- Zaraz będzie obiad – przerwała nam Amy.
- Pomóc ci? - zaoferowała się Karolina.
- Nie, na razie nie trzeba.
- A wieczorem idziemy na kolację z Fredem? - zapytała matki.
- Tak, to miło z jego strony, że nas zaprosił. - Amy uśmiechnęła się tajemniczo. Wymieniłyśmy się spojrzeniami. - Przyjdźcie zaraz – dodała i wyszła.
- Czy ja o czymś nie wiem? - Karolina spojrzała na mnie w zamyśleniu.
- Przekonamy się wieczorem – rzekłam krótko i podjęłam opowieść.
Zareagowałam błyskawicznie. Dwie sekundy, by wyrwać sztylet zza pasa jednego z żołnierzy. Jedna na dotarcie do szubienicy. I po dwie na odcięcie sznurów każdego z powieszonych. Nie minęło nawet piętnaście sekund, a oni zamiast wisieć, siedzieli na ziemi pod deskami szubienicy.
Kolejny bolesny strzał. W plecy. Zacisnęłam zęby i ruszyłam w stronę dowódcy, zwinnie omijając żołnierzy, po czym przyłożyłam mu sztylet do szyi.
- Cofnąć się, już! - zawołałam. - Bo go zabiję!
Oczywiście nie miałam takiego zamiaru, ale oni tego nie wiedzieli. W pierwszej chwili się zawahali, lecz kiedy powoli przesunęłam ostrzem po szyi ich przywódcy, wycofali się natychmiast.
- Rozwiążcie moich przyjaciół – nakazałam.
- Nie! - zawołał dowódca. - I tak nas zabiją. Wystrzelajcie ich, bez względu na wszystko!
- Nieprawda, puścimy was! - zaprotestowałam, ale było za późno. Żołnierze podnieśli broń.
W tym momencie Shehereze, który zdążył już rozwiązać ręce, rzucił się na jednego z nich i wyrwał mu broń, powalając go jednym ciosem, po czym zastrzelił bez wahania. Następnie, zasłaniając się zabitym żołnierzem jak tarczą, strzelił do dwóch stojących najbliżej i do dowódcy, którego wciąż trzymałam. Prysnęła na mnie krew. Odepchnęłam mężczyznę, odsuwając się gwałtownie. Zapach krwi, która znalazła się tak blisko, na chwilę mnie oszołomił. Powietrze było nim już przesycone.
- Rybko, rozwiąż pozostałych! - zawołał kapitan. Spojrzałam w stronę spętanych piratów. Dwóch z nich już nie żyło, trzeci był poważnie ranny. Pomknęłam do nich i pospiesznie przecięłam więzy. Dostałam kolejne strzały w plecy. Zacisnęłam zęby. Ból byłam w stanie wytrzymać, ale im więcej krwi traciłam, tym silniejsze czułam pragnienie.
Piraci rzucili się za drzewa, zabierając po drodze broń. Było ich więcej niż żołnierzy, więc domyślałam się, że musieli wpaść w zasadzkę.
Również ukryłam się za drzewem. Wszystko mnie bolało, od zewnątrz – od strzałów, a od wewnątrz – z powodu braku krwi. Zanim zdołałam się pozbierać, usłyszałam kogoś za sobą. Odwróciłam się gwałtownie. Poczułam, jak pod moją prawą piersią ląduje kołek. Spojrzałam zdumionym wzrokiem na żołnierza, który wbił mi go do połowy, po czym padł z roztrzaskaną głową. Za nim stał Johny. Wpatrywał się w moją ranę z przerażeniem.
- Czy ty... - zaczął, mrugając jedynym okiem. Pokręciłam głową.
- Nic mi nie będzie, pomyliły mu się strony – mruknęłam. Zacisnęłam zęby, wyrywając drewno z ciała i upuszczając na ziemię. - Dzięki za pomoc. - Spojrzałam na szyję Johny'ego. Gwałtowna myśl przebiegła mi przez głowę. Jeden łyk i ból stałby się mniejszy, a rany zaczęłyby się goić...
- Amando!
Obejrzałam się, odpychając niechciane myśli. Za mną stał Billy. Na twarzy, dłoniach i ubraniu miał krew.
- Jesteś... ranny? - spytałam cicho. Otworzył usta, ale nie powiedział słowa, tyko pokręcił głową.
