Umilkłam na chwilę, przypominając sobie tamte wydarzenia. Kolejne bolesne wspomnienia. Kto by pomyślał, że porwą mnie piraci, zakocham się w kapitanie i będę ich bronić przed żołnierzami? A jednak tak właśnie było.
- Billy zginął? - spytała cicho moja słuchaczka. Westchnęłam.
- Wiesz, gdyby była noc, albo gdyby jeszcze żył, kiedy zapadła, nie wahałabym się. Zmieniłabym go w wampira, o ile oczywiście by się zgodził. Był moim przyjacielem, a nawet kimś więcej. To Shehereze'a kochałam, ale śmierć Billa była naprawdę bolesna.
- A więc jednak umarł... - szepnęła Karolina.
- Tak...
Z przerażeniem patrzyłam, jak Billy pada na ziemię z roztrzaskaną głową. Moje oczy wypełniła krew. Osunęłam się na podłogę tuż przy ścianie i płakałam bezgłośnie, zaciskając zęby.
Wiedziałam, że Billy zginął przeze mnie. Gdybym w swojej naiwności i poczuciu wartości dla każdego ludzkiego życia nie broniła Maca, nic by się nie wydarzyło. Wystarczyło, żebym pozwoliła Robinowi zrobić, co chciał. Jakie to ma znaczenie, że zabijał ludzi? Może czasem miał rację? Gdyby był wampirem, nie wahałabym się w tej kwestii, lecz ja nie chciałam, żeby ludzie zabijali się wzajemnie. A teraz kolejna osoba zginęła przeze mnie. Tak, jak Edmund, bo ożenił się z wampirzycą i inni łowcy uznali go za wroga. Podobnie, jak Erik, który zasłonił mnie przed śmiercią. Inyan, który spłonął, bo lubiłam ratować ludzi przed wampirami Cruela. A teraz Billy. „Nawet, kiedy nie piję ludzkiej krwi, przynoszę śmierć...”, pomyślałam ponuro.
Siedziałam nieruchomo, nasłuchując. Dowódca został opatrzony. Zadana mu rana była na tyle poważna, że jego zastępca przejął dowodzenie. Samantha wmieszała się w tłum innych kobiet i na razie nie groziło jej bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Czekałam na noc. Piraci zostali skuci na placu, kobiety trzymały się razem, a żołnierze przeszukiwali domy i wynosili drogocenne przedmioty.
- Rekwirujemy wszystko, co zostało skradzione na morzu – oznajmił zastępca dowódcy, nazywano go pułkownikiem. Dowódca był generałem.
Po zebraniu łupów żołnierze poczęstowali się posiłkiem. Kiedy już się najedli, zaczęli zaczepiać kobiety. Mimo ich krzyków i protestów mężczyzn, wybierali je i ciągnęli ze sobą do pustych domów.
- Generał chciał cię dla siebie – zwrócił się pułkownik do Samanthy. - Pora spełnić jego wolę. - Chwycił ją za ramię. - A ta zostaje dla mnie. - Wskazał na Cindy.
Miałam tego dość. Z głuchym warknięciem pojawiłam się w drzwiach gospody. Do zmroku zostało zaledwie kilka minut.
- A może mnie wybierzesz, pułkowniku? - spytałam głośno, zakładając ręce na piersiach.
Nagle wszyscy na mnie spojrzeli. Zarówno żołnierze, jak i mieszkańcy miasteczka. Zdałam sobie sprawę, że muszę wyglądać okropnie. Z pewnością w niczym nie przypominałam już księżniczki. I dobrze. Czasy, gdy nią byłam, minęły dawno temu.
Ukradkiem zerknęłam na ciemnozieloną sukienkę. Były na niej ślady po strzałach i moja krew, już zaschnięta. Odruchowo przygładziłam włosy. Pewnie sterczały na wszystkie strony. Aczkolwiek nie sądziłam, żeby miało to większe znaczenie.
- Nie widziałem cię wcześniej. - Mężczyzna ruszył w moją stronę z wycelowaną we mnie bronią. Robił dosyć duże kroki jak na swoje krótkie nogi. Uśmiechnęłam się powoli. Choć nie wiem, czy można to nazwać uśmiechem. Raczej wabikiem. Chodź tutaj, a umrzesz.
- Zaatakowaliście niewłaściwą wyspę – powiedziałam cicho.
- Zaczekaj. - Z jednego z domów wyszedł generał. Szyję i ramię owinięte miał bandażem. Podszedł do mnie i zatrzymał tam, gdzie kończyło się słońce, jakieś dwa kroki ode mnie. Zerknęłam w górę. Ostatnie promienie kryły się za horyzontem. - Coś jest z tobą nie tak, dziewczyno. - Zmrużył oczy, przyglądając mi się.
Mogłam ich zabić, gdy tylko zapadnie zmrok. Ale wiedziałam, jakie będą konsekwencje. Nawet nie dla mnie. Zabiją piratów. A jeśli nie oni, zrobią to strzygi. Musiałam temu zapobiec.
Odwróciłam się i pobiegłam w głąb domu w ludzkim tempie. Słyszałam, że pułkownik biegnie za mną. Kiedy tylko zniknęłam im z oczu, wyskoczyłam przez okno i ruszyłam w wampirzym tempie. Rozpoczęła się noc, strzygi właśnie wychodziły ze swoich kryjówek.
Biegłam do jaskini. Kiedy tam dotarłam, zaczęłam wołać Dianę. Pojawiła się przede mną minutę później.
- Kiepsko wyglądasz. - Zerknęła na moją sukienkę. - To twoja krew?
- Tak. Diano, to ważne i pilne. - Złapałam ją za ręce. - Musisz powiedzieć strzygom, żeby zabijały tylko żołnierzy. Jest ich około stu pięćdziesięciu, może więcej. Niech nie ruszają mieszkańców. Będziecie mieli co jeść przez długi czas. Wiem, że możesz to zrobić. - Patrzyłam jej prosto w oczy. Milczała przez chwilę.
- Więc chcesz, żeby moje strzygi stanęły po waszej stronie? Amando, nie mieszam się do ludzkich walk.
- To także twoja walka! Jeśli żołnierze zwyciężą, zabiorą piratów, resztę zabiją, na wyspie nie zostanie nawet jeden człowiek! Proszę cię, Diano. - Ścisnęłam jej dłonie. - Łatwo ich odróżnią, po mundurach. To szansa, na którą czekałaś. Ludzie przestaną zabijać twoje strzygi. Będziecie mogli współistnieć. Proszę.
