- A więc jednak Andy kłamał? - spytała Karolina.
- Niezupełnie – westchnęłam. - Ale nie powiedział prawdy. Szczerze mówiąc, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie swój powrót do Anglii. Tymczasem wpadłam w sam środek intrygi, której celem była władza.
- Ale gdyby nie ty, Amelia by zginęła...
- Gdyby nie ja, wszystko potoczyłoby się nieco inaczej, może bardziej, a może mniej krwawo, ale zapewniam cię, że Amelii nie groziła śmierć – odparłam stanowczo i wróciłam do opowiadania.
Patrzyliśmy na siebie z władcą Anglii przez długą chwilę.
- Nie wiedziałem, gdzie została ukryta Amelia... - powiedział powoli, z wahaniem. Nagle uderzyła mnie pewna myśl, którą wcześniej wyraźnie pominęłam.
- Mówisz prawdę. Ty nie wiedziałeś. A Adelaine? Dowiedziała się przecież, gdzie jest Katherine...
Zamilkł zaskoczony, a Kate, która przysłuchiwała się rozmowie, jednocześnie sprawdzając, czy nikt nie wybiera się do krypty, posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Adelaine znała prawdę – przyznał w końcu Andy. - To dlatego Lara ją porwała, chciała się dowiedzieć, by donieść tobie, a dzięki temu nas poróżnić. Ale ją uprzedziłaś.
- Skazałeś Amelię na cierpienie! - warknęłam, zaciskając dłonie. - Chciałeś pozwolić jej oszaleć!
- Miałem zamiar ją ocalić w dzień twojego powrotu, ale pojawiłaś się i namieszałaś – syknął wampir.
- Hej, spokojnie. - Kate pojawiła się obok nas. - Nie chcieliśmy, żeby Amelii stała się krzywda. Miała kontakt z mężem, więc nic jej nie groziło. Tylko słabe wampiry wariują po kilku dniach, Amelia jest silną kobietą. - Spojrzała na mnie. - Masz nasze słowo, że nigdy więcej nie zrobimy niczego, co mogłoby skrzywdzić twoją rodzinę. Jesteśmy po tej samej stronie...
- A czy wasze słowo jeszcze coś znaczy? - przerwałam jej. Katherine przewróciła oczami.
- Lara była zbyt groźna, by walczyć z nią na dwóch frontach. Musieliśmy się zjednoczyć.
- Kosztem mojej przyjaciółki?
- Co zamierzasz zrobić? - spytał Andy, patrząc na mnie uważnie. - Powiesz Amelii prawdę? Wiesz, co się wtedy stanie? Tego chcesz, by Iratu i Bonu ponownie zostały podzielone? Tylko ja mogę utrzymać wszystkie wampiry pod swoją władzą, wiesz o tym. Razem jesteśmy silną grupą, osobno...
- Każdy może wpaść i nas unicestwić – dokończyła Kate. Zacisnęłam usta i spojrzałam w stronę palących się świec.
- Śmierć rodziny Keirana to też kłamstwo? - spytałam cicho.
- Nie no, nie przesadzaj, Amando! - zawołała ukochana władcy, podpierając się pod boki. - Lubię Keirana i mój nieco zadufany w sobie władca też. Jesteśmy podstępni i cwani, ale nie perfidni.
- Spokojnie, wampirza wariatko. - Andy chwycił Kate w pasie i przyciągnął do siebie. - Amanda nam wierzy. I nie doprowadzi do rozłamu wampirów.
Patrzyłam na nich przez chwilę. Zastanawiałam się, jak to możliwe, żeby para, która potrafiła się ze sobą co chwilę kłócić, a potem namiętnie godzić, mogła w ten sposób przetrwać całe wieki. Uznałam, że łączy ich prawdziwa miłość, a jeśli ktoś potrafi tak mocno kochać – nie może być zły.
- Wierzę, że zrobicie wszystko, by nie stracić władzy ani siebie. Jeśli jednak dowiem się, że przez was ponownie zginie ktoś z mojej rodziny, Amelia dowie się wszystkiego – obiecałam.
- Zapamiętam – odrzekł poważnie Andy. Katerine przewróciła swoimi zielonymi oczami i wyswobodziwszy się z objęć władcy, podeszła do mnie.
- Dziękuję, że jesteś po naszej stronie. - Wzięła mnie za ręce. - Robimy, co musimy, ale nie po trupach naszych wampirów. Koniec z wojną, koniec z udawaniem. Twoja rodzina jest bezpieczna. Obiecuję.
- W porządku – powiedziałam krótko, odwróciłam się i wyszłam z krypty. Wciąż miałam żal, że przez nich Amelia cierpiała, ale wierzyłam, że nie mieli nic wspólnego ze śmiercią rodziny Keirana. I chociaż moja przyjaciółka miała prawo poznać prawdę, jedynym skutkiem tego byłby ponowny podział. Obecnie Bonu ufali władcy, co znacznie zmniejszało prawdopodobieństwo kolejnej napaści przez gorącokrwistego wampira. Dzięki tego nie będzie następnej wojny.