- Potrzebujesz krwi, rybko. - Kapitan wyszedł zza drzew i podszedł bliżej. - Billy, weź pozostałych i sprawdźcie, czy nikt się nie ukrył. - Objął mnie ramieniem i zwrócił się do mnie: - Usiądź.
Usiadłam na ziemi, ale gdy zajął miejsce obok mnie, próbowałam się odsunąć.
- Może są tutaj jakieś zwierzęta...
- Nie możemy tu zostać. - Shehereze podwinął lewy rękaw i podsunął mi nadgarstek. - Pij.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Nie! - zaprotestowałam.
- Nie bądź głupia! Twoja wiara nie pozwala na zabijanie, ale podarowaną krew możesz pić, sama mówiłaś. To rozkaz!
Dotknęłam jego ręki. Dostałam tyle strzałów, że nie byłam w stanie zliczyć. I ten kołek... wystarczyło kilka centymetrów w lewo... ale jak tu zachować czujność przy takim bólu?
Nie myślałam już dłużej. Wbiłam kły w skórę i piłam. Jak dawno nie czułam w ustach tego wspaniałego smaku! Ponad trzy wieki minęły, odkąd ostatni raz piłam krew podarowaną – z Ozy'ego.
Przymknęłam oczy. Krew Shehereze'a niczym balsam łagodziła ból, cudownie pieściła podniebienie, zaspokajała głód. Dopiero, gdy poczułam jego dłoń na moich włosach, udało mi się opamiętać. Chciałam jeszcze, ale zmusiłam się, by przestać. Niechętnie odsunęłam się i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.
- Wystarczy?
- Czy wystarczy? Wypiłam tak dużo, że mogłam zrobić ci krzywdę – szepnęłam.
- Chyba żartujesz. - Podniósł się i obwiązał nadgarstek kawałkiem materiału. - Chodź, wracamy na statek.
Skinęłam głową i wstałam powoli. Czułam, że rany mi się goją, a proch znika, jakby został rozpuszczony. Przygładziłam włosy.
- Nie wysilaj się, i tak wyglądasz okropnie. Dobrze, że nie widzisz się w lustrze. - Kapitan posłał mi uśmiech. Prychnęłam.
- I kto to mówi. - Zlustrowałam go wzrokiem. Roześmiał się.
Dopiero teraz spostrzegłam, że przyglądają nam się piraci. Spojrzałam w ich stronę. Część z nich się cofnęła. Przewróciłam oczami.
- Wracamy?
- Jak najszybciej – odparł Shehereze i ruszyliśmy w stronę łodzi. Po drodze minęliśmy ciała żołnierzy i piratów.
- Nie zabierzemy ich?
- Są martwi. - Shehereze spojrzał na mnie. - Nie mamy czasu, by ich pochować lub zabrać ze sobą.
- A żołnierze? Jest ich więcej?
- Na wyspie? Nie. Ale za godzinę może tu być cała królewska flota.
- Czyli rozumiem, że nie znaleźliście skarbu? - Obejrzałam się na pozostałych.
- Fałszywy trop – mruknął kapitan.
- Zastawili na nas pułapkę – dodał Johny, podchodząc bliżej. - Widocznie wypatrzyli nas, kiedy przybiliśmy do brzegu.
- A wy w nią wpadliście. - Pokręciłam głową.
- Tak, ale kapitan grał na zwłokę – mruknął Hudson. - Teraz już wiemy, dlaczego.
Nie odpowiedziałam. Przez długą chwilę szliśmy w milczeniu. W końcu zatrzymaliśmy się przy łodzi. Kiedy piraci zajęli już miejsca w szalupie, przysiadłam między Shehereze'em, a Johnym i popłynęliśmy w stronę statku. Spostrzegłam, że Billy mi się przygląda. Wciąż miał na sobie krew, ale najwyraźniej nie należała do niego. Nie udało mi się pochwycić jego wzroku, więc nie miałam pojęcia, o czym myślał. A raczej, co o mnie myślał.
Spojrzałam na kapitana. Chciałam spytać, jak się czuje, ale przy piratach i tak by się nie przyznał. Przez chwilę na łodzi panowała cisza.
- A więc jesteś strzygą – odezwał się w końcu Woodes.
- Nie. Jestem wampirzycą – podkreśliłam. - I jak mnie ktoś jeszcze raz nazwie strzygą, to pogryzę!