Diana uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Amando. Co zrobisz, jeśli odmówię?
- Będę ich bronić – szepnęłam. - Liczą na mnie. Na moją pomoc.
- A jeśli zginiesz? Chcesz się poświęcić? Dla ludzi?
- Dla przyjaciół – poprawiłam. - Nieważne, ludzie, wampiry, czy strzygi. To moi przyjaciele.
Diana zamknęła oczy, po chwili je otworzyła.
- Już. Wiedzą, kogo zabijać. Ale jeśli ktoś od was zabije jedną z moich strzyg, umowa zostanie zerwana.
Uściskałam ją spontanicznie, czując ogromną ulgę.
- Dziękuję. Biegnę im powiedzieć. - Odwróciłam się i popędziłam na plac.
Strzygi już pędziły w tamtą stronę. Z pewnością poczuły mnóstwo świeżej krwi. Wyprzedziłam je i zatrzymałam już na placu.
- Nie zabijajcie ich! - zawołałam głośno. - Zawarłam układ z Dianą. Nie wolno wam ich zabić, a nie stanie wam się krzywda!
- Co takiego? - Generał ruszył w moją stronę.
- Mówiłam do moich przyjaciół. - Spojrzałam na niego. Wiedziałam, co stanie się z nim i z jego żołnierzami. Ale nie miałam już żadnych oporów. To oni byli agresorami. A my się broniliśmy.
- Kim ty u licha jesteś?! - zawołał pułkownik, który wyszedł z gospody.
- Posłannikiem śmierci. - Uśmiechnęłam się złośliwie. W tej chwili nienawidziłam go tak bardzo, że najchętniej rozszarpałabym go na strzępy. Powstrzymywał mnie tylko chłodny krzyżyk na mojej szyi i przestroga Erika odnośnie zemsty, która nie wiadomo czemu właśnie wtedy pojawiła się w mojej głowie. - Za chwilę umrzecie. Ale nie wszyscy. Część z was jeszcze pożyje, czekając w kolejce na los gorszy od śmierci.
W tym momencie rozległy się pierwsze krzyki zaatakowanych żołnierzy.
- To strzygi! - Usłyszałam spanikowane głosy. Generał skierował broń w moją stronę, a ja prychnęłam.
- Poważnie? Myślisz, że możesz mnie zastrzelić? - Zrobiłam unik, omijając strzał i znalazłam się przy Robinie. Rozerwałam łańcuchy, którymi go skuto. Posłał mi uśmiech.
- Brawo, rybko. Jestem z ciebie dumny. Postąpiłaś jak prawdziwy pirat.
- Ocaliłaś nas po raz kolejny – dodał siedzący obok niego Gray.
- Nie wszystkich – odparłam, zastanawiając się, czy porównanie do prawdziwego pirata to oby na pewno komplement. Cóż, w ustach Shehereze'a z pewnością.
Jedna ze strzyg przemknęła koło nas i skoczyła na żołnierza. Robin chwycił za broń i ruszył na wrogów. Rozejrzałam się. Wokół trwała krwawa jatka. Przypominało to trochę bal wampirów, ale tym razem zamiast przerażenia i obrzydzenia czułam satysfakcję. Nie ginęli niewinni ludzie, tylko źli najeźdźcy. Mimo to w głębi duszy czułam pewien niepokój, który zepchnęłam gdzieś na dno świadomości. Później się nim zajmę.
Żołnierze próbowali się bronić. Było ich wielu, ale kobiety uwolniły mężczyzn, którzy dobijali martwych żołnierzy, obcinając im głowy. Po części było to rozsądne; sto pięćdziesiąt strzyg więcej na wyspie to nieszczególnie dobry pomysł. Nawet Diana by się ze mną zgodziła.
Wkrótce było po wszystkim. Sporo żołnierzy zostało jedynie ukąszonych, a kilkunastu nie miało ran od strzyg. Brano ich żywych; dobrze widziałam, w jakim celu.
Generał nie żył, a jego głowę któryś z piratów wetknął na pal. Niezbyt przyjemny widok; uznałam, że pomysłowy pirat ma dziwne poczucie humoru. Albo też poczucie zwycięstwa. Natomiast pułkownik nie był nawet ranny, lecz otoczony przez strzygi. Spojrzałam w dół i mój wzrok padł na ciało Billa. Podeszłam, kucnęłam i dotknęłam jego czoła. Poczułam ból gdzieś w środku. On nie powinien umrzeć. Był młody, pełen życia. Mógł tyle osiągnąć.
- Żegnaj, przyjacielu. - Otarłam krwawe łzy z policzków, wstałam i spojrzałam na pułkownika. Pojawił się we mnie gniew. Tylu ludzi zginęło. Przybyli na naszą wyspę i chcieli nas zabić. Gniew wzrastał z każdą chwilą, zmieniając się w nienawiść. Błyskawicznie znalazłam się przy pułkowniku. Spojrzał na mnie obojętnie.
- Ukąsisz mnie? Myślisz, że wygrasz? Temu trupowi z którym się żegnałaś raczej to nie pomoże. Żałuję tylko, że strzeliłem w głowę, zamiast przypiekać go na ogniu, byłoby ciekawiej.
Warknęłam i chwyciłam go za ramiona, ukazując kły i nie zwracając uwagi na lodowaty krzyżyk na mojej szyi. To był zły człowiek, czemu nie wolno mi było go zabić? Poprzednim razem stanęłam w obronie takich osób i co z tego wynikło? Spojrzałam na jego szyję i usłyszałam szum smakowitej krwi w żyłach pod skórą.
- Zaczekaj! - Ktoś chwycił mnie za ramię. Spojrzałam na Samanthę. Stała z nożem w dłoni. - Ja pomszczę Billa. Ty nie powinnaś. Nie warto rezygnować z tego, do czego już doszłaś przez takiego kogoś.
- Odsuńcie się, ja go zabiję – przerwał nam Shehereze. Stał z bronią wycelowaną w niego. - Ale nie od razu. Najpierw trochę pocierpi. Wspominał coś o przypiekaniu na ogniu, prawda?