Dlatego postanowiłam zachować dla siebie to, czego właśnie się dowiedziałam.
Trzy tygodnie minęły zaskakująco szybko. Spędziłam je dość miło w towarzystwie przyjaciół. Poznałam tę część rodu, która nie miała pojęcia o istnieniu wampirów – oczywiście nie przedstawiłam im się, pozostali w błogiej nieświadomości, dzięki czemu byli znacznie bezpieczniejsi.
Odczułam też silniej zalety i wady popularności. Każdy napotkany wampir doskonale wiedział, kim jestem; jeśli był Iratu, zwykle schodził mi z drogi, Bonu natomiast w większości wdawali się w rozmowę. W efekcie nie miałam zbyt wiele prywatności. Początkowo mi to nie przeszkadzało; to dość miłe uczucie, gdy jest się znanym i popularnym. W pewnym momencie jednak można mieć dość, szczególnie, gdy poznaje się kogoś zupełnie nowego, kto uważa, że wie o mnie wszystko i zadaje osobiste pytania odnośnie mojego życia. Albo gdy pragnęłam posiedzieć z Amelią nad brzegiem jeziora, nadrabiając liczne zaległości, kończyło się to z chwilą, gdy w okolicy pojawiał się inny wampir. Nie próbowałam uciekać czy ukrywać się przed nimi, gdyż wiedziałam, że niedługo znajdę się w innym kraju. Tam nikt nie będzie miał pojęcia, kim jestem, będę tylko kolejną obcą wampirzycą.
Tydzień przed podróżą, do domu Rose i Stanleya zawitał ludzki gość. Wybierałam się właśnie na polowanie, gdyż świat zdążył już pogrążyć się w ciemności nocy. W drzwiach o mało nie zderzyłam się z dziewczyną o jasnobrązowych włosach i zielonych oczach, ubraną w męski strój.
- Lucy?
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Zwykle stanowcza i żywiołowa, wyglądała teraz, jakby się wahała. Gdyby nie była człowiekiem, pewnie zaczęłabym się zastanawiać, czy nie pomyliłam jej z siostrą.
- Jest Karen? - spytała mnie, rozglądając się wokoło, wyraźnie unikając patrzenia mi w oczy.
- Tak, zaprowadzę cię do niej. - Uśmiechnęłam się życzliwie. Zrozumiałam, że Lucy w końcu zdecydowała się pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę. Szczerze mówiąc, obstawiałam, że to raczej Karen się na to zdecyduje, najwyraźniej jednak to jej siostra uznała, że pora się pogodzić.
Karen mieszkała w domu Rose i Stanleya odkąd została przemieniona. Madalyn często ją wtedy odwiedzała, ale sama mieszkała u Esmaraldy i Phila, dlatego to Rose zaproponowała jej podopiecznej dach nad głową. W zamyśle Madalyn i Leny, nowo przemieniona wampirzyca miała mieszkać w oddzielnym domku razem z Keiranem, co nie wyszło z wiadomych powodów.
Zatrzymałam się przed pokojem Karen, ale zanim zdążyłam zapukać, w drzwiach stanęła wampirza bliźniaczka. Bez wątpienia wyczuła siostrę, zanim udało mi się ją zapowiedzieć.
- Lucy! - Karen uśmiechnęła się na jej widok.
- Słyszałam, co się stało i... przyszłam. - Dziewczyna spojrzała na nią niepewnie. Karen posmutniała i skinęła głową.
- Tak, Madalyn... nie żyje. - Zacisnęła usta, odwracając wzrok, na co Lucy zrobiła krok w jej stronę i mocno do siebie przytuliła.
- Moja biedna siostrzyczka...
Karen objęła ją i się rozpłakała.
- Przepraszam za wszystko, Lucy, tylko już mnie tak nie zostawiaj... zostałam całkiem sama, to tak bolało, a jej ostatnie słowa były, żebym cię znalazła... och, Lucy... - Krew płynęła jej po policzkach. Bliźniaczka również się rozpłakała, z tą różnicą, że jej łzy były całkowicie ludzkie.
- Już nigdy, obiecuję... ja też przepraszam... brakowało mi ciebie. - Lucy spojrzała na nią i skrzywiła się lekko. - Wyglądasz przerażająco. - Otarła jej twarz swoim rękawem i nagle obie zaczęły się śmiać.
- Teraz, skoro i tak nie mam opiekunki, mogę cię zmienić – zaproponowała Karen. - Inaczej pewnego dnia i tak cię stracę...
Lucy zawahała się. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...
W tym momencie do domu wszedł Keiran. Odkąd Madalyn zginęła, dotrzymywał towarzystwa Karen. Nie wiedziałam, czy jest między nimi coś więcej i czy kiedykolwiek będzie; ona go kochała, co do tego nie miałam wątpliwości, jednak on zakochał się w kimś innym, kimś, kogo stworzyły obie siostry. Był dla niej oparciem w tych trudnych chwilach, gdy potrzebowała kogoś bliskiego, ale nie wydawało się, póki co, by mógł być kimś więcej. Ostatnio chodzili razem na polowania i w tym celu dziś się pojawił.
