Przerwałam opowieść i spojrzałam na zegarek.
- Pora iść się szykować.
- Ale w takim momencie? - zaprotestowała Karolina.
- Nie chcemy się spóźnić, prawda?
Dziewczyna westchnęła, ale posłusznie poszła do siebie, ja tymczasem również zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Pół godziny później Karolka wróciła już ubrana.
- Mama jeszcze się szykuje, musimy na nią poczekać. W kim zakochała się Diana?
Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam.
- W pewnym przystojnym mężczyźnie z miasteczka.
- Zakochałam się? Ja się nie zakochuję. - Diana wzruszyła ramionami. - Dla mnie zawsze kończy się to tragicznie. Dla nich zresztą też. - Usiadła na jednej ze skał w jaskini, oparła się i popatrzyła przed siebie ponuro.
- Nie dramatyzuj. - Siadłam obok niej. - Nie musisz być zawsze sama. Jak to się stało?
- Uratował mi życie. - Spojrzała na mnie.
- Jak to? Twoje życie było zagrożone? - Popatrzyłam z niedowierzaniem. Powoli skinęła głową.
- Umowa, która trwa już tak długo, polega na tym, że oni nie mogą atakować nas poza granicami miasteczka, a my ich w miasteczku, z wyjątkiem wyznaczonych dni. Ale niektórym najwyraźniej to nie pasowało. Ustawili pułapki niedaleko granicy. - Zacisnęła dłonie. - Dowiem się, kto to i ich dorwę. Będę z nich piła, a oni będą umierać w świadomości, że po śmierci będą mi służyć.
- Jakie pułapki? Nic o tym nie wiem... - Pokręciłam głową.
- Siatka zmoczona wodą święconą. Wpadłam w jedną kilka tygodni temu.
- Och. - Przyjrzałam jej się uważniej. - Nie masz śladów...
- Kolejny atut strzygi. Pokażę ci. - Wyciągnęła mój krzyżyk i dotknęła. Cofnęła dłoń, na której pojawiła się blizna. Chwilę później zagoiła się całkowicie.
- Nie mówiłaś, że tak potrafisz! To pewnie dzięki krwi. Ale kto mógł ci zrobić coś takiego?! Przecież zawarliście układ. Joshua musi się o tym dowiedzieć.
Diana wzruszyła ramionami.
- I tak nic nie zrobi, miałby ukarać człowieka za próbę zabicia strzygi?
- Owszem, układ to układ. Dobrze, że nie zerwałaś paktu. Znajdziemy winnych. Mówiłaś, że wpadłaś w pułapkę i co było dalej...?
- Do zmierzchu została może godzina, a mnie strasznie paliła skóra. - Skrzywiła się. - Wisiałam wysoko nad ziemią, więc strzygi nie mogły mnie uwolnić. Oczywiście krzyczałam z wściekłości. I wtedy zobaczyłam mężczyznę z kuszą. Wskoczył na drzewo, które otoczyły strzygi. One nie umieją chodzić po drzewach, więc zostały na dole. Mężczyzna skierował kuszę w moją stronę i zapytał, czy potrafię się wspinać.
- Wspinać? I co odpowiedziałaś?
- Niewiele byłam w stanie powiedzieć, kiedy otaczała mnie parząca sieć. - Znowu się skrzywiła. - Ale on się uparł. Powiedział, że gdy wstanie słońce, spłonę, lecz jeśli dam słowo, że go nie zabiję, to mnie uwolni. Byłam wściekła na wszystkich ludzi i nie miałam ochoty niczego obiecywać, ale po kilku minutach bólu i w obliczu zbliżającego się wschodu, dałam to słowo.
- I co, uwolnił cię?
Skinęła głową.
- Tak, wystrzelił z kuszy i przeciął linę. Za pierwszym strzałem. Spadłam boleśnie w dół i udało mi się wyplątać. Kiedy w końcu rany mi się zagoiły, spojrzałam na niego. Siedział na drzewie i przyglądał mi się z zainteresowaniem. Chwilę później znalazłam się obok niego na gałęzi. - Uśmiechnęła się lekko. - Miał niezłą minę, ale nie okazał strachu. Przypomniał tylko, że dałam słowo. Zaczęliśmy rozmawiać... Okazało się, że usłyszał mój krzyk i pospieszył na ratunek.
- I zaczęliście się spotykać, tak? - Spojrzałam na nią. Milczała przez chwilę.
- Sama nie wiem, jak do tego doszło. Za drugim razem dostrzegł mnie zza płotu i po prostu wyszedł, jakby słowo, które mu dałam, obowiązywało na zawsze. - Pokręciła głową. - Mogłam go zabić, ale tego nie zrobiłam. Nie wiem czemu. Może dlatego, że kilkoma słowami potrafił wprawić mnie w dobry humor. Powinien być wampirem, wtedy wszystko byłoby proste.
- Długo już się spotykacie? - Spojrzałam na nią.
- Skąd. Ze trzy miesiące dopiero. Ale na ludzki czas to chyba dość długo...
- Myślisz, że coś do ciebie czuje? - zapytałam. Diana wzruszyła ramionami.
- Nie pytałam go przecież. Wiem tylko, że bez wahania wychodzi ze mną poza granice miasteczka.
- Nie widziałaś tego w jego oczach?
- Widziałam, że bardzo lubi ze mną przebywać, rozmawiać i nie ma znaczenia, że jestem krwiożerczą strzygą. Nie boi się mnie. Ufa mi. Ale to mimo wszystko człowiek. Powinnam go ugryźć, kiedy miałam okazję i byłby spokój.
Pokręciłam głową.
- Masz prawo być szczęśliwa, Diano. Widzisz, ja jestem, mimo że Robin jest człowiekiem.
- Nie chcę kogoś pokochać i stracić po pięćdziesięciu latach – wybuchnęła strzyga. - Jeśli mam z kimś być, to chcę go na zawsze!
- A kim on jest? Ile ma lat?
- Jest młody – odparła krótko.
- Jak ma na imię?
- Dałam mu słowo, że nikomu nie powiem. - Pokręciła głową.
- Obiecałaś, że mnie nie powiesz – poprawiłam ją – bo z nikim innym nie rozmawiasz. Jak mam ci pomóc, jeśli mi się nie zwierzysz?
- A jak możesz mi pomóc? Zmienisz go w wampira? - Spojrzała na mnie. Zamrugałam zaskoczona.