- Chcesz go przypiekać... w ogniu? - Pokręciłam głową, spoglądając na Robina. No tak, przez chwilę zapomniałam, że był kapitanem piratów. Czasami bezwzględnym i okrutnym.
Nagle rozległ się głośny kobiecy śmiech. Spojrzeliśmy na jego właścicielkę. Stała tam, w pięknej purpurowej sukni – zdążyła się przebrać od naszego spotkania? - i śmiała się beztrosko.
- Mnie by pochlebiło, jakby tyle osób kłóciło się, kto ma mnie zabić. - Powoli ruszyła w naszą stronę. Czerwone włosy kołysały się lekko przy każdym jej kroku. Strzygi pochyliły lekko głowy, ludzie odsunęli się jej z drogi. - Rozwiążę wasz problem. Sama go ukąszę. Zawsze chciałam mieć zabawkę, ale za bardzo lubię moje strzygi, by się nad nimi znęcać. - Zatrzymała się przed pułkownikiem. - Jego jakoś nie lubię. - Przesunęła dłonią po jego szyi. Złapał ją za rękę, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić lub powiedzieć, ukąsiła go. Piła jego krew przez chwilę, a kiedy przerwała, cztery strzygi otoczyły go i powlokły w stronę, z której przyszły.
Diana oblizała starannie usta i spojrzała na otaczających ją ludzi, którzy przyglądali jej się nieufnie. Każdy z nich trzymał broń.
- Zajmijcie się zabitymi – odezwała się w końcu. - Nie chcę, żeby do mnie wrócili.
- A co z nocami? - Postanowiłam wykorzystać sytuację. - Skoro macie żołnierzy...
- Nie starczą nam na długo. - Ponownie powiodła wzrokiem po zebranych. - Jeśli jednak przyrzekniecie, że nie będziecie zabijać moich strzyg, dam wam trzy noce wolne. Bez napaści.
- Pięć nocy. - Robin wystąpił do przodu. - Powiedzmy, że we wtorki i piątki będziecie polować. Jeśli znajdziecie wtedy człowieka, będzie wasz. W pozostałe noce żadna strzyga nie wejdzie do wioski.
- Ale poza wioską polowania zostają – odparła Diana po namyśle.
- Wyznaczymy granicę, którą strzygi będą mogły przekraczać w te dwa dni – odezwała się Samantha.
- To świetny układ dla obu stron – stwierdziłam.
- To nie wszystko. - Czerwonowłosa strzyga powoli spojrzała na mnie, potem na ludzi. - W każdy piątek macie zostawiać zwierzęta dla moich strzyg. Jeśli o tym zapomnicie, koniec układów.
Shehereze chciał zaprotestować, ale go powstrzymałam.
- Ile zwierząt? Jeśli będzie zbyt wiele, mieszkańcom też się skończą zapasy.
Diana zastanawiała się przez chwilę, marszcząc lekko czoło.
- Wezmę to pod uwagę – obiecała, szybkim ruchem odsuwając włosy w tył. - O ilości poinformuję, kiedy wypijemy zdobytą przed chwilą krew.
Skinęłam głową i spojrzałam na Robina.
- Zgadzacie się?
- Niech będzie. Zobaczymy, jak długo dotrzymacie słowa – zwrócił się do Diany.
- Dłużej niż wy – prychnęła strzyga.
- To postanowione – powiedziałam z zadowoleniem. Diana skinęła głową i już po chwili jej nie było. Za nią podążyły strzygi z bezskutecznie wyrywającymi się jeńcami.
Następnej nocy odbył się pogrzeb. Była akurat niedziela, więc mieszkańcy nie musieli obawiać się strzyg. Ciała ukąszonych żołnierzy wrzuciliśmy do jednego dołu i spaliliśmy, zaś naszym poległym wykopaliśmy wspólny grób. Pochowaliśmy ich, stawiając krzyże z ich imionami. Długo wpatrywałam się w ten, który należał do Billa.
- To dla mnie nauczka, żebym nie broniła niewłaściwych ludzi – szepnęłam.
- Twoje dobre serce jest twoją zaletą – odparł Johny, który stał obok mnie z przytuloną do niego Cindy. - Nie rezygnuj z tego.
Dotknęłam krzyżyka na mojej szyi. Gdyby nie on, już dawno piłabym ludzką krew, bez względu na konsekwencje. Jego chłód powstrzymywał mnie przed błędami, a ciepło dodawało otuchy.
Spojrzałam na Josha, który stał trzymając narzeczoną za rękę. Samantha zauważyła moje spojrzenie i podeszli do mnie.
- To już koniec, jesteśmy bezpieczni - powiedziała. - Nawet jeśli przyślą kolejnych żołnierzy, mamy potężnych sojuszników.
- Mac nie ostrzegł ich przed strzygami – zauważyłam.
- Po co miałby to robić? - Shehereze stanął za mną i objął mnie lekko. - Zrobił tylko to, co musiał, by go ułaskawili.
Odwróciłam się i spojrzałam na Robina.
- Tak czy inaczej, zostanę do wesela Samanthy, potem wyjadę.
- Nigdzie nie wyjedziesz – odpowiedział spokojnie.
- Wiesz, że nie zmienię...
Przerwał mi, przykładając palec do moich ust.
- Wiem, rybko. I tak długo, ile będę żył, nie wypuszczę cię z tej wyspy.
Spojrzałam w jego oczy i zrobiło mi się cieplej na sercu. Już wiedziałam. Dokonał wyboru.
Przytuliłam się do niego, a on zamknął mnie w swoich silnych ramionach.
- Billy zginął? - spytała cicho moja słuchaczka. Westchnęłam.
- Wiesz, gdyby była noc, albo gdyby jeszcze żył, kiedy zapadła, nie wahałabym się. Zmieniłabym go w wampira, o ile oczywiście by się zgodził. Był moim przyjacielem, a nawet kimś więcej. To Shehereze'a kochałam, ale śmierć Billa była naprawdę bolesna.
- A więc jednak umarł... - szepnęła Karolina.
- Tak...
Z przerażeniem patrzyłam, jak Billy pada na ziemię z roztrzaskaną głową. Moje oczy wypełniła krew. Osunęłam się na podłogę tuż przy ścianie i płakałam bezgłośnie, zaciskając zęby.