- Lucy? - Zatrzymał się na widok obu sióstr. Zerknęłam na nie i westchnęłam cicho. Wpatrywały się w niego dokładnie tak samo. Dopiero teraz zrozumiałam, czemu Keiran wcześniej ich nie odróżniał. Nie chodziło tylko o wygląd, włosy ścięte tak samo, ułożone w podobną lub nawet identyczną fryzurę, taki sam kolor oczu. To było coś w ich spojrzeniu, gdy z nim rozmawiały, w ich ruchach, gestach. Obie chłonęły wzrokiem jego smukłą sylwetkę, ciemne loki okalające przystojną twarz, z zachwytem wpatrywały się w ciemnobrązowe oczy. Obie były w nim nadal zakochane, co znacznie komplikowało sprawę. Pewnie mógłby wybaczyć Karen – o ile już nie wybaczył – i może w końcu coś by z tego wyszło, ale była jeszcze Lucy, którą siostra zamierzała zmienić w wampira.
- Keiran... wciąż mnie nienawidzisz? Mam sobie pójść? Możemy porozmawiać później – zwróciła się do bliźniaczki – wiesz, gdzie mnie znaleźć...
- Nie, Lucy. Cieszę się, że pogodziłaś się z siostrą – zwrócił się do niej Keiran. - Powinnyście porozmawiać ze sobą, spędzić trochę czasu...
- Wszyscy powinniśmy porozmawiać – zadecydowała Karen. Uznałam, że ja nie powinnam brać udziału ani przysłuchiwać się tej rozmowie, więc dyskretnie wymknęłam się na zewnątrz.
Ostatecznie wszystko między siostrami jakoś się ułożyło. Lucy nie zgodziła się jeszcze na przemianę, ale bardzo możliwe, że kiedyś podejmie taką decyzję. Keiran nadal zabierał Karen na polowanie, ale szczerze wątpiłam, czy będzie z nią albo z jej siostrą. Nie tylko dlatego, że go okłamały, ale przede wszystkim – obie go kochały, a będąc z jedną, ponownie by je rozdzielił.
Nadszedł wieczór naszej podróży z Anglii. Nicolas już od dawna był przygotowany, uzbrojony, spakowany i gotowy na poszukiwania Lary, Marigold oraz Johanny. Kiedy zapadł zmrok, udaliśmy się do portu. Statek miał wypływać za godzinę, więc mieliśmy trochę czasu na pożegnanie.
Port nigdy nie był taki przepełniony o tej porze. Zwykły obserwator mógłby dostrzec kilka grup dyskutujących żywo ze sobą. Ja widziałam mnóstwo wampirów, w tym moich bliskich oraz sporo innych Bonu, rozmawiających o mnie i mojej misji ratunkowej. Nie zabrakło także dyskusji na temat łowcy o fiołkowych oczach. Stał obok mnie, obojętnie zerkając na otaczające nas wampiry. Koło nas kręcili się Rose ze Stanleyem. Kiedy w końcu zbliżała się nasza pora, córka Amelii pierwsza rzuciła mi się na szyję.
- Będziemy za tobą tęsknić – powiedziała. Potem pożegnała Nicolasa, przykazując mu, by mnie strzegł i dbał o mnie. Co zabawniejsze, o to samo jej mąż poprosił mnie. Na szczęście Nick tego nie słyszał.
Moja rodzina pożegnała mnie po kolei. Selene, życząca mi, bym dorwała wiedźmę – najwyraźniej przydomek nadany Larze przez Andy'ego przypadł jej do gustu; Danielle, radząca, bym od razu obcięła jej głowę, Tia, nakazująca, bym o siebie dbała i unikała słońca, Shane i Rosabel, życzący mi powodzenia w razie spotkania z najstarszym wampirem, Phil deklamujący mi jakiś wiersz na lepszą podróż, Arthur, zapewniający, że statek jest przygotowany i pełen zwierząt pod pokładem, Felicia, życząca mi odnalezienia Johanny i przyprowadzenia jej całej i zdrowej oraz wszyscy inni, każdy z własnym słowem otuchy. Były również bliźniaczki i Keiran, którym życzyłam szczęścia w życiu, choć nie miałam pojęcia, jak powinno się potoczyć, żeby wszyscy wyszli na tym dobrze.
Nie zabrakło także władcy z jego ukochaną. Andy uścisnął mi dłoń i oznajmił, że zawsze jestem mile widziana, a Anglia jest również moim domem. Pomyślałam wtedy, że pod względem politycznym również świetnie nadawał się na władcę. Kate przytuliła mnie spontanicznie – a przynajmniej tak to wyglądało – po czym przeprosiła raz jeszcze za wszystkie kłamstwa, którymi musiała mnie uraczyć. Nie do końcu wierzyłam w szczerość tych przeprosin i wiedziałam, że następnym razem nie zaufam jej tak łatwo. Odwzajemniłam uścisk i zapewniłam, że mnie nie musi przepraszać.