- Ja... nigdy tego nie robiłam i nie powinnam...
- Więc mi nie pomożesz. - Odwróciła się i zniknęła w głębi jaskini. Miałam zamiar iść za nią, ale się rozmyśliłam.
Właściwie mogłabym to zrobić. Najpierw jednak musiałabym mieć jego zgodę i pewność, że to prawdziwa miłość.
Powiedziałam Joshowi o pułapkach zastawianych w lesie, ale uznał, że nie przekracza to granic paktu, który został spisany już na samym początku w dwóch egzemplarzach. Jeden z nich otrzymała Diana, drugi miasteczko. Joshua przejrzał jeszcze raz pakt i wyczytał, że ludzie mogą wychodzić poza granice na własną odpowiedzialność, wtedy strzygi mają prawo je zabić. Ludziom nie wolno zabijać strzyg poza granicami oraz w miasteczku w dni wyznaczone dla nich, chyba, że w samoobronie, do której również wypisano mnóstwo punktów, co się za nią uznaje, a czego nie. Jednakże Joshua nie znalazł ani słowa o tym, że nie można zakładać pułapek na strzygi, tym bardziej, że właściwie ich nie zabijały, aczkolwiek miały skutki śmiertelne, gdyby nie udało się wydostać z nich do świtu.
- Na jakiej podstawie mam kogokolwiek ukarać? - spytał mnie.
- A gdybym to ja wpadła w taką pułapkę i nie wyszła do wschodu?
- Tobie woda święcona nie zrobiłaby krzywdy, więc szybko byś się uwolniła. - Westchnął i pokręcił głową. - No dobrze, postaram się dowiedzieć, kto wymyśla takie rzeczy i zabronię.
- Dziękuję. - Posłałam mu uśmiech pełen wdzięczności i wyszłam.
Byłam bardzo ciekawa, kim jest tajemniczy przyjaciel Diany, ale nie chciała mi niczego zdradzić. Gdybym się uparła, mogłam przeszukać wyspę, kiedy nie było jej w jaskini, ale uznałam, że powinnam uszanować jej prywatność.
Kilka dni później, w czasie jednej z mrocznych nocy, jak nazywali mieszkańcy miasteczka wieczory, w które strzygi atakowały ludzi, szłam brzegiem oceanu. Miasteczko w takie noce było puste, jakby wymarłe. Dlatego wędrowałam wówczas poza granice.
Ocean był dzisiejszej nocy bardzo wzburzony. Popatrzyłam w dal w zamyśleniu. Tęskniłam za mężem i czułam ulgę, że to już ostatnia jego wyprawa. Po niej już zawsze będzie przy mnie.
Wtem wśród rosnącej przy brzegu roślinności dostrzegłam ruch, a wiatr przyniósł w moją stronę zapach człowieka. Ruszyłam w tamtym kierunku i zatrzymałam się na widok nieprzytomnego, może piętnastoletniego chłopca, leżącego na ziemi na brzuchu. Słyszałam, że oddycha. Uklękłam obok niego i ostrożnie przewróciłam go na bok. Oprócz mnóstwa siniaków nie wyglądał na ciężko rannego. Nieopodal, zaplątane w trawę, dryfowało kilka połączonych ze sobą desek, tworząc prowizoryczną tratwę.
Chłopiec jęknął i zaczął się krztusić, wypluwając wodę. Obserwowałam, jak powoli unosi głowę i zerka na mnie. Przyglądał mi się przez długą chwilę, w końcu jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Ha, miałem rację, że istnieją ciemnowłose anioły! - powiedział z entuzjazmem. Uniosłam brwi i zrozumiawszy, że mówił poważnie, parsknęłam śmiechem.
- Możliwe, nie mam pojęcia. Ale nie sądzę, żeby je wybierali po kolorze włosów.
- To... nie jesteś aniołem? - speszył się chłopiec. - Szkoda...
Ponownie się roześmiałam.
- Do anioła mi daleko. Wciąż żyjesz. Rozbiłeś się, prawda? - Rozejrzałam się w poszukiwaniu innych części statku, ale niczego nie dostrzegłam.
- Tak... to gdzie ja jestem?
- Na wyspie – odparłam krótko. - Pełnej strzyg, więc lepiej, że to ja cię znalazłam. Możesz wstać?
Chłopiec skinął głową i z trudem podniósł się na nogi. Podparłam go ramieniem, oparł się o mnie lekko, starając się stać o własnych siłach. Spojrzałam na niego. Miał krótko ścięte, proste, gęste, rude włosy. W świetle księżyca miały odcień złota. Rysy twarzy miał łagodne, na nosie kilka drobnych piegów, oczy ciemnoszare, w granatowym odcieniu. Postawę miał szczupłą, ale pod podartym ubraniem można było dostrzec, że musiał być dość silny.
- Jestem Amanda – przedstawiłam się.
- Maurycy – rzucił chłopiec, idąc powoli. Lekko kulał na jedną nogę i miał liczne zadrapania, ale nie czułam od niego upływu krwi. - Po świętym Maurycym – dodał – ale nie pytaj, którym, nigdy się w tym nie połapałem.
- Pochodzisz z Anglii?
- Tak, a ty? - Zerknął na mnie. - Czekaj, sam zgadnę. Francja?
Otworzyłam szerzej oczy.
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Zgadłem. - Wzruszył ramionami, ale syknął, najwyraźniej z bólu. - Daleko jeszcze do jakiegoś medyka?
- Kawałek, ale damy radę. - Właściwie to mogłam go ponieść, ale miałam wrażenie, że mocno ucierpiałaby przy tym jego duma, więc dopóki mógł iść, szliśmy.
- Wspominałaś coś o strzygach...?
- Tak, ale nie przejmuj się, ze mną jesteś bezpieczny.
Maurycy prychnął głośno.
- To ja tu jestem mężczyzną.
- Rannym – zauważyłam.
- Więc strzygi najpierw rzucą się na mnie, a ty będziesz mogła uciec.
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.
- To miłe z twojej strony, ale mnie strzygi nie atakują. Widzisz te budynki? - Wskazałam przed siebie. - Tam będziemy mogli ci pomóc.
