- Namalowała cię, tak jak obiecała – domyśliła się Karolina.
- Tak. Dokładnie taką samą. - Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Diana miała wielki talent. Gdyby była zwykłą wampirzycą, pewnie zostałaby słynną malarką.
- To dziwne, że tylko jej krew była trująca. Nigdy nie spotkała nikogo takiego, jak ona?
Pokręciłam głową.
- Nigdy.
- Niesamowite. - Przez chwilę wpatrywałam się w obraz. - A więc tak wyglądam.
- Dlatego uwielbiam malować wampiry. Są zachwycone. - Diana uśmiechnęła się szeroko. - Jest twój. - Podała mi go. Wzięłam ostrożnie.
- Dziękuję, ale... jeśli chcesz, żebym się nie gniewała, nie rób tego więcej. Wiesz, na co skazałaś tę dziewczynę? - Uniosłam brwi.
- Na życie u boku królowej strzyg. - Wzruszyła ramionami. - Myślisz ludzkimi kategoriami. Nie stój po ich stronie. Jesteśmy podobne. Obie musimy zabijać, by przeżyć. To, że ja wolę krew ludzką od zwierzęcej, to moja decyzja. Nie udawaj człowieka, Amando. Nie jesteś nim już od bardzo dawna.
- Każde twoje ugryzienie tworzy strzygę, Diano. - Popatrzyłam na nią poważnie. - Musisz przestać, inaczej za kilka lat zabijesz wszystkich. Zostaniesz sama ze swoimi głodnymi podopiecznymi.
Strzyga pokręciła głową.
- Gadasz bzdury. Nie stawaj przeciwko mnie, Amando. Wiem, czego oni od ciebie oczekują.
- Nie staję przeciwko tobie – zaprzeczyłam. - Ale uważam, że coś z tym trzeba zrobić. Dzielicie jedną wyspę. Ludzie umierają, strzygi też. Możemy to przerwać. Gdybyś tylko zgodziła się pić krew zwierząt.
- Chcesz stać gdzieś pośrodku, Amando – zauważyła Diana. - Ale tak się nie da. Kiedy ludzie zrozumieją, że nie zrobisz tego, czego od ciebie oczekują, przestaniesz być potrzebna.
- Wtedy po prostu wyjadę – powiedziałam cicho.
- Powodzenia – mruknęła strzyga i już jej nie było. Spojrzałam na obraz, który trzymałam. Wiedziałam, że Diana nie żałowała tego, co zrobiła, ale chciała mieć mnie po swojej stronie. Właściwie to nie wiedziałam, jaka była naprawdę. Aczkolwiek fakt, że Erik życzliwie się o niej wyrażał, był dostatecznie przekonujący, by jej nie zabijać.
Pomyślałam, że Diana musiała być bardzo samotna. Miała tylko swoje strzygi. Jeśli jej ugryzienie zabiłoby wampira, z pewnością postrzegana była jako niebezpieczna. Tutaj znalazła spokój.
A jednak musiałam coś zrobić. Strzygi spokojnie mogły żywić się zwierzętami. Diana też, gdyby zechciała. Tylko jak ją przekonać?
Wróciłam z obrazem do domu i zaniosłam go do siebie. Przyglądałam mu się przez chwilę, po czym wyszłam i zeszłam na dół. Przy drzwiach kręcił się narzeczony Samanthy.
- Wychodzisz? - spytał. Trzymał długą broń. Pomyślałam, że powinnam nauczyć się z niej strzelać. Skoro ludzie jej używali, wampiry też zaczną. Lepiej wiedzieć, z czym mam do czynienia.
- A co innego mogę ze sobą zrobić? - odpowiedziałam pytaniem.
- Strzygi cię nie atakują, prawda?
Spojrzałam na niego, zastanawiając się, do czego zmierza. W jasnozielonych oczach mężczyzny dostrzegłam, że chce wyjść ze mną na zewnątrz.
- Nie, nie atakują. Nigdy nie wychodzicie w nocy, prawda?
- Ten kto wyjdzie, rzadko wraca.
Otworzyłam drzwi i skinęłam na niego.
- Jeśli chcesz, to chodź ze mną.
Wyszedł i zamknął dokładnie drzwi. Ruszyliśmy powoli. Zmrużył oczy, rozglądając się niespokojnie.
- Nie ma ich w pobliżu – poinformowałam.
- Ale zaraz mogą się pojawić. Lepiej zachować czujność – stwierdził Joshua.
Skinęłam głową i nagle zatrzymałam się, zerkając na niego.
- Ufasz mi. Inaczej byś ze mną nie wyszedł.
- Samantha ci ufa. No i mam to. - Wskazał na strzelbę.
- Jak się z niej strzela? - Spojrzałam na broń. Uśmiechnął się lekko.
- Chodź, pokażę ci.
Zaprowadził mnie na plac za gospodą, gdzie stał wielki drewniany słup, szerokością i kształtem przypominający człowieka. Joshua zapalił dwie pochodnie i jedną włożył do uchwytu obok tarczy, drugą umocował przy płocie, gdzie staliśmy. Podał mi broń i pokazał, jak ją naładować.
- Jest gotowa do użycia. Teraz wyceluj i strzelaj.
Wzięłam powoli strzelbę i skierowałam w słup.
- Celuj w serce.
