkiego i obiecała, że się zemścimy.
   Przemieniła mnie. Odzyskałem zdolność chodzenia i poruszałem się szybko, jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy w życiu poczułem się silny i niezwyciężony. Musiałem się jeszcze wiele nauczyć o byciu wampirem, ale w tamtym momencie zrozumiałem, że w końcu moje życie było pełne. I wreszcie mogłem zrobić coś z tymi, którzy je zniszczyli.
   Znaleźliśmy ich następnej nocy. Zginęli okrutną śmiercią, ale nie przyniosło mi to ulgi. Ruszyłem z Ivą w świat, by dalej zabijać.

   - Wspominałeś, że kiedyś piłeś krew zwierząt? - zapytałam, gdy zamilkł ponownie. Skinął głową.

   Mijały wieki. Zwiedzaliśmy świat, a Iva podawała się za moją starszą siostrę. W zasadzie to była nią. W II wieku chrześcijaństwa natrafiliśmy na grupkę wampirów żywiących się krwią zwierząt. Dzięki temu nie działały na nich święte symbole i mogły żyć wśród ludzi dłużej, niż parę tygodni. Pokusa osiedlenia się, przynajmniej na jakieś trzydzieści lat, była ogromna. Dlatego uznaliśmy z Ivą, że spróbujemy.
   Życie wśród ludzi było ciekawym doświadczeniem. Nie tylko udawaliśmy ich przez chwilę. Tym razem trwało to wiele lat. Musieliśmy się dobrze pilnować, by nie dać się rozpoznać. Pewnym problemem było słońce, ale mieszkańcy byli dość tolerancyjni na wszelkie dziwactwa. Wytrzymaliśmy niemal dwadzieścia lat. Potem uświadomiliśmy sobie, że to nie dla nas i odrzucając zwierzęcą dietę, ruszyliśmy dalej.
   Niecałe sto lat później dotarliśmy do Persji, gdzie poznaliśmy czarnoksiężnika, którego ludzie postanowili spalić na stosie. Ich król uznał go za zagrożenie. Iva postanowiła, że go ocalimy, ponieważ taki sojusznik może nam się przydać.
   Nie było to proste, gdyż rozpalono już wokół niego ogień, a na to my akurat nie jesteśmy odporni. Na szczęście niedaleko była studnia z wodą. Zgasiliśmy nią ogień, a potem uwolniliśmy mężczyznę, już nieco poparzonego.
   Czarnoksiężnik nazywał się Xander i miał nie tylko ogromną moc, ale i wiedzę tajemną. Myślę, że sam z łatwością mógłby wydostać się z ognia; nigdy nam nie powiedział, czemu tego nie zrobił. Prawdopodobnie wiedział, że ktoś go ocali. Jego poparzenia zagoiły się zupełnie w ciągu paru godzin.
   Obiecał nam, że jeśli będziemy go potrzebować, pomoże. Spędziliśmy u niego kilka lat. To wtedy spisaliśmy księgi, dowiedzieliśmy się więcej o magii i o samych wampirach. Potem ruszyliśmy dalej i dotarliśmy do Egiptu, gdzie mieszkał najstarszy wówczas wampir.
   Iva była starsza ode mnie o jakieś pięćdziesiąt lat. Na świecie nie było wtedy zbyt wielu wampirów, gdyż ściśle przestrzegano przemiany po zapachu. Najstarszy wampir nazywał siebie potomkiem pierwszych wampirów, nie wiem jednak, czy było to prawdą. Wiem natomiast, że był tyranem. Zabijał inne wampiry bez powodu, czasem dla rozrywki. Miał gorącą krew, więc nikt nie byłby w stanie przejąć jego władzy. Poza tym, zabijał wampiry, które były niewiele młodsze od niego, by wyeliminować potencjalnych rywali. Nikt nie miał prawa być władcą jakiegoś kraju, tak jak to się dzieje współcześnie. Był tylko jeden władca i każdy wampir mu podlegał, niezależnie od tego, gdzie mieszkał.
   Planowaliśmy spędzić w Egipcie tylko jedną noc, by nie ryzykować. Żadne z nas nie miało zamiaru zabierać najstarszemu władzy. On jednak stwierdził inaczej, gdyż kazał nas sprowadzić do siebie. Mnie uznał za znikome zagrożenie; nie posiadałem gorącej krwi, a Iva skłamała, że zmieniła mnie zaledwie wiek temu. Niestety, władca wampirów dostrzegł jej piękno i postanowił, że zostanie jego kochanką. Moja opiekunka nie miała wyjścia, więc poprosiła, żeby puścił mnie wolno. Wiedząc, że nie mogę opuszczać jej na zbyt dużą odległość, postanowił, że nie będzie mnie więził.
   Musiałem ją uwolnić, ale sam nie dałbym rady. Dlatego udałem się do Xandera. Gdyby czarnoksiężnik mieszkał dalej, pewnie nigdy by mi się to nie udało, ale Persja i Egipt nie leżały tak daleko od siebie.
   Xander zgodził się mi pomóc, zastrzegając jednak, że będę musiał zabić najstarszego wampira, który był ode mnie starszy zaledwie o półtora wieku. Nie było to proste, lecz możliwe, gdyż, jak twierdził mój przyjaciel, oprócz Ivy, żaden wampir na świecie nie był ode mnie starszy.
   - Mimo że nie masz gorącej krwi, posiądziesz jej moc – wyjaśnił czarnoksiężnik. - A nawet o wiele większą, lecz do tego potrzebne będą lata praktyki. Dostaniesz siłę, jakiej nie posiada żaden inny wampir, twoje serce stanie się silniejsze i nie będzie łatwo przebić go kołkiem, a nawet gdy tak się stanie, odrośnie, zanim umrzesz. Tylko najbliższa ci krew będzie dla ciebie śmiertelna. Po wszystkim będziesz musiał zająć miejsce najstarszego wampira. Pamiętaj jednak, że każda magia ma swoją cenę – zastrzegł. - Czy jesteś gotów ją zapłacić?
   - Tak – odparłem bez wahania. - Zapłacę każdą cenę za taką moc, Xanderze.