- Jakie budynki? Ciemno jest – mruknął chłopak, ale dzielnie szedł do przodu. Wtem przed nami pojawiła się jedna ze strzyg. Nie atakowała, lecz stała i się przyglądała. Zerknęłam na nią przelotnie. Odkąd zaprzyjaźniłam się z Dianą, żadna z jej strzyg nie ośmieliła się zaatakować człowieka, który był ze mną.
- To te strzygi? Jakieś spokojne – stwierdził Maurycy. - Czemu nie atakują? Nie czuję od ciebie czosnku.
- Nie lubię czosnku. - Skrzywiłam się na samo wspomnienie.
Kiedy doszliśmy do miasteczka, chłopiec rozejrzał się zdziwiony.
- Wygląda na wymarłe miasto. Mieszkają tu tylko strzygi?
- Dziś jest mroczna noc – wyjaśniłam. - Strzygi polują wszędzie, więc nikt nie opuszcza domów. Ale zobaczysz jutro w nocy, jak tutaj ładnie. - Uśmiechnęłam się.
- Ty wyszłaś.
- Jakbym nie wyszła, byłoby po tobie – ucięłam dyskusję. Wolałam nie mówić mu na razie, że jestem wampirzycą, by go nie przestraszyć.
Zaprowadziłam Maurycego do gospody. Kiedy usiadł w fotelu, dostrzegłam, że jest blady. Z pewnością był też wyziębiony. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś koca.
Samantha usłyszała hałas i dołączyła do nas. Na widok przemarzniętego chłopca górę wziął instynkt macierzyński i szybko się nim zajęła: przyniosła suche ubrania, posadziła przy kominku, w którym rozpaliła niewielki płomień i nakarmiła, po czym opatrzyła część ran.
Mimo że mojej przyjaciółki także nie ominął czas, wyglądała na mniej lat, niż w rzeczywistości. Najpierw troskliwa siostra, teraz opiekuńcza matka, a w przyszłości zapewne kochająca babcia. Rodzina była tym, co dawało jej szczęście.
Maurycy, najedzony, wysuszony i opatrzony, opowiedział nam, jak tutaj trafił. Okazało się, że był synem pastora, który nalegał, by poszedł w jego ślady. Ponieważ szesnastoletni chłopiec zupełnie nie czuł powołania, uciekł z domu i załapał się na statek, który rozbił się w czasie burzy, wpadając na skały. Maurycy nie miał pojęcia, czy przeżył ktoś jeszcze; sam nie wiedział, jak udało mu się dostać na brzeg wyspy.
- A wy kim jesteście i co to za wyspa? - spytał na koniec.
- Ja jestem siostrą kapitana piratów – wyjaśniła z dumą Samantha. - A mój syn ma zostać nowym kapitanem.
- Brzmi nieźle. Więc to piracka wyspa?
- Tak – przyznałam i stwierdziłam, że pora powiedzieć prawdę. - A ja jestem wampirzycą.
Maurycy uniósł brwi i parsknął śmiechem.
- To taki żart?
- Nie. - Wstałam i spojrzałam w okno. - Już świta. Idę do siebie. Zobaczymy się o zmroku. - Pomknęłam w wampirzym tempie, zatrzymując się jeszcze przed wyjściem, by zobaczyć zdumioną minę chłopca.
Maurycy szybko przystosował się do nowych warunków. Nie miał zamiaru wracać do domu, więc stwierdził, że zostanie tutaj. Samantha szybko go polubiła, dogadał się też z Adrienem. Przestrzegał zasad i mrocznych nocy, a gdy tylko nabrał sił, pomagał Joshowi przy pracy. Co do mnie, od naszego następnego spotkania dopytywał mnie o wampiryzm i moje życie. Nie miałam zamiaru opowiadać wszystkiego szesnastolatkowi, ale cierpliwie odpowiadałam na pytania. Mówił do mnie aniele, a kiedy spytałam go, skąd taki pomysł, stwierdził:
- Wampir, który pije tylko krew zwierząt i pomaga ludziom, musi być aniołem. Inaczej byś nie wytrzymała.
Parsknęłam śmiechem i spróbowałam mu wyjaśnić, że chodzi tu o siłę woli, a nie o jakieś anielskie cechy, ale mimo to nadal mnie tak nazywał.
Minęły dwa miesiące, Upiorna Samantha wciąż nie wracała, a Diana nadal nie chciała mi zdradzić, kim jest tajemniczy mężczyzna. Czasami nie znajdywałam jej w jaskini, dlatego byłam pewna, że spędza z nim czas. Nie wiedziałam, o kogo bardziej się martwić: o strzygę, że może zostać ze złamanym sercem czy o mężczyznę, któremu w gniewie mogłaby wyrządzić krzywdę.
Pewnej mrocznej nocy po wyjściu z domu usłyszałam za sobą strzygę. Był to ulubieniec Diany. Dał mi znak, że mnie potrzebuje, więc bez wahania ruszyłam za nim. Biegliśmy dość szybko, ale zajęło nam trochę czasu; poprowadził mnie na drugi koniec wyspy. Kiedy dotarłam, ujrzałam moją przyjaciółkę, pochylającą się nad kimś. Czerwone włosy po raz pierwszy były w lekkim nieładzie, co wcale nie minimalizowało jej urody. Spojrzała na mnie.
- Amando, pomóż mu – powiedziała cicho. - Nie chcę, żeby umarł. Nie on.
Podeszłam bliżej i gdy ujrzałam, kto był ukochanym pierwszej strzygi, zatrzymałam się gwałtownie.
- Coś ty zrobiła, Diano...?
- Pora iść się szykować.
- Ale w takim momencie? - zaprotestowała Karolina.
- Nie chcemy się spóźnić, prawda?
Dziewczyna westchnęła, ale posłusznie poszła do siebie, ja tymczasem również zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Pół godziny później Karolka wróciła już ubrana.
- Mama jeszcze się szykuje, musimy na nią poczekać. W kim zakochała się Diana?
Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam.
- W pewnym przystojnym mężczyźnie z miasteczka.
- Zakochałam się? Ja się nie zakochuję. - Diana wzruszyła ramionami. - Dla mnie zawsze kończy się to tragicznie. Dla nich zresztą też. - Usiadła na jednej ze skał w jaskini, oparła się i popatrzyła przed siebie ponuro.
- Nie dramatyzuj. - Siadłam obok niej. - Nie musisz być zawsze sama. Jak to się stało?
- Uratował mi życie. - Spojrzała na mnie.
