- I wyruszyliście po skarb? - spytała Karolina, gdy przerwałam na chwilę.
- Chyba powinnaś już spać – stwierdziłam.
- Mama wciąż nie wróciła, to opowiedz jeszcze trochę – poprosiła mnie.
- No dobrze, ale zaraz kończymy – odpowiedziałam po chwili wahania. Dziewczyna pokiwała głową.
- Opowiadaj o skarbie i o tym, co wykombinował Maurycy. Zdaje się, że chciał zająć miejsce Robina?
- Owszem. - Westchnęłam i kontynuowałam opowieść.
Dziewięć spokojnych lat życia z Shehereze'em. Byliśmy szczęśliwi. Czasem widziałam w jego wzroku tęsknotę za morzem, ale zgodził się być przy mnie i nie wypływał na wyprawy.
Powoli widać było po nim jego wiek. Lubiłam na niego patrzeć. O ile nie interesował mnie szczególnie wygląd Chrisa, gdyż nigdy go nie kochałam, o tyle Robin wciąż był dla mnie przystojny. Włosy najpierw przyprószała siwizna, potem coraz bardziej zmieniały kolor. Zmianom ulegała również skóra. Najlepsze w moim mężu było to, że zachował pewność siebie i wysokie poczucie własnej wartości. Śmiał się, że jestem jedyną kobietą, która marzy o przemijaniu.
- Nie chodzi o to, że chcę się zestarzeć dla samej starości – wyjaśniłam mu. - Chciałabym zestarzeć się z tobą. Przeminąć raz, a szczęśliwie. Zamiast tego muszę żyć dalej. Nie życzę innym takiego losu, to nic przyjemnego, przeżyć tyle czasu. - Westchnęłam. - Wszystko się zmienia wokół mnie, a ja wciąż taka sama... Z drugiej strony, nie żałuję swojego życia. Poznałam tyle osób, kochałam, przeżywałam przygody, ratowałam życie, widziałam mnóstwo ciekawych rzeczy... Myślę, że tak właśnie miało być.
Mój mąż zwykle przytakiwał moim słowom, a ja przytulałam się do niego, czując się przy nim szczęśliwa.
Tego dnia, tysiąc siedemset sześćdziesiątego czwartego roku, Robin i Patrick, z wyrazami triumfu na twarzach, przynieśli mapę skarbu. Przyglądałam się, jak rozkładają obie jej części i jak się okazało, wskazywały zupełnie inne miejsce, niż piraci sądzili po obejrzeniu pierwszej połowy.
- To wyspy od strony północnej, Azory – stwierdził Shehereze, wyjmując inną mapę. - Spójrz.
- Zgadza się. - Patrick uśmiechnął się szeroko. - Kiedy wypływamy?
- Wypływamy? - powtórzyłam. - Ciągle chcesz się bawić w poszukiwanie skarbów, Robinie? - Założyłam ręce na piersiach.
- Nie przegapiłbym takiej okazji. - Zerknął na siostrzeńca. - To za daleko, nie zdążymy przed zimą. Wypłyniemy na wiosnę.
Moje protesty na nic się zdały. Shehereze miał już prawie pięćdziesiąt siedem lat, mimo to postanowił szukać skarbów. Początkowo miałam zamiar płynąć razem z nimi, ale wiedziałam, że podróż może potrwać całą wiosnę i lato. Pojawił się problem z pożywieniem na tak długi okres czasu. Postanowiłam więc zostać, tym bardziej, że wyprawa nie była jedynie ukierunkowana na odnalezienie skarbu, lecz także zdobycie środków utrzymania w przypadku niepowodzenia, a więc pirackie napady.
W przeciwieństwie do mnie, Claudia postanowiła wyruszyć z piratami. Swojego prawie trzyletniego synka zostawiła pod opieką obu babć – Cindy i Samanthy. Moja przyjaciółka bardzo cieszyła się z wnuka i rozpieszczała go, jak tylko mogła.
Kiedy wiosna zawitała na Île de la Possession, statek wypłynął w rejs. Stałam na brzegu z dziwnymi przeczuciami. Przez dziewięć lat mój mąż nie wypływał w morze. Martwiłam się o niego. Kiedyś potrafił pokonać każdego, ale wiek miał w tym przypadku kluczowe znaczenie. Czasem żałowałam, że go nie zmieniłam, choć podejrzewałam, że stałby się zupełnie inną osobą jako wampir. Ale wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.
- No i odpłynął – stwierdził Maurycy, stając obok mnie. Spojrzałam na niego. Miał już dwadzieścia pięć lat i nie wyglądał tak dziecinnie, jak kiedyś. Piegi skryły się pod opalenizną, rude włosy ścinał do uszu, nie za krótko. Taka fryzura idealnie mu pasowała i dobrze o tym wiedział.
- Wróci pod koniec lata – odparłam i ruszyłam w stronę domu, a on za mną.
- Ze skarbem? - Spojrzał na mnie swymi ciemnoszarymi oczami.
- Możliwe – rzekłam krótko.
Maurycy obiecał mi kiedyś, że nie będzie się do mnie zalecał, póki mój mąż będzie przy mnie. Nie wiedziałam wówczas, co miał na myśli. Pojęłam to dopiero, gdy Robin wypłynął szukać skarbu. Otóż rudowłosy rozbitek uznał to za okazję. Początkowo zachowywał się normalnie; rozmawiał tak jak wcześniej, przyłączał się do mnie podczas nocnych spacerów. Pilnował swoich myśli i rzadko patrzył mi w oczy, ale i tak domyślałam się, do czego zmierza. Ponieważ Samantha nie byłaby w tym przypadku obiektywna, udałam się po poradę do mojej drugiej przyjaciółki.
Diana i Adrien byli wtedy szczęśliwą parą. Co prawda dość często dochodziło między nimi do różnicy zdań, aczkolwiek zawsze potrafili wypracować kompromis. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób czerwonowłosa strzyga tak szybko rozpoznała, że Adrien jest dla niej idealny i będą razem na zawsze, ale wszystko wskazywało na to, że się nie pomyliła.
- Właściwie to w czym jest problem? - spytała mnie, siadając na skale w jaskini. Adrien był wówczas w miasteczku. Nadal miałam z nim dobry kontakt, choć jakiś rok po przemianie, kiedy nauczyłam go wszystkiego, co powinien wiedzieć wampir, nasze relacje opiekunki do podopiecznego znacznie osłabły.