Wiedziałam, że Billy zginął przeze mnie. Gdybym w swojej naiwności i poczuciu wartości dla każdego ludzkiego życia nie broniła Maca, nic by się nie wydarzyło. Wystarczyło, żebym pozwoliła Robinowi zrobić, co chciał. Jakie to ma znaczenie, że zabijał ludzi? Może czasem miał rację? Gdyby był wampirem, nie wahałabym się w tej kwestii, lecz ja nie chciałam, żeby ludzie zabijali się wzajemnie. A teraz kolejna osoba zginęła przeze mnie. Tak, jak Edmund, bo ożenił się z wampirzycą i inni łowcy uznali go za wroga. Podobnie, jak Erik, który zasłonił mnie przed śmiercią. Inyan, który spłonął, bo lubiłam ratować ludzi przed wampirami Cruela. A teraz Billy. „Nawet, kiedy nie piję ludzkiej krwi, przynoszę śmierć...”, pomyślałam ponuro.
Siedziałam nieruchomo, nasłuchując. Dowódca został opatrzony. Zadana mu rana była na tyle poważna, że jego zastępca przejął dowodzenie. Samantha wmieszała się w tłum innych kobiet i na razie nie groziło jej bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Czekałam na noc. Piraci zostali skuci na placu, kobiety trzymały się razem, a żołnierze przeszukiwali domy i wynosili drogocenne przedmioty.
- Rekwirujemy wszystko, co zostało skradzione na morzu – oznajmił zastępca dowódcy, nazywano go pułkownikiem. Dowódca był generałem.
Po zebraniu łupów żołnierze poczęstowali się posiłkiem. Kiedy już się najedli, zaczęli zaczepiać kobiety. Mimo ich krzyków i protestów mężczyzn, wybierali je i ciągnęli ze sobą do pustych domów.
- Generał chciał cię dla siebie – zwrócił się pułkownik do Samanthy. - Pora spełnić jego wolę. - Chwycił ją za ramię. - A ta zostaje dla mnie. - Wskazał na Cindy.
Miałam tego dość. Z głuchym warknięciem pojawiłam się w drzwiach gospody. Do zmroku zostało zaledwie kilka minut.
- A może mnie wybierzesz, pułkowniku? - spytałam głośno, zakładając ręce na piersiach.
Nagle wszyscy na mnie spojrzeli. Zarówno żołnierze, jak i mieszkańcy miasteczka. Zdałam sobie sprawę, że muszę wyglądać okropnie. Z pewnością w niczym nie przypominałam już księżniczki. I dobrze. Czasy, gdy nią byłam, minęły dawno temu.
Ukradkiem zerknęłam na ciemnozieloną sukienkę. Były na niej ślady po strzałach i moja krew, już zaschnięta. Odruchowo przygładziłam włosy. Pewnie sterczały na wszystkie strony. Aczkolwiek nie sądziłam, żeby miało to większe znaczenie.
- Nie widziałem cię wcześniej. - Mężczyzna ruszył w moją stronę z wycelowaną we mnie bronią. Robił dosyć duże kroki jak na swoje krótkie nogi. Uśmiechnęłam się powoli. Choć nie wiem, czy można to nazwać uśmiechem. Raczej wabikiem. Chodź tutaj, a umrzesz.
- Zaatakowaliście niewłaściwą wyspę – powiedziałam cicho.
- Zaczekaj. - Z jednego z domów wyszedł generał. Szyję i ramię owinięte miał bandażem. Podszedł do mnie i zatrzymał tam, gdzie kończyło się słońce, jakieś dwa kroki ode mnie. Zerknęłam w górę. Ostatnie promienie kryły się za horyzontem. - Coś jest z tobą nie tak, dziewczyno. - Zmrużył oczy, przyglądając mi się.
Mogłam ich zabić, gdy tylko zapadnie zmrok. Ale wiedziałam, jakie będą konsekwencje. Nawet nie dla mnie. Zabiją piratów. A jeśli nie oni, zrobią to strzygi. Musiałam temu zapobiec.
Odwróciłam się i pobiegłam w głąb domu w ludzkim tempie. Słyszałam, że pułkownik biegnie za mną. Kiedy tylko zniknęłam im z oczu, wyskoczyłam przez okno i ruszyłam w wampirzym tempie. Rozpoczęła się noc, strzygi właśnie wychodziły ze swoich kryjówek.
Biegłam do jaskini. Kiedy tam dotarłam, zaczęłam wołać Dianę. Pojawiła się przede mną minutę później.
- Kiepsko wyglądasz. - Zerknęła na moją sukienkę. - To twoja krew?
- Tak. Diano, to ważne i pilne. - Złapałam ją za ręce. - Musisz powiedzieć strzygom, żeby zabijały tylko żołnierzy. Jest ich około stu pięćdziesięciu, może więcej. Niech nie ruszają mieszkańców. Będziecie mieli co jeść przez długi czas. Wiem, że możesz to zrobić. - Patrzyłam jej prosto w oczy. Milczała przez chwilę.
- Więc chcesz, żeby moje strzygi stanęły po waszej stronie? Amando, nie mieszam się do ludzkich walk.
- To także twoja walka! Jeśli żołnierze zwyciężą, zabiorą piratów, resztę zabiją, na wyspie nie zostanie nawet jeden człowiek! Proszę cię, Diano. - Ścisnęłam jej dłonie. - Łatwo ich odróżnią, po mundurach. To szansa, na którą czekałaś. Ludzie przestaną zabijać twoje strzygi. Będziecie mogli współistnieć. Proszę.
Diana uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Amando. Co zrobisz, jeśli odmówię?
- Będę ich bronić – szepnęłam. - Liczą na mnie. Na moją pomoc.
- A jeśli zginiesz? Chcesz się poświęcić? Dla ludzi?
- Dla przyjaciół – poprawiłam. - Nieważne, ludzie, wampiry, czy strzygi. To moi przyjaciele.
Diana zamknęła oczy, po chwili je otworzyła.
- Już. Wiedzą, kogo zabijać. Ale jeśli ktoś od was zabije jedną z moich strzyg, umowa zostanie zerwana.
Uściskałam ją spontanicznie, czując ogromną ulgę.
- Dziękuję. Biegnę im powiedzieć. - Odwróciłam się i popędziłam na plac.
Strzygi już pędziły w tamtą stronę. Z pewnością poczuły mnóstwo świeżej krwi. Wyprzedziłam je i zatrzymałam już na placu.