Zerknęłam na niego, ale skinęłam głową. Wycelowałam, widząc bardzo wyraźnie miejsce, gdzie mogłoby się znajdować serce domniemanego przeciwnika.
Wystrzał odrzucił mnie lekko w tył, czego się nie spodziewałam. Joshua uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze. Teraz sprawdzę, czy trafiłaś. - Podszedł do słupa. - Nieźle jak na pierwszy raz. To dlatego, że widzisz w ciemności, prawda?
Posłałam mu uśmiech.
- To spora zaleta, kiedy żyje się nocą. Poza tym, to coś podobnego do strzelania z kuszy, tylko inny pocisk. - Wystrzeliłam ponownie.
Wtem dostrzegłam, że coś się zbliżało od strony jego pleców. Dobrze wiedziałam, co to było.
- Uważaj! - zawołałam i w mgnieniu oka znalazłam się między nim, a strzygą. Za nią stało dwie kolejne. - Odejdźcie – powiedziałam. - Nie dostaniecie go. - Spojrzałam w ich puste oczy. Wyzierał z nich jedynie głód.
- Daj mi strzelbę! - zawołał Joshua. Zawahałam się i ścisnęłam ją mocniej. Jeśli zabije strzygę, Diana to poczuje.
- W imieniu waszej królowej, mówię wam, żebyście odeszli. Szukajcie pożywienia gdzie indziej. - Popatrzyłam na nich stanowczo. Strzyga stojąca na ich czele warknęła dziko, ale cofnęła się. Pozostałe również. Jeszcze przez chwilę stały, jakby się zastanawiając, w końcu odwróciły się i odeszły. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na swojego towarzysza.
- Czemu nie dałaś mi strzelby, Amando?
- Zbiegłoby się ich tu więcej. - Podałam mu broń.
Pokręcił głową.
- Nieprawda. Nie o to chodzi. Nie pomożesz nam ich pokonać, prawda? - Spojrzał na broń.
- Pomogę wam, ale nie w ten sposób.
- A w jaki? - Podniósł głowę.
- Gdyby Diana wraz ze swoimi strzygami zgodziła się pić krew zwierząt, moglibyście ich karmić, a w zamian oni by was nie atakowali. Chodzilibyście w nocy bez żadnych obaw. To chyba dobry układ?
- Bzdura. To bezrozumne istoty, trzeba je zabić, a nie karmić. - Joshua odwrócił się i ruszył w stronę domu. Podążyłam za nim.
- Porozmawiam z Dianą. Jeśli się zgodzi, to może być szansa na życie w spokoju.
- Strzygi i ludzie nie mogą żyć razem. - Podszedł do drzwi gospody.
- Wampiry i ludzie mogą. Miałam dwóch mężów, którzy byli ludźmi, więc wszystko jest możliwe.
- Tak ci się tylko wydaje, Amando. Ze strzygami jest inaczej. - Wszedł do domu i spojrzał na mnie. - Wchodzisz?
- Nie. - Pokręciłam głową. - Wrócę przed świtem.
Nie poszłam do Diany. Najpierw musiałam porozmawiać z Robinem i Samanthą. Ale miałam plan. Do jego realizacji konieczna była pewność, że mieszkańcy miasteczka zgodzą się na niego.
Jeszcze przed wschodem zdążyłam się posilić. Kolejne trzy dni z głowy. Kiedy następnego popołudnia wstałam z trumny i zeszłam na dół, natknęłam się na siostrę Shehereze'a.
- Mam pomysł – oznajmiłam jej już od progu.
- Joshua mówił mi o waszym wyjściu. Naprawdę chcesz przekonać strzygi, by nam nie zagrażały?
- Tak, zdecydowanie. Jeśli wy zgodzicie się je karmić.
- Nonsens. - Z korytarza wyszedł Robin. - Prościej byłoby je wybić.
- To czemu do tej pory tego nie zrobiliście, skoro to takie proste? - Założyłam ręce na piersiach.
- Przez pierwszą strzygę. - Kapitan spojrzał na mnie. - Gdybyś się nią zajęła...
- Nie zrobię tego, skoro jest inne rozwiązanie.
- Zwołajmy zebranie rady – zaproponowała Samantha. - Tam ustalimy, co robić.
- Zgoda. - Shehereze ruszył od razu w stronę drzwi. - Za godzinę w gospodzie.
- Teraz musisz przekonać obie strony – stwierdziła jego siostra. - Jeśli się postarasz, ludzie się zgodzą. Musisz tylko podać im dobre argumenty.
- A ty? Uważasz, że to dobry pomysł?
- Oczywiście. - Wzięła mnie za rękę. - Chodź, powinnaś się przebrać. Musisz się dobrze prezentować.
Zaciągnęła mnie do pokoju i wyjęła błękitną sukienkę z gorsetem ściskanym w talii z eleganckim dołem, nieco rozszerzanym. Włosy upięła mi pozłacaną spinką i podkreśliła czymś czerwonym moje usta.
- No, teraz wyglądasz jak księżniczka – stwierdziła.
- Żadna ze mnie księżniczka... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Potrzebujemy księżniczki, Amando. Nie tylko zwykłej wampirzycy, która pije krew. Kogoś niezwykłego, kto wie, co robić w trudnych sytuacjach.
