- Biedny Keiran – stwierdziła Karolina. - Zachorował, został oszukany przez ukochaną, odtrącony przez matkę i w końcu został Iratu. To co zrobiły Karen i Lucy, było zdecydowanie nie w porządku.
- Myślę, że obie zdały sobie z tego sprawę zbyt późno – odparłam.
- Ale jedno w tej historii mnie zastanawia – zamyśliła się dziewczyna. - Czemu Keiran opuścił swój ród? Rozumiem, że stracił matkę i opiekunkę, ale nie wydaje mi się, by nie miał tam więcej nikogo bliskiego. Na pewno by się nim zaopiekowano. Tymczasem wybrał Andy'ego...
- To było o wiele bardziej skomplikowane, niż sądziłam – westchnęłam. - Niż wszyscy myśleliśmy. Ale zanim dowiedziałam się, co skłoniło Keirana do takiego zachowania, zdarzyło się jeszcze parę innych rzeczy, zachowajmy więc kolejność – postanowiłam i wróciłam do historii mojego wampirzego życia.
Resztę nocy, do samego świtu, spędziliśmy siedząc i zastanawiając się, gdzie może być Amelia. Ja, Rose, Arthur, Selene, Karen i Felicia. Kiedy moja przyjaciółka została porwana, jedyne, co pamiętała, to brutalny napad przez grupę wampirów, a potem zamknięcie w trumnie. Długo ją wieźli, a potem zakopali gdzieś głęboko.
Kładąc się do trumny, wciąż nie przestawałam o tym myśleć. Byłam pewna, że coś pominęliśmy. Z tego co zrozumiałam, Otton nie zakopał Amelii w przypadkowym miejscu. Musiał wybrać taką lokalizację pod ziemią, na którą nikt z naszego rodu nie wpadnie. Andy też nie miał pojęcia, gdzie jej szukać. A jednak musiała być jakaś wskazówka.
Kiedy wybudziłam się z letargu, nadal nie miałam żadnego pomysłu. Wstałam, umyłam się, założyłam ciemnozieloną suknię i wyszłam z pokoju.
Pierwszym wampirem, na którego się natknęłam, był Dominic. Stał oparty o drzwi, jakby na mnie czekał. Uśmiechnął się lekko na mój widok.
- Witaj, Amando. Wypoczęta?
Skinęłam głową, spoglądając na niego ciekawie. Był trochę podobny do Paula, swojego ojca, ale tylko po bliższym przyjrzeniu. No i miał jego oczy.
- Dominic, syn Paula. Rozumiem, że dzisiaj poznam twoją część rodu?
- Właściwie to Cecilii, mojej siostry. - Ruszyliśmy powoli korytarzem. - Z linii Philipa, mojego brata bliźniaka, nie było ani jednego wampira. W tysiąc sześćset sześćdziesiątym piątym roku, gdy zaczęła się owa śmiercionośna epidemia dżumy, trzech ostatnich, żyjących potomków tej linii wyjechało z kraju. Nie było to proste, ale mam nadzieję, że udało im się przetrwać.
- Z pewnością się udało – wtrąciła Felicia, córka Cecilii, dołączając do nas przy końcu korytarza. Tego dnia ciemnorude włosy rozpuściła swobodnie na plecy. - Dodam, że mój wuj zginął z rąk zdrajcy, który zabił naszego najstarszego brata, Arthura. Zdrajca umarł na zawsze, a Dominic został zmieniony. - Spojrzeli na siebie, wymieniając uśmiechy.
- Czyli udało ci się go pomścić – mruknęłam.
- Ukarać – poprawił Dominic. - A Felicia umarła, gdyż zasłoniła własnym ciałem córkę, kiedy zaatakował ją wampir. Marnie skończył.
- Jesteś przodkinią rodu, który przetrwał aż do tej pory – zauważyłam, przypominając sobie drzewo.
- O tak. To bardzo przyjemna świadomość, że moja krew wciąż jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. - Uśmiechnęła się. - Czuwam nad moim rodem i potrafię go bronić, razem z Dominicem.
- A Felicii niewiele osób jest w stanie się przeciwstawić – dodała dwudziestoparoletnia wampirzyca, pojawiając się przed nami. Miała bardzo jasne, proste włosy sięgające do bioder i duże błękitne oczy. Wyglądała krucho i niewinnie. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. - Jestem Adrianna, córka brata Felicii. Od mojego brata, który miał na imię Darius, pochodzi linia rodu, której potomkowie nie mają pojęcia o istnieniu wampirów. Miło mi cię poznać, Amando. Jestem Iratu – dodała ostrożnie.
- Nasz ród, linia Paula, ma nieco inne podejście do krwi niż ród Victorii – wyjaśniła Felicia. Skinęłam głową.
- Miło mi cię poznać, Adrianno. Co masz na myśli przez inne podejście? - zerknęłam ciekawie na Feilicię.
- Nie uważamy, że bycie Bonu jest jedynym właściwym rozwiązaniem, tak jak większość rodu Victorii – odparła za nią trzydziestoparoletnia wampirzyca, która pojawiła się, gdy wyszliśmy z korytarza do jednej z sal. Miała czarne włosy splecione w warkocz i spięte wysoko w koszyk, a ciemne oczy otaczały długie rzęsy. - Ja jestem Bonu, ale byłam Iratu i sama wybrałam własną drogę. Uważamy, że prawdziwym Bonu można zostać dopiero, gdy spróbuje się ludzkiej krwi i świadomie z niej zrezygnuje.
- Niekoniecznie zabijając przy tym dziesiątki ludzi – dodała kolejna, tym razem szesnastoletnia wampirzyca, czekająca w sali. Podeszła do nas powoli. Jasne włosy obcięte miała jak chłopiec, sięgały jej prawie do ramion. Miała na sobie spodnie i luźną koszulę, ale po bujnych kształtach trudno byłoby pomylić jej płeć. - To jest Madeleine, w skrócie Leine. - Wskazała na brunetkę. - Jest wnuczką siostry Adrianny. Umarła przy porodzie i stała się wampirem, by chronić swoje dzieci, które zginęły dziesięć lat później.