Na koniec w moich objęciach znalazła się Amelia. Przyjaciółka, pasierbica, siostra. Spędziłyśmy ze sobą zbyt mało czasu – zaledwie trzy tygodnie, i to niecałe. Nawet chciałam zabrać ją ze sobą, ale zdawałam sobie sprawę, że jej miejsce jest tutaj, w Anglii. Z rodziną. Była szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Znała ich i kochała, zarówno wampiry, jak i ludzi ze swojego rodu. Czuwała nad nimi razem z Arthurem, a one kochały ją za to i szanowały.
- Będzie mi ciebie brakowało... - Amelia z trudem powstrzymała łzy. Przytuliłam ją do siebie, po czym rozejrzałam się dookoła.
- Oto wasza królowa. Od zawsze nią była. Czy ktoś ma wątpliwości, że Amelia powinna być królową Bonu?
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał Andy.
- Amelia jest idealna na królową. Zgadzam się z tobą, Amando.
Moja pasierbica spojrzała na niego ze zdumieniem, a już w następnej chwili została oficjalnie uznana przez wszystkich. Wampiry złożyły jej pokłon, ja również się skłoniłam.
- To zawsze byłaś ty – szepnęłam jej do ucha, uścisnęłam po raz ostatni i weszłam na statek. Nicolas skinął jej głową, okazując swój szacunek, po czym podążył za mną.
Długo stałam i wpatrywałam w oddalający się brzeg. Do wschodu była jeszcze cała noc, więc wampiry stały w porcie, dopóki nie straciłam ich z oczu. Nick już wcześniej udał się do kajuty. Ja w końcu również uznałam, że pora zobaczyć swój pokój. Zeszłam pod pokład, ale zanim dotarłam na miejsce, zatrzymał mnie znajomy głos. Z niedowierzaniem otworzyłam drzwi kajuty, z której dobiegał i ujrzałam kilku marynarzy, a pośród nich... tak współcześnie rzecz ujmując, pasażera na gapę.
- Niezupełnie – westchnęłam. - Ale nie powiedział prawdy. Szczerze mówiąc, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie swój powrót do Anglii. Tymczasem wpadłam w sam środek intrygi, której celem była władza.
- Ale gdyby nie ty, Amelia by zginęła...
- Gdyby nie ja, wszystko potoczyłoby się nieco inaczej, może bardziej, a może mniej krwawo, ale zapewniam cię, że Amelii nie groziła śmierć – odparłam stanowczo i wróciłam do opowiadania.
Patrzyliśmy na siebie z władcą Anglii przez długą chwilę.
- Nie wiedziałem, gdzie została ukryta Amelia... - powiedział powoli, z wahaniem. Nagle uderzyła mnie pewna myśl, którą wcześniej wyraźnie pominęłam.
- Mówisz prawdę. Ty nie wiedziałeś. A Adelaine? Dowiedziała się przecież, gdzie jest Katherine...
Zamilkł zaskoczony, a Kate, która przysłuchiwała się rozmowie, jednocześnie sprawdzając, czy nikt nie wybiera się do krypty, posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Adelaine znała prawdę – przyznał w końcu Andy. - To dlatego Lara ją porwała, chciała się dowiedzieć, by donieść tobie, a dzięki temu nas poróżnić. Ale ją uprzedziłaś.
- Skazałeś Amelię na cierpienie! - warknęłam, zaciskając dłonie. - Chciałeś pozwolić jej oszaleć!
- Miałem zamiar ją ocalić w dzień twojego powrotu, ale pojawiłaś się i namieszałaś – syknął wampir.
- Hej, spokojnie. - Kate pojawiła się obok nas. - Nie chcieliśmy, żeby Amelii stała się krzywda. Miała kontakt z mężem, więc nic jej nie groziło. Tylko słabe wampiry wariują po kilku dniach, Amelia jest silną kobietą. - Spojrzała na mnie. - Masz nasze słowo, że nigdy więcej nie zrobimy niczego, co mogłoby skrzywdzić twoją rodzinę. Jesteśmy po tej samej stronie...
- A czy wasze słowo jeszcze coś znaczy? - przerwałam jej. Katherine przewróciła oczami.
- Lara była zbyt groźna, by walczyć z nią na dwóch frontach. Musieliśmy się zjednoczyć.
- Kosztem mojej przyjaciółki?
- Co zamierzasz zrobić? - spytał Andy, patrząc na mnie uważnie. - Powiesz Amelii prawdę? Wiesz, co się wtedy stanie? Tego chcesz, by Iratu i Bonu ponownie zostały podzielone? Tylko ja mogę utrzymać wszystkie wampiry pod swoją władzą, wiesz o tym. Razem jesteśmy silną grupą, osobno...
- Każdy może wpaść i nas unicestwić – dokończyła Kate. Zacisnęłam usta i spojrzałam w stronę palących się świec.
- Śmierć rodziny Keirana to też kłamstwo? - spytałam cicho.
- Nie no, nie przesadzaj, Amando! - zawołała ukochana władcy, podpierając się pod boki. - Lubię Keirana i mój nieco zadufany w sobie władca też. Jesteśmy podstępni i cwani, ale nie perfidni.