Po spojrzeniu piratów zorientowałam się, że wzięli to na poważnie. Westchnęłam.
- No dobra, nie pogryzę. Nie zabijam ludzi. Piję krew zwierząt. Ostatni raz zabiłam człowieka prawie czterysta lat temu, a ponad trzysta czterdzieści piłam ludzką krew – podarowaną.
- Pamiętasz to wszystko? - Kapitan spojrzał na mnie ciekawie.
- Pewnie. Wampiry mają świetną pamięć. - Wzruszyłam ramionami.
- To ile ty masz lat? - spytał Johny.
- Zgadnij. - Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Hm. Z pięćset?
- Nie no, przesadziłeś – roześmiałam się. - Tylko czterysta dwadzieścia cztery.
- Tylko? - Uśmiechnął się. Pozostali mieli poważne miny, nawet Billy. Natomiast kapitan wydawał się rozbawiony.
- Ależ macie miny. Załoga straszliwych piratów boi się małej, łagodnej wampirzycy, która żywi się kozami? To ma być moja załoga?
- A kto tu się boi? - mruknął Woodes. Powstrzymałam uśmiech.
W końcu dopłynęliśmy i weszliśmy na statek. Od razu zeszłam pod pokład umyć się i przebrać. Założyłam sukienkę, rozczesałam włosy i weszłam do kapitana. Siedział na łóżku już przebrany.
- Na pewno nie czujesz się osłabiony? - spytałam, siadając obok niego. - Straciłeś sporo krwi. - Popatrzyłam na niego uważnie.
- Wyglądam na osłabionego? - Spojrzał na mnie. Nasz wzrok się spotkał. W jego oczach ujrzałam siebie. Poczułam się, jakbym patrzyła w zwierciadło. Uśmiechnęłam się powoli. Kobieta w jego oczach zrobiła to samo. Kruczoczarne włosy, jeszcze wilgotne, łagodnie spływały po jej ramionach. Beżowa sukienka zasłaniała dekolt, ale ramiona były odrobinę odsłonięte.
- Tak wyglądam – szepnęłam.
- Tak, rybko. - Dotknął mojego policzka. - A teraz wyjdź z mojej głowy.
- W porządku. - Spuściłam wzrok. - Skąd wiedziałeś, że cię nie zabiję? Mogłam nie być w stanie się powstrzymać.
- Byłaś wspaniała, wiesz? - Podniósł lekko moją głowę. - I tak już prawie się rozwiązałem, więc sam bym się uwolnił, ale z całą resztą mogło być kiepsko. Dobrze jest mieć cię po swojej stronie.
- Tak, ale... - Urwałam, wpatrując się w jego oczy. Poczułam dotyk jego dłoni na swoim policzku. Był tak blisko. W końcu jego usta dotknęły moich. Serce przyspieszyło gwałtownie.
Przyciągnął mnie za ramiona i ponownie pocałował. Odruchowo objęłam go za szyję. Nagle wszystkie opory pękły jak bańka mydlana. Świat przestał istnieć. Był tylko on i ja. Nieważne, że był nadętym kapitanem piratów. Nie bał się mnie i mi zaufał. Wierzył, że go nie zabiję. Powierzył mi swoje życie. Swoją krew.
- Shehereze... - szepnęłam.
- Mam na imię Robin – wyszeptał wprost w moje ucho.
- Ładnie – mruknęłam, przyciągając go i całując.
Nie wahałam się. Nie zastanawiałam. Chyba zupełnie przestałam myśleć. Chociaż nie. Myślałam. O smaku jego ust. Zapachu krwi, tętniącej w jego żyłach. Dotyku jego dłoni na mojej skórze.
Poddałam się ogarniającej nas namiętności.
Leżałam z głową na jego piersi i zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Nie żałowałam, wręcz przeciwnie – chciałam więcej. Ale było tyle przeciw. Po pierwsze, był człowiekiem. Kiedyś go stracę. Przemienić go nie mogłam i nie chciałam. Jako człowiek nie był zły. Ale miał w sobie wystarczająco dużo mroku, by stać się złym wampirem, a do tego nie mogłam dopuścić.
Po drugie, był kapitanem piratów. Ciągle zabijał, a ja starałam się tego unikać. No i nie miałam pojęcia, co on do mnie czuje.