- Jak mam mu wyjaśnić, że powinien dać sobie spokój? Chcę, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi, ale on chce czegoś więcej, mimo że mam męża i go kocham. A fakt, że nie będzie go przez kilka miesięcy, to żaden powód. Powinnam porozmawiać poważnie z Maurycym?
- Tak naprawdę to żaden problem, Amando – stwierdziła strzyga. - Nigdy go nie zachęcałaś, prawda? Więc nie przejmuj się, a w razie czego powiedz mu, że nic z tego nie będzie. Choć na twoim miejscu bym się tak nie upierała, bądź co bądź mąż już stary, a Maurycy to świeża krew... - Uśmiechnęła się pod nosem. Prychnęłam głośno.
- Maurycy to przyjaciel i tak zostanie, nawet po... za jakieś dziesięć czy dwadzieścia lat. - W takich chwilach zastanawiałam się, czy nie lepiej było zmienić Shehereze'a. Ale na to było już za późno.
Wróciłam do domu i odebrałam wiadomość od męża. Przesyłaliśmy je sobie poprzez gołębie. To Adrien odkrył, że te ptaki mogą służyć jako poczta. Zwykle na kartkach, które zwinięte umieszczaliśmy przywiązując do ich nóżki, znajdywały się krótkie zdania. Stąd dowiedziałam się, kiedy dotarli do poszukiwanej wyspy i wyszli na jej brzeg.
Potem długo nie otrzymałam wiadomości. Lato powoli mijało, a ja wyglądałam gołębia; bezskutecznie. Czasem siadywałam na skale i wpatrywałam się w morze.
- Piękny widok, prawa? - Usłyszałam za sobą pewnej nocy. Obejrzałam się i dostrzegłam Maurycego, wspinającego się na skały.
- Zwariowałeś?! Wiesz, że nie wolno opuszczać miasteczka! - zawołałam. Co prawda nie była to mroczna noc, ale poza granicami strzygi miały prawo się nim posilić.
- Poradziłbym sobie ze strzygami. - Wskazał na szablę u boku i siadł obok mnie.
- Z pewnością – mruknęłam, zerkając za siebie. Wiedziałam, że Maurycy potrafił się cicho poruszać, niemal bezszelestnie. Jeśli strzygom nie udało się go wyczuć, na pewno go nie usłyszały. - W razie czego wdrapałbyś się na drzewo.
- Na przykład. - Roześmiał się, wpatrując we mnie. - Dawno już nie przyszła żadna wiadomość, prawda?
Skinęłam głową.
- Nie martw się, aniele, przecież to piraci, poradzą sobie.
- Powinnam z nimi płynąć.
- Nieprawda. Czym byś się posilała? Ryby są za małe, musieliby codziennie łowić ich bardzo dużo. - Objął mnie lekko ramieniem. - Dobrze zrobiłaś, że zostałaś.
Spojrzałam w jego stronę i zanim się spostrzegłam, do czego zmierza, poczułam jego usta na swoich.
Początkowo byłam zbyt zaskoczona, by zareagować, a Maurycy to wykorzystał i przyciągnął mnie do siebie, całując. Odepchnęłam go mocno, zagniewana zarówno jego zachowaniem, jak i reakcją mojego ciała. Niewiele myśląc, uderzyłam go w policzek, w ostatniej chwili przypominając sobie o swojej sile i hamując nieco uderzenie. Byłam wściekła, ale nie chciałam aż tak mocno i widocznie obijać mu twarzy.
- Nigdy więcej tego nie rób – warknęłam. Widząc jego wzrok, złość błyskawicznie mi przeszła i miałam ochotę go przeprosić. Był jeszcze młody, poddał się chwili, to ja powinnam zauważyć, do czego zmierza. - Nie całuj mnie, Maurycy. - Odwróciłam głowę w stronę morza. - To nie zabawa, mam męża, kocham go i jestem mu wierna. Zawsze będę.
Milczał przez chwilę. Kiedy na niego spojrzałam, wciąż się we mnie wpatrywał.
- Dla mnie to też nie jest zabawa. - Wstał i zszedł ze skały. Momentalnie znalazłam się obok niego.
- Odprowadzę cię do miasteczka.
Szliśmy w milczeniu. Kiedy dotarliśmy do mojego domu i weszłam do środka, dostrzegłam gołębia. Pospieszenie odebrałam wiadomość.
- Znaleźli skarb! - zawołałam, zerkając na stojącego w drzwiach Maurycego.
- Świetnie – mruknął mężczyzna i spojrzał na gołębia, potem na kartkę, którą trzymałam w dłoni. - Czyli niedługo wracają?
- Tak. - Spojrzałam na jego twarz. Miał na policzku lekkie zaczerwienienie. - Myślę, że powinieneś znaleźć sobie normalną dziewczynę. Jest ich tutaj pełno, a ty jesteś przystojny, więc na pewno...
- Uważasz, że jestem przystojny, aniele? - przerwał mi, uśmiechając się szeroko. Prychnęłam, podchodząc, wypychając go z pokoju i zamykając mu drzwi przed nosem.
- Dobranoc, Maurycy.
Mój mąż znalazł wymarzony skarb. Nie napisał zbyt wiele, ale w tych słowach dostrzegałam triumf i radość z sukcesu. Odpisałam, jak bardzo się cieszę, nakarmiłam gołębia i posłałam z powrotem.
Całe miasteczko radowało się z tego osiągnięcia. Oznaczało to dla nas dobrobyt i lepszy handel. Aczkolwiek nie miałam wątpliwości, że Patrick nadal będzie wypływał na wyprawy – w końcu taka już natura pirata.
Długo czekałam na kolejną wiadomość. Ani statek nie wracał, ani gołąb. Powoli zbliżał się koniec lata. Maurycy wciąż kręcił się koło mnie, ale już nie próbował mnie całować. Wchodził za mną za każdym razem, gdy spodziewałam się listu. Zachowywał się poprawnie, jak przystało na przyjaciela, więc nie próbowałam go unikać. Uznałam, że zrozumiał moje intencje – kochałam tylko mojego męża i tak miało pozostać.
Pewnego dnia weszliśmy do mojego pokoju, rozmawiając. Usiedliśmy na łóżku. Opowiadałam właśnie o Cruelu i walce w Ameryce. Maurycy uwielbiał słuchać moich opowieści. Sam nie zdążył przeżyć zbyt wiele, ale nie chciał również walczyć jako pirat. Kiedy proponowałam mu wypłynięcie z wyspy – wbrew regułom, ale uznałam, że nie byłby żadnym zagrożeniem i właściwie trafił tu zupełnie przypadkiem – odpowiadał, że kiedyś wyjedzie, ale jeszcze nie teraz.