- Spokojnie, wampirza wariatko. - Andy chwycił Kate w pasie i przyciągnął do siebie. - Amanda nam wierzy. I nie doprowadzi do rozłamu wampirów.
Patrzyłam na nich przez chwilę. Zastanawiałam się, jak to możliwe, żeby para, która potrafiła się ze sobą co chwilę kłócić, a potem namiętnie godzić, mogła w ten sposób przetrwać całe wieki. Uznałam, że łączy ich prawdziwa miłość, a jeśli ktoś potrafi tak mocno kochać – nie może być zły.
- Wierzę, że zrobicie wszystko, by nie stracić władzy ani siebie. Jeśli jednak dowiem się, że przez was ponownie zginie ktoś z mojej rodziny, Amelia dowie się wszystkiego – obiecałam.
- Zapamiętam – odrzekł poważnie Andy. Katerine przewróciła swoimi zielonymi oczami i wyswobodziwszy się z objęć władcy, podeszła do mnie.
- Dziękuję, że jesteś po naszej stronie. - Wzięła mnie za ręce. - Robimy, co musimy, ale nie po trupach naszych wampirów. Koniec z wojną, koniec z udawaniem. Twoja rodzina jest bezpieczna. Obiecuję.
- W porządku – powiedziałam krótko, odwróciłam się i wyszłam z krypty. Wciąż miałam żal, że przez nich Amelia cierpiała, ale wierzyłam, że nie mieli nic wspólnego ze śmiercią rodziny Keirana. I chociaż moja przyjaciółka miała prawo poznać prawdę, jedynym skutkiem tego byłby ponowny podział. Obecnie Bonu ufali władcy, co znacznie zmniejszało prawdopodobieństwo kolejnej napaści przez gorącokrwistego wampira. Dzięki tego nie będzie następnej wojny.
Dlatego postanowiłam zachować dla siebie to, czego właśnie się dowiedziałam.
Trzy tygodnie minęły zaskakująco szybko. Spędziłam je dość miło w towarzystwie przyjaciół. Poznałam tę część rodu, która nie miała pojęcia o istnieniu wampirów – oczywiście nie przedstawiłam im się, pozostali w błogiej nieświadomości, dzięki czemu byli znacznie bezpieczniejsi.
Odczułam też silniej zalety i wady popularności. Każdy napotkany wampir doskonale wiedział, kim jestem; jeśli był Iratu, zwykle schodził mi z drogi, Bonu natomiast w większości wdawali się w rozmowę. W efekcie nie miałam zbyt wiele prywatności. Początkowo mi to nie przeszkadzało; to dość miłe uczucie, gdy jest się znanym i popularnym. W pewnym momencie jednak można mieć dość, szczególnie, gdy poznaje się kogoś zupełnie nowego, kto uważa, że wie o mnie wszystko i zadaje osobiste pytania odnośnie mojego życia. Albo gdy pragnęłam posiedzieć z Amelią nad brzegiem jeziora, nadrabiając liczne zaległości, kończyło się to z chwilą, gdy w okolicy pojawiał się inny wampir. Nie próbowałam uciekać czy ukrywać się przed nimi, gdyż wiedziałam, że niedługo znajdę się w innym kraju. Tam nikt nie będzie miał pojęcia, kim jestem, będę tylko kolejną obcą wampirzycą.
Tydzień przed podróżą, do domu Rose i Stanleya zawitał ludzki gość. Wybierałam się właśnie na polowanie, gdyż świat zdążył już pogrążyć się w ciemności nocy. W drzwiach o mało nie zderzyłam się z dziewczyną o jasnobrązowych włosach i zielonych oczach, ubraną w męski strój.
- Lucy?
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Zwykle stanowcza i żywiołowa, wyglądała teraz, jakby się wahała. Gdyby nie była człowiekiem, pewnie zaczęłabym się zastanawiać, czy nie pomyliłam jej z siostrą.
- Jest Karen? - spytała mnie, rozglądając się wokoło, wyraźnie unikając patrzenia mi w oczy.
- Tak, zaprowadzę cię do niej. - Uśmiechnęłam się życzliwie. Zrozumiałam, że Lucy w końcu zdecydowała się pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę. Szczerze mówiąc, obstawiałam, że to raczej Karen się na to zdecyduje, najwyraźniej jednak to jej siostra uznała, że pora się pogodzić.
Karen mieszkała w domu Rose i Stanleya odkąd została przemieniona. Madalyn często ją wtedy odwiedzała, ale sama mieszkała u Esmaraldy i Phila, dlatego to Rose zaproponowała jej podopiecznej dach nad głową. W zamyśle Madalyn i Leny, nowo przemieniona wampirzyca miała mieszkać w oddzielnym domku razem z Keiranem, co nie wyszło z wiadomych powodów.
Zatrzymałam się przed pokojem Karen, ale zanim zdążyłam zapukać, w drzwiach stanęła wampirza bliźniaczka. Bez wątpienia wyczuła siostrę, zanim udało mi się ją zapowiedzieć.