- Z rąk zbójców – dodała Leine. - Podróżowały razem z ojcem. Jego również zabili. Po zmroku zostali ukarani, ale niczego to nie zmieniło. To czas leczy rany, nie zemsta. - Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wskazała na jasnowłosą wampirzycę. - A to Danielle, uwielbia swobodne stroje i obecnie jest Iratu. To wampirza wojowniczka. Umarła, spadając z urwiska.
- Zostałam zepchnięta – poprawiła dziewczyna. - Zazdrosne dziewczę ubzdurało sobie, że chcę jej ukraść chłopca. Koniec końców i tak wstąpiła do zakonu, chyba w ramach pokuty, choć ja tak naprawdę nie całkiem umarłam. - Wzruszyła ramionami.
- Jesteś potomkinią młodszej siostry Felicii? - przypomniałam sobie informacje z drzewa.
- Tak, a konkretnie, to wnuczką jej wnuka. - Oparła się o ścianę, zerkając na mnie. U pasa miała sztylety i broń.
- Był jeszcze Benjamin, ukochany Leny, ale zginęli oboje w wojnie wampirów – dodała Felicia.
- Karen i Selene o tym wspominały – odparłam i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w dużej sali, której drzwi otwarte były na oścież, ale światło nie wpadało do środka. Nagle stanął w nich przystojny, jasnowłosy wampir i uśmiechnął się na nasz widok. Włosy związane miał z tyłu, a jasnobrązowe oczy przysłonięte przydługą grzywką. Ruszyliśmy w jego stronę.
- A oto i nasza Amanda – rzekł mężczyzna, odsuwając się nieco, byśmy mogli przejść. Ostrożnie przekroczyłam próg. Znalazłam się pod ogromnym dachem, który kończył się na środku ogrodu. Dzięki niemu byłam na zewnątrz, mimo że świeciło słońce.
- Witaj w wampirzym ogrodzie – dodała kolejna wampirzyca, siedząca na ławeczce w miejscu, gdzie prawie kończył się cień. Podeszłam do niej powoli, za mną jasnowłosy wampir; reszta została przy drzwiach. Dziewczyna zerknęła na mnie z ponurą miną. - To jest Shane, spadł z konia, ścigając się z Rafaelem, swoim kuzynem. - Wstała z ławeczki. - Jest synem Natashy, prawnuczki brata Adrianny. Ożenił się z Rosabel, ale z oczywistych powodów nie mają dzieci. Zawzięcie szuka sposobu na picie ludzkiej krwi i jednoczesne pozostanie Bonu, choć jak na razie średnio mu to wychodzi. Lubi szczególnie duże i groźne zwierzęta, myślę, że walka z nimi podnosi mu poczucie wartości. Coś pominęłam? - Spojrzała na niego, unosząc lekko brwi. - Według mnie to głupie. Przedstawianie siebie nawzajem według pokoleń. Ale zostałam przegłosowana. - Wzruszyła ramionami i usiadła z powrotem na ławce. Spojrzałam na nią z lekkim rozbawieniem. Najwyraźniej przygotowali się do zaprezentowania rodu.
- Annice ma charakterek – wyjaśnił Shane, zanim zdążyłam się odezwać. - Nie przejmuj się nią, jest trochę pokręcona. To kuzynka Danielle, wnuczka jej brata ciotecznego. Popełniła samobójstwo, żeby zostać przemieniona.
- Naprawdę? - Spojrzałam na nią zdumiona. Wzruszyła ramionami.
- Chciałam zatrzymać młodość. I udało mi się w ostatniej chwili. - Uśmiechnęła się połową ust. Wyglądała na niecałe trzydzieści lat, miała gęste ciemnobrązowe włosy, ułożone w staranne fale i ładne, zielone oczy. Bez wątpienia podobała się mężczyznom.
- Warto było? - spytałam, patrząc na nią uważnie.
- Oczywiście. - Popatrzyła na mnie wyzywająco. - Ale nie zabijam, nie myśl sobie. Nie potrzebuję ludzkiej krwi. W ogóle nie rozumiem, jak można jej ulegać. Wiadomo, że jest lepsza, niż zwierzęca, ale to tylko kwestia wyboru.
- Annice tylko udaje taką nieprzystępną, jest w porządku – odezwała się wampirzyca, która nagle pojawiła się w ogrodzie. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to burza jasnorudych włosów, sięgających lekko za ramiona. Shane uśmiechnął się na jej widok i ruszył do niej. Stała po drugiej stronie ogrodu. Poszłam za nim. Spojrzałam tam, gdzie kończył się cień i westchnęłam zachwycona.
Tysiące pięknych kwiatów kwitło w ogrodzie. Dawno nie miałam takiego widoku z bliska. Mogłam niemal wyciągnąć dłoń i dotknąć kwiatu kwitnącego na słońcu, gdyby nie to, że spaliłaby się na popiół.
- Piękny widok, prawda? - Nowo przybyła wampirzyca trzymała Shane'a za rękę.
- Ty jesteś Rosabel? - odgadłam.
- Tak, to moja piękna żona. - Wampir pocałował ją w policzek. - Najprościej mówiąc, jest wnuczką Laurel, wnuczki Sarah, która była wnuczką Aleksandry, córki Felicii.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w rodzie Felicii przedłużyły go same kobiety; dopiero ojciec Johanny przełamał ten zwyczaj, rodząc się chłopcem – dodała Rosabel.