Wtem na parapecie usiadł gołąb. Zerwaliśmy się równocześnie.
- Ja to zrobię. - Mężczyzna podszedł do ptaka, podając mu trochę ziarna, które leżało w pudełeczku na stoliku, po czym zdjął kartkę i mi ją podał. Rozwinęłam i przebiegłam oczami po tekście.
Robin Shehereze zginął od śmiertelnej rany. Żył na morzu i tam pozostał. Przykro mi, Amando. Patrick.
Siedziałam przez chwilę nieruchomo. Maurycy zerknął mi przez ramię i objął mnie delikatnie.
- Przepraszam, że mówiłem to wszystko. Wcale mu tego nie życzyłem. Tak mi przykro. Wiem, że mocno go kochałaś.
Poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy. „Czemu nie pojechałam razem z nim?”, zadawałam sobie pytanie. Wtuliłam się w siedzącego obok mnie mężczyznę i płakałam, mocząc mu koszulę krwią. Szlochałam tak przez długą chwilę, a Maurycy głaskał mnie po plecach i przepraszał. Powoli podniosłam wzrok.
- Przecież to nie twoja wina – szepnęłam.
- Nie chciałem, żebyś tak cierpiała... - Ponownie przytulił mnie do siebie. - Już dobrze. Jestem przy tobie.
Zdjął koszulę, zwinął w rulon i otarł moje łzy. Pocałował jeden mój policzek, potem drugi. Zamknęłam oczy, nie myśląc już więcej. Całował mnie po szyi, ramionach, a potem poczułam jego usta na swoich. Resztki świadomości podpowiadały mi, że powinnam go odepchnąć i uciekać jak najprędzej, ale ból, który czułam gdzieś głęboko, przyćmił wszystko inne. Poddałam się temu. Chciałam zapomnieć i choć wiedziałam, że za chwilę to wróci, w tym momencie nic innego nie miało znaczenia.
Leżałam obok niego, a świadomość tego, co zrobiłam, docierała do mnie bardzo powoli. Mój mąż nie żył, a ja ledwo zdążyłam się o tym dowiedzieć, już znalazłam się w ramionach innego. Ani on, ani Maurycy nie zasłużyli na takie traktowanie. Nie kochałam rudowłosego rozbitka, więc w ten sposób mogłam go skrzywdzić. Usiadłam powoli i spojrzałam na niego ze smutkiem. Gdybym zaczęła go teraz przepraszać, byłoby jeszcze gorzej.
- Chyba cię wykorzystałam... - Odwróciłam wzrok.
- Raczej ja ciebie... - odpowiedział cicho.
- Nie mów na razie nikomu o moim mężu, dobrze? Jutro o zmroku im powiem. - Wstałam i założyłam sukienkę.
- Dokąd idziesz, aniele? - Popatrzył na mnie z niepokojem.
- Do Diany.
- Zaczekaj. Muszę ci powiedzieć... musimy porozmawiać... - Usiadł i popatrzył na mnie niepewnie. Nie chciałam teraz roztrząsać z nim tego, co się stało, by go nie zranić.
- Porozmawiamy, kiedy wrócę, Maurycy – powiedziałam łagodnie i wyszłam.
Pobiegłam do jaskini. Na szczęście tego wieczoru Diana była sama; akurat wypadała mroczna noc, więc Adrien spędzał ją na pilnowaniu porządku. Zatrzymałam się przed nią i zanim zdążyła zapytać, co się stało, wybuchnęłam płaczem.
- Mój mąż nie żyje, a ja zrobiłam coś okropnego – wyznałam między łzami. Czerwonowłosa strzyga posadziła mnie na kamieniu i wysłuchała.
- To nie twoja wina – stwierdziła. - Jesteś wdową, masz prawo robić, co ci się podoba i nikogo nie powinno to obchodzić. Cierpisz po stracie męża, nie zadręczaj się dodatkowo młodym przystojniakiem, który rzucił ci się w ramiona...
- Ale ja go wykorzystałam...
- Raczej on wykorzystał okazję. Nie przejmuj się. - Zerknęła w stronę wyjścia; noc kończyła się już powoli. - Pora na sen, chodź.
Zeszłyśmy w dół i położyłyśmy się do swoich trumien. Zamknęłam oczy, wiedząc, że po przebudzeniu i tak wszystko powróci.
Następnego popołudnia nie miałam ochoty wstawać. Kiedy już wyszłam z trumny, usiadłam razem z Dianą i rozmawiałyśmy do samego zmroku. Wspominałam mojego męża i czasy, gdy przybyłam tu prawie trzydzieści lat temu.
Po zachodzie słońca wyszłyśmy i ruszyłyśmy plażą. Przede mną było jeszcze jedno trudne zadanie: musiałam powiedzieć rodzinie o śmierci Robina. Nie miałam pojęcia, jak to zrobić.
Zatrzymałyśmy się na brzegu. Spojrzałam w dal i ujrzałam statek. A więc wracali. Tylko czemu ich żagle nie były całkiem czarne? Patrick powinien o to zadbać, w końcu jego wuj zginął. Wytężyłam wzrok i dostrzegłam kapitana Upiornej Samanthy, wydającego rozkazy.
Wtem zamarłam, widząc, kto stoi obok Patricka. To był mój mąż, Robin Shehereze.
Żywy.
- Chyba powinnaś już spać – stwierdziłam.
- Mama wciąż nie wróciła, to opowiedz jeszcze trochę – poprosiła mnie.
- No dobrze, ale zaraz kończymy – odpowiedziałam po chwili wahania. Dziewczyna pokiwała głową.
- Opowiadaj o skarbie i o tym, co wykombinował Maurycy. Zdaje się, że chciał zająć miejsce Robina?
- Owszem. - Westchnęłam i kontynuowałam opowieść.
Dziewięć spokojnych lat życia z Shehereze'em. Byliśmy szczęśliwi. Czasem widziałam w jego wzroku tęsknotę za morzem, ale zgodził się być przy mnie i nie wypływał na wyprawy.
Powoli widać było po nim jego wiek. Lubiłam na niego patrzeć. O ile nie interesował mnie szczególnie wygląd Chrisa, gdyż nigdy go nie kochałam, o tyle Robin wciąż był dla mnie przystojny. Włosy najpierw przyprószała siwizna, potem coraz bardziej zmieniały kolor. Zmianom ulegała również skóra. Najlepsze w moim mężu było to, że zachował pewność siebie i wysokie poczucie własnej wartości. Śmiał się, że jestem jedyną kobietą, która marzy o przemijaniu.