- Nie zabijajcie ich! - zawołałam głośno. - Zawarłam układ z Dianą. Nie wolno wam ich zabić, a nie stanie wam się krzywda!
- Co takiego? - Generał ruszył w moją stronę.
- Mówiłam do moich przyjaciół. - Spojrzałam na niego. Wiedziałam, co stanie się z nim i z jego żołnierzami. Ale nie miałam już żadnych oporów. To oni byli agresorami. A my się broniliśmy.
- Kim ty u licha jesteś?! - zawołał pułkownik, który wyszedł z gospody.
- Posłannikiem śmierci. - Uśmiechnęłam się złośliwie. W tej chwili nienawidziłam go tak bardzo, że najchętniej rozszarpałabym go na strzępy. Powstrzymywał mnie tylko chłodny krzyżyk na mojej szyi i przestroga Erika odnośnie zemsty, która nie wiadomo czemu właśnie wtedy pojawiła się w mojej głowie. - Za chwilę umrzecie. Ale nie wszyscy. Część z was jeszcze pożyje, czekając w kolejce na los gorszy od śmierci.
W tym momencie rozległy się pierwsze krzyki zaatakowanych żołnierzy.
- To strzygi! - Usłyszałam spanikowane głosy. Generał skierował broń w moją stronę, a ja prychnęłam.
- Poważnie? Myślisz, że możesz mnie zastrzelić? - Zrobiłam unik, omijając strzał i znalazłam się przy Robinie. Rozerwałam łańcuchy, którymi go skuto. Posłał mi uśmiech.
- Brawo, rybko. Jestem z ciebie dumny. Postąpiłaś jak prawdziwy pirat.
- Ocaliłaś nas po raz kolejny – dodał siedzący obok niego Gray.
- Nie wszystkich – odparłam, zastanawiając się, czy porównanie do prawdziwego pirata to oby na pewno komplement. Cóż, w ustach Shehereze'a z pewnością.
Jedna ze strzyg przemknęła koło nas i skoczyła na żołnierza. Robin chwycił za broń i ruszył na wrogów. Rozejrzałam się. Wokół trwała krwawa jatka. Przypominało to trochę bal wampirów, ale tym razem zamiast przerażenia i obrzydzenia czułam satysfakcję. Nie ginęli niewinni ludzie, tylko źli najeźdźcy. Mimo to w głębi duszy czułam pewien niepokój, który zepchnęłam gdzieś na dno świadomości. Później się nim zajmę.
Żołnierze próbowali się bronić. Było ich wielu, ale kobiety uwolniły mężczyzn, którzy dobijali martwych żołnierzy, obcinając im głowy. Po części było to rozsądne; sto pięćdziesiąt strzyg więcej na wyspie to nieszczególnie dobry pomysł. Nawet Diana by się ze mną zgodziła.
Wkrótce było po wszystkim. Sporo żołnierzy zostało jedynie ukąszonych, a kilkunastu nie miało ran od strzyg. Brano ich żywych; dobrze widziałam, w jakim celu.
Generał nie żył, a jego głowę któryś z piratów wetknął na pal. Niezbyt przyjemny widok; uznałam, że pomysłowy pirat ma dziwne poczucie humoru. Albo też poczucie zwycięstwa. Natomiast pułkownik nie był nawet ranny, lecz otoczony przez strzygi. Spojrzałam w dół i mój wzrok padł na ciało Billa. Podeszłam, kucnęłam i dotknęłam jego czoła. Poczułam ból gdzieś w środku. On nie powinien umrzeć. Był młody, pełen życia. Mógł tyle osiągnąć.
- Żegnaj, przyjacielu. - Otarłam krwawe łzy z policzków, wstałam i spojrzałam na pułkownika. Pojawił się we mnie gniew. Tylu ludzi zginęło. Przybyli na naszą wyspę i chcieli nas zabić. Gniew wzrastał z każdą chwilą, zmieniając się w nienawiść. Błyskawicznie znalazłam się przy pułkowniku. Spojrzał na mnie obojętnie.
- Ukąsisz mnie? Myślisz, że wygrasz? Temu trupowi z którym się żegnałaś raczej to nie pomoże. Żałuję tylko, że strzeliłem w głowę, zamiast przypiekać go na ogniu, byłoby ciekawiej.
Warknęłam i chwyciłam go za ramiona, ukazując kły i nie zwracając uwagi na lodowaty krzyżyk na mojej szyi. To był zły człowiek, czemu nie wolno mi było go zabić? Poprzednim razem stanęłam w obronie takich osób i co z tego wynikło? Spojrzałam na jego szyję i usłyszałam szum smakowitej krwi w żyłach pod skórą.
- Zaczekaj! - Ktoś chwycił mnie za ramię. Spojrzałam na Samanthę. Stała z nożem w dłoni. - Ja pomszczę Billa. Ty nie powinnaś. Nie warto rezygnować z tego, do czego już doszłaś przez takiego kogoś.
- Odsuńcie się, ja go zabiję – przerwał nam Shehereze. Stał z bronią wycelowaną w niego. - Ale nie od razu. Najpierw trochę pocierpi. Wspominał coś o przypiekaniu na ogniu, prawda?
- Chcesz go przypiekać... w ogniu? - Pokręciłam głową, spoglądając na Robina. No tak, przez chwilę zapomniałam, że był kapitanem piratów. Czasami bezwzględnym i okrutnym.
Nagle rozległ się głośny kobiecy śmiech. Spojrzeliśmy na jego właścicielkę. Stała tam, w pięknej purpurowej sukni – zdążyła się przebrać od naszego spotkania? - i śmiała się beztrosko.
- Mnie by pochlebiło, jakby tyle osób kłóciło się, kto ma mnie zabić. - Powoli ruszyła w naszą stronę. Czerwone włosy kołysały się lekko przy każdym jej kroku. Strzygi pochyliły lekko głowy, ludzie odsunęli się jej z drogi. - Rozwiążę wasz problem. Sama go ukąszę. Zawsze chciałam mieć zabawkę, ale za bardzo lubię moje strzygi, by się nad nimi znęcać. - Zatrzymała się przed pułkownikiem. - Jego jakoś nie lubię. - Przesunęła dłonią po jego szyi. Złapał ją za rękę, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić lub powiedzieć, ukąsiła go. Piła jego krew przez chwilę, a kiedy przerwała, cztery strzygi otoczyły go i powlokły w stronę, z której przyszły.