- Annice wspomniała coś o piciu krwi i pozostaniu Bonu – zauważyłam, zerkając w stronę ogrodu. Wyobraziłam sobie, jak przechodzę między tymi kwiatami, a promienie słońca muskają moją twarz, dotykam ich rozwiniętych kielichów, czując ich intensywny zapach...
- Tak, szukamy takiego rozwiązania. - Głos rudowłosej wampirzycy wyrwał mnie z zamyślenia. - Możemy pić krew podarowaną, ale nie kupioną. Jeśli człowiek daje nam swoją krew, by nas ratować, nic się nie dzieje. Ale gdy chce oddać ją, by dostać coś w zamian... - Pokręciła głową.
- Zwykle ludzie oddający wampirom krew chorują i szybko umierają – podjął Shane. - Robimy im w ten sposób krzywdę. Ale jeszcze nad tym pracujemy.
- Póki co powinniście raczej pracować nad znalezieniem Amelii – zwróciła uwagę Annice, podchodząc do nas. - Choć zaczynam już poważnie w to wątpić. Jeden z wampirów Ottona, z którym się spotykałam, zanim zaczęła się wojna, powiedział, że gdy władca podziemi coś ukryje, to niemożliwe jest...
- Och, przestań – warknęła jasnowłosa Danielle, pojawiając się obok nas. - Wracamy. - Odwróciła się i raźnym krokiem ruszyła do domu. Podążyliśmy za nią.
- Władca podziemi? - powtórzyłam. Coś zaczęło mi świtać. Gdzie ja już słyszałam podobne określenie? Podziemie...
- Tak go nazywali, bo ukrywał się w podziemiach – mruknęła Annice. Kiedy weszliśmy do domu, pojawiła się dwójka nowych wampirów. Oboje ciemnowłosi, niemal identyczne rysy twarzy; jedyna różnica była taka, że kobieta miała długi warkocz przerzucony przez prawe ramię, a mężczyzna krótko ścięte włosy.
- Dayton i Easter – przedstawiła ich Rosabel.
- Jesteście bliźniakami – stwierdziłam.
- Tak, moja siostra umarła przy porodzie – odparł wampir. - A ja pięć lat później, zostałem zamordowany razem z jej córeczką. Zmieniła mnie i od tej pory jest moją opiekunką, choć tak właściwie to ja urodziłem się pierwszy.
- Prześcignąłeś mnie raptem jakieś kilka minut – mruknęła Easter. - Jesteśmy potomkami Felicii, pochodzimy od Sarah podobnie jak Rosabel, tylko od strony syna Sarah, Marca.
- Jesteśmy prawnukami jego wnuka – uzupełnił Dayton.
- Byli jeszcze Rick i Edith z dwóch różnych linii, ale nie żyją – wtrąciła kolejna wampirzyca, bardzo ładna dwudziestoparolatka o jasnobrązowych włosach i szarych oczach. Podeszła do nas tanecznym krokiem. - Edith w wojnie wampirów, a Rick... spłonął na słońcu. Nie pytaj o szczegóły. - Skrzywiła się lekko.
- Rick zawsze chodził własnymi drogami – wtrącił wysoki szczupły wampir o ciemnorudych kręconych włosach, nieco przydługich. - Witaj, Amando. To jest Esmaralda, kobieta, która umarła w tańcu i tańczy nawet po śmierci. - Ujął ją za rękę i obrócił lekko. Wampirzyca zaśmiała się i ponownie obróciła. - Jest potomkiem rodu żyjącego w błogiej nieświadomości, niczym słońce nieświadome księżyca, który zastępuje go na niebie. Brat Adrianny był jej po siedmiokroć razy pra-dziadkiem.
- Phil jest poetą – wyjaśniła Esmaralda. - Nawet kiedy mówi, brzmi to jak poezja. Tak naprawdę umarłam na dżumę, ale znaleziono mnie w stroju do tańca, zemdloną i odratowano, zmieniając w wampira. Oboje jesteśmy Iratu. - Weszliśmy do sali z drzewem genealogicznym. - Phil również zmarł na dżumę, tak jak Gina, która zginęła w wojnie wampirów. Jest prawnukiem siostry ciotecznej Rosabel.
- I tym optymistycznym akcentem kończymy przestawianie naszej części rodu. - Obok drzewa pojawiła się wampirzyca o ciemnych włosach i ciemnoniebieskich oczach. Obok niej stanęła Karen. - Jeszcze tylko ja.
- Madalyn. - Uśmiechnęłam się.
- Tak, to moja opiekunka – odezwała się Karen. - Również z rodu, który nie wie o wampirach. Została porwana i długo więziona, a kiedy ją znaleźli, było już za późno, by uratować jej ludzkie życie.
- Trzymali mnie w jakiś podziemnych lochach. Nieprzyjemna sprawa. Ale wszystko dobrze się skończyło. - Madalyn uśmiechnęła się szeroko. - Teraz musimy tylko uratować Amelię. Jestem pewna, że w końcu ją znajdziemy.
- Oby szybciej, niż później, bo skończy jak Katherine – mruknęła Annice.
- Annice, zaraz ci przyłożę – warknęła Danielle.
- Oczywiście, że razem znajdziemy Amelię. Cieszę się, że was poznałam. - Spojrzałam na otaczające mnie wampiry: Dominica, Felicię, jasnowłosą Adriannę, poważną Leine, wojowniczą Danielle, zakochanych Shane'a i Rosabel, pesymistyczną Annice, bliźnięta: Daytona i Easter, roztańczoną Esmaraldę, poetyckiego Phila oraz Madalyn ze swoją podopieczną Karen. - A szukaliście Amelii w podziemiach? - spytałam nagle.
- Szukaliśmy jej wszędzie – odparła Danielle. - A jakie podziemia masz na myśli?
- Dawny podziemny pałac władcy wampirów.
- Podziemny? Ten koło Tower of London? Tam już nic przecież nie ma... – zaczął Dayton, ale zamilkł raptownie. Przez chwilę wszyscy spoglądali na siebie niepewnie.