- Nie chodzi o to, że chcę się zestarzeć dla samej starości – wyjaśniłam mu. - Chciałabym zestarzeć się z tobą. Przeminąć raz, a szczęśliwie. Zamiast tego muszę żyć dalej. Nie życzę innym takiego losu, to nic przyjemnego, przeżyć tyle czasu. - Westchnęłam. - Wszystko się zmienia wokół mnie, a ja wciąż taka sama... Z drugiej strony, nie żałuję swojego życia. Poznałam tyle osób, kochałam, przeżywałam przygody, ratowałam życie, widziałam mnóstwo ciekawych rzeczy... Myślę, że tak właśnie miało być.
Mój mąż zwykle przytakiwał moim słowom, a ja przytulałam się do niego, czując się przy nim szczęśliwa.
Tego dnia, tysiąc siedemset sześćdziesiątego czwartego roku, Robin i Patrick, z wyrazami triumfu na twarzach, przynieśli mapę skarbu. Przyglądałam się, jak rozkładają obie jej części i jak się okazało, wskazywały zupełnie inne miejsce, niż piraci sądzili po obejrzeniu pierwszej połowy.
- To wyspy od strony północnej, Azory – stwierdził Shehereze, wyjmując inną mapę. - Spójrz.
- Zgadza się. - Patrick uśmiechnął się szeroko. - Kiedy wypływamy?
- Wypływamy? - powtórzyłam. - Ciągle chcesz się bawić w poszukiwanie skarbów, Robinie? - Założyłam ręce na piersiach.
- Nie przegapiłbym takiej okazji. - Zerknął na siostrzeńca. - To za daleko, nie zdążymy przed zimą. Wypłyniemy na wiosnę.
Moje protesty na nic się zdały. Shehereze miał już prawie pięćdziesiąt siedem lat, mimo to postanowił szukać skarbów. Początkowo miałam zamiar płynąć razem z nimi, ale wiedziałam, że podróż może potrwać całą wiosnę i lato. Pojawił się problem z pożywieniem na tak długi okres czasu. Postanowiłam więc zostać, tym bardziej, że wyprawa nie była jedynie ukierunkowana na odnalezienie skarbu, lecz także zdobycie środków utrzymania w przypadku niepowodzenia, a więc pirackie napady.
W przeciwieństwie do mnie, Claudia postanowiła wyruszyć z piratami. Swojego prawie trzyletniego synka zostawiła pod opieką obu babć – Cindy i Samanthy. Moja przyjaciółka bardzo cieszyła się z wnuka i rozpieszczała go, jak tylko mogła.
Kiedy wiosna zawitała na Île de la Possession, statek wypłynął w rejs. Stałam na brzegu z dziwnymi przeczuciami. Przez dziewięć lat mój mąż nie wypływał w morze. Martwiłam się o niego. Kiedyś potrafił pokonać każdego, ale wiek miał w tym przypadku kluczowe znaczenie. Czasem żałowałam, że go nie zmieniłam, choć podejrzewałam, że stałby się zupełnie inną osobą jako wampir. Ale wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.
- No i odpłynął – stwierdził Maurycy, stając obok mnie. Spojrzałam na niego. Miał już dwadzieścia pięć lat i nie wyglądał tak dziecinnie, jak kiedyś. Piegi skryły się pod opalenizną, rude włosy ścinał do uszu, nie za krótko. Taka fryzura idealnie mu pasowała i dobrze o tym wiedział.
- Wróci pod koniec lata – odparłam i ruszyłam w stronę domu, a on za mną.
- Ze skarbem? - Spojrzał na mnie swymi ciemnoszarymi oczami.
- Możliwe – rzekłam krótko.
Maurycy obiecał mi kiedyś, że nie będzie się do mnie zalecał, póki mój mąż będzie przy mnie. Nie wiedziałam wówczas, co miał na myśli. Pojęłam to dopiero, gdy Robin wypłynął szukać skarbu. Otóż rudowłosy rozbitek uznał to za okazję. Początkowo zachowywał się normalnie; rozmawiał tak jak wcześniej, przyłączał się do mnie podczas nocnych spacerów. Pilnował swoich myśli i rzadko patrzył mi w oczy, ale i tak domyślałam się, do czego zmierza. Ponieważ Samantha nie byłaby w tym przypadku obiektywna, udałam się po poradę do mojej drugiej przyjaciółki.
Diana i Adrien byli wtedy szczęśliwą parą. Co prawda dość często dochodziło między nimi do różnicy zdań, aczkolwiek zawsze potrafili wypracować kompromis. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób czerwonowłosa strzyga tak szybko rozpoznała, że Adrien jest dla niej idealny i będą razem na zawsze, ale wszystko wskazywało na to, że się nie pomyliła.
- Właściwie to w czym jest problem? - spytała mnie, siadając na skale w jaskini. Adrien był wówczas w miasteczku. Nadal miałam z nim dobry kontakt, choć jakiś rok po przemianie, kiedy nauczyłam go wszystkiego, co powinien wiedzieć wampir, nasze relacje opiekunki do podopiecznego znacznie osłabły.
- Jak mam mu wyjaśnić, że powinien dać sobie spokój? Chcę, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi, ale on chce czegoś więcej, mimo że mam męża i go kocham. A fakt, że nie będzie go przez kilka miesięcy, to żaden powód. Powinnam porozmawiać poważnie z Maurycym?
- Tak naprawdę to żaden problem, Amando – stwierdziła strzyga. - Nigdy go nie zachęcałaś, prawda? Więc nie przejmuj się, a w razie czego powiedz mu, że nic z tego nie będzie. Choć na twoim miejscu bym się tak nie upierała, bądź co bądź mąż już stary, a Maurycy to świeża krew... - Uśmiechnęła się pod nosem. Prychnęłam głośno.
- Maurycy to przyjaciel i tak zostanie, nawet po... za jakieś dziesięć czy dwadzieścia lat. - W takich chwilach zastanawiałam się, czy nie lepiej było zmienić Shehereze'a. Ale na to było już za późno.
Wróciłam do domu i odebrałam wiadomość od męża. Przesyłaliśmy je sobie poprzez gołębie. To Adrien odkrył, że te ptaki mogą służyć jako poczta. Zwykle na kartkach, które zwinięte umieszczaliśmy przywiązując do ich nóżki, znajdywały się krótkie zdania. Stąd dowiedziałam się, kiedy dotarli do poszukiwanej wyspy i wyszli na jej brzeg.