Diana oblizała starannie usta i spojrzała na otaczających ją ludzi, którzy przyglądali jej się nieufnie. Każdy z nich trzymał broń.
- Zajmijcie się zabitymi – odezwała się w końcu. - Nie chcę, żeby do mnie wrócili.
- A co z nocami? - Postanowiłam wykorzystać sytuację. - Skoro macie żołnierzy...
- Nie starczą nam na długo. - Ponownie powiodła wzrokiem po zebranych. - Jeśli jednak przyrzekniecie, że nie będziecie zabijać moich strzyg, dam wam trzy noce wolne. Bez napaści.
- Pięć nocy. - Robin wystąpił do przodu. - Powiedzmy, że we wtorki i piątki będziecie polować. Jeśli znajdziecie wtedy człowieka, będzie wasz. W pozostałe noce żadna strzyga nie wejdzie do wioski.
- Ale poza wioską polowania zostają – odparła Diana po namyśle.
- Wyznaczymy granicę, którą strzygi będą mogły przekraczać w te dwa dni – odezwała się Samantha.
- To świetny układ dla obu stron – stwierdziłam.
- To nie wszystko. - Czerwonowłosa strzyga powoli spojrzała na mnie, potem na ludzi. - W każdy piątek macie zostawiać zwierzęta dla moich strzyg. Jeśli o tym zapomnicie, koniec układów.
Shehereze chciał zaprotestować, ale go powstrzymałam.
- Ile zwierząt? Jeśli będzie zbyt wiele, mieszkańcom też się skończą zapasy.
Diana zastanawiała się przez chwilę, marszcząc lekko czoło.
- Wezmę to pod uwagę – obiecała, szybkim ruchem odsuwając włosy w tył. - O ilości poinformuję, kiedy wypijemy zdobytą przed chwilą krew.
Skinęłam głową i spojrzałam na Robina.
- Zgadzacie się?
- Niech będzie. Zobaczymy, jak długo dotrzymacie słowa – zwrócił się do Diany.
- Dłużej niż wy – prychnęła strzyga.
- To postanowione – powiedziałam z zadowoleniem. Diana skinęła głową i już po chwili jej nie było. Za nią podążyły strzygi z bezskutecznie wyrywającymi się jeńcami.
Następnej nocy odbył się pogrzeb. Była akurat niedziela, więc mieszkańcy nie musieli obawiać się strzyg. Ciała ukąszonych żołnierzy wrzuciliśmy do jednego dołu i spaliliśmy, zaś naszym poległym wykopaliśmy wspólny grób. Pochowaliśmy ich, stawiając krzyże z ich imionami. Długo wpatrywałam się w ten, który należał do Billa.
- To dla mnie nauczka, żebym nie broniła niewłaściwych ludzi – szepnęłam.
- Twoje dobre serce jest twoją zaletą – odparł Johny, który stał obok mnie z przytuloną do niego Cindy. - Nie rezygnuj z tego.
Dotknęłam krzyżyka na mojej szyi. Gdyby nie on, już dawno piłabym ludzką krew, bez względu na konsekwencje. Jego chłód powstrzymywał mnie przed błędami, a ciepło dodawało otuchy.
Spojrzałam na Josha, który stał trzymając narzeczoną za rękę. Samantha zauważyła moje spojrzenie i podeszli do mnie.
- To już koniec, jesteśmy bezpieczni - powiedziała. - Nawet jeśli przyślą kolejnych żołnierzy, mamy potężnych sojuszników.
- Mac nie ostrzegł ich przed strzygami – zauważyłam.
- Po co miałby to robić? - Shehereze stanął za mną i objął mnie lekko. - Zrobił tylko to, co musiał, by go ułaskawili.
Odwróciłam się i spojrzałam na Robina.
- Tak czy inaczej, zostanę do wesela Samanthy, potem wyjadę.
- Nigdzie nie wyjedziesz – odpowiedział spokojnie.
- Wiesz, że nie zmienię...
Przerwał mi, przykładając palec do moich ust.
- Wiem, rybko. I tak długo, ile będę żył, nie wypuszczę cię z tej wyspy.
Spojrzałam w jego oczy i zrobiło mi się cieplej na sercu. Już wiedziałam. Dokonał wyboru.
Przytuliłam się do niego, a on zamknął mnie w swoich silnych ramionach.
Przyznam szczerze że. Byłam pewna ze Amanda postawi się Robi owi i wyjedzie. A ona planuje Zostać z nim na wyspiw-chyba ze zle Zrozumiałam
OdpowiedzUsuńPostawiła mu się przecież, to on ustąpił:p
UsuńAcha no to zle zrozumiałam. Ale i tak jestem ciekawa czy Amanda zmieni Robina bo dobrze byłoby aby miała kogoś. A z drugiej stront amanda i człowiek jakoś tego nie widzę.
UsuńA Edmund? O Chrisie nie wspominając:p
UsuńMasz racje takie uroki życia. Jestem ciekawa jak ich wspólne życie minie. Oj to będzie bardzo ciekawe wspólne życie Amandy i Robina.
UsuńPrzy Amandzie zawsze jest ciekawie, a jeszcze z piratem... :p
UsuńBardzo dziękuję za dedykację co jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem :) Zgadzam się z Amandą zawsze jest ciekawie a gdy w okolicy jest Robin będzie jeszcze ciekawiej. Choć przyznam szczerze, że miałam dziwne przeczucie że Amanda wyjedzie - na szczęście się myliłam. I to lubię w tej opowieści że nie zawsze jest przewidująca.....O ślubie wspomniałaś - szczerze jestem ciekawa jak wygląda taki ślub, będę miała okazję się przekonać - ale aby jak najszybciej :P. Historia Robina oj wydaje mi się że będzie się działo i nie ominie nas zaskoczenie :)
UsuńMam nadzieję, lubię zaskakiwać;p
UsuńA już myślałam, że popłynie do Anglii a tu niespodzianka, Amanda zostaje z kapitanem na wyspie. Ale słodko się zrobiło. Świetne zakończenie bitwy. Oczywiście znów się rozpłakałam, tym razem przez śmierć Billa, naprawdę go lubiłam :( Odrobinę zaskoczył mnie zawarty sojusz a dokładnie "punkt" o wyznaczonych dniach polowań. Szczególnie ten piątek mi się spodobał, nie ma to jak zacząć weekend od wyżerki :p
OdpowiedzUsuńTak, piątek wyżerka, a potem spokój przez weekend:P
UsuńMiała zamiar wyjechać, ale skoro ustąpił z roszczeniami... ;)
Witaj!