- Naprawdę nie przeszukaliście tych podziemi? - zapytałam z niedowierzaniem.
W tym momencie do sali wpadł Arthur, a za nim Rose z przerażeniem w oczach. Mąż mojej przyjaciółki zatrzymał się, rozejrzał i stanął tuż przede mną.
- Amando, straciłem z nią kontakt. Nie słyszę już Amelii.
- Myślę, że obie zdały sobie z tego sprawę zbyt późno – odparłam.
- Ale jedno w tej historii mnie zastanawia – zamyśliła się dziewczyna. - Czemu Keiran opuścił swój ród? Rozumiem, że stracił matkę i opiekunkę, ale nie wydaje mi się, by nie miał tam więcej nikogo bliskiego. Na pewno by się nim zaopiekowano. Tymczasem wybrał Andy'ego...
- To było o wiele bardziej skomplikowane, niż sądziłam – westchnęłam. - Niż wszyscy myśleliśmy. Ale zanim dowiedziałam się, co skłoniło Keirana do takiego zachowania, zdarzyło się jeszcze parę innych rzeczy, zachowajmy więc kolejność – postanowiłam i wróciłam do historii mojego wampirzego życia.
Resztę nocy, do samego świtu, spędziliśmy siedząc i zastanawiając się, gdzie może być Amelia. Ja, Rose, Arthur, Selene, Karen i Felicia. Kiedy moja przyjaciółka została porwana, jedyne, co pamiętała, to brutalny napad przez grupę wampirów, a potem zamknięcie w trumnie. Długo ją wieźli, a potem zakopali gdzieś głęboko.
Kładąc się do trumny, wciąż nie przestawałam o tym myśleć. Byłam pewna, że coś pominęliśmy. Z tego co zrozumiałam, Otton nie zakopał Amelii w przypadkowym miejscu. Musiał wybrać taką lokalizację pod ziemią, na którą nikt z naszego rodu nie wpadnie. Andy też nie miał pojęcia, gdzie jej szukać. A jednak musiała być jakaś wskazówka.
Kiedy wybudziłam się z letargu, nadal nie miałam żadnego pomysłu. Wstałam, umyłam się, założyłam ciemnozieloną suknię i wyszłam z pokoju.
Pierwszym wampirem, na którego się natknęłam, był Dominic. Stał oparty o drzwi, jakby na mnie czekał. Uśmiechnął się lekko na mój widok.
- Witaj, Amando. Wypoczęta?
Skinęłam głową, spoglądając na niego ciekawie. Był trochę podobny do Paula, swojego ojca, ale tylko po bliższym przyjrzeniu. No i miał jego oczy.
- Dominic, syn Paula. Rozumiem, że dzisiaj poznam twoją część rodu?
- Właściwie to Cecilii, mojej siostry. - Ruszyliśmy powoli korytarzem. - Z linii Philipa, mojego brata bliźniaka, nie było ani jednego wampira. W tysiąc sześćset sześćdziesiątym piątym roku, gdy zaczęła się owa śmiercionośna epidemia dżumy, trzech ostatnich, żyjących potomków tej linii wyjechało z kraju. Nie było to proste, ale mam nadzieję, że udało im się przetrwać.
- Z pewnością się udało – wtrąciła Felicia, córka Cecilii, dołączając do nas przy końcu korytarza. Tego dnia ciemnorude włosy rozpuściła swobodnie na plecy. - Dodam, że mój wuj zginął z rąk zdrajcy, który zabił naszego najstarszego brata, Arthura. Zdrajca umarł na zawsze, a Dominic został zmieniony. - Spojrzeli na siebie, wymieniając uśmiechy.
- Czyli udało ci się go pomścić – mruknęłam.
- Ukarać – poprawił Dominic. - A Felicia umarła, gdyż zasłoniła własnym ciałem córkę, kiedy zaatakował ją wampir. Marnie skończył.
- Jesteś przodkinią rodu, który przetrwał aż do tej pory – zauważyłam, przypominając sobie drzewo.
- O tak. To bardzo przyjemna świadomość, że moja krew wciąż jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. - Uśmiechnęła się. - Czuwam nad moim rodem i potrafię go bronić, razem z Dominicem.
- A Felicii niewiele osób jest w stanie się przeciwstawić – dodała dwudziestoparoletnia wampirzyca, pojawiając się przed nami. Miała bardzo jasne, proste włosy sięgające do bioder i duże błękitne oczy. Wyglądała krucho i niewinnie. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. - Jestem Adrianna, córka brata Felicii. Od mojego brata, który miał na imię Darius, pochodzi linia rodu, której potomkowie nie mają pojęcia o istnieniu wampirów. Miło mi cię poznać, Amando. Jestem Iratu – dodała ostrożnie.
- Nasz ród, linia Paula, ma nieco inne podejście do krwi niż ród Victorii – wyjaśniła Felicia. Skinęłam głową.
- Miło mi cię poznać, Adrianno. Co masz na myśli przez inne podejście? - zerknęłam ciekawie na Feilicię.
- Nie uważamy, że bycie Bonu jest jedynym właściwym rozwiązaniem, tak jak większość rodu Victorii – odparła za nią trzydziestoparoletnia wampirzyca, która pojawiła się, gdy wyszliśmy z korytarza do jednej z sal. Miała czarne włosy splecione w warkocz i spięte wysoko w koszyk, a ciemne oczy otaczały długie rzęsy. - Ja jestem Bonu, ale byłam Iratu i sama wybrałam własną drogę. Uważamy, że prawdziwym Bonu można zostać dopiero, gdy spróbuje się ludzkiej krwi i świadomie z niej zrezygnuje.