Spał już od dłuższego czasu. Przymknęłam oczy i leżałam tak przez chwilę, usiłując nie myśleć, że znowu pakuję się w niezłe kłopoty. W końcu usłyszałam, że się obudził.
- A więc Robin? - zapytałam, spoglądając na niego. - Robin Shehereze?
- Uhm. Ale nie nazywaj mnie tak. Nie na statku. - Przesunął dłonią po moim karku. Drgnęłam.
- Dobrze. - Przesunęłam się nieco w bok, patrząc na niego.
Leżeliśmy przytuleni do siebie. Słyszałam bicie jego serca oraz szum krwi, którą nie tak dawno miałam w ustach.
- Nie kusi cię zapach krwi, rybko? - Przesunął dłonią po moim policzku.
- Kusi. Zawsze kusi – przyznałam. - Ale potrafię się opanować. Szczególnie, kiedy nie jestem głodna.
- Krew ludzka jest lepsza od zwierzęcej, prawda?
- Zdecydowanie – przyznałam.
- Więc możesz pić moją. Przynajmniej dopóki mnie nie zmienisz.
Pokręciłam głową, zaskoczona propozycją. Wstałam powoli i zaczęłam się ubierać.
- To nie takie proste. Trudno jest się opanować, gdy już się zacznie, w końcu by mi się nie udało i mogłabym cię zabić. A kilkoma łykami i tak się nie nasycę. Poza tym, pijąc krew, robię ci krzywdę. I mówiłam już, nie mam zamiaru zmienić cię w wampira.
- Zmienisz, zmienisz. - Również wstał i sięgnął po ubranie.
- Nie rozumiesz. Chodzi o więź. - Opowiedziałam mu, jak wygląda przemiana i co wówczas dzieje się między opiekunem i podopiecznym. - Nie czuję tego szczególnego zapachu, dlatego wiem, że nie jesteś przeznaczony do tego, by być wampirem.
- Zmienisz zdanie, rybko. - Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie. - A póki co... jesteś moja. Tylko moja. Nie lubię zabijać swojej załogi, ale wiesz, że się nie zawaham.
Zamrugałam. Nie wiadomo czemu, jego słowa sprawiły mi dziwną radość, której starałam się nie pokazać.
- Kolejny powód, by cię nie zmieniać – mruknęłam. - A jeśli chodzi o Billa, to tylko się całowaliśmy. Przyznaj się, byłeś zazdrosny!
Uniósł brwi.
- Robiłaś to, żebym był zazdrosny?
- Nie! - Pokręciłam gwałtownie głową. - A byłeś? - Uśmiechnęłam się lekko.
- Cóż, Billy wciąż żyje. Ale teraz jesteś moja.
To stanowczo było stwierdzenie, nie pytanie.
- Twoja... ale twoja kobieta, czy twoja własność?
- Moja rybka. - Przesunął wargami po moich ustach. Oparłam dłoń o jego tors.
- Mogę być twoją rybką. A ty? Jesteś mój?
- A czyj mam być na statku pełnym mężczyzn?
Parsknęłam śmiechem.
- Woodesa?
Przycisnął mnie do ściany.
- Nie drażnij pirata, moja mała wampirzyco. - Pocałował mnie lekko, po czym sięgnął do kieszeni i wyjął złotą broszkę oprawioną w rubin, szafir i ametyst. Przypiął mi do sukienki. - Pasuje.
- Myślałam, że ją sprzedałeś.
- Jak widać, zachowałem ją. - Dotknął mojego policzka. - Już świta. Do zobaczenia rano. - Przesunął dłonią po mojej szyi, ramieniu, posłał mi pewny siebie uśmiech i wyszedł.
Następnego dnia, tuż po moim przebudzeniu, dopłynęliśmy do celu. Kiedy wyszłam i stanęłam w wyjściu, ujrzałam w oddali wyspę, na którą płynęliśmy. Tajemniczą wyspę pełną strzyg i piratów.
- Île de la Possession – powiedział kapitan, również spoglądając w tamtą stronę. - Nasza wyspa. Upiorna Samantha dopłynęła do celu.
- Samantha to kobiece imię? Kim ona jest? - zadałam pytanie, które od dawna mnie nurtowało. Kapitan uśmiechnął się nieznacznie.
- Tak. Jest kobietą. Jeszcze dziś ją poznasz, rybko.
- Pomóc ci? - zaoferowała się Karolina.
- Nie, na razie nie trzeba.