OdpowiedzUsuńNa wstepie : Bardzo ladny szablon, sliczny obrazek i kolorystyka :)
Amanda zostaje... hm. Nie spodziewalam sie tego, szczerze mowiac
Interesujacy pomysl z tym sojuszem, a zwlaszcza wydzielone dni polowan :D hah. :)
A on zamknal mnie w swoim silnych ramionach :D
Jak to romantycznie zabrzmialo :D :)
Swietna notka! Jak zawsze kochana! <3
Weny zycze.
miss--blood
Dzięki:) Ty też myślałaś, że Amanda wyjedzie?:p
UsuńA ja nie byłam do końca przekonana, że wyjedzie - i fakt, nie wyjechała :D Ale to dobrze, baaaaaaardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńChciałam jeszcze napisać, że w którymś miejscu brakowało przecinków, ale nie pamiętam, gdzie dokładnie.
Jakim cudem krzyżyk był jednocześnie chłodny i gorący? o.O
Już zdążyłam zapomnieć, że Diana ma czerwone włosy :O W sumie dzięki za przypomnienie xD
Krzyżyk był zimny:p dopiero, gdyby Amanda ukąsiła i przerwała granicę, sparzyłby ją. Zimno ostrzega - nie rób tego:p
UsuńCzasem zapominam gdzieś wstawić przecinek, zdarza się, jakbyś mi napisała, gdzie, to bym poprawiła;)
No to było to bardzo niejasno napisane xD
UsuńDobra, potem jeszcze raz to przejrzę i Ci napiszę;p
"Warknęłam i chwyciłam go za ramiona, ukazując kły i nie zwracając uwagi na lodowaty krzyżyk na mojej szyi." - gdzie tu niejasność?:p
UsuńNeeeeeeeeeeeeeeeee, nieeeeeeeeeeeee tuuuuuuuuuuu XD
UsuńA gdzie?
UsuńNie spodziewałam się, że go zabijesz... W każdym razie - naprawdę nie lubię Amandy w tym odcinku, coraz bardziej za to podoba mi się Diana.
OdpowiedzUsuńNowy szablon widzę ;) Lepiej dopracowany niż poprzedni, tylko trochę mało wyrazista kolorystyka jak dla mnie.
Czemu nie lubisz Amandy? Czym Ci podpadła?
UsuńMnie się bardzo podoba kolorystyka i on był robiony na onet, więc ciężko było dopasować, trzeba było grzebać w html, z pomocą Katji się udało;p
"Nie ginęli niewinni ludzie, tylko źli najeźdźcy." Czarno-białą wizją świata. Sprawia wrażenie, jakby tych biednych, niewinnych piratów najechano zupełnie bez powodu, więc trzeba się żołnierzy pozbyć strzygami. Gorzej - dobrze im tak. A przecież tylko przypadek sprawił, że jest akurat po tej stronie, po której jest, a "źli najeźdźcy", jak się zastanowić, tylko wykonują rozkazy.
UsuńNa onecie było z szablonami łatwiej. I faktycznie, przypomina onetowy, ale jest jakiś taki... smutnawy.
Aaa, o tym mówisz:p Amanda jest wściekła o śmierć przyjaciela i przekonuje własne sumienie, a wszelkie wątpliwości odsuwa jak najdalej od siebie:p Dochodzi do wniosku, że nie powinna ratować dobrych, tylko tych, z którymi się przyjaźni:p a że przyjaźni się z piratami, jej poczucie moralności lekko się skrzywiło:P
UsuńNo właśnie o tym mówię ;) Poczucie moralności jeszcze ma się dobrze, bo nie chce ich zabijać osobiście, ale jest... nie wiem jak to ująć, chyba "ślepo lojalna" będzie najbliżej, a to mnie zawsze irytowało, bo ja jestem wierną fanką wszelakich zdrajców ;)
UsuńSwoją drogą - jak długo ona ich zna? Przypomnisz mi?
Ojej, zdrajców? Ale takich co zdradzają mężów i żony też?:p
UsuńMuszę przyznać, że nie powiem Ci teraz, jak długo. Najpierw kilka dni na statku, potem na wyspie... musiałabym przejrzeć jeszcze raz ostatnie rozdziały i policzyć;P
Takich, którym marzą się pieniądze i zaszczyty za zmianę frontu ;) Ich życie osobiste to ich sprawa, w to się nie wtrącam ;p
UsuńNie trzeba ;) Zastanawiałam się nad tą "przyjaźnią" po prostu. Wydawało mi się, że znają się krótko i niezbyt dobrze(pomijając kilka osób ze statku).
Z Billym znała się chyba dość dobrze, w każdym razie musiał nieźle całować:p
UsuńJa właśnie nie lubię takich osób, wierność jest ważną zaletą. A zmienianie frontu dla władzy i pieniędzy kończy się tragicznie, przynajmniej w książkach:p
Z Billym, Sheherezem, pewnie resztą załogi, Samanthą.
UsuńAle jak się przyjemnie o takich czyta - nigdy nie wiadomo kiedy jaki numer wytną ;) A co do wierności - jest ważną zaletą, dopóki ktoś jej nie wykorzysta dla własnych celów ;) (Akurat kilka takich książek czytałam i mnie skrzywiły ;) )
Ojej, po przeczytaniu pierwszego zdania zrozumiałam, że ze wszystkimi się całowała:D
UsuńZależy jeszcze, czy da się lubić tę postać, czy niekoniecznie:p
Nie wiem co by na to powiedział narzeczony Samanthy ;p
UsuńPrawda. Ale nigdy nie trafi się ktoś, kogo pokocha cały czytelniczy świat ;)
Byłby na pewno bardzo zdziwiony:p
UsuńW sumie to racja, ale są bohaterowie, których lubi znaczna większość czytelników:p
Ale co by zrobił, kiedy by mu wróciła mowa?