- Niekoniecznie zabijając przy tym dziesiątki ludzi – dodała kolejna, tym razem szesnastoletnia wampirzyca, czekająca w sali. Podeszła do nas powoli. Jasne włosy obcięte miała jak chłopiec, sięgały jej prawie do ramion. Miała na sobie spodnie i luźną koszulę, ale po bujnych kształtach trudno byłoby pomylić jej płeć. - To jest Madeleine, w skrócie Leine. - Wskazała na brunetkę. - Jest wnuczką siostry Adrianny. Umarła przy porodzie i stała się wampirem, by chronić swoje dzieci, które zginęły dziesięć lat później.
- Z rąk zbójców – dodała Leine. - Podróżowały razem z ojcem. Jego również zabili. Po zmroku zostali ukarani, ale niczego to nie zmieniło. To czas leczy rany, nie zemsta. - Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wskazała na jasnowłosą wampirzycę. - A to Danielle, uwielbia swobodne stroje i obecnie jest Iratu. To wampirza wojowniczka. Umarła, spadając z urwiska.
- Zostałam zepchnięta – poprawiła dziewczyna. - Zazdrosne dziewczę ubzdurało sobie, że chcę jej ukraść chłopca. Koniec końców i tak wstąpiła do zakonu, chyba w ramach pokuty, choć ja tak naprawdę nie całkiem umarłam. - Wzruszyła ramionami.
- Jesteś potomkinią młodszej siostry Felicii? - przypomniałam sobie informacje z drzewa.
- Tak, a konkretnie, to wnuczką jej wnuka. - Oparła się o ścianę, zerkając na mnie. U pasa miała sztylety i broń.
- Był jeszcze Benjamin, ukochany Leny, ale zginęli oboje w wojnie wampirów – dodała Felicia.
- Karen i Selene o tym wspominały – odparłam i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w dużej sali, której drzwi otwarte były na oścież, ale światło nie wpadało do środka. Nagle stanął w nich przystojny, jasnowłosy wampir i uśmiechnął się na nasz widok. Włosy związane miał z tyłu, a jasnobrązowe oczy przysłonięte przydługą grzywką. Ruszyliśmy w jego stronę.
- A oto i nasza Amanda – rzekł mężczyzna, odsuwając się nieco, byśmy mogli przejść. Ostrożnie przekroczyłam próg. Znalazłam się pod ogromnym dachem, który kończył się na środku ogrodu. Dzięki niemu byłam na zewnątrz, mimo że świeciło słońce.
- Witaj w wampirzym ogrodzie – dodała kolejna wampirzyca, siedząca na ławeczce w miejscu, gdzie prawie kończył się cień. Podeszłam do niej powoli, za mną jasnowłosy wampir; reszta została przy drzwiach. Dziewczyna zerknęła na mnie z ponurą miną. - To jest Shane, spadł z konia, ścigając się z Rafaelem, swoim kuzynem. - Wstała z ławeczki. - Jest synem Natashy, prawnuczki brata Adrianny. Ożenił się z Rosabel, ale z oczywistych powodów nie mają dzieci. Zawzięcie szuka sposobu na picie ludzkiej krwi i jednoczesne pozostanie Bonu, choć jak na razie średnio mu to wychodzi. Lubi szczególnie duże i groźne zwierzęta, myślę, że walka z nimi podnosi mu poczucie wartości. Coś pominęłam? - Spojrzała na niego, unosząc lekko brwi. - Według mnie to głupie. Przedstawianie siebie nawzajem według pokoleń. Ale zostałam przegłosowana. - Wzruszyła ramionami i usiadła z powrotem na ławce. Spojrzałam na nią z lekkim rozbawieniem. Najwyraźniej przygotowali się do zaprezentowania rodu.
- Annice ma charakterek – wyjaśnił Shane, zanim zdążyłam się odezwać. - Nie przejmuj się nią, jest trochę pokręcona. To kuzynka Danielle, wnuczka jej brata ciotecznego. Popełniła samobójstwo, żeby zostać przemieniona.
- Naprawdę? - Spojrzałam na nią zdumiona. Wzruszyła ramionami.
- Chciałam zatrzymać młodość. I udało mi się w ostatniej chwili. - Uśmiechnęła się połową ust. Wyglądała na niecałe trzydzieści lat, miała gęste ciemnobrązowe włosy, ułożone w staranne fale i ładne, zielone oczy. Bez wątpienia podobała się mężczyznom.
- Warto było? - spytałam, patrząc na nią uważnie.
- Oczywiście. - Popatrzyła na mnie wyzywająco. - Ale nie zabijam, nie myśl sobie. Nie potrzebuję ludzkiej krwi. W ogóle nie rozumiem, jak można jej ulegać. Wiadomo, że jest lepsza, niż zwierzęca, ale to tylko kwestia wyboru.
- Annice tylko udaje taką nieprzystępną, jest w porządku – odezwała się wampirzyca, która nagle pojawiła się w ogrodzie. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to burza jasnorudych włosów, sięgających lekko za ramiona. Shane uśmiechnął się na jej widok i ruszył do niej. Stała po drugiej stronie ogrodu. Poszłam za nim. Spojrzałam tam, gdzie kończył się cień i westchnęłam zachwycona.
Tysiące pięknych kwiatów kwitło w ogrodzie. Dawno nie miałam takiego widoku z bliska. Mogłam niemal wyciągnąć dłoń i dotknąć kwiatu kwitnącego na słońcu, gdyby nie to, że spaliłaby się na popiół.
- Piękny widok, prawda? - Nowo przybyła wampirzyca trzymała Shane'a za rękę.
- Ty jesteś Rosabel? - odgadłam.
- Tak, to moja piękna żona. - Wampir pocałował ją w policzek. - Najprościej mówiąc, jest wnuczką Laurel, wnuczki Sarah, która była wnuczką Aleksandry, córki Felicii.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w rodzie Felicii przedłużyły go same kobiety; dopiero ojciec Johanny przełamał ten zwyczaj, rodząc się chłopcem – dodała Rosabel.