- Jak to? Twoje życie było zagrożone? - Popatrzyłam z niedowierzaniem. Powoli skinęła głową.
- Umowa, która trwa już tak długo, polega na tym, że oni nie mogą atakować nas poza granicami miasteczka, a my ich w miasteczku, z wyjątkiem wyznaczonych dni. Ale niektórym najwyraźniej to nie pasowało. Ustawili pułapki niedaleko granicy. - Zacisnęła dłonie. - Dowiem się, kto to i ich dorwę. Będę z nich piła, a oni będą umierać w świadomości, że po śmierci będą mi służyć.
- Jakie pułapki? Nic o tym nie wiem... - Pokręciłam głową.
- Siatka zmoczona wodą święconą. Wpadłam w jedną kilka tygodni temu.
- Och. - Przyjrzałam jej się uważniej. - Nie masz śladów...
- Kolejny atut strzygi. Pokażę ci. - Wyciągnęła mój krzyżyk i dotknęła. Cofnęła dłoń, na której pojawiła się blizna. Chwilę później zagoiła się całkowicie.
- Nie mówiłaś, że tak potrafisz! To pewnie dzięki krwi. Ale kto mógł ci zrobić coś takiego?! Przecież zawarliście układ. Joshua musi się o tym dowiedzieć.
Diana wzruszyła ramionami.
- I tak nic nie zrobi, miałby ukarać człowieka za próbę zabicia strzygi?
- Owszem, układ to układ. Dobrze, że nie zerwałaś paktu. Znajdziemy winnych. Mówiłaś, że wpadłaś w pułapkę i co było dalej...?
- Do zmierzchu została może godzina, a mnie strasznie paliła skóra. - Skrzywiła się. - Wisiałam wysoko nad ziemią, więc strzygi nie mogły mnie uwolnić. Oczywiście krzyczałam z wściekłości. I wtedy zobaczyłam mężczyznę z kuszą. Wskoczył na drzewo, które otoczyły strzygi. One nie umieją chodzić po drzewach, więc zostały na dole. Mężczyzna skierował kuszę w moją stronę i zapytał, czy potrafię się wspinać.
- Wspinać? I co odpowiedziałaś?
- Niewiele byłam w stanie powiedzieć, kiedy otaczała mnie parząca sieć. - Znowu się skrzywiła. - Ale on się uparł. Powiedział, że gdy wstanie słońce, spłonę, lecz jeśli dam słowo, że go nie zabiję, to mnie uwolni. Byłam wściekła na wszystkich ludzi i nie miałam ochoty niczego obiecywać, ale po kilku minutach bólu i w obliczu zbliżającego się wschodu, dałam to słowo.
- I co, uwolnił cię?
Skinęła głową.
- Tak, wystrzelił z kuszy i przeciął linę. Za pierwszym strzałem. Spadłam boleśnie w dół i udało mi się wyplątać. Kiedy w końcu rany mi się zagoiły, spojrzałam na niego. Siedział na drzewie i przyglądał mi się z zainteresowaniem. Chwilę później znalazłam się obok niego na gałęzi. - Uśmiechnęła się lekko. - Miał niezłą minę, ale nie okazał strachu. Przypomniał tylko, że dałam słowo. Zaczęliśmy rozmawiać... Okazało się, że usłyszał mój krzyk i pospieszył na ratunek.
- I zaczęliście się spotykać, tak? - Spojrzałam na nią. Milczała przez chwilę.
- Sama nie wiem, jak do tego doszło. Za drugim razem dostrzegł mnie zza płotu i po prostu wyszedł, jakby słowo, które mu dałam, obowiązywało na zawsze. - Pokręciła głową. - Mogłam go zabić, ale tego nie zrobiłam. Nie wiem czemu. Może dlatego, że kilkoma słowami potrafił wprawić mnie w dobry humor. Powinien być wampirem, wtedy wszystko byłoby proste.
- Długo już się spotykacie? - Spojrzałam na nią.
- Skąd. Ze trzy miesiące dopiero. Ale na ludzki czas to chyba dość długo...
- Myślisz, że coś do ciebie czuje? - zapytałam. Diana wzruszyła ramionami.
- Nie pytałam go przecież. Wiem tylko, że bez wahania wychodzi ze mną poza granice miasteczka.
- Nie widziałaś tego w jego oczach?
- Widziałam, że bardzo lubi ze mną przebywać, rozmawiać i nie ma znaczenia, że jestem krwiożerczą strzygą. Nie boi się mnie. Ufa mi. Ale to mimo wszystko człowiek. Powinnam go ugryźć, kiedy miałam okazję i byłby spokój.
Pokręciłam głową.
- Masz prawo być szczęśliwa, Diano. Widzisz, ja jestem, mimo że Robin jest człowiekiem.
- Nie chcę kogoś pokochać i stracić po pięćdziesięciu latach – wybuchnęła strzyga. - Jeśli mam z kimś być, to chcę go na zawsze!
- A kim on jest? Ile ma lat?
- Jest młody – odparła krótko.
- Jak ma na imię?
- Dałam mu słowo, że nikomu nie powiem. - Pokręciła głową.
- Obiecałaś, że mnie nie powiesz – poprawiłam ją – bo z nikim innym nie rozmawiasz. Jak mam ci pomóc, jeśli mi się nie zwierzysz?
- A jak możesz mi pomóc? Zmienisz go w wampira? - Spojrzała na mnie. Zamrugałam zaskoczona.
- Ja... nigdy tego nie robiłam i nie powinnam...
- Więc mi nie pomożesz. - Odwróciła się i zniknęła w głębi jaskini. Miałam zamiar iść za nią, ale się rozmyśliłam.
Właściwie mogłabym to zrobić. Najpierw jednak musiałabym mieć jego zgodę i pewność, że to prawdziwa miłość.
Powiedziałam Joshowi o pułapkach zastawianych w lesie, ale uznał, że nie przekracza to granic paktu, który został spisany już na samym początku w dwóch egzemplarzach. Jeden z nich otrzymała Diana, drugi miasteczko. Joshua przejrzał jeszcze raz pakt i wyczytał, że ludzie mogą wychodzić poza granice na własną odpowiedzialność, wtedy strzygi mają prawo je zabić. Ludziom nie wolno zabijać strzyg poza granicami oraz w miasteczku w dni wyznaczone dla nich, chyba, że w samoobronie, do której również wypisano mnóstwo punktów, co się za nią uznaje, a czego nie. Jednakże Joshua nie znalazł ani słowa o tym, że nie można zakładać pułapek na strzygi, tym bardziej, że właściwie ich nie zabijały, aczkolwiek miały skutki śmiertelne, gdyby nie udało się wydostać z nich do świtu.