Potem długo nie otrzymałam wiadomości. Lato powoli mijało, a ja wyglądałam gołębia; bezskutecznie. Czasem siadywałam na skale i wpatrywałam się w morze.
- Piękny widok, prawa? - Usłyszałam za sobą pewnej nocy. Obejrzałam się i dostrzegłam Maurycego, wspinającego się na skały.
- Zwariowałeś?! Wiesz, że nie wolno opuszczać miasteczka! - zawołałam. Co prawda nie była to mroczna noc, ale poza granicami strzygi miały prawo się nim posilić.
- Poradziłbym sobie ze strzygami. - Wskazał na szablę u boku i siadł obok mnie.
- Z pewnością – mruknęłam, zerkając za siebie. Wiedziałam, że Maurycy potrafił się cicho poruszać, niemal bezszelestnie. Jeśli strzygom nie udało się go wyczuć, na pewno go nie usłyszały. - W razie czego wdrapałbyś się na drzewo.
- Na przykład. - Roześmiał się, wpatrując we mnie. - Dawno już nie przyszła żadna wiadomość, prawda?
Skinęłam głową.
- Nie martw się, aniele, przecież to piraci, poradzą sobie.
- Powinnam z nimi płynąć.
- Nieprawda. Czym byś się posilała? Ryby są za małe, musieliby codziennie łowić ich bardzo dużo. - Objął mnie lekko ramieniem. - Dobrze zrobiłaś, że zostałaś.
Spojrzałam w jego stronę i zanim się spostrzegłam, do czego zmierza, poczułam jego usta na swoich.
Początkowo byłam zbyt zaskoczona, by zareagować, a Maurycy to wykorzystał i przyciągnął mnie do siebie, całując. Odepchnęłam go mocno, zagniewana zarówno jego zachowaniem, jak i reakcją mojego ciała. Niewiele myśląc, uderzyłam go w policzek, w ostatniej chwili przypominając sobie o swojej sile i hamując nieco uderzenie. Byłam wściekła, ale nie chciałam aż tak mocno i widocznie obijać mu twarzy.
- Nigdy więcej tego nie rób – warknęłam. Widząc jego wzrok, złość błyskawicznie mi przeszła i miałam ochotę go przeprosić. Był jeszcze młody, poddał się chwili, to ja powinnam zauważyć, do czego zmierza. - Nie całuj mnie, Maurycy. - Odwróciłam głowę w stronę morza. - To nie zabawa, mam męża, kocham go i jestem mu wierna. Zawsze będę.
Milczał przez chwilę. Kiedy na niego spojrzałam, wciąż się we mnie wpatrywał.
- Dla mnie to też nie jest zabawa. - Wstał i zszedł ze skały. Momentalnie znalazłam się obok niego.
- Odprowadzę cię do miasteczka.
Szliśmy w milczeniu. Kiedy dotarliśmy do mojego domu i weszłam do środka, dostrzegłam gołębia. Pospieszenie odebrałam wiadomość.
- Znaleźli skarb! - zawołałam, zerkając na stojącego w drzwiach Maurycego.
- Świetnie – mruknął mężczyzna i spojrzał na gołębia, potem na kartkę, którą trzymałam w dłoni. - Czyli niedługo wracają?
- Tak. - Spojrzałam na jego twarz. Miał na policzku lekkie zaczerwienienie. - Myślę, że powinieneś znaleźć sobie normalną dziewczynę. Jest ich tutaj pełno, a ty jesteś przystojny, więc na pewno...
- Uważasz, że jestem przystojny, aniele? - przerwał mi, uśmiechając się szeroko. Prychnęłam, podchodząc, wypychając go z pokoju i zamykając mu drzwi przed nosem.
- Dobranoc, Maurycy.
Mój mąż znalazł wymarzony skarb. Nie napisał zbyt wiele, ale w tych słowach dostrzegałam triumf i radość z sukcesu. Odpisałam, jak bardzo się cieszę, nakarmiłam gołębia i posłałam z powrotem.
Całe miasteczko radowało się z tego osiągnięcia. Oznaczało to dla nas dobrobyt i lepszy handel. Aczkolwiek nie miałam wątpliwości, że Patrick nadal będzie wypływał na wyprawy – w końcu taka już natura pirata.
Długo czekałam na kolejną wiadomość. Ani statek nie wracał, ani gołąb. Powoli zbliżał się koniec lata. Maurycy wciąż kręcił się koło mnie, ale już nie próbował mnie całować. Wchodził za mną za każdym razem, gdy spodziewałam się listu. Zachowywał się poprawnie, jak przystało na przyjaciela, więc nie próbowałam go unikać. Uznałam, że zrozumiał moje intencje – kochałam tylko mojego męża i tak miało pozostać.
Pewnego dnia weszliśmy do mojego pokoju, rozmawiając. Usiedliśmy na łóżku. Opowiadałam właśnie o Cruelu i walce w Ameryce. Maurycy uwielbiał słuchać moich opowieści. Sam nie zdążył przeżyć zbyt wiele, ale nie chciał również walczyć jako pirat. Kiedy proponowałam mu wypłynięcie z wyspy – wbrew regułom, ale uznałam, że nie byłby żadnym zagrożeniem i właściwie trafił tu zupełnie przypadkiem – odpowiadał, że kiedyś wyjedzie, ale jeszcze nie teraz.
Wtem na parapecie usiadł gołąb. Zerwaliśmy się równocześnie.
- Ja to zrobię. - Mężczyzna podszedł do ptaka, podając mu trochę ziarna, które leżało w pudełeczku na stoliku, po czym zdjął kartkę i mi ją podał. Rozwinęłam i przebiegłam oczami po tekście.
Robin Shehereze zginął od śmiertelnej rany. Żył na morzu i tam pozostał. Przykro mi, Amando. Patrick.
Siedziałam przez chwilę nieruchomo. Maurycy zerknął mi przez ramię i objął mnie delikatnie.
- Przepraszam, że mówiłem to wszystko. Wcale mu tego nie życzyłem. Tak mi przykro. Wiem, że mocno go kochałaś.
Poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy. „Czemu nie pojechałam razem z nim?”, zadawałam sobie pytanie. Wtuliłam się w siedzącego obok mnie mężczyznę i płakałam, mocząc mu koszulę krwią. Szlochałam tak przez długą chwilę, a Maurycy głaskał mnie po plecach i przepraszał. Powoli podniosłam wzrok.