Westchnęłam.
- Już nie pamiętam, jak to jest być księżniczką, ale spróbuję – obiecałam. Samantha uśmiechnęła się szeroko i mnie przytuliła.
- Dasz radę. Przekonasz ich, a wtedy będziemy mieli szansę na normalne życie.
Skinęłam głową i zeszłam na dół.
Wkrótce zebrała się rada. W jej skład wchodził szeryf Ben Shugar, oczywiście Robin i jego siostra, kilkunastu piratów i tyle samo mieszkańców miasteczka. Wśród nich oprócz Samanthy była jeszcze jedna kobieta, wyglądała na czterdzieści parę lat i jako pierwsza zajęła miejsce przy dużym stole, ustawionym na środku sali. Okna były częściowo pozasłaniane, a przynajmniej te, koło których było moje miejsce.
- Witajcie, moi drodzy – zaczął Robin. Rozmowy ucichły; wszyscy wpatrywali się w niego. - Dziś po raz pierwszy mamy szansę prowadzić normalne życie, również w nocy. Amanda, wampirza księżniczka, pomoże nam ze strzygami. - Spojrzał na mnie. Wstałam i powoli podeszłam do niego. - Powiedz, co możesz zrobić, rybko.
Spojrzałam na zgromadzonych. Wśród znajomych twarzy rozpoznałam Billa. Nie rozmawiałam z nim ostatnio. Najwyraźniej wiedział, do czego byłam potrzebna, ale nie wolno mu było powiedzieć. Dlatego tak nalegał, żebym porozmawiała z Sheherezem. Byli tam również Hudson i Woodes.
Robin usiadł i spojrzał na mnie oczekująco. Cofnęłam się o krok i ogarnęłam wzrokiem zebranych ludzi.
- Macie wspaniałe miasteczko – zaczęłam. - Kiedy spaceruję nocami, widzę każdy szczegół, który wspólnie dopracowaliście. W dzień nie mogę wychodzić, ale już się z tym pogodziłam. Taka jest moja wampirza natura. Zaś to, że wy nie możecie wychodzić w nocy – nie musi tak być. - Pokręciłam głową. - Mam pomysł, jak tego dokonać. Macie tu szeroką hodowlę zwierząt. Strzygom czasem uda się jakieś porwać. Piją ich krew, smakuje im tak samo, jak ludzka. Gdybyście dobrowolnie oddawali im po kilka zwierząt tygodniowo, przestałyby atakować ludzi.
- To niemożliwe, są bezrozumne – zauważył szeryf.
- Ale ich królowa jest inteligentna i nie jest zła. Przekonam ją do tego pomysłu. Pójdę tam dziś w nocy. Pomyślcie: bezpieczeństwo w zamian za kilkanaście zwierząt z waszej hodowli. Życie jest ważniejsze niż wasze mienie, prawda?
Nagle wszyscy zaczęli mówić naraz. Robin wstał i uciszył ich jednym gestem dłoni.
- Teraz wszyscy po kolei powiedzą, co myślą o tym pomyśle.
Stałam naprzeciwko nich i słuchałam. Niektórzy byli przeciwni, twierdząc, że to ich wyspa, a strzygi powinny być zabite, nie karmione. Niektórzy dodawali, że mimo karmienia i tak nas pozabijają. Inni byli przekonani, że moje rozwiązanie może się sprawdzić. Między innymi Billy, który stanowczo przyznał mi rację. Jako ostatnia głos zabrała starsza kobieta, twierdząc, że warto spróbować każdego rozwiązania. Kiedy już każdy się wypowiedział, Shehereze ponownie zabrał głos.
- W nocy nasza wampirza księżniczka uda się do strzyg. Jeśli je przekona, zaplanujemy, co dalej.
Rada rozeszła się, a ja z niecierpliwością zaczęłam czekać na zmrok. Kiedy w końcu słońce skryło się za chmurami, od razu ruszyłam w stronę jaskini.
- Cóż tym razem cię do mnie sprowadza? - Diana wyszła mi naprzeciw. - Kolejny obraz? Zwykle nie rozdaję ich za darmo. Ale mogę ci sprzedać. - Obrzuciła mnie obojętnym wzrokiem. Stwierdziłam, że nie trafiłam na jej najlepszy nastrój.
- Nie przyszłam kupić obrazu – odparłam. - Mam dla ciebie propozycję.
Strzyga skinęła głową i przeszłyśmy do jej komnaty. Usiadłam wygodnie naprzeciwko niej i opowiedziałam o swoim pomyśle.
- Dzięki temu żadna z twoich strzyg nie będzie chodziła głodna.
- A ja? - Pokręciła głową. - Mówiłam już, potrzebuję ludzkiej krwi. Ale dobrze. Moje strzygi będą zabijać zwierzęta, jeśli raz w miesiącu dostanę człowieka.
- Nie będziemy wydawać ludzi na śmierć. Nikt się na to nie zgodzi – odparłam. Diana wzruszyła ramionami.
- W takim razie niech się pożegnają z nocnymi spacerami.
Wstałam, patrząc na nią. Była uparta. Musiałam znaleźć argument, który ją przekona.
- Ludzie nie zabijaliby twoich strzyg.