- Lucy! - Karen uśmiechnęła się na jej widok.
- Słyszałam, co się stało i... przyszłam. - Dziewczyna spojrzała na nią niepewnie. Karen posmutniała i skinęła głową.
- Tak, Madalyn... nie żyje. - Zacisnęła usta, odwracając wzrok, na co Lucy zrobiła krok w jej stronę i mocno do siebie przytuliła.
- Moja biedna siostrzyczka...
Karen objęła ją i się rozpłakała.
- Przepraszam za wszystko, Lucy, tylko już mnie tak nie zostawiaj... zostałam całkiem sama, to tak bolało, a jej ostatnie słowa były, żebym cię znalazła... och, Lucy... - Krew płynęła jej po policzkach. Bliźniaczka również się rozpłakała, z tą różnicą, że jej łzy były całkowicie ludzkie.
- Już nigdy, obiecuję... ja też przepraszam... brakowało mi ciebie. - Lucy spojrzała na nią i skrzywiła się lekko. - Wyglądasz przerażająco. - Otarła jej twarz swoim rękawem i nagle obie zaczęły się śmiać.
- Teraz, skoro i tak nie mam opiekunki, mogę cię zmienić – zaproponowała Karen. - Inaczej pewnego dnia i tak cię stracę...
Lucy zawahała się. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...
W tym momencie do domu wszedł Keiran. Odkąd Madalyn zginęła, dotrzymywał towarzystwa Karen. Nie wiedziałam, czy jest między nimi coś więcej i czy kiedykolwiek będzie; ona go kochała, co do tego nie miałam wątpliwości, jednak on zakochał się w kimś innym, kimś, kogo stworzyły obie siostry. Był dla niej oparciem w tych trudnych chwilach, gdy potrzebowała kogoś bliskiego, ale nie wydawało się, póki co, by mógł być kimś więcej. Ostatnio chodzili razem na polowania i w tym celu dziś się pojawił.
- Lucy? - Zatrzymał się na widok obu sióstr. Zerknęłam na nie i westchnęłam cicho. Wpatrywały się w niego dokładnie tak samo. Dopiero teraz zrozumiałam, czemu Keiran wcześniej ich nie odróżniał. Nie chodziło tylko o wygląd, włosy ścięte tak samo, ułożone w podobną lub nawet identyczną fryzurę, taki sam kolor oczu. To było coś w ich spojrzeniu, gdy z nim rozmawiały, w ich ruchach, gestach. Obie chłonęły wzrokiem jego smukłą sylwetkę, ciemne loki okalające przystojną twarz, z zachwytem wpatrywały się w ciemnobrązowe oczy. Obie były w nim nadal zakochane, co znacznie komplikowało sprawę. Pewnie mógłby wybaczyć Karen – o ile już nie wybaczył – i może w końcu coś by z tego wyszło, ale była jeszcze Lucy, którą siostra zamierzała zmienić w wampira.
- Keiran... wciąż mnie nienawidzisz? Mam sobie pójść? Możemy porozmawiać później – zwróciła się do bliźniaczki – wiesz, gdzie mnie znaleźć...
- Nie, Lucy. Cieszę się, że pogodziłaś się z siostrą – zwrócił się do niej Keiran. - Powinnyście porozmawiać ze sobą, spędzić trochę czasu...
- Wszyscy powinniśmy porozmawiać – zadecydowała Karen. Uznałam, że ja nie powinnam brać udziału ani przysłuchiwać się tej rozmowie, więc dyskretnie wymknęłam się na zewnątrz.
Ostatecznie wszystko między siostrami jakoś się ułożyło. Lucy nie zgodziła się jeszcze na przemianę, ale bardzo możliwe, że kiedyś podejmie taką decyzję. Keiran nadal zabierał Karen na polowanie, ale szczerze wątpiłam, czy będzie z nią albo z jej siostrą. Nie tylko dlatego, że go okłamały, ale przede wszystkim – obie go kochały, a będąc z jedną, ponownie by je rozdzielił.
Nadszedł wieczór naszej podróży z Anglii. Nicolas już od dawna był przygotowany, uzbrojony, spakowany i gotowy na poszukiwania Lary, Marigold oraz Johanny. Kiedy zapadł zmrok, udaliśmy się do portu. Statek miał wypływać za godzinę, więc mieliśmy trochę czasu na pożegnanie.
Port nigdy nie był taki przepełniony o tej porze. Zwykły obserwator mógłby dostrzec kilka grup dyskutujących żywo ze sobą. Ja widziałam mnóstwo wampirów, w tym moich bliskich oraz sporo innych Bonu, rozmawiających o mnie i mojej misji ratunkowej. Nie zabrakło także dyskusji na temat łowcy o fiołkowych oczach. Stał obok mnie, obojętnie zerkając na otaczające nas wampiry. Koło nas kręcili się Rose ze Stanleyem. Kiedy w końcu zbliżała się nasza pora, córka Amelii pierwsza rzuciła mi się na szyję.