- Na jakiej podstawie mam kogokolwiek ukarać? - spytał mnie.
- A gdybym to ja wpadła w taką pułapkę i nie wyszła do wschodu?
- Tobie woda święcona nie zrobiłaby krzywdy, więc szybko byś się uwolniła. - Westchnął i pokręcił głową. - No dobrze, postaram się dowiedzieć, kto wymyśla takie rzeczy i zabronię.
- Dziękuję. - Posłałam mu uśmiech pełen wdzięczności i wyszłam.
Byłam bardzo ciekawa, kim jest tajemniczy przyjaciel Diany, ale nie chciała mi niczego zdradzić. Gdybym się uparła, mogłam przeszukać wyspę, kiedy nie było jej w jaskini, ale uznałam, że powinnam uszanować jej prywatność.
Kilka dni później, w czasie jednej z mrocznych nocy, jak nazywali mieszkańcy miasteczka wieczory, w które strzygi atakowały ludzi, szłam brzegiem oceanu. Miasteczko w takie noce było puste, jakby wymarłe. Dlatego wędrowałam wówczas poza granice.
Ocean był dzisiejszej nocy bardzo wzburzony. Popatrzyłam w dal w zamyśleniu. Tęskniłam za mężem i czułam ulgę, że to już ostatnia jego wyprawa. Po niej już zawsze będzie przy mnie.
Wtem wśród rosnącej przy brzegu roślinności dostrzegłam ruch, a wiatr przyniósł w moją stronę zapach człowieka. Ruszyłam w tamtym kierunku i zatrzymałam się na widok nieprzytomnego, może piętnastoletniego chłopca, leżącego na ziemi na brzuchu. Słyszałam, że oddycha. Uklękłam obok niego i ostrożnie przewróciłam go na bok. Oprócz mnóstwa siniaków nie wyglądał na ciężko rannego. Nieopodal, zaplątane w trawę, dryfowało kilka połączonych ze sobą desek, tworząc prowizoryczną tratwę.
Chłopiec jęknął i zaczął się krztusić, wypluwając wodę. Obserwowałam, jak powoli unosi głowę i zerka na mnie. Przyglądał mi się przez długą chwilę, w końcu jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Ha, miałem rację, że istnieją ciemnowłose anioły! - powiedział z entuzjazmem. Uniosłam brwi i zrozumiawszy, że mówił poważnie, parsknęłam śmiechem.
- Możliwe, nie mam pojęcia. Ale nie sądzę, żeby je wybierali po kolorze włosów.
- To... nie jesteś aniołem? - speszył się chłopiec. - Szkoda...
Ponownie się roześmiałam.
- Do anioła mi daleko. Wciąż żyjesz. Rozbiłeś się, prawda? - Rozejrzałam się w poszukiwaniu innych części statku, ale niczego nie dostrzegłam.
- Tak... to gdzie ja jestem?
- Na wyspie – odparłam krótko. - Pełnej strzyg, więc lepiej, że to ja cię znalazłam. Możesz wstać?
Chłopiec skinął głową i z trudem podniósł się na nogi. Podparłam go ramieniem, oparł się o mnie lekko, starając się stać o własnych siłach. Spojrzałam na niego. Miał krótko ścięte, proste, gęste, rude włosy. W świetle księżyca miały odcień złota. Rysy twarzy miał łagodne, na nosie kilka drobnych piegów, oczy ciemnoszare, w granatowym odcieniu. Postawę miał szczupłą, ale pod podartym ubraniem można było dostrzec, że musiał być dość silny.
- Jestem Amanda – przedstawiłam się.
- Maurycy – rzucił chłopiec, idąc powoli. Lekko kulał na jedną nogę i miał liczne zadrapania, ale nie czułam od niego upływu krwi. - Po świętym Maurycym – dodał – ale nie pytaj, którym, nigdy się w tym nie połapałem.
- Pochodzisz z Anglii?
- Tak, a ty? - Zerknął na mnie. - Czekaj, sam zgadnę. Francja?
Otworzyłam szerzej oczy.
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Zgadłem. - Wzruszył ramionami, ale syknął, najwyraźniej z bólu. - Daleko jeszcze do jakiegoś medyka?
- Kawałek, ale damy radę. - Właściwie to mogłam go ponieść, ale miałam wrażenie, że mocno ucierpiałaby przy tym jego duma, więc dopóki mógł iść, szliśmy.
- Wspominałaś coś o strzygach...?
- Tak, ale nie przejmuj się, ze mną jesteś bezpieczny.
Maurycy prychnął głośno.
- To ja tu jestem mężczyzną.
- Rannym – zauważyłam.
- Więc strzygi najpierw rzucą się na mnie, a ty będziesz mogła uciec.
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.
- To miłe z twojej strony, ale mnie strzygi nie atakują. Widzisz te budynki? - Wskazałam przed siebie. - Tam będziemy mogli ci pomóc.
- Jakie budynki? Ciemno jest – mruknął chłopak, ale dzielnie szedł do przodu. Wtem przed nami pojawiła się jedna ze strzyg. Nie atakowała, lecz stała i się przyglądała. Zerknęłam na nią przelotnie. Odkąd zaprzyjaźniłam się z Dianą, żadna z jej strzyg nie ośmieliła się zaatakować człowieka, który był ze mną.
- To te strzygi? Jakieś spokojne – stwierdził Maurycy. - Czemu nie atakują? Nie czuję od ciebie czosnku.
- Nie lubię czosnku. - Skrzywiłam się na samo wspomnienie.
Kiedy doszliśmy do miasteczka, chłopiec rozejrzał się zdziwiony.
- Wygląda na wymarłe miasto. Mieszkają tu tylko strzygi?
- Dziś jest mroczna noc – wyjaśniłam. - Strzygi polują wszędzie, więc nikt nie opuszcza domów. Ale zobaczysz jutro w nocy, jak tutaj ładnie. - Uśmiechnęłam się.
- Ty wyszłaś.
- Jakbym nie wyszła, byłoby po tobie – ucięłam dyskusję. Wolałam nie mówić mu na razie, że jestem wampirzycą, by go nie przestraszyć.