- Nie zrezygnuję z ludzkiej krwi. - Spojrzała na mnie stanowczo. Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem, w końcu uznałam, że dziś jej nie przekonam. Może Samantha wpadnie na lepszy pomysł. Robin będzie chciał, bym zabiła pierwszą strzygę, ale nie mogłam tego zrobić. Moi przyjaciele również nie byli w stanie przestawić się na krew zwierząt, a nigdy nie pozwoliłabym ich skrzywdzić. Jak mogłabym zabić Dianę z tego powodu?
Wyszłam z jaskini i ruszyłam przed siebie. Sytuacja wydawała się bez wyjścia. Nie mogłam skazać na śmierć ani strzygi, ani bezbronnych i niewinnych ludzi.
Szłam brzegiem plaży, gdy dostrzegłam statek. Był jeszcze bardzo daleko, ale gdy wytężyłam wzrok, dostrzegłam angielską banderę, a na okręcie ludzi w żołnierskich strojach.
Po chwili dojrzałam inne statki. Naliczyłam siedem. Wszystkie płynęły w stronę Île de la Possession.
- Tak. Dokładnie taką samą. - Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Diana miała wielki talent. Gdyby była zwykłą wampirzycą, pewnie zostałaby słynną malarką.
- To dziwne, że tylko jej krew była trująca. Nigdy nie spotkała nikogo takiego, jak ona?
Pokręciłam głową.
- Nigdy.
- Niesamowite. - Przez chwilę wpatrywałam się w obraz. - A więc tak wyglądam.
- Dlatego uwielbiam malować wampiry. Są zachwycone. - Diana uśmiechnęła się szeroko. - Jest twój. - Podała mi go. Wzięłam ostrożnie.
- Dziękuję, ale... jeśli chcesz, żebym się nie gniewała, nie rób tego więcej. Wiesz, na co skazałaś tę dziewczynę? - Uniosłam brwi.
- Na życie u boku królowej strzyg. - Wzruszyła ramionami. - Myślisz ludzkimi kategoriami. Nie stój po ich stronie. Jesteśmy podobne. Obie musimy zabijać, by przeżyć. To, że ja wolę krew ludzką od zwierzęcej, to moja decyzja. Nie udawaj człowieka, Amando. Nie jesteś nim już od bardzo dawna.
- Każde twoje ugryzienie tworzy strzygę, Diano. - Popatrzyłam na nią poważnie. - Musisz przestać, inaczej za kilka lat zabijesz wszystkich. Zostaniesz sama ze swoimi głodnymi podopiecznymi.
Strzyga pokręciła głową.
- Gadasz bzdury. Nie stawaj przeciwko mnie, Amando. Wiem, czego oni od ciebie oczekują.
- Nie staję przeciwko tobie – zaprzeczyłam. - Ale uważam, że coś z tym trzeba zrobić. Dzielicie jedną wyspę. Ludzie umierają, strzygi też. Możemy to przerwać. Gdybyś tylko zgodziła się pić krew zwierząt.
- Chcesz stać gdzieś pośrodku, Amando – zauważyła Diana. - Ale tak się nie da. Kiedy ludzie zrozumieją, że nie zrobisz tego, czego od ciebie oczekują, przestaniesz być potrzebna.
- Wtedy po prostu wyjadę – powiedziałam cicho.
- Powodzenia – mruknęła strzyga i już jej nie było. Spojrzałam na obraz, który trzymałam. Wiedziałam, że Diana nie żałowała tego, co zrobiła, ale chciała mieć mnie po swojej stronie. Właściwie to nie wiedziałam, jaka była naprawdę. Aczkolwiek fakt, że Erik życzliwie się o niej wyrażał, był dostatecznie przekonujący, by jej nie zabijać.
Pomyślałam, że Diana musiała być bardzo samotna. Miała tylko swoje strzygi. Jeśli jej ugryzienie zabiłoby wampira, z pewnością postrzegana była jako niebezpieczna. Tutaj znalazła spokój.
A jednak musiałam coś zrobić. Strzygi spokojnie mogły żywić się zwierzętami. Diana też, gdyby zechciała. Tylko jak ją przekonać?
Wróciłam z obrazem do domu i zaniosłam go do siebie. Przyglądałam mu się przez chwilę, po czym wyszłam i zeszłam na dół. Przy drzwiach kręcił się narzeczony Samanthy.
- Wychodzisz? - spytał. Trzymał długą broń. Pomyślałam, że powinnam nauczyć się z niej strzelać. Skoro ludzie jej używali, wampiry też zaczną. Lepiej wiedzieć, z czym mam do czynienia.
- A co innego mogę ze sobą zrobić? - odpowiedziałam pytaniem.
- Strzygi cię nie atakują, prawda?
Spojrzałam na niego, zastanawiając się, do czego zmierza. W jasnozielonych oczach mężczyzny dostrzegłam, że chce wyjść ze mną na zewnątrz.
- Nie, nie atakują. Nigdy nie wychodzicie w nocy, prawda?
- Ten kto wyjdzie, rzadko wraca.
Otworzyłam drzwi i skinęłam na niego.
- Jeśli chcesz, to chodź ze mną.
Wyszedł i zamknął dokładnie drzwi. Ruszyliśmy powoli. Zmrużył oczy, rozglądając się niespokojnie.
- Nie ma ich w pobliżu – poinformowałam.