- A wieczorem idziemy na kolację z Fredem? - zapytała matki.
- Tak, to miło z jego strony, że nas zaprosił. - Amy uśmiechnęła się tajemniczo. Wymieniłyśmy się spojrzeniami. - Przyjdźcie zaraz – dodała i wyszła.
- Czy ja o czymś nie wiem? - Karolina spojrzała na mnie w zamyśleniu.
- Przekonamy się wieczorem – rzekłam krótko i podjęłam opowieść.
Zareagowałam błyskawicznie. Dwie sekundy, by wyrwać sztylet zza pasa jednego z żołnierzy. Jedna na dotarcie do szubienicy. I po dwie na odcięcie sznurów każdego z powieszonych. Nie minęło nawet piętnaście sekund, a oni zamiast wisieć, siedzieli na ziemi pod deskami szubienicy.
Kolejny bolesny strzał. W plecy. Zacisnęłam zęby i ruszyłam w stronę dowódcy, zwinnie omijając żołnierzy, po czym przyłożyłam mu sztylet do szyi.
- Cofnąć się, już! - zawołałam. - Bo go zabiję!
Oczywiście nie miałam takiego zamiaru, ale oni tego nie wiedzieli. W pierwszej chwili się zawahali, lecz kiedy powoli przesunęłam ostrzem po szyi ich przywódcy, wycofali się natychmiast.
- Rozwiążcie moich przyjaciół – nakazałam.
- Nie! - zawołał dowódca. - I tak nas zabiją. Wystrzelajcie ich, bez względu na wszystko!
- Nieprawda, puścimy was! - zaprotestowałam, ale było za późno. Żołnierze podnieśli broń.
W tym momencie Shehereze, który zdążył już rozwiązać ręce, rzucił się na jednego z nich i wyrwał mu broń, powalając go jednym ciosem, po czym zastrzelił bez wahania. Następnie, zasłaniając się zabitym żołnierzem jak tarczą, strzelił do dwóch stojących najbliżej i do dowódcy, którego wciąż trzymałam. Prysnęła na mnie krew. Odepchnęłam mężczyznę, odsuwając się gwałtownie. Zapach krwi, która znalazła się tak blisko, na chwilę mnie oszołomił. Powietrze było nim już przesycone.
- Rybko, rozwiąż pozostałych! - zawołał kapitan. Spojrzałam w stronę spętanych piratów. Dwóch z nich już nie żyło, trzeci był poważnie ranny. Pomknęłam do nich i pospiesznie przecięłam więzy. Dostałam kolejne strzały w plecy. Zacisnęłam zęby. Ból byłam w stanie wytrzymać, ale im więcej krwi traciłam, tym silniejsze czułam pragnienie.
Piraci rzucili się za drzewa, zabierając po drodze broń. Było ich więcej niż żołnierzy, więc domyślałam się, że musieli wpaść w zasadzkę.
Również ukryłam się za drzewem. Wszystko mnie bolało, od zewnątrz – od strzałów, a od wewnątrz – z powodu braku krwi. Zanim zdołałam się pozbierać, usłyszałam kogoś za sobą. Odwróciłam się gwałtownie. Poczułam, jak pod moją prawą piersią ląduje kołek. Spojrzałam zdumionym wzrokiem na żołnierza, który wbił mi go do połowy, po czym padł z roztrzaskaną głową. Za nim stał Johny. Wpatrywał się w moją ranę z przerażeniem.
- Czy ty... - zaczął, mrugając jedynym okiem. Pokręciłam głową.
- Nic mi nie będzie, pomyliły mu się strony – mruknęłam. Zacisnęłam zęby, wyrywając drewno z ciała i upuszczając na ziemię. - Dzięki za pomoc. - Spojrzałam na szyję Johny'ego. Gwałtowna myśl przebiegła mi przez głowę. Jeden łyk i ból stałby się mniejszy, a rany zaczęłyby się goić...
- Amando!
Obejrzałam się, odpychając niechciane myśli. Za mną stał Billy. Na twarzy, dłoniach i ubraniu miał krew.
- Jesteś... ranny? - spytałam cicho. Otworzył usta, ale nie powiedział słowa, tyko pokręcił głową.
- Potrzebujesz krwi, rybko. - Kapitan wyszedł zza drzew i podszedł bliżej. - Billy, weź pozostałych i sprawdźcie, czy nikt się nie ukrył. - Objął mnie ramieniem i zwrócił się do mnie: - Usiądź.