Zaprowadziłam Maurycego do gospody. Kiedy usiadł w fotelu, dostrzegłam, że jest blady. Z pewnością był też wyziębiony. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś koca.
Samantha usłyszała hałas i dołączyła do nas. Na widok przemarzniętego chłopca górę wziął instynkt macierzyński i szybko się nim zajęła: przyniosła suche ubrania, posadziła przy kominku, w którym rozpaliła niewielki płomień i nakarmiła, po czym opatrzyła część ran.
Mimo że mojej przyjaciółki także nie ominął czas, wyglądała na mniej lat, niż w rzeczywistości. Najpierw troskliwa siostra, teraz opiekuńcza matka, a w przyszłości zapewne kochająca babcia. Rodzina była tym, co dawało jej szczęście.
Maurycy, najedzony, wysuszony i opatrzony, opowiedział nam, jak tutaj trafił. Okazało się, że był synem pastora, który nalegał, by poszedł w jego ślady. Ponieważ szesnastoletni chłopiec zupełnie nie czuł powołania, uciekł z domu i załapał się na statek, który rozbił się w czasie burzy, wpadając na skały. Maurycy nie miał pojęcia, czy przeżył ktoś jeszcze; sam nie wiedział, jak udało mu się dostać na brzeg wyspy.
- A wy kim jesteście i co to za wyspa? - spytał na koniec.
- Ja jestem siostrą kapitana piratów – wyjaśniła z dumą Samantha. - A mój syn ma zostać nowym kapitanem.
- Brzmi nieźle. Więc to piracka wyspa?
- Tak – przyznałam i stwierdziłam, że pora powiedzieć prawdę. - A ja jestem wampirzycą.
Maurycy uniósł brwi i parsknął śmiechem.
- To taki żart?
- Nie. - Wstałam i spojrzałam w okno. - Już świta. Idę do siebie. Zobaczymy się o zmroku. - Pomknęłam w wampirzym tempie, zatrzymując się jeszcze przed wyjściem, by zobaczyć zdumioną minę chłopca.
Maurycy szybko przystosował się do nowych warunków. Nie miał zamiaru wracać do domu, więc stwierdził, że zostanie tutaj. Samantha szybko go polubiła, dogadał się też z Adrienem. Przestrzegał zasad i mrocznych nocy, a gdy tylko nabrał sił, pomagał Joshowi przy pracy. Co do mnie, od naszego następnego spotkania dopytywał mnie o wampiryzm i moje życie. Nie miałam zamiaru opowiadać wszystkiego szesnastolatkowi, ale cierpliwie odpowiadałam na pytania. Mówił do mnie aniele, a kiedy spytałam go, skąd taki pomysł, stwierdził:
- Wampir, który pije tylko krew zwierząt i pomaga ludziom, musi być aniołem. Inaczej byś nie wytrzymała.
Parsknęłam śmiechem i spróbowałam mu wyjaśnić, że chodzi tu o siłę woli, a nie o jakieś anielskie cechy, ale mimo to nadal mnie tak nazywał.
Minęły dwa miesiące, Upiorna Samantha wciąż nie wracała, a Diana nadal nie chciała mi zdradzić, kim jest tajemniczy mężczyzna. Czasami nie znajdywałam jej w jaskini, dlatego byłam pewna, że spędza z nim czas. Nie wiedziałam, o kogo bardziej się martwić: o strzygę, że może zostać ze złamanym sercem czy o mężczyznę, któremu w gniewie mogłaby wyrządzić krzywdę.
Pewnej mrocznej nocy po wyjściu z domu usłyszałam za sobą strzygę. Był to ulubieniec Diany. Dał mi znak, że mnie potrzebuje, więc bez wahania ruszyłam za nim. Biegliśmy dość szybko, ale zajęło nam trochę czasu; poprowadził mnie na drugi koniec wyspy. Kiedy dotarłam, ujrzałam moją przyjaciółkę, pochylającą się nad kimś. Czerwone włosy po raz pierwszy były w lekkim nieładzie, co wcale nie minimalizowało jej urody. Spojrzała na mnie.
- Amando, pomóż mu – powiedziała cicho. - Nie chcę, żeby umarł. Nie on.
Podeszłam bliżej i gdy ujrzałam, kto był ukochanym pierwszej strzygi, zatrzymałam się gwałtownie.
- Coś ty zrobiła, Diano...?
No nie! W takim momencie! Mimo wszystko obstawiam młodego Kinnera ;)
OdpowiedzUsuńWszystko się okaże w następnym rozdziale;p
UsuńMusiałaś skończyć w takim momencie? ;p
OdpowiedzUsuńNo, ale przynajmniej już wiadomo, że tym tajemniczym ukochanym nie jest Maurycy. :)
A skoro Upiorna Samantha nie wróciła jeszcze, to wychodzi, że nie jest nim także Patrick, no to może jego brat :).
Tak kombinujesz?:p
UsuńHahaha tak, bo mi teraz nie daje spokoju ta sprawa ;p
UsuńZobaczymy, czy miałaś rację;p
UsuńCoś mi podpowiada, że nie, ale fajnie by było chociaż raz mieć racje :d.
UsuńA co Ci tak podpowiada?:P
UsuńIntuicja.. z jeden strony mówi, że mam rację a z drugiej, że się mylę :D.
UsuńJakaś rozdwojona ta Twoja intuicja:P
UsuńJa ciągle obstawiam syna Samanthy (chociaż czasami mam wrażenie, że to zbyt oczywiste... no bo co to znaczy, że jest młody? W porównaniu z Dianą chyba wszyscy ludzie są młodzi ;) ). I brawo, Diana na razie się trzyma ;)
OdpowiedzUsuńJedyny minus to anioł - od czasu "Mrocznego widma" nie potrafię się nie śmiać przy podobnych tekstach ;)
Czemu minus? To miało być śmieszne przecież. I nie słyszałam o "Mrocznym widmie", to film czy książka?
UsuńMówiłam, że Diana ma charakterek:p
To pierwszy prequel Gwiezdnych Wojen :) Od tamtej pory porównania z aniołami są ryzykowne i zwykle kończą się źle, więc wystarczy, żebym zobaczyła to słowo i bez względu na intencje autora jestem rozbawiona ;)
UsuńI bardzo dobrze, że ma, niech go ma nadal.