- Ale zaraz mogą się pojawić. Lepiej zachować czujność – stwierdził Joshua.
Skinęłam głową i nagle zatrzymałam się, zerkając na niego.
- Ufasz mi. Inaczej byś ze mną nie wyszedł.
- Samantha ci ufa. No i mam to. - Wskazał na strzelbę.
- Jak się z niej strzela? - Spojrzałam na broń. Uśmiechnął się lekko.
- Chodź, pokażę ci.
Zaprowadził mnie na plac za gospodą, gdzie stał wielki drewniany słup, szerokością i kształtem przypominający człowieka. Joshua zapalił dwie pochodnie i jedną włożył do uchwytu obok tarczy, drugą umocował przy płocie, gdzie staliśmy. Podał mi broń i pokazał, jak ją naładować.
- Jest gotowa do użycia. Teraz wyceluj i strzelaj.
Wzięłam powoli strzelbę i skierowałam w słup.
- Celuj w serce.
Zerknęłam na niego, ale skinęłam głową. Wycelowałam, widząc bardzo wyraźnie miejsce, gdzie mogłoby się znajdować serce domniemanego przeciwnika.
Wystrzał odrzucił mnie lekko w tył, czego się nie spodziewałam. Joshua uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze. Teraz sprawdzę, czy trafiłaś. - Podszedł do słupa. - Nieźle jak na pierwszy raz. To dlatego, że widzisz w ciemności, prawda?
Posłałam mu uśmiech.
- To spora zaleta, kiedy żyje się nocą. Poza tym, to coś podobnego do strzelania z kuszy, tylko inny pocisk. - Wystrzeliłam ponownie.
Wtem dostrzegłam, że coś się zbliżało od strony jego pleców. Dobrze wiedziałam, co to było.
- Uważaj! - zawołałam i w mgnieniu oka znalazłam się między nim, a strzygą. Za nią stało dwie kolejne. - Odejdźcie – powiedziałam. - Nie dostaniecie go. - Spojrzałam w ich puste oczy. Wyzierał z nich jedynie głód.
- Daj mi strzelbę! - zawołał Joshua. Zawahałam się i ścisnęłam ją mocniej. Jeśli zabije strzygę, Diana to poczuje.
- W imieniu waszej królowej, mówię wam, żebyście odeszli. Szukajcie pożywienia gdzie indziej. - Popatrzyłam na nich stanowczo. Strzyga stojąca na ich czele warknęła dziko, ale cofnęła się. Pozostałe również. Jeszcze przez chwilę stały, jakby się zastanawiając, w końcu odwróciły się i odeszły. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na swojego towarzysza.
- Czemu nie dałaś mi strzelby, Amando?
- Zbiegłoby się ich tu więcej. - Podałam mu broń.
Pokręcił głową.
- Nieprawda. Nie o to chodzi. Nie pomożesz nam ich pokonać, prawda? - Spojrzał na broń.
- Pomogę wam, ale nie w ten sposób.
- A w jaki? - Podniósł głowę.
- Gdyby Diana wraz ze swoimi strzygami zgodziła się pić krew zwierząt, moglibyście ich karmić, a w zamian oni by was nie atakowali. Chodzilibyście w nocy bez żadnych obaw. To chyba dobry układ?
- Bzdura. To bezrozumne istoty, trzeba je zabić, a nie karmić. - Joshua odwrócił się i ruszył w stronę domu. Podążyłam za nim.
- Porozmawiam z Dianą. Jeśli się zgodzi, to może być szansa na życie w spokoju.
- Strzygi i ludzie nie mogą żyć razem. - Podszedł do drzwi gospody.
- Wampiry i ludzie mogą. Miałam dwóch mężów, którzy byli ludźmi, więc wszystko jest możliwe.
- Tak ci się tylko wydaje, Amando. Ze strzygami jest inaczej. - Wszedł do domu i spojrzał na mnie. - Wchodzisz?
- Nie. - Pokręciłam głową. - Wrócę przed świtem.
Nie poszłam do Diany. Najpierw musiałam porozmawiać z Robinem i Samanthą. Ale miałam plan. Do jego realizacji konieczna była pewność, że mieszkańcy miasteczka zgodzą się na niego.
Jeszcze przed wschodem zdążyłam się posilić. Kolejne trzy dni z głowy. Kiedy następnego popołudnia wstałam z trumny i zeszłam na dół, natknęłam się na siostrę Shehereze'a.
- Mam pomysł – oznajmiłam jej już od progu.
- Joshua mówił mi o waszym wyjściu. Naprawdę chcesz przekonać strzygi, by nam nie zagrażały?
- Tak, zdecydowanie. Jeśli wy zgodzicie się je karmić.
- Nonsens. - Z korytarza wyszedł Robin. - Prościej byłoby je wybić.
- To czemu do tej pory tego nie zrobiliście, skoro to takie proste? - Założyłam ręce na piersiach.
- Przez pierwszą strzygę. - Kapitan spojrzał na mnie. - Gdybyś się nią zajęła...
- Nie zrobię tego, skoro jest inne rozwiązanie.
- Zwołajmy zebranie rady – zaproponowała Samantha. - Tam ustalimy, co robić.
- Zgoda. - Shehereze ruszył od razu w stronę drzwi. - Za godzinę w gospodzie.