- Przecież to nie twoja wina – szepnęłam.
- Nie chciałem, żebyś tak cierpiała... - Ponownie przytulił mnie do siebie. - Już dobrze. Jestem przy tobie.
Zdjął koszulę, zwinął w rulon i otarł moje łzy. Pocałował jeden mój policzek, potem drugi. Zamknęłam oczy, nie myśląc już więcej. Całował mnie po szyi, ramionach, a potem poczułam jego usta na swoich. Resztki świadomości podpowiadały mi, że powinnam go odepchnąć i uciekać jak najprędzej, ale ból, który czułam gdzieś głęboko, przyćmił wszystko inne. Poddałam się temu. Chciałam zapomnieć i choć wiedziałam, że za chwilę to wróci, w tym momencie nic innego nie miało znaczenia.
Leżałam obok niego, a świadomość tego, co zrobiłam, docierała do mnie bardzo powoli. Mój mąż nie żył, a ja ledwo zdążyłam się o tym dowiedzieć, już znalazłam się w ramionach innego. Ani on, ani Maurycy nie zasłużyli na takie traktowanie. Nie kochałam rudowłosego rozbitka, więc w ten sposób mogłam go skrzywdzić. Usiadłam powoli i spojrzałam na niego ze smutkiem. Gdybym zaczęła go teraz przepraszać, byłoby jeszcze gorzej.
- Chyba cię wykorzystałam... - Odwróciłam wzrok.
- Raczej ja ciebie... - odpowiedział cicho.
- Nie mów na razie nikomu o moim mężu, dobrze? Jutro o zmroku im powiem. - Wstałam i założyłam sukienkę.
- Dokąd idziesz, aniele? - Popatrzył na mnie z niepokojem.
- Do Diany.
- Zaczekaj. Muszę ci powiedzieć... musimy porozmawiać... - Usiadł i popatrzył na mnie niepewnie. Nie chciałam teraz roztrząsać z nim tego, co się stało, by go nie zranić.
- Porozmawiamy, kiedy wrócę, Maurycy – powiedziałam łagodnie i wyszłam.
Pobiegłam do jaskini. Na szczęście tego wieczoru Diana była sama; akurat wypadała mroczna noc, więc Adrien spędzał ją na pilnowaniu porządku. Zatrzymałam się przed nią i zanim zdążyła zapytać, co się stało, wybuchnęłam płaczem.
- Mój mąż nie żyje, a ja zrobiłam coś okropnego – wyznałam między łzami. Czerwonowłosa strzyga posadziła mnie na kamieniu i wysłuchała.
- To nie twoja wina – stwierdziła. - Jesteś wdową, masz prawo robić, co ci się podoba i nikogo nie powinno to obchodzić. Cierpisz po stracie męża, nie zadręczaj się dodatkowo młodym przystojniakiem, który rzucił ci się w ramiona...
- Ale ja go wykorzystałam...
- Raczej on wykorzystał okazję. Nie przejmuj się. - Zerknęła w stronę wyjścia; noc kończyła się już powoli. - Pora na sen, chodź.
Zeszłyśmy w dół i położyłyśmy się do swoich trumien. Zamknęłam oczy, wiedząc, że po przebudzeniu i tak wszystko powróci.
Następnego popołudnia nie miałam ochoty wstawać. Kiedy już wyszłam z trumny, usiadłam razem z Dianą i rozmawiałyśmy do samego zmroku. Wspominałam mojego męża i czasy, gdy przybyłam tu prawie trzydzieści lat temu.
Po zachodzie słońca wyszłyśmy i ruszyłyśmy plażą. Przede mną było jeszcze jedno trudne zadanie: musiałam powiedzieć rodzinie o śmierci Robina. Nie miałam pojęcia, jak to zrobić.
Zatrzymałyśmy się na brzegu. Spojrzałam w dal i ujrzałam statek. A więc wracali. Tylko czemu ich żagle nie były całkiem czarne? Patrick powinien o to zadbać, w końcu jego wuj zginął. Wytężyłam wzrok i dostrzegłam kapitana Upiornej Samanthy, wydającego rozkazy.
Wtem zamarłam, widząc, kto stoi obok Patricka. To był mój mąż, Robin Shehereze.
Żywy.
Koniec części VIII
Oho, i znowu wypada mi bawić się w zgadywankę :)
OdpowiedzUsuńA Maurycego nadal nie lubię i to się chyba nie zmieni.
W zgadywankę?:P
UsuńMożliwe,że się nie zmieni;-)
W zgadywankę zatytułowaną "Co się stanie" ;)
UsuńBardzo możliwe... dziwne w zasadzie, bo ja raczej lubię te knujące i wredne postaci, ale na niego ciągle patrzę przez pryzmat wcześniejszych rozdziałów: zakochany, uparty jak osioł nastolatek chcący zdobyć swojego anioła i nie tylko nieuznający odmowy, ale wręcz zapowiadający, że się nie odczepi i będzie próbował do skutku. Zdecydowanie nie.
Ale trzeba przyznać, że Amanda mnie w tym rozdziale wkurzyła. Nie, nie Maurycym (chociaż trzeba przyznać, że pocieszyła się rekordowo szybko) - rozważaniem czy jednak dobrze zrobiła nie zmieniając Robina i (zwłaszcza) użalaniem się, że za późno. Ciągle mam z tym problem. Za późno, bo...? Postarzał się? Kocha w końcu jego czy jego ładną buźkę i bez niej nici ze wspólnej wieczności?
Zmiana w wampira niesie za sobą wiele konsekwencji, dlatego Amanda czasem się waha, czy dobrze zrobiła, a potem przemyśli, że mogło być jeszcze gorzej:p A wieczne życie w starości nie wydaje się chyba szczególnie atrakcyjne, ona chciałaby się zestarzeć po ludzku razem z nim, ale zatrzymać życie w wieku - jak na tamte czasy - dość podeszłym?:p
UsuńTo mogła zacząć się wahać wcześniej ;) I w ogóle - kwestia priorytetów.
UsuńOna nie uważa, że zamiana w wampira jest czymś lepszym niż ludzkie życie, wręcz przeciwnie:p
UsuńWiem przecież.