- Annice wspomniała coś o piciu krwi i pozostaniu Bonu – zauważyłam, zerkając w stronę ogrodu. Wyobraziłam sobie, jak przechodzę między tymi kwiatami, a promienie słońca muskają moją twarz, dotykam ich rozwiniętych kielichów, czując ich intensywny zapach...
- Tak, szukamy takiego rozwiązania. - Głos rudowłosej wampirzycy wyrwał mnie z zamyślenia. - Możemy pić krew podarowaną, ale nie kupioną. Jeśli człowiek daje nam swoją krew, by nas ratować, nic się nie dzieje. Ale gdy chce oddać ją, by dostać coś w zamian... - Pokręciła głową.
- Zwykle ludzie oddający wampirom krew chorują i szybko umierają – podjął Shane. - Robimy im w ten sposób krzywdę. Ale jeszcze nad tym pracujemy.
- Póki co powinniście raczej pracować nad znalezieniem Amelii – zwróciła uwagę Annice, podchodząc do nas. - Choć zaczynam już poważnie w to wątpić. Jeden z wampirów Ottona, z którym się spotykałam, zanim zaczęła się wojna, powiedział, że gdy władca podziemi coś ukryje, to niemożliwe jest...
- Och, przestań – warknęła jasnowłosa Danielle, pojawiając się obok nas. - Wracamy. - Odwróciła się i raźnym krokiem ruszyła do domu. Podążyliśmy za nią.
- Władca podziemi? - powtórzyłam. Coś zaczęło mi świtać. Gdzie ja już słyszałam podobne określenie? Podziemie...
- Tak go nazywali, bo ukrywał się w podziemiach – mruknęła Annice. Kiedy weszliśmy do domu, pojawiła się dwójka nowych wampirów. Oboje ciemnowłosi, niemal identyczne rysy twarzy; jedyna różnica była taka, że kobieta miała długi warkocz przerzucony przez prawe ramię, a mężczyzna krótko ścięte włosy.
- Dayton i Easter – przedstawiła ich Rosabel.
- Jesteście bliźniakami – stwierdziłam.
- Tak, moja siostra umarła przy porodzie – odparł wampir. - A ja pięć lat później, zostałem zamordowany razem z jej córeczką. Zmieniła mnie i od tej pory jest moją opiekunką, choć tak właściwie to ja urodziłem się pierwszy.
- Prześcignąłeś mnie raptem jakieś kilka minut – mruknęła Easter. - Jesteśmy potomkami Felicii, pochodzimy od Sarah podobnie jak Rosabel, tylko od strony syna Sarah, Marca.
- Jesteśmy prawnukami jego wnuka – uzupełnił Dayton.
- Byli jeszcze Rick i Edith z dwóch różnych linii, ale nie żyją – wtrąciła kolejna wampirzyca, bardzo ładna dwudziestoparolatka o jasnobrązowych włosach i szarych oczach. Podeszła do nas tanecznym krokiem. - Edith w wojnie wampirów, a Rick... spłonął na słońcu. Nie pytaj o szczegóły. - Skrzywiła się lekko.
- Rick zawsze chodził własnymi drogami – wtrącił wysoki szczupły wampir o ciemnorudych kręconych włosach, nieco przydługich. - Witaj, Amando. To jest Esmaralda, kobieta, która umarła w tańcu i tańczy nawet po śmierci. - Ujął ją za rękę i obrócił lekko. Wampirzyca zaśmiała się i ponownie obróciła. - Jest potomkiem rodu żyjącego w błogiej nieświadomości, niczym słońce nieświadome księżyca, który zastępuje go na niebie. Brat Adrianny był jej po siedmiokroć razy pra-dziadkiem.
- Phil jest poetą – wyjaśniła Esmaralda. - Nawet kiedy mówi, brzmi to jak poezja. Tak naprawdę umarłam na dżumę, ale znaleziono mnie w stroju do tańca, zemdloną i odratowano, zmieniając w wampira. Oboje jesteśmy Iratu. - Weszliśmy do sali z drzewem genealogicznym. - Phil również zmarł na dżumę, tak jak Gina, która zginęła w wojnie wampirów. Jest prawnukiem siostry ciotecznej Rosabel.
- I tym optymistycznym akcentem kończymy przestawianie naszej części rodu. - Obok drzewa pojawiła się wampirzyca o ciemnych włosach i ciemnoniebieskich oczach. Obok niej stanęła Karen. - Jeszcze tylko ja.
- Madalyn. - Uśmiechnęłam się.
- Tak, to moja opiekunka – odezwała się Karen. - Również z rodu, który nie wie o wampirach. Została porwana i długo więziona, a kiedy ją znaleźli, było już za późno, by uratować jej ludzkie życie.
- Trzymali mnie w jakiś podziemnych lochach. Nieprzyjemna sprawa. Ale wszystko dobrze się skończyło. - Madalyn uśmiechnęła się szeroko. - Teraz musimy tylko uratować Amelię. Jestem pewna, że w końcu ją znajdziemy.
- Oby szybciej, niż później, bo skończy jak Katherine – mruknęła Annice.
- Annice, zaraz ci przyłożę – warknęła Danielle.
- Oczywiście, że razem znajdziemy Amelię. Cieszę się, że was poznałam. - Spojrzałam na otaczające mnie wampiry: Dominica, Felicię, jasnowłosą Adriannę, poważną Leine, wojowniczą Danielle, zakochanych Shane'a i Rosabel, pesymistyczną Annice, bliźnięta: Daytona i Easter, roztańczoną Esmaraldę, poetyckiego Phila oraz Madalyn ze swoją podopieczną Karen. - A szukaliście Amelii w podziemiach? - spytałam nagle.