Usiadłam na ziemi, ale gdy zajął miejsce obok mnie, próbowałam się odsunąć.
- Może są tutaj jakieś zwierzęta...
- Nie możemy tu zostać. - Shehereze podwinął lewy rękaw i podsunął mi nadgarstek. - Pij.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Nie! - zaprotestowałam.
- Nie bądź głupia! Twoja wiara nie pozwala na zabijanie, ale podarowaną krew możesz pić, sama mówiłaś. To rozkaz!
Dotknęłam jego ręki. Dostałam tyle strzałów, że nie byłam w stanie zliczyć. I ten kołek... wystarczyło kilka centymetrów w lewo... ale jak tu zachować czujność przy takim bólu?
Nie myślałam już dłużej. Wbiłam kły w skórę i piłam. Jak dawno nie czułam w ustach tego wspaniałego smaku! Ponad trzy wieki minęły, odkąd ostatni raz piłam krew podarowaną – z Ozy'ego.
Przymknęłam oczy. Krew Shehereze'a niczym balsam łagodziła ból, cudownie pieściła podniebienie, zaspokajała głód. Dopiero, gdy poczułam jego dłoń na moich włosach, udało mi się opamiętać. Chciałam jeszcze, ale zmusiłam się, by przestać. Niechętnie odsunęłam się i spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.
- Wystarczy?
- Czy wystarczy? Wypiłam tak dużo, że mogłam zrobić ci krzywdę – szepnęłam.
- Chyba żartujesz. - Podniósł się i obwiązał nadgarstek kawałkiem materiału. - Chodź, wracamy na statek.
Skinęłam głową i wstałam powoli. Czułam, że rany mi się goją, a proch znika, jakby został rozpuszczony. Przygładziłam włosy.
- Nie wysilaj się, i tak wyglądasz okropnie. Dobrze, że nie widzisz się w lustrze. - Kapitan posłał mi uśmiech. Prychnęłam.
- I kto to mówi. - Zlustrowałam go wzrokiem. Roześmiał się.
Dopiero teraz spostrzegłam, że przyglądają nam się piraci. Spojrzałam w ich stronę. Część z nich się cofnęła. Przewróciłam oczami.
- Wracamy?
- Jak najszybciej – odparł Shehereze i ruszyliśmy w stronę łodzi. Po drodze minęliśmy ciała żołnierzy i piratów.
- Nie zabierzemy ich?
- Są martwi. - Shehereze spojrzał na mnie. - Nie mamy czasu, by ich pochować lub zabrać ze sobą.
- A żołnierze? Jest ich więcej?
- Na wyspie? Nie. Ale za godzinę może tu być cała królewska flota.
- Czyli rozumiem, że nie znaleźliście skarbu? - Obejrzałam się na pozostałych.
- Fałszywy trop – mruknął kapitan.
- Zastawili na nas pułapkę – dodał Johny, podchodząc bliżej. - Widocznie wypatrzyli nas, kiedy przybiliśmy do brzegu.
- A wy w nią wpadliście. - Pokręciłam głową.
- Tak, ale kapitan grał na zwłokę – mruknął Hudson. - Teraz już wiemy, dlaczego.
Nie odpowiedziałam. Przez długą chwilę szliśmy w milczeniu. W końcu zatrzymaliśmy się przy łodzi. Kiedy piraci zajęli już miejsca w szalupie, przysiadłam między Shehereze'em, a Johnym i popłynęliśmy w stronę statku. Spostrzegłam, że Billy mi się przygląda. Wciąż miał na sobie krew, ale najwyraźniej nie należała do niego. Nie udało mi się pochwycić jego wzroku, więc nie miałam pojęcia, o czym myślał. A raczej, co o mnie myślał.
Spojrzałam na kapitana. Chciałam spytać, jak się czuje, ale przy piratach i tak by się nie przyznał. Przez chwilę na łodzi panowała cisza.
- A więc jesteś strzygą – odezwał się w końcu Woodes.
- Nie. Jestem wampirzycą – podkreśliłam. - I jak mnie ktoś jeszcze raz nazwie strzygą, to pogryzę!
Po spojrzeniu piratów zorientowałam się, że wzięli to na poważnie. Westchnęłam.