UsuńUps :D
OdpowiedzUsuńDokładnie:p
UsuńSzybko się pocieszyła;p
OdpowiedzUsuńMaurycego nie lubię i mam nadzieję, że szybko zginie. Jeśli to on wysłał tego gołębia to jest... szkoda słów. Przecież to i tak by się wydało, chyba, że to ktoś inny. Mam nadzieję, że jednak Maurycy tego nie zrobił, ale jeśli zrobił to chyba sama go zabiję:P
Jeśli to zrobił,będziesz mogła ustawić się w kolejce do zabicia go,bo chętnych pewnie nie zabraknie:-P
UsuńMam nadzieję, że pierwsza w kolejce będzie stała Amanda:P
UsuńI myślisz, że go zabije?:p
UsuńPewnie nie, ale może Robin ją wyręczy. ;p
UsuńCzyli on będzie drugi w kolejce?:p
UsuńJeśli dowie się wszystkiego to pewnie tak:P
UsuńA nie pierwszy? Nie wyprzedzi Amandy?:P
UsuńAmanda jest jednak szybsza:P
UsuńFakt:p a on już stary, nie dobiegnie:P
UsuńDobiegnie, tylko trochę wolniej:P On jest bardziej doświadczony w walce od Maurycego:P
UsuńDoświadczony na pewno, ale w sumie to nie wiadomo, jak dobrze walczy Maurycy:p
UsuńJa wierzę w Naszego Kapitana Na Emeryturze:P Przeczytałam jeszcze raz moment w którym Amanda dostaje list i Maurycy ją przeprasza, a potem mówi, że nie chciał, żeby tak cierpiała. Mam nadzieję, że to dowód na to, że jest winny:P Przynajmniej Amanda by mu nigdy nie wybaczyła.
UsuńNigdy to długo, jak się żyje kilka wieków:p
UsuńMoże mu wybaczy, ale nie tak szybko.
UsuńMyślisz, że jednak wybaczy?:p
UsuńNie wiem, ale chyba tak:P Z czasem uraza minie.
UsuńMożliwe:p
UsuńWitaj;)
OdpowiedzUsuńNo powiem Ci przeczytałam i nie do końca zrozumiałam, co się stało... Tutaj wysyłają wiadomość, że umarł, tu wraca żywy... Nie no, bardzo bym się chciała dowiedzieć, o co chodzi. Namieszałaś mi teraz w głowie, ale ja lubię takie zagadki, bo wprowadzają coś nowego. Amandę chyba trochę poniosło i bardzo jestem ciekawa, co z tego wyniknie. I co jej chciał powiedzieć Maurycy... Czyżby on wysłał gołębia? Ciekawa postać i muszę mu pogratulować cierpliwości.
podsumowując nawet nie wiem, kiedy przeczytałam, tak mi to mignęło. jak zawsze cudny rozdział i co ja Ci powiem, uwielbiam to opowiadanie. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
Już wkrótce wszystko się wyjaśni;)
UsuńSię zirytowałam. Ta cała Amanda zachowuje się jak dwulicowa latawica, a wszyscy jej jeszcze współczują. ?! Nie. to jest złe. fe ! co akapit powtarzanie, że kocha tylko tego swojego a chwilę później takie kwiatki? ! Fe. Fe. Fe. Mam nadzieję, że w następnej części będzie cierpieć ! Jeżeli zacznie płakać Robinowi w ramionach, tłumacząc, co się stanie, a on zacznie ją jeszcze pocieszać, to stracę do tych postaci resztki szacunku. Fe !
OdpowiedzUsuńbtw, ciągle mnie fascynuje i zastanawia, jak rudy może być przystojniakiem...
UsuńMyślę, że oceniasz Amandę przez pryzmat dwóch rozdziałów i w takim wypadku faktycznie nie jest ukazana w szczególnie pozytywnym świetle. Czy będzie cierpieć? Możliwe, ale to dla niej żadna nowość - była już torturowana, przypiekana na słońcu, ścigana przez łowców, straciła sporo bliskich osób. Pytasz, jak to możliwe, że wszyscy jej współczują - owszem, jej zachowanie było dość niemoralne, ale weź pod uwagę, że moje wampiry czują inaczej niż ludzie - ich emocje są zwielokrotnione. Oczywiście możesz jej nie lubić - ta postać jest pełna wad i zmienności. Mam tylko nadzieję, że nie zniechęcisz się po dwóch przeczytanych rozdziałach:) Moje postaci i ich zachowanie potrafią zdenerwować, ale taka właśnie jest ta powieść - czasem jest dobrze, a czasem źle;p
UsuńA rudy może być przystojniakiem, mogę poszukać przykładów w filmach;) Choć to także kwestia gustu:p
Pozdrawiam:)
co ... chwila. Maurycy podmienił kartki. Tego się nie spodziewałam, już uroniłam łezkę po stracie Robina a tu zaskoczenie. Mam nadzieję że Maurycy dostanie za swoje albo od Amandy albo od Robina. Mam nadzieję, że albo Diana albo Amanda powie o tym Robinowi. Nie mogę się doczekac następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńA to drań z niego, prawda?:P
UsuńOj drań i to porządny. Mam nadzieję, że ktoś pokaże mu gdzie jego miejsce. Jakoś nie lubiłam go od samego początku Maurycego ale z tego co czyta większość czytelniczek jakoś też nie pałało do niego sympatią. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, może Maurycemu dostanie się w nim :)
UsuńOd Shehereze'a?:p
UsuńJestem prawie pewna że to Maurycy wysłał Amandzie tą wiadomość i mam nadzieję że Robin albo Amanda się nim zajmą. Niby to desperat ale jednak pełen podziw dla jego cierpliwości i uporu. Ciekawa jestem co zrobi Amanda czy powie o tym Robinowi czy po prostu od razu poleci zabic Maurycego ;-) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że Amanda go zabije?:p
UsuńO jejku.. podzielam opinię czytelniczki powyżej i też uważam, że wiadomość wysłał Maurycy. Hmm.. widzę, że chyba w końcu doczekałam się Anglii, tylko.. to pewnie oznacza, że niedługo się pożegnamy z Robinem.. :c Szkoda mi trochę Amandy, ale jednak.. no przyznam, że przesadziła.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału ;p.