- Szukaliśmy jej wszędzie – odparła Danielle. - A jakie podziemia masz na myśli?
- Dawny podziemny pałac władcy wampirów.
- Podziemny? Ten koło Tower of London? Tam już nic przecież nie ma... – zaczął Dayton, ale zamilkł raptownie. Przez chwilę wszyscy spoglądali na siebie niepewnie.
- Naprawdę nie przeszukaliście tych podziemi? - zapytałam z niedowierzaniem.
W tym momencie do sali wpadł Arthur, a za nim Rose z przerażeniem w oczach. Mąż mojej przyjaciółki zatrzymał się, rozejrzał i stanął tuż przede mną.
- Amando, straciłem z nią kontakt. Nie słyszę już Amelii.
Pierwsza :-)
OdpowiedzUsuńA więc poznałam kolejny ród wampirzy. :-) Fajnie, że opisałaś to tak, że można się w miarę połapać. No i wydają mi się sympatyczni.
UsuńCo do Amelii, że też wcześniej nie wpadłam na podziemia Tower :-/ Mam nadzieję, że teraz szybko je przeszukają, tym bardziej, że kontakt się urwał... :-( I że nie jest za późno. Lubię Amelię i wolałabym, żeby nadal żyła. I że odzyska radość życia, bo nie życzę nikomu tego, co przechodzi Kate.
Pozdrawiam
Brawo za szybkość:D
UsuńZobaczymy, czy uda im się ją odnaleźć na czas:p
Chcesz powiedzieć, że happy end nie jest gwarantowany?! :-S
UsuńJa żadnej gwarancji na happy endy nie daję:p
UsuńA wiec czekam na rozwój wypadków.
UsuńJest jeszcze jedną rzecz, która mnie nurtuje. Na początku notki jest wypowiedź, nie będę cytować, ale w rodzaju: biedny Keiran(...) i jeszcze został Iratu. Zastanawiam się, czy bycie Iratu jest naprawdę takie zle, bo jak czytam dalej notkę, to odnoszę wrażenie że Amanda nie potępia picia ludzkiej krwi. Czyli w końcu bycie Iratu (z założenia, jeśli nie krzywdzi się ludzi) jest źle czy dobre?
Pozdrawiam
"...i w końcu został Iratu" - wypowiedź Karoliny, nie Amandy. Karolina miała tutaj na myśli, że Keiran nie widział dalszego sensu w powstrzymywaniu się od picia ludzkiej krwi i nigdzie nie ma informacji, że nie zabijał przy tym ludzi:p Jak to ujął Shane: "Zwykle ludzie oddający wampirom krew chorują i szybko umierają". Więc jak na razie bycie Iratu prędzej czy później wiąże się ze śmiercią człowieka. Gdyby nie krzywdziło się przy tym ludzi (np. Amanda nie skrzywdziła Robina, pijąc jego krew, którą oddał jej dobrowolnie, by jej pomóc) to pewnie nie byłoby to złe, ale oznaczałoby to znalezienie "złotego środka", czegoś pośredniego między Bonu, a Iratu - nad tym właśnie pracują Shane i Rosabel;p
UsuńOczywiście, że Amanda nie potępia picia ludzkiej krwi. Musiałaby potępić swojego opiekuna, przyjaciół, osoby, które pokochała. Potępia jedynie zabijanie niewinnych ludzi:p
Mam nadzieję, że choć trochę rozwiałam Twoje wątpliwości;) Jeśli nie - pytaj dalej:)
Chciałam się upewnić ze dobrze rozumuję. Jak na razie nie mam wiecej pytań.
UsuńWeny życzę
Dziękuję:):)
UsuńKoniec świetny. Mam nadzieję ,że ją uratują.Dziękuję i pozdrawiam :) .
OdpowiedzUsuńPytanie, czy nie będzie już wtedy za późno?:p
UsuńW ostatniej chwili ją uratują :)
UsuńCzyli liczysz na standardową wersję?:p
UsuńTak:)
UsuńAle to zbyt przewidywalne:p
UsuńTo co ,że przewidywalne.Wolałabym szczęśliwe zakończenie :p
UsuńNie każdy lubi szczęśliwe zakończenia:p
UsuńTak wiem ,a szkoda.
UsuńTeraz to jestem jeszcze bardziej ciekawa co wydarzy się w następnym rozdziale :)
UsuńHa ha a może Cię wkręcam?:P Dobra, już się nie droczę ^ ^
UsuńTrochę mnie zmęczyła ta genealogia. Podoba mi się imię Esmaralda - dobrze mi się kojarzy :). A poza tym trzymam kciuki za Amelię!
OdpowiedzUsuńGenealogia była niezbędna, musieliśmy przez to przebrnąć:p
UsuńNa razie trzymajmy kciuki za jej potomków, żeby ją szybko znaleźli;P
Wolę trzymać kciuki za nią. Potomkowie i bez niej sobie poradzą ;)
OdpowiedzUsuńJak jej nie znajdą, to będą musieli:p
UsuńTrochę, a nawet bardzo pogubiłam się w tym rozdziale. Mam nadzieję, że następne rozdziały już będą bardziej przejrzyste i przyjemne dla ucha. Przynajmniej mam nadzieję, że się nie pogubie jak przy tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńTen rozdział był niezbędny, ale w kolejnych postaram się pisać klarowniej. W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
UsuńWitam w nowym roku :) Bardziej strawne niż ostatni ród, ale i tak trochę przytłaczające (sorry, musiałam).
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem, dlaczego bawią się w towarzyskie pogaduchy, zamiast, hm... nie wiem, pomyślmy... szukać? ;)
Na razie nie planuję nowych bohaterów, więc możesz odetchnąć;)
UsuńW dzień? Raczej byłoby im ciężko:p szukają po zmroku, jak słońce zajdzie.