- Będziemy za tobą tęsknić – powiedziała. Potem pożegnała Nicolasa, przykazując mu, by mnie strzegł i dbał o mnie. Co zabawniejsze, o to samo jej mąż poprosił mnie. Na szczęście Nick tego nie słyszał.
Moja rodzina pożegnała mnie po kolei. Selene, życząca mi, bym dorwała wiedźmę – najwyraźniej przydomek nadany Larze przez Andy'ego przypadł jej do gustu; Danielle, radząca, bym od razu obcięła jej głowę, Tia, nakazująca, bym o siebie dbała i unikała słońca, Shane i Rosabel, życzący mi powodzenia w razie spotkania z najstarszym wampirem, Phil deklamujący mi jakiś wiersz na lepszą podróż, Arthur, zapewniający, że statek jest przygotowany i pełen zwierząt pod pokładem, Felicia, życząca mi odnalezienia Johanny i przyprowadzenia jej całej i zdrowej oraz wszyscy inni, każdy z własnym słowem otuchy. Były również bliźniaczki i Keiran, którym życzyłam szczęścia w życiu, choć nie miałam pojęcia, jak powinno się potoczyć, żeby wszyscy wyszli na tym dobrze.
Nie zabrakło także władcy z jego ukochaną. Andy uścisnął mi dłoń i oznajmił, że zawsze jestem mile widziana, a Anglia jest również moim domem. Pomyślałam wtedy, że pod względem politycznym również świetnie nadawał się na władcę. Kate przytuliła mnie spontanicznie – a przynajmniej tak to wyglądało – po czym przeprosiła raz jeszcze za wszystkie kłamstwa, którymi musiała mnie uraczyć. Nie do końcu wierzyłam w szczerość tych przeprosin i wiedziałam, że następnym razem nie zaufam jej tak łatwo. Odwzajemniłam uścisk i zapewniłam, że mnie nie musi przepraszać.
Na koniec w moich objęciach znalazła się Amelia. Przyjaciółka, pasierbica, siostra. Spędziłyśmy ze sobą zbyt mało czasu – zaledwie trzy tygodnie, i to niecałe. Nawet chciałam zabrać ją ze sobą, ale zdawałam sobie sprawę, że jej miejsce jest tutaj, w Anglii. Z rodziną. Była szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Znała ich i kochała, zarówno wampiry, jak i ludzi ze swojego rodu. Czuwała nad nimi razem z Arthurem, a one kochały ją za to i szanowały.
- Będzie mi ciebie brakowało... - Amelia z trudem powstrzymała łzy. Przytuliłam ją do siebie, po czym rozejrzałam się dookoła.
- Oto wasza królowa. Od zawsze nią była. Czy ktoś ma wątpliwości, że Amelia powinna być królową Bonu?
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał Andy.
- Amelia jest idealna na królową. Zgadzam się z tobą, Amando.
Moja pasierbica spojrzała na niego ze zdumieniem, a już w następnej chwili została oficjalnie uznana przez wszystkich. Wampiry złożyły jej pokłon, ja również się skłoniłam.
- To zawsze byłaś ty – szepnęłam jej do ucha, uścisnęłam po raz ostatni i weszłam na statek. Nicolas skinął jej głową, okazując swój szacunek, po czym podążył za mną.
Długo stałam i wpatrywałam w oddalający się brzeg. Do wschodu była jeszcze cała noc, więc wampiry stały w porcie, dopóki nie straciłam ich z oczu. Nick już wcześniej udał się do kajuty. Ja w końcu również uznałam, że pora zobaczyć swój pokój. Zeszłam pod pokład, ale zanim dotarłam na miejsce, zatrzymał mnie znajomy głos. Z niedowierzaniem otworzyłam drzwi kajuty, z której dobiegał i ujrzałam kilku marynarzy, a pośród nich... tak współcześnie rzecz ujmując, pasażera na gapę.
Chyba pojadę cytatami, będzie mi wygodniej:
OdpowiedzUsuń"Selene, życząca mi, bym dorwała wiedźmę – najwyraźniej przydomek nadany Larze przez Andy'ego przypadł jej do gustu" - nie mam pewności, ale nie aby przez Gabriela?
"Nie próbowałam uciekać czy ukrywać się przed nimi, gdyż wiedziałam, że niedługo znajdę się w innym kraju." - Amando, skarbie, jesteś ich królową. Jeśli już nie chcesz ich odprawiać wprost, to zawsze możesz dać im do zrozumienia, że chcesz pobyć sama ;P
"Phil deklamujący mi jakiś wiersz na lepszą podróż" kompletnie pamiętam gościa, ale to mi się kojarzy z akademiami w szkole ;P
"Dlatego postanowiłam zachować dla siebie to, czego właśnie się dowiedziałam." - No, trochę się wyrabia :)
"Z niedowierzaniem otworzyłam drzwi kajuty, z której dobiegał i ujrzałam kilku marynarzy, a pośród nich... tak współcześnie rzecz ujmując, pasażera na gapę." - Nie wiem czy to jest odpowiednie określenie. Amanda jest tylko jedną z pasażerek czy po prostu wynajęła ten statek?