Zobaczymy, co powiesz po następnym rozdziale, aż jestem ciekawa:p
UsuńNie bardzo rozumiem co masz na myśli...
UsuńO Dianie;)
UsuńO Dianie i jej charakterze czy o Dianie i jej facecie? Czyżbyś coś planowała? ;)
UsuńNic nie zdradzę:p Ale kazałaś jej nie psuć charakteru, więc... :)
UsuńNie kazałam, wyraziłam nadzieję, że tego nie zrobisz ;)
UsuńTo teraz będę się zastanawiać, czy syn Samanthy (nie pamietam imienia) nie jest jednak zbyt oczywistym wyborem, skoro robisz taką tajemnicę ;)
Starszy to Adrien, młodszy Patrick. Możesz się pozastanawiać;p
UsuńOd początku obstawiałam starszego. Ale ;p
UsuńAle kto wie, kogo poderwała sobie Diana:P
UsuńTy ;p
Usuń...Albo kto poderwał ją ;)
Albo:p No ja wiem i Diana wie;p i ten podrywacz-poderwany:P
UsuńTak mi jeszcze przyszło do głowy (czego człowiek nie robi, żeby nie zastanawiać się nad mało prawdopodobnymi rozwiązaniami ;) ): "minimalizowało" strasznie kojarzy mi się z matematyką, może jakiś synonim?
UsuńA co proponujesz? Jak chcesz to mogę zmienić;)
UsuńTo Twój tekst ;) Ja bym napisała na przykład stare, dobre "zmniejszało", albo coś w tym stylu - "minimalizowało" dla mnie brzmi tak, że nie wyglądała najgorzej jak by mogła, a przecież wyglądała całkiem dobrze, a nie minimalnie ponad minimum ;)
Usuń...to co właśnie u mnie obserwujesz, to chyba przedawkowanie matematyki ;p
Studiujesz matematykę czy co?:p
UsuńHehe, nie, ale miałam jej w ostatnim semestrze nadmiar ;)
UsuńTo co studiujesz? Zarządzanie? Ekonomię?:p
UsuńTak kombinujesz? ;)
UsuńJa miałam matematykę na zarządzaniu:p
UsuńJa na ekonomii... no dobra, właściwie na ekonometrii. I nie to, że nie lubię, bo lubię, ale co za dużo, to niezdrowo ;)
UsuńMiałam taki przedmiot ekonometria, wiedziałam jak się oblicza, ale zupełnie go nie rozumiałam:p
UsuńJa trafiłam chyba na swoją niszę ;p
UsuńA ja wolałam mój pierwszy kierunek, tam przynajmniej rozumiałam, czego się uczę:p
UsuńJaki to? ;p
UsuńINoR - Instytut Nauk o Rodzinie:D
UsuńAle kierunek?
UsuńBrzmi jak jakaś socjologia ;)
Tak, to kierunek, na wydziale teologii na KULu, są takie przedmioty jak: teologia rodziny, socjologia rodziny, psychologia małżeństwa i rodziny, psychologia rozwojowa, pedagogika rozwojowa, praca socjalna, prawo rodzinne i wiele innych. Ogólnie bardzo przyjemny kierunek, ale ciężko po nim o pracę:p
UsuńWierzę na słowo, bo nie wytrwałabym chyba ;p
UsuńChociaż z pracą chyba nigdy się nie przewidzi odpowiednio wcześnie...
Trudno przewidzieć, ale na szczęście wpadłam na pomysł drugiego kierunku i tylko dzięki temu mam pracę;p
UsuńWracając do rozdziału - coś Robina nie widać ostatnio, oby mu się krzywda nie stała w międzyczasie ;)
UsuńMyślisz, że już nie wróci?:p
UsuńMyślę, że może nie wrócić w takiej formie jak kiedyś ;) Wiesz, starzeje się, może jeszcze ma jakąś szansa sprowokować żonę, żeby go pokąsała ;)
UsuńW tym wieku? Wieczny pięćdziesięciolatek?:P
UsuńLepsze to niż na przykład wieczny dwunastolatek ;) Nie wszyscy muszą być piękni i młodzi.
Usuń(Jak dla mnie to za łatwo się pogodził z odmową, więc podejrzewam, że temat może wrócić póki jeszcze czas)
Póki czas?:p Ja bym nie chciała być wieczną pięćdziesięciolatką. W ogóle przemijanie trochę mnie przeraża:p
UsuńSkojarzyło mi się ze sceną otwierającą Daybreakers po prostu ;)
UsuńPóki żyje ;) Mnie się wydaje, że jeśli przeraża go śmierć albo chce jeszcze coś w życiu zrobić, to zmarszczki schodzą na dalszy plan. No chyba, że Robin chciał być wampirem po prostu, żeby być dłużej młodym, a nie dłużej żyć ;)
Jaką sceną?
UsuńMyślisz, że jeszcze przekona Amandę do przemiany?:p
Z kobietą/nastolatką(? nie pamiętam dokładnie), która stała się wampirem w dzieciństwie i popełnia samobójstwo, bo ma dość uwięzienia w ciele niepasującym do wieku.
UsuńPowiem tak: podejrzewam, że może spróbować, po prostu dlatego, że gdybym ja była autorką, poszłabym w tym kierunku, ale co wymyśli właściwa autorka nie wiem ;p
To wiem tylko ja:p
UsuńNie oglądałam, ale będzie u mnie kiedyś podobny wątek:p W innej części;p
To niestety było najlepsze z całego filmu. I bylo na samym początku ;/
UsuńBosko, szkoda tylko że zakończyłaś w takim momencie :) Jak dla mnie ten tajemniczy ukochany to starszy syn siostry Robina. Ciekawe, co też zrobi Amanda? Zmieni chłopaka? Hmmm...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To się okaże;p
UsuńDziękuję za dedykację ;** Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam ;D A teraz proszę, odpowiedz mi, czy Ty zawsze musisz tak kończyć?? Znowu nie będę mogła zasnąć, bo będę się zastanawiać któż to i co też się dalej wydarzy... ;D Choć mam pewne typy, zobaczymy czy trafię ;)
OdpowiedzUsuńMaurycy wydaje się być pozytywną postacią, choć jest także buntownikiem (i to lubię! ;D). W końcu uciekł z rodzinnego domu ;)A z tym, że nazywa Amandę aniołem, to już mnie w ogóle rozbawił ;D Do anioła to jej troszkę brakuję, ale tylko troszkę, choć to zawsze miły komplement dla kobiety ;)
Jestem ciekawa jak zareaguje Shehereze na nowego mieszkańca wyspy? I oczywiście to, jak on się pogodzi z tym, że to już była jego ostatnia piracka wyprawa? Ciekawe co też on będzie robił z wolnym czasem?? ;D Oby spędzał go z naszą główną bohaterką.