- No dobra, nie pogryzę. Nie zabijam ludzi. Piję krew zwierząt. Ostatni raz zabiłam człowieka prawie czterysta lat temu, a ponad trzysta czterdzieści piłam ludzką krew – podarowaną.
- Pamiętasz to wszystko? - Kapitan spojrzał na mnie ciekawie.
- Pewnie. Wampiry mają świetną pamięć. - Wzruszyłam ramionami.
- To ile ty masz lat? - spytał Johny.
- Zgadnij. - Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
- Hm. Z pięćset?
- Nie no, przesadziłeś – roześmiałam się. - Tylko czterysta dwadzieścia cztery.
- Tylko? - Uśmiechnął się. Pozostali mieli poważne miny, nawet Billy. Natomiast kapitan wydawał się rozbawiony.
- Ależ macie miny. Załoga straszliwych piratów boi się małej, łagodnej wampirzycy, która żywi się kozami? To ma być moja załoga?
- A kto tu się boi? - mruknął Woodes. Powstrzymałam uśmiech.
W końcu dopłynęliśmy i weszliśmy na statek. Od razu zeszłam pod pokład umyć się i przebrać. Założyłam sukienkę, rozczesałam włosy i weszłam do kapitana. Siedział na łóżku już przebrany.
- Na pewno nie czujesz się osłabiony? - spytałam, siadając obok niego. - Straciłeś sporo krwi. - Popatrzyłam na niego uważnie.
- Wyglądam na osłabionego? - Spojrzał na mnie. Nasz wzrok się spotkał. W jego oczach ujrzałam siebie. Poczułam się, jakbym patrzyła w zwierciadło. Uśmiechnęłam się powoli. Kobieta w jego oczach zrobiła to samo. Kruczoczarne włosy, jeszcze wilgotne, łagodnie spływały po jej ramionach. Beżowa sukienka zasłaniała dekolt, ale ramiona były odrobinę odsłonięte.
- Tak wyglądam – szepnęłam.
- Tak, rybko. - Dotknął mojego policzka. - A teraz wyjdź z mojej głowy.
- W porządku. - Spuściłam wzrok. - Skąd wiedziałeś, że cię nie zabiję? Mogłam nie być w stanie się powstrzymać.
- Byłaś wspaniała, wiesz? - Podniósł lekko moją głowę. - I tak już prawie się rozwiązałem, więc sam bym się uwolnił, ale z całą resztą mogło być kiepsko. Dobrze jest mieć cię po swojej stronie.
- Tak, ale... - Urwałam, wpatrując się w jego oczy. Poczułam dotyk jego dłoni na swoim policzku. Był tak blisko. W końcu jego usta dotknęły moich. Serce przyspieszyło gwałtownie.
Przyciągnął mnie za ramiona i ponownie pocałował. Odruchowo objęłam go za szyję. Nagle wszystkie opory pękły jak bańka mydlana. Świat przestał istnieć. Był tylko on i ja. Nieważne, że był nadętym kapitanem piratów. Nie bał się mnie i mi zaufał. Wierzył, że go nie zabiję. Powierzył mi swoje życie. Swoją krew.
- Shehereze... - szepnęłam.
- Mam na imię Robin – wyszeptał wprost w moje ucho.
- Ładnie – mruknęłam, przyciągając go i całując.
Nie wahałam się. Nie zastanawiałam. Chyba zupełnie przestałam myśleć. Chociaż nie. Myślałam. O smaku jego ust. Zapachu krwi, tętniącej w jego żyłach. Dotyku jego dłoni na mojej skórze.
Poddałam się ogarniającej nas namiętności.
Leżałam z głową na jego piersi i zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Nie żałowałam, wręcz przeciwnie – chciałam więcej. Ale było tyle przeciw. Po pierwsze, był człowiekiem. Kiedyś go stracę. Przemienić go nie mogłam i nie chciałam. Jako człowiek nie był zły. Ale miał w sobie wystarczająco dużo mroku, by stać się złym wampirem, a do tego nie mogłam dopuścić.
Po drugie, był kapitanem piratów. Ciągle zabijał, a ja starałam się tego unikać. No i nie miałam pojęcia, co on do mnie czuje.
Spał już od dłuższego czasu. Przymknęłam oczy i leżałam tak przez chwilę, usiłując nie myśleć, że znowu pakuję się w niezłe kłopoty. W końcu usłyszałam, że się obudził.