Oddycham ;)
UsuńZawsze mogą zrobić burzę mózgów ;) Jeśli faktycznie nazywali go władcą podziemi i ukrywał się w TYCH SAMYCH podziemiach, w których jest Amelia (jeśli jest) to słabo im wróżę ;)
Dobrze, że oddychasz, to znak, że żyjesz:p
UsuńUkrywał się w różnych podziemiach, gdyby były tylko jedne i o nich wiedzieli, to przeszukaliby je w pierwszej kolejności:p
Albo dobrze się maskuję ;)
UsuńMieli czas na szukanie ;p
Udajesz, że oddychasz?:P
UsuńNie tak dużo, od czasu zamknięcia Amelii w trumnie śmierci nie minęły nawet trzy tygodnie:p
Że żyję ;)
UsuńCiągle twierdzę, że szukali mało efektywnie ;)
A nie żyjesz?:-o ^ ^
UsuńZ pewnością mało efektywnie, skoro jeszcze jej nie znaleźli:p
Gdybym Ci powiedziała, to całe moje mącenie w poprzednich komentarzach poszłoby na marne ;)
UsuńOtóż właśnie ;p
O Ty cwaniaro;P
UsuńBez Amandy ani rusz:p
;>
UsuńNo tak, wyjechała na chwilę i od razu wojna ;)
A jak doszły ich słuchy, że wraca, to szybko zakończyli wojnę ^ ^
UsuńWitaj kochana! ;-)
OdpowiedzUsuńEsmeralda kojarzy mi się z jedną telenowelą, która kiedyś leciała na tvn ;D czy gdzieś, ale podoba mi się nawet :)
Końcówka mi się podobała ;*
WENY
Esmaralda:p Esmeralda to z Dzwonnika z Notre Dame:p a telenoweli nie oglądałam.
UsuńHeh i znowu dużo postaci ale jakoś ogarnęłam :0 Ciekawe czy Amanda będzie miała rację co do podziemi no i czy Bonu uda sie z tą krwią :) Jakos tak polubiłam Danielle i esmeraldę takie dobre wrażenie :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzemu akurat Danielle i Esmaraldę?:p
UsuńDanielle dlatego że chyba po prostu lubie jak kobieta jest wojowniczka, a Esmeralda jakos tak mi sie dobrze kojarzy :)
UsuńEsmaralda każdemu chyba dobrze się kojarzy, nawet bez zmiany literki a na e w imieniu:p
UsuńAmelia musi przeżyć :c Wolałabym żeby Arthur był zakopany w tej trumnie xd
OdpowiedzUsuńAmelia raczej by nie wolała:p nie lubisz Arthura?
UsuńZrobiło się groźnie. Albo znajdą ją teraz, albo już nie będą mieli kogo szukać, bo podejrzewam, że zmiany w niej mogą być jeszcze większe niż u ukochanej wampirzego władcy.
OdpowiedzUsuńChoć zdziwiłam się, że nie przeszukali tych podziemi. Przecież jest to dość oczywiste miejsce. Dobrze, że Amanda skojarzyła te fakty i oby to właśnie tam była przetrzymywana Amelia.
Nie pozostało mi nic innego niż czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do nas ;)
Podziemie - tak, dość oczywiste, ale... dowiesz się w przyszłym rozdziale, czemu nie przyszło im to na myśl;p
UsuńWitaj;)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim przepraszam za opóźnienie, ale ostatnio całkiem sporo zajęć mam;) Niemniej dotarłam, przeczytałam i już się wypowiadam.
Boże, kobieto, ale Ty masz łeb;) Tyle nowych wampirów się pojawiło, że pewnie jeszcze przez chwilę będę ogarniać i podziwiam Cię, że byłaś w stanie to wszystko poukładać. Od tych wnuków, prawnucząt itp. w głowie mi się zakręciło. Ale to bardzo dobrze, dzięki temu jest bardziej autentycznie, jakkolwiek to brzmi w przypadku wampirów;) No i muszę powiedzieć, że bardzo barwne te postaci, nie jakieś plastikowe. Każdy jest inny, na swój sposób interesujący i jestem ciekawa, którzy zapadną mi lepiej w pamięć. Końcówka jak zwykle wprowadziła małe zamieszanie. Oby Amelia znajdowała się w tych podziemiach, inaczej może być nieciekawie. Kurka, Ty to umiesz człowieka zaciekawić;) W każdym razie rozdział bardzo udany i już czekam na następny. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia] i zapraszam do siebie na małą ankietę;)
Nad rodem Amelii spędziłam trochę czasu, cieszę się, że bohaterowie wyszli mi barwni;p Pozdrawiam:)
UsuńNo nareszcie dotarłam, bardzo przepraszam za opóźnienie, ale nie dałam wcześniej rady skomentować, bo rozdział owszem przeczytałam :) Ja się nadal zastanawiam z podziwem oczywiście, jak ty to wszystko wymyśliłaś i powiązałaś, przecież te pokolenia sięgają po kilkanaście "pokoleń" w "dół". Boskie, serio. Czasami trudno się połapać, ale z drzewkiem dajemy radę :)
OdpowiedzUsuńNo ja coś czułam, z resztą chyba wcześniej już wspomniałam, że te wampiry nie szukały tam, gdzie to by było najbardziej oczywiste. W każdym razie, teraz mam już nadzieję, że znajdą wreszcie Amelię, bo biedaczka tak wiele musiała przejść :( Coś jednak mi się wydaje, że to nie koniec jej kłopotów...
Pozdrawiam serdecznie, czekając na kolejny rozdział z niecierpliwością :*
Zaczęłam od tego drzewka, a potem z niego wyłoniły się różne historie;p
UsuńTo z całą pewnością nie koniec kłopotów ^ ^
Zasługuję na solidne lanie :)
OdpowiedzUsuńAle biorę się do czytania i postaram się nic już nigdy nie opuścić.