UsuńDlatego zawsze warto sobie zarezerwować trochę sympatii dla tych zwykle nielubianych ;) Dzień dobroci dla bohaterów ;)
Pewnie zacząłby podejrzewać narzeczoną o dziwne skłonności:P
UsuńDzień dobroci dla bohaterów zwykle nielubianych?:p
Im też się coś od życia należy ;)
UsuńO, to Martin był u mnie niezbyt lubiany, choć nie do końca rozumiem, czemu:p
UsuńJa nic do szczególnego niego nie miałam, ale z drugiej strony niczym mnie też nie ujął. Martin... po prostu był :p
UsuńAno był, a potem przestał:p i za co go tu nie lubić?:p
UsuńA za co lubić? Nie wiem jak inni, ja na początku traktuję bohaterów obojętnie. Żebym kogoś polubiła (albo znielubiła) musi sobie zasłużyć ;p
UsuńA kogo naprawdę bardzo nie lubisz lub nie lubiłaś?
UsuńŚwietny szablon, w ogóle góra mi się bardzo podoba ;)
OdpowiedzUsuńTakże liczyłam na jakiś cud z czyjejkolwiek strony i to, że Billy przeżyje... Choć pociesza mnie fakt, że Robin i Amanda definitywnie się zeszli ;D Ach ta romantyczna scena na samym końcu... Oby takich więcej! ;p
Jestem bardzo ciekawa jak wygląda pirackie wesele?? Pewnie bardzo się różni od tych naszych, choć mimo to liczę na jakieś zabawy w stylu oczepin ;D Będzie świetnie! ;p
Układ też jest dość satysfakcjonujący i to obie strony. Przecież mieszkańcy mogą się ograniczyć do nie wychodzenia przez te dwa dni, a mieć spokój w resztę. Dobrze to rozegrali.
No i nie muszę mówić, że z niecierpliwością czekam na następny rozdział, zwłaszcza o takim tytule! ;D
Pozdrawiam ;***
Pirackie wesele opiszę chyba dopiero przy kolejnym ślubie (zgadnij czyim;)) żeby nie opisywać tego samego dwa razy.
UsuńUkład jest dobry, pytanie tylko, czy przetrwa?:p
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki uśmiech na moje twarzy wywołało pierwsze zdanie!! ;D
UsuńTakże zastanawiam się czy przetrwa, choć z drugiej strony zerwanie go przez piratów i ich rodziny (w sensie ludzi, a nie strzygi) byłoby bardzo nieodpowiedzialne i lekko mówiąc głupie. Ale mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie i wszyscy będą sobie żyć w zgodzie ;p
Ups, chyba za dużo zdradziłam:p ale zawsze mogę zmienić koncepcję;p
UsuńAch, najpierw śmierć, potem krwawa walka, a na końcu trochę lukru. Ciekawa kombinacja.
OdpowiedzUsuńAch, tak miałam nadzieję, że jednak nie trafią Billa... Ale dobrze, że chociaż ze strzygami jakaś się ułożyło - ciekawe na jak długo tak w praktyce?
A tego wyjazdu można już się było spodziewać, już długa trwa ta część ;P
I jeszcze trochę potrwa, bo jeszcze jeden ważny wątek:p
UsuńNo, to chyba ta część zyska tytuł najdłuższej ;)
UsuńA w ogóle to kolorystycznie czuję się jak u siebie xD
UsuńSzablon pasuje do części;p
UsuńNo proszę.. a myślałam, że Amanda wyjedzie. Zaskoczyło mnie, że Robin pogodził się z tym że zostanie człowiekiem.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Billa, nie był moim ulubieńcem, ale mimo to go lubiłam :c.
Bardzo mi się podoba ten układ, ciekawy, ale wątpię że długo przetrwa, chociaż okaże się ;p.
Rozdział ogólnie świetny :)
Po rozdziale następnego widzę, że też będzie fajnie! :).
Myślisz, że tak po prostu się z tym pogodził?:p
UsuńNie wydaje mi się, sądzę że będzie próbował chociażby podstępem namówić Amandę żeby go zmieniła. :p
UsuńPodstępem? Jakim na przykład?:P
UsuńWłaściwie to nie wiem.. teraz w sumie miał dobrą okazję. Gdyby go ktoś zranił na tyle, że byłby umierający, to Amanda byłaby gotowa go ratować, a logiczne, że on by się zgodził. :)
UsuńI myślisz, że powinien sam się pchać w objęcia śmierci, żeby Amanda go uratowała i zmieniła?:p
UsuńNie, bo wolę żeby Robin został człowiekiem, ale nie wiadomo co mu do głowy przyjdzie.. chociaż uważam, że jest osobą rozważną więc nie zrobi nic takiego :).
UsuńRobin osobą rozważną?:p
UsuńCzemu wolisz, żeby został człowiekiem? Byłby złym wampirem?;)
No tak.. rozważny w pewnym znaczeniu tego słowa :D. Ja, tak jak Amanda obawiam się, że jako wampir stałby się bardziej bezwzględny, z większym spokojem by zabijał, wolałabym zeby został taki jaki jest :).
UsuńByłyby masakry i codzienne kolacje?:P
UsuńTak mi się wydaje. :)
UsuńBardzo możliwe:p
Usuńhttp://last---breath.blogspot.com/2013/06/rozdzial-iv.html ZAPRASZAM, jesli chcesz :*
OdpowiedzUsuńhttp://miss--blood.blogspot.com/p/libster-blog-award.html zostalas nominowana. Prosze o wejscie i odpowiedzenie na kilkanascie pytan. Bardzo bede wdzieczna :*
OdpowiedzUsuńhttp://miss--blood.blogspot.com/2013/06/rozdzial-iii.html
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdzial :*
Serdecznie zapraszamy na nn ;)
OdpowiedzUsuńWitaj;)
OdpowiedzUsuńNo, no, no niezła jatka nam się z tego zrobiła. I jednak zlikwidowałaś Billiego, ty niedobry człowieku. Amanda mnie zachwyca, gdy jest taka wkurzona. Właśnie wtedy wychodzi z niej prawdziwa księżniczka;) No i paradoksalnie najazd się na coś przydał, bo Dianie i ludziom udało się dogadać. Pytanie, czy długo to wytrzyma. W końcu nie każdy musi być zadowolony takiego rozwiązania... No nic, nie gdybam. W sumie myślałam, że Amanda wyjedzie, a tu proszę. Robin najwidoczniej wszystko sobie przemyślał. Ni powiem, urocza była ta końcówka;) Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]