- Teraz musisz przekonać obie strony – stwierdziła jego siostra. - Jeśli się postarasz, ludzie się zgodzą. Musisz tylko podać im dobre argumenty.
- A ty? Uważasz, że to dobry pomysł?
- Oczywiście. - Wzięła mnie za rękę. - Chodź, powinnaś się przebrać. Musisz się dobrze prezentować.
Zaciągnęła mnie do pokoju i wyjęła błękitną sukienkę z gorsetem ściskanym w talii z eleganckim dołem, nieco rozszerzanym. Włosy upięła mi pozłacaną spinką i podkreśliła czymś czerwonym moje usta.
- No, teraz wyglądasz jak księżniczka – stwierdziła.
- Żadna ze mnie księżniczka... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Potrzebujemy księżniczki, Amando. Nie tylko zwykłej wampirzycy, która pije krew. Kogoś niezwykłego, kto wie, co robić w trudnych sytuacjach.
Westchnęłam.
- Już nie pamiętam, jak to jest być księżniczką, ale spróbuję – obiecałam. Samantha uśmiechnęła się szeroko i mnie przytuliła.
- Dasz radę. Przekonasz ich, a wtedy będziemy mieli szansę na normalne życie.
Skinęłam głową i zeszłam na dół.
Wkrótce zebrała się rada. W jej skład wchodził szeryf Ben Shugar, oczywiście Robin i jego siostra, kilkunastu piratów i tyle samo mieszkańców miasteczka. Wśród nich oprócz Samanthy była jeszcze jedna kobieta, wyglądała na czterdzieści parę lat i jako pierwsza zajęła miejsce przy dużym stole, ustawionym na środku sali. Okna były częściowo pozasłaniane, a przynajmniej te, koło których było moje miejsce.
- Witajcie, moi drodzy – zaczął Robin. Rozmowy ucichły; wszyscy wpatrywali się w niego. - Dziś po raz pierwszy mamy szansę prowadzić normalne życie, również w nocy. Amanda, wampirza księżniczka, pomoże nam ze strzygami. - Spojrzał na mnie. Wstałam i powoli podeszłam do niego. - Powiedz, co możesz zrobić, rybko.
Spojrzałam na zgromadzonych. Wśród znajomych twarzy rozpoznałam Billa. Nie rozmawiałam z nim ostatnio. Najwyraźniej wiedział, do czego byłam potrzebna, ale nie wolno mu było powiedzieć. Dlatego tak nalegał, żebym porozmawiała z Sheherezem. Byli tam również Hudson i Woodes.
Robin usiadł i spojrzał na mnie oczekująco. Cofnęłam się o krok i ogarnęłam wzrokiem zebranych ludzi.
- Macie wspaniałe miasteczko – zaczęłam. - Kiedy spaceruję nocami, widzę każdy szczegół, który wspólnie dopracowaliście. W dzień nie mogę wychodzić, ale już się z tym pogodziłam. Taka jest moja wampirza natura. Zaś to, że wy nie możecie wychodzić w nocy – nie musi tak być. - Pokręciłam głową. - Mam pomysł, jak tego dokonać. Macie tu szeroką hodowlę zwierząt. Strzygom czasem uda się jakieś porwać. Piją ich krew, smakuje im tak samo, jak ludzka. Gdybyście dobrowolnie oddawali im po kilka zwierząt tygodniowo, przestałyby atakować ludzi.
- To niemożliwe, są bezrozumne – zauważył szeryf.
- Ale ich królowa jest inteligentna i nie jest zła. Przekonam ją do tego pomysłu. Pójdę tam dziś w nocy. Pomyślcie: bezpieczeństwo w zamian za kilkanaście zwierząt z waszej hodowli. Życie jest ważniejsze niż wasze mienie, prawda?
Nagle wszyscy zaczęli mówić naraz. Robin wstał i uciszył ich jednym gestem dłoni.
- Teraz wszyscy po kolei powiedzą, co myślą o tym pomyśle.
Stałam naprzeciwko nich i słuchałam. Niektórzy byli przeciwni, twierdząc, że to ich wyspa, a strzygi powinny być zabite, nie karmione. Niektórzy dodawali, że mimo karmienia i tak nas pozabijają. Inni byli przekonani, że moje rozwiązanie może się sprawdzić. Między innymi Billy, który stanowczo przyznał mi rację. Jako ostatnia głos zabrała starsza kobieta, twierdząc, że warto spróbować każdego rozwiązania. Kiedy już każdy się wypowiedział, Shehereze ponownie zabrał głos.
- W nocy nasza wampirza księżniczka uda się do strzyg. Jeśli je przekona, zaplanujemy, co dalej.
Rada rozeszła się, a ja z niecierpliwością zaczęłam czekać na zmrok. Kiedy w końcu słońce skryło się za chmurami, od razu ruszyłam w stronę jaskini.
- Cóż tym razem cię do mnie sprowadza? - Diana wyszła mi naprzeciw. - Kolejny obraz? Zwykle nie rozdaję ich za darmo. Ale mogę ci sprzedać. - Obrzuciła mnie obojętnym wzrokiem. Stwierdziłam, że nie trafiłam na jej najlepszy nastrój.
- Nie przyszłam kupić obrazu – odparłam. - Mam dla ciebie propozycję.