Jeszcze raz gratulacje i miłej wycieczki. Też mam ważny event w przyszły weekend :)
Dziękuję bardzo za długi komentarz:)
Usuń"Andy prychnął i założył ręce na piersi.
- Zmuś mnie, wiedźmo."
"- Teraz twoja kolej, by wejść do trumny śmierci, wiedźmo – zwrócił się do niej Andy z satysfakcją w głosie."
Gabriel nazywał ją pajęczą wiedźmą^ ^
Amanda chyba nie nadaje się na królową, nie wie, jak sobie poradzić z popularnością:p
Phil: "- Rick zawsze chodził własnymi drogami – wtrącił wysoki szczupły wampir o ciemnorudych kręconych włosach, nieco przydługich. - Witaj, Amando. To jest Esmaralda, kobieta, która umarła w tańcu i tańczy nawet po śmierci. - Ujął ją za rękę i obrócił lekko. Wampirzyca zaśmiała się i ponownie obróciła. - Jest potomkiem rodu żyjącego w błogiej nieświadomości, niczym słońce nieświadome księżyca, który zastępuje go na niebie. Brat Adrianny był jej po siedmiokroć razy pra-dziadkiem.
- Phil jest poetą – wyjaśniła Esmaralda. - Nawet kiedy mówi, brzmi to jak poezja. "
Amanda jest pasażerką, chodziło mi tu raczej o to, że nie spodziewała się tej osoby i nie powinno jej być na statku. Powinnam to zmienić?
Dziękuję:) A Ty co masz w przyszły weekend, zdradzisz?;p
Andy na pewno podsłuchał to u Gabriela, tylko odpuścił sobie pająki (ale byłam blisko ;P)
UsuńSama nie wiem... niby wiadomo o co chodzi, z drugiej strony jeśli się uprzeć, to "pasażer na gapę" sugeruje trochę, że ktoś formalnie nie miał prawa tam być. Nie mam alternatywnych pomysłów, więc zostaw.
Kończymy projekt, którym się zajmowaliśmy kilka ostatnich lat i trzeba przy okazji zrobić wrażenie na ludziach, z którymi, jak dobrze pójdzie, będę niedługo pracować.
Możliwe, ale by się do tego nie przyznał:p
UsuńTo trzymam kciuki;)
Na wszelki wypadek nie dziękuję ;)
UsuńPiękny rozdział! Wzruszayłam się czytając scenę pożegnania. I pomyśleć, że Amanda znowu opuściła Anglię i rodzinę. Mam nadzieję, że misja z którą wyruszyła zakończy się pomyślnie ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się kto mógłby być tym pasażerem na gapę, bo mam przecucie, że to wampir :D
Pozdrawiam
Tak, to wampir, tyle mogę zdradzić;)
UsuńPo długim zastanawianiu się, w końcu zdobyłam się na odwagę, żeby zapytać. Bo nie daje mi spokoju pytanie: co za wampir jest na statku? W końcu doszłam do wniosku, że byłoby zabawnie gdyby to był Juan. Zimno, ciepło?
OdpowiedzUsuńDowiesz się w kolejnym rozdziale, nie powiem, kto to:p Ale nie, to nie on;)
UsuńSzkoda...
UsuńAle Juan jeszcze będzie, tylko nie w tej części:p
UsuńFajny rozdział, taki lekko podsumowujący i zapowiadający kolejną przygodę. Wiedziałam, że będzie ciekawie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Pasażer na gapę? Kto to może być?
OdpowiedzUsuńHmm... W pierwszej chwili pomyślałam o Juanie, ale już dowiedziałam się z komentarza wyżej, że to nie on. Hmm... myślę, myslę... A może to ten pirat, który pocałował Amandę na Wyspie Piratów? :P Zapewniał, że wróci, może to on, albo i nie :)
A teraz z opowiadania przechodzę do teraźniejszości:
Kochana Natalio, chciałabym Ci złożyć najserdeczniejsze życzenia pomyślności, radości i jeszcze więcej miłości na Nowej Drodze Życia :* Tobie oraz mężowi :)
Muaaa, ściskam i całuję :*
Dziękujemy Ci bardzo, bardzo:*:*
UsuńŻyczę Wam dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności i miłości na Nowej Drodze Życia :D
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękujemy:*:*
UsuńSpóźnione ale szczere - wszystkiego najlepszego Natalio dla Ciebie i męża, obyście zawsze trwali w miłości, byli oparciem dla siebie nawzajem w każdej chwili życia i zawsze szczęśliwi! :*
OdpowiedzUsuńDziękujemy:*:*:*
UsuńWszystkiego najlepszego dla Ciebie i Twojego męża, życzę Wam miłości każdego dnia ;* A co do rozdziału, to jak zwykle ciekawy ;) Już nie mogę się doczekać następnej części, tego co tam wymyśliłaś ;) Tymczasem zapraszam do siebie i pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://projekt-ruda.blogspot.com/
Dziękujemy bardzo:)
Usuń