- A więc Robin? - zapytałam, spoglądając na niego. - Robin Shehereze?
- Uhm. Ale nie nazywaj mnie tak. Nie na statku. - Przesunął dłonią po moim karku. Drgnęłam.
- Dobrze. - Przesunęłam się nieco w bok, patrząc na niego.
Leżeliśmy przytuleni do siebie. Słyszałam bicie jego serca oraz szum krwi, którą nie tak dawno miałam w ustach.
- Nie kusi cię zapach krwi, rybko? - Przesunął dłonią po moim policzku.
- Kusi. Zawsze kusi – przyznałam. - Ale potrafię się opanować. Szczególnie, kiedy nie jestem głodna.
- Krew ludzka jest lepsza od zwierzęcej, prawda?
- Zdecydowanie – przyznałam.
- Więc możesz pić moją. Przynajmniej dopóki mnie nie zmienisz.
Pokręciłam głową, zaskoczona propozycją. Wstałam powoli i zaczęłam się ubierać.
- To nie takie proste. Trudno jest się opanować, gdy już się zacznie, w końcu by mi się nie udało i mogłabym cię zabić. A kilkoma łykami i tak się nie nasycę. Poza tym, pijąc krew, robię ci krzywdę. I mówiłam już, nie mam zamiaru zmienić cię w wampira.
- Zmienisz, zmienisz. - Również wstał i sięgnął po ubranie.
- Nie rozumiesz. Chodzi o więź. - Opowiedziałam mu, jak wygląda przemiana i co wówczas dzieje się między opiekunem i podopiecznym. - Nie czuję tego szczególnego zapachu, dlatego wiem, że nie jesteś przeznaczony do tego, by być wampirem.
- Zmienisz zdanie, rybko. - Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie. - A póki co... jesteś moja. Tylko moja. Nie lubię zabijać swojej załogi, ale wiesz, że się nie zawaham.
Zamrugałam. Nie wiadomo czemu, jego słowa sprawiły mi dziwną radość, której starałam się nie pokazać.
- Kolejny powód, by cię nie zmieniać – mruknęłam. - A jeśli chodzi o Billa, to tylko się całowaliśmy. Przyznaj się, byłeś zazdrosny!
Uniósł brwi.
- Robiłaś to, żebym był zazdrosny?
- Nie! - Pokręciłam gwałtownie głową. - A byłeś? - Uśmiechnęłam się lekko.
- Cóż, Billy wciąż żyje. Ale teraz jesteś moja.
To stanowczo było stwierdzenie, nie pytanie.
- Twoja... ale twoja kobieta, czy twoja własność?
- Moja rybka. - Przesunął wargami po moich ustach. Oparłam dłoń o jego tors.
- Mogę być twoją rybką. A ty? Jesteś mój?
- A czyj mam być na statku pełnym mężczyzn?
Parsknęłam śmiechem.
- Woodesa?
Przycisnął mnie do ściany.
- Nie drażnij pirata, moja mała wampirzyco. - Pocałował mnie lekko, po czym sięgnął do kieszeni i wyjął złotą broszkę oprawioną w rubin, szafir i ametyst. Przypiął mi do sukienki. - Pasuje.
- Myślałam, że ją sprzedałeś.
- Jak widać, zachowałem ją. - Dotknął mojego policzka. - Już świta. Do zobaczenia rano. - Przesunął dłonią po mojej szyi, ramieniu, posłał mi pewny siebie uśmiech i wyszedł.
Następnego dnia, tuż po moim przebudzeniu, dopłynęliśmy do celu. Kiedy wyszłam i stanęłam w wyjściu, ujrzałam w oddali wyspę, na którą płynęliśmy. Tajemniczą wyspę pełną strzyg i piratów.
- Île de la Possession – powiedział kapitan, również spoglądając w tamtą stronę. - Nasza wyspa. Upiorna Samantha dopłynęła do celu.
- Samantha to kobiece imię? Kim ona jest? - zadałam pytanie, które od dawna mnie nurtowało. Kapitan uśmiechnął się nieznacznie.
- Tak. Jest kobietą. Jeszcze dziś ją poznasz, rybko.
Lubię go :))))) Jest taki męski :))) Aaaaach!
OdpowiedzUsuńAmanda najwyraźniej podziela Twoje zdanie:D
UsuńNo w końcu coś się wydarzyło! :) tylko boję się, jak zareaguje Billy