Strzyga skinęła głową i przeszłyśmy do jej komnaty. Usiadłam wygodnie naprzeciwko niej i opowiedziałam o swoim pomyśle.
- Dzięki temu żadna z twoich strzyg nie będzie chodziła głodna.
- A ja? - Pokręciła głową. - Mówiłam już, potrzebuję ludzkiej krwi. Ale dobrze. Moje strzygi będą zabijać zwierzęta, jeśli raz w miesiącu dostanę człowieka.
- Nie będziemy wydawać ludzi na śmierć. Nikt się na to nie zgodzi – odparłam. Diana wzruszyła ramionami.
- W takim razie niech się pożegnają z nocnymi spacerami.
Wstałam, patrząc na nią. Była uparta. Musiałam znaleźć argument, który ją przekona.
- Ludzie nie zabijaliby twoich strzyg.
- Nie zrezygnuję z ludzkiej krwi. - Spojrzała na mnie stanowczo. Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem, w końcu uznałam, że dziś jej nie przekonam. Może Samantha wpadnie na lepszy pomysł. Robin będzie chciał, bym zabiła pierwszą strzygę, ale nie mogłam tego zrobić. Moi przyjaciele również nie byli w stanie przestawić się na krew zwierząt, a nigdy nie pozwoliłabym ich skrzywdzić. Jak mogłabym zabić Dianę z tego powodu?
Wyszłam z jaskini i ruszyłam przed siebie. Sytuacja wydawała się bez wyjścia. Nie mogłam skazać na śmierć ani strzygi, ani bezbronnych i niewinnych ludzi.
Szłam brzegiem plaży, gdy dostrzegłam statek. Był jeszcze bardzo daleko, ale gdy wytężyłam wzrok, dostrzegłam angielską banderę, a na okręcie ludzi w żołnierskich strojach.
Po chwili dojrzałam inne statki. Naliczyłam siedem. Wszystkie płynęły w stronę Île de la Possession.
No to strzygi będą mieć wyżerkę :D
OdpowiedzUsuńI nowe grono strzyg?:p
UsuńBędą wyżerać kolejne strzygi.
UsuńIm więcej, tym weselej:D
Usuń...sensowny i dłuższy komentarz napiszę jutro, teraz nie mam siły i idę spać.
OdpowiedzUsuńDobranoc:)
UsuńOkej, dotrzymuję więc obietnicy i piszę dłuższy komentarz xD
UsuńUhm, może moja pamięć znowu szwankuje (?), ale zastanawiam się, jak to możliwe, że Robin i pozostali piraci są członkami rady. Wydaje mi się to trochę głupim rozwiązaniem, bo nawet, jeżeli mieszkają na tej wyspie, to i tak nie są na niej cały czas. Są piratami, jasnym więc jest, że znikają na całe dni, miesiące, ba, lata. Od osoby, która jest wiecznie nieobecna, nie można oczekiwać rozsądzenia jakiegokolwiek sporu (a takie jest właśnie jedno z ważniejszych zadań rady w każdej wiosce!) - dlatego też ich obecność w radzie mnie zaskakuje. xp
Co ja to jeszcze chciałam... A, wiem. Amanda wpakowała się w niezłą sytuację patową, nie powiem. Ani w tę stronę ruszyć, ani w tamtą. Hmm, jestem ciekawa, jak to rozwiąże.
Końcówkę zinterpretowałam jako możliwość ucieczki z wyspy, ale nawet nie wiem, czy o to chodziło, mogę się mylić xD
Na dzisiaj tyle, pozdrawiam! :3
Już wyjaśniam.
UsuńRobin i pozostali piraci są poniekąd żywicielami tej wyspy. Wszystko, co złupią, należy do mieszkańców. Jak więc mogliby odsunąć ich od głównych spraw miasteczka? Zgadza się, nie ma ich miesiącami czy nawet latami, ale zauważ, że nie wszyscy członkowie rady to piraci. Aczkolwiek jedno nie wyklucza drugiego i nie widzę powodu, dla którego miałoby wykluczać. Pozdrawiam.
Zakończeniem ścięłaś mnie z nóg. Tego się absolutnie nie spodziewałam. A jeśli idzie o pokarm dla Diany to pomyślałam, że piraci mogli by zgarniać ludzi z atakowanych statków i przywozić ich na wyspę jako karmę:p Jedno zdanie, które napisałaś jakoś mi się nie podoba a mianowicie: "Nie tylko zwykłej wampirzycy, która pije ludzką krew". Nie podoba mi się ze względu na tą ludzką, wydaje mi się, że samo "pije krew" brzmiało by lepiej ze względu na dietę Amandy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, machnęłam się w tym zdaniu, już poprawiam, dzięki:)
UsuńHm, to jest ciekawa myśl, ale czy Amanda zgodziłaby się poświęcać niewinnych ludzi, którzy całkiem przypadkiem wpadną w ręce piratów?:p
Dziękuję, również pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńKsiężniczki są od radzenia sobie w trudnych sytuacjach? Zawsze myślałam, że księżniczki są od tego, żeby korzystnie wyjść za mąż ;) Korzystnie dla ojca ofkors ;) Nie pamiętam czy miała rodzeństwo...