19 komentarzy:

  1. "Wiedząc, że nie mogę opuszczać jej na zbyt dużą odległość, postanowił, że nie będzie mnie więził." - a to dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podopieczny i opiekunka nie mogą opuszczać siebie na zbyt duże odległości, więc był pewien, że Gowan nie ucieknie gdzieś daleko;p

      Usuń
    2. Dlaczego? Nie pamiętam tego ;/

      Usuń
    3. Więź opiekuna i podopiecznego jest tak silna, że nie mogą wyjechać na bardzo dalekie odległości. Była o tym mowa:
      "- Wyjeżdżam ja i Erik. - Spojrzałam na opiekuna, który skinął głową twierdząco. - I tak już mamy tyle lat, że niedługo przyjdzie nam umierać, inaczej wzbudzimy podejrzenia. A wy, ponieważ nie możecie się rozstać – wasza więź opiekunki i podopiecznego na to nie pozwala – musicie zdecydować: wyjeżdżacie czy zostajecie?"
      Opowieść Juana:
      "Pokłóciliśmy się o to. Ona nie chciała, by zginął. Wyprowadziła się ode mnie, ale została w kraju. Żadne z nas nie mogło wyjechać bez drugiego, więź była zbyt silna. I wtedy nas znalazł."
      Marigold i Johanna:
      "- Chodźmy, Johanno – zwróciła się do niej Marigold.
      - Nigdzie z tobą nie pójdę – zaprotestowała dziewczyna.
      - Musisz. Nie masz wyjścia. Nie jestem w stanie wyjechać bez ciebie."

      Usuń
    4. Nie pamiętałam... W każdym razie - masakra.

      Usuń
    5. Cóż, więź to więź:p Ma swoje plusy i minusy;p

      Usuń
  2. Jak dla mnie jeden z najlepszych rozdziałów. Historia Gowana jest niesamowita i nie mogę doczekać się dalszej historii. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłym rozdziale będzie dalsza część tej historii;p

      Usuń
  3. Happy Birthday! Oczywiście z okazji tak pięknej, okrąglutkiej, blogowej rocznicy :) Radości z pisania i blogowania, dużo, dużo czytelników, miliony odsłon i komentarzy + tysiące urodzinowych buziaków :* śle - Vivi :)

    Świetny rozdział, wczytałam się mega :) Niesamowita historia najstarszego, mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale będzie ciąg dalszy. Ha, już się rozkręciłam!

    Ale... napisałaś: "Tylko najbliższa ci krew będzie dla ciebie śmiertelna." i tu pojawia się pytanie: będzie chodziło o Amandę? Tylko ona będzie w stanie go "unieszkodliwić", delikatnie rzecz ujmując? Hmm... zaintrygowałaś mnie, po raz kolejny, oczywiście. No nic, będę zatem czekać na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia:D
      Będzie, będzie;p
      Możliwe, ale o tym o wiele, wiele później^^

      Usuń
  4. Ciekawa historia, teraz juz domyślam się, skad Gowan ma takie niesamowite zdolnosci :)
    Jestem ciekawa jak opiszesz zagładę władcy wampirów tamtych czasów (bo mam nadzieję, że to opiszesz=] )
    No nie mogę się doczekać kolejnej notki :)
    Pozdrawiaam

    OdpowiedzUsuń
  5. Postaram się przeczytać po weekendzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, no, nie lubię Gowana, ale nie jestem zołzą, przyznam że historię ma bogatą i ciekawą :) Czekam na ciąg dalszy jego historii :)

      PS 5 lat... Aż ciężko uwierzyć, że to już tyle minęło! :) Mnóstwa, mnóstwa weny i czasu życzę :*

      Usuń
    2. Czasem go aż szkoda, prawda?:P
      Ano minęło, też nie wiem kiedy^^

      Usuń
    3. Aż tak daleko nie sięga moje współczucie dla niego :P
      A jeszcze pewnie ze 2 kolejne przed nami ;)

      Usuń
    4. Łiii, tyle jeszcze czasu radości :D

      Usuń