To teraz będzie musiała ponieść konsekwencje swojego czynu:p
UsuńWitaj. Ja też dołączam do klubu antyfanek Maurycego:p Według mnie to on przysłał gołębia ale Amanda też mnie wkurzyła. No tego się nie spodziewałam, bardzo szybko się pocieszyła:/ Nie sądzę żeby zabiła Maurycego ale też wierzyć mi się nie chce że Robin puści to płazem. Biorąc pod uwagę jego wiek pewnie zginie wyzywając rudzielca (świetny dobór włosów do charakteru) na pojedynek. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMyślisz, że Maurycy walczy lepiej od kapitana piratów na emeryturze?:p
UsuńTak myślę, że może walczyć lepiej niż kapitan na emeryturze
UsuńWybacz ale jeszcze nie znalazłam czasu by przeczytać opowiadanie na chomiku bo ciągle dogadzam choremu tacie, głos już oddałam bo znając Ciebie będzie to coś ciekawego
Czyli to Robinowi grozi niebezpieczeństwo?:p
UsuńDziękuję, to opowiadanie miałam na blogu Wampirze-opowieści, więc może kiedyś czytałaś;)
Mam nadzieję, że Twój tata szybko wróci do zdrowia. Pozdrawiam:)
W końcu przeczytałam :) Ale wzruszająca opowieść a ostatni fragment totalnie mnie rozczulił :p
UsuńA wracając do bloga, tak myślę, że Robinowi grozi niebezpieczeństwo :p
Co do mojego taty to raczej nie wróci do zdrowia, miesiąc temu wykryli u niego bardzo zaawansowanego raka i lekarze nie dają mu żadnych szans
Sorki że dopiero odpisuję, ale nie miałam dostępu do bloga.
UsuńCzyli Trumna śmierci Ci się podobała?:p I tak nie mam szans z taką ilością głosów:p
Sądzisz, że Amanda pozwoli skrzywdzić męża?:P
Współczuję Ci. Mama mojej koleżanki miała takiego raka i przeżyła jeszcze sporo czasu, więc nadzieja zawsze jest, a z tymi szansami to różnie bywa, jedni lekarze mówią tak, a inni inaczej.
Ale cwaniaczek! No tego się po nim nie spodziewałam. Amanda będzie wściekła... Mogła mu wcześniej lepiej przywalić, ale jeszcze by ten durny łeb odpadł...
OdpowiedzUsuńI potem by musiała go ratować:p
UsuńA na pastwę strzyg go...
UsuńTo sam by został strzygą:p
UsuńI tak już nie ma rozumu ^^
UsuńMenda bez rozumu?:p
UsuńW sumie Amanda też bez winy nie jest, ale jemu i tak należy się lanie.
UsuńNo nie jest, ale ona też czasem może zrobić coś głupiego:p
UsuńWkurzyć się i przywalić mu mocniej? (taka cicha nadzieja^^)
UsuńTo byłoby coś głupiego?:P
UsuńTak, bo mocniejszego walnięcia mógłby nie przeżyć i Amanda, byłaby na siebie zła. Więc w sumie chodzi tu o punkt widzenia ;P
UsuńAlbo byłby nieprzytomny po takim uderzeniu i musiałaby go reanimować:P
UsuńNieee, za dużo satysfakcji dla niego ;) W ogóle, znano wtedy reanimację?
UsuńA w sumie nie, to pewnie by było po nim:p
UsuńPowiem tylko tak, Maurycy przegiął i to bardzo. Na moje podmienił kartki. Robin się wścieknie jak się dowie, a jak się nie wścieknie to znaczy, że przez te lata,które upłynęły stracił trochę z charakteru ;)
OdpowiedzUsuńAmanda także przegięła, rozumiem, nie zdawała sobie sprawy z tego co robi, bo cierpiała itd., ale mimo to nie powinna nigdy do tego dopuścić, nie w tak krótkim czasie!
Maurycy jest bezczelny. Nie dziwię się, że upierał się przy tym, że to on ją wykorzystał, a nie ona jego...
Tytuł następnego rozdziału wskazuje na to, że Amanda wyjedzie, pytanie tylko czy to z tego powodu, czy nie?
Pozdrawiam ;)
Ps: przeczytałam i zagłosowałam na Twoje opowiadanie ;)
Myślisz, że Robin złagodniał na starość?:p
UsuńNo przegięła, ale ona też czasem popełnia błędy:P
To tytuł części, nie rozdziału;)
Dziękuję bardzo:* czyli masz chomiczka? Jaki masz nick?
Stwierdzę jak tak bez niczego jej wybaczy ;D
UsuńOczywiście, że każdy popełnia błędy, nikt nie jest przecież święty, choć Amanda się stara ;p
Oj tam, ale wskazuje na wyjazd czy tam raczej rejs ;)
A co do chomika, to mój wspólny z kumpelą, tą co prowadzę z nią bloga ;) (ceinndeik2 jakby co)
Stara się zostać świętą wampirzycą?:p
UsuńNa moje to trochę tak ;D
UsuńWampiry miałyby swoją patronkę:P
UsuńDostęp do waszego chomika wymaga hasła? Po co macie chomika skoro nie można na niego wejść?:/
Żeby ściągać i przechowywać informacje, a dostęp jest taki ze względu na to, że kiedyś miałyśmy przypał i chcieli nas(a raczej kumpelę, bo to akurat jej chomik wtedy był) podać do sądu za rozpowszechnianie plików bez posiadania praw autorskich. Agencja Pro Bono czy jakoś tak i kumpela usunęła chomika i założyła sobie nowego (razem ze mną) i zastrzegłyśmy go, żeby nie było już takich problemów i strachu, którego się wtedy dziewczyna najadła...
UsuńAle nie miała hasła do tych folderów? Jakie to były pliki, filmy, książki? Jak im się nie podoba plik to usuwają i tyle, ale żeby do sądu? Dziwne.
UsuńNie miała hasła, a to była książka w pdfie i chcieli ją do sądu podać, ale, dzięki Bogu, rozłożyło się to po kościach... ;D
UsuńKażdy umieszcza książki w pdfie, przecież to nie w celach zarobkowych, to chomik na tym zarabia... ale hasła lepiej zakładać...
UsuńSerdecznie zapraszam na rozdział 25 na taniec-ze-smiercia.blogspot.com.
OdpowiedzUsuńTak dumam od kilku odcinków skąd znam kapitana Hooka i dziś się skapnęłam, że to jego zdjęciem opatrzyłaś Shehereza ;P
OdpowiedzUsuńTak:) Wtedy go jeszcze nie znałam, wiedziałam tylko, że też pirat;)
UsuńTo gdzie już jesteś? W 2 sezonie? Jak tam Rumpel i Bella?:D
W ostatnim odcinku byli na hamburgerze, niestety, miły czas przerwała im Regina z wieściami o Corze.
UsuńWciągnęłam się ;) Zostało mi bodajże 12 odcinków. Zresztą, brak Teen Wolf ;(