"Amanda, wampirza księżniczka, pomoże nam ze strzygami. - Spojrzał na mnie. (...) - Powiedz, co możesz zrobić, rybko." - Oto jak stworzyć komuś autorytet i rozwalić go w kolejnym zdaniu ;) Na pewno całe miasteczko będzie pełne podziwu po tej "rybce" ;)
Widzę, że zapas żywności dla Diany stawił się na czas ;) W każdym razie - podoba mi się, że nie podporządkowuje się tylko dlatego, żeby zadowolić Amandę. Przy okazji - ona dużo tej krwi wypija za jednym razem?
Miała rodzeństwo, starszego brata, a księżniczka to dla nich po prostu pewien symbol:p
UsuńMiasteczko wie, że on ją tak nazywa, a tutaj Shehereze dał do zrozumienia, że to co prawda księżniczka, ale jednocześnie jego rybka, a więc ma nad nią kontrolę:p
Diana pije tyle co przeciętny wampir - jednego człowieka na 2-3 tygodnie;)
Chyba że ;) Z drugiej strony nie wiem jakie wtedy było wyobrażenie o księżniczkach ;)
UsuńCAŁE miasteczko wie? O rety.
Rozważałam jakieś dobrowolne darowizny w zamian za chociażby ochronę przed żołnierzami, ale trochę dużo krwi ;p
Wieści szybko się rozchodzą:P
UsuńDarowizny? To chyba samobójcze ofiary:p
Bo za dużo pije ;) Nawet nie chodzi o truciznę, bo można przecież człowiekowi trochę krwi upuścić ;)
UsuńI będzie jak krew z torebki:P Dwa wieki przed jej odkryciem:D
UsuńA dlaczego nie? ;)
UsuńNie mówię, że nie:p Ale strzygi lubią gryźć;>
UsuńA gryzaki kiedy wynaleziono? ;)
UsuńNie wiem, trzeba spytać wujka google:p O, może to Diana je wynajdzie?:D
UsuńZapowiada się bardzo ciekawie. Jak będzie wyglądać ten cały najazd?? Ludzcy mieszkańcy wyspy będą walczyć z najeźdźcą w dzień, a strzygi, Diana i może też Amanda w nocy?? Nie powiem, że od razu wytworzy się między nimi współpraca, choć mogą to zrobić nieświadomie ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, także podoba mi się fakt, że Diana jest taka nieustępliwa. Wygląda to bardziej realistycznie, niż to gdyby się od razu zgodziła. Choć mam pewien pomysł jak to w efekcie może się skończyć, ale na razie zostawię go dla siebie ;p
W tym rozdziale brakowało mi już tylko jednego. Rozmowy Robina z Amandą, bo na moje ta cała sytuacja między nimi jest trochę niedopowiedziana. Choć podejrzewa, że teraz to nie będą mieli za bardzo czasu na jej przeprowadzenie...
Pozdrawiam ;D
Stawiam jakieś 90%, że dobrze się domyślasz:p Nie wiem, jak Ty to robisz, ale szybciej od wszystkich przewidujesz rozwój akcji i przyczyny zachowań bohaterów:P Chyba mamy podobne myślenie:D
UsuńAczkolwiek możesz się też mylić w drobnych szczegółach;p
Pozdrawiam;)
Co do szczegółów zawsze można się mylić, ważne jest dobre odgadnięcie sedna sprawy ;)
UsuńW sumie to tak:p Tylko nie zgaduj za często,bo będę za bardzo przewidywalna:p
UsuńAle ja tak lubię analizować jak coś czytam ;)
UsuńW takim razie muszę coś zakręcić, bo ostatnio za mało zaskakuję:P
UsuńOj tak brakowało tutaj rozmowy takiej poważnej Amandy z Robinem. Ale pewnie nawet jakby doszło do rozmowy Robin szybko by ja zakończył. Trochę zaskoczyła mnie ta przemowa Amandy ubieranie jej jak księżniczka i wmawianie że potrzebują Amandy jako księżniczki. Dla niej ten temat wydaje mi się zamknięty i raczej nie mile wspomina bycie księżniczką.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ale jestem spóźniona, no! Ale co tam. Nie zaniedbam swojego przywileju komentowania każdej notki ;P Choćbym miała napisać, że idę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńWitaj;)
OdpowiedzUsuńZnowu narobiłam sobie zaległości, ech. Przepraszam za takie opóźnienia... No, ale do rzeczy.
Diana słusznie zauważyła, że Amanda próbuje stać pośrodku. Do tej pory zgrabnie udawało jej się manewrować między ludźmi i wampirami, ale tu sytuacja jest dość skomplikowana. Już całe to zwołanie Rady wystarczająco to podkreśla. Coś czuję, że Diana nie ustąpi tak łatwo... Doskonale wie, czego chce. Z drugiej strony ludzie nie zgodzą się na ofiary... No ciekawy spór, zobaczymy, jak to się potoczy.
No i życie Amandy wkracza wynalazek techniki - strzelba. Miło, że nie zapominasz o upływie czasu i zmienianiu świata przedstawionego. Naprawdę podziwiam Twoją dbałość o szczegóły.
Końcówka jak zwykle trzyma w napięciu. Kto to płynie? Wrogowie? Zawsze musisz przerwać w takim momencie ty ty... To nie pozostaje mi nic innego, jak sprawdzić;) Pozdrawiam serdecznie [taniec-ze-smiercia]