Pozdrawiam ;)
Amanda kupi mu szydełko i będzie robił sweterki dla ciotecznych wnuków:D
UsuńMaurycy dopiero się pojawił, może jeszcze zmienisz zdanie co do niego;> A może nie;)
Pozdrawiam:)
Sweterki?? ;D Haha, to by chyba ugodziło w jego męską, piracką dumę ;p
UsuńMówisz, że zmienię? Coś Ty znowu wymyśliłaś? ;)
W jednej komedii Dracula pokutował za swoje grzechy i robił sweterki na drutach:D
UsuńZobaczysz;p
Myślałam, że w tym rozdziale dowiemy się kto jest ukochanym Diany, ale musimy czekać do następnego rozdziału. Mam kilka pomysłów ki on jest, ale jeszcze się zastanowię. ;p Maurycy wydaje się w porządku. Na pewno zaprzyjaźni się z Amandą, a Robin będzie w stosunku do niego podejrzliwy, Mam nadzieję, że S. pojawi się w następnym rozdziale, bo tęsknie za nim. ;p
OdpowiedzUsuńZdradź te swoje pomysły:P
UsuńZaprzyjaźni mówisz?;)
Na początku myślałam, że nawet zakocha, ale teraz sama już nie wiem. ;p Moim pierwszym typem był Patrick, ale jak zauważyły Czytelniczki, nie ma go. Może to Adrien? Diana powiedziała, że jest młody i lubi z nią rozmawiać, ale to niestety w niczym nie przybliża nas do tego kim jest jej tajemniczy ukochany.
OdpowiedzUsuńWielu mężczyzn jest młodych, co do rozmowy ze strzygami, to pewnie niewielu by się przyznało:P
UsuńDla niej wszyscy są młodzi. ;p Wielu bałoby się rozmawiać ze strzygami, ale przecież Adrien zna bardzo dobrze Amandę, a ta na pewno wiele razy opowiadała o Dianie, może dlatego jej zaufał? Jeżeli to on.
UsuńCiekawie kombinujesz;)
UsuńSerdecznie zapraszamy do nas na nn ;D
OdpowiedzUsuńJak można kończyć w tak ciekawym momencie ....Ty tak potrafisz zakończyć :) Jestem ciekawa czy Amanda go zmieni, choć wolałabym żeby nie musiała i poczekała na osobę która będzie jej pisana. A z drugiej strony jestem ciekawa kim jest ten w którym Diana się zakochała?
OdpowiedzUsuńMyślisz, że Amanda trafi na taką osobę?:p
UsuńWiesz jakoś nie widzę Amandy w roli opiekuna. Jako partnerki tak ale nie opiekunki
UsuńOt, nowy bohater i pytanie - to ten czy nie ten? ;P
OdpowiedzUsuńA ostatni akapit... Rety, jak facet musiał wyglądać, by Amanda tak zareagowała? I któż to jest, oto zagadka... Oby nowy rozdział pojawił się szybciej niż później xD
To się okaże;>
UsuńMyślisz, że Diana go zmasakrowała?:P
Nie no, Diana go chyba nie zaatakowała, co? Aż tak by się nie kontrolowała...? Jednakże, myślę, że musiał wyglądać dość źle, chyba że to tylko reakcja Amandy była na sam fakt, kto to.
UsuńJuż wkrótce wszystkiego się dowiesz;p A cytatu nadal nie mam:( Pustka:(
UsuńTaka jestem skomplikowana? Wstaw cokolwiek, będziesz miała szanse w losowaniu ;) Konkurs trwa do jutra, faworyta już mam, ale może mnie zaskoczysz.
UsuńSwoimi słowami mogłabym Cię opisać, ale cytatem niełatwo. Jeszcze poszukam;)
UsuńTo powiesz, że to twój autorski ;P Aż jestem ciekawa.
UsuńA tak można? Miały być cytaty:p
UsuńAch, no chyba w sumie powinnam się trzymać własnych zasad.... Ale to możesz tak poza konkursem, jestem ciekawa. A cytat wkleisz z Kubusia Puchatka i też będzie dobrze ;P
UsuńWkleiłam cytat:):) Nie z Kubusia:p
UsuńMiło czasem oderwać się od wszystkiego przy dobrej lekturze i tak jest z Twoim opowiadaniem :) Kto by na początku tej części pomyślał, że tak to się potoczy. Amanda zamiast w Anglii żyje sobie na wyspie z mężem piratem:p cieszę się, że także Diana sobie kogoś znalazła choć jak widać nie na długo, podejrzewam jednak, że nasza droga wampirzyca zgodzi się przemienić tajemniczego jegomościa:) zastanawia mnie też nowy bohater, wydaje mi się, że on także stanie się kimś ważnym dla Amandy:) Pozdrawiam cieplutko i czekam na dalszy ciąg
OdpowiedzUsuńMoże i stanie się kimś ważnym, to się okaże:P
UsuńWitaj;)
OdpowiedzUsuńNo i w końcu dorwałam się do rozdziału. Jak zwykle straszny z Ciebie troll, wiesz? Uwielbiasz kończyć w najbardziej intrygujących momentach;P No, ale dzięki temu jestem tylko bardziej zaciekawiona.
Cała historia spotkania Diany i tego mężczyzny bardzo romantycznie Ci wyszła. Ta księżniczka w opałach i książę a białym koniu... Co prawda księżniczka jest strzygą, a książę siedzi na drzewie, le co tam;) i tak mnie to zauroczyło i bardzo jestem ciekawa, kto to. Szczególnie, że końcowa reakcja Amandy była zastanawiająca. No i jeszcze ten Maurycy... Dziwny chłopak, bo tak naprawdę nic o nim nie wiadomo. Cóż, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział, to pewnie sie czegoś dowiem;P Pozdrawiam serdecznie [taniec-ze-smiercia]
Książę siedzi na drzewie, dobre:p ale on nawet z drzewa potrafi uratować swoją księżniczkę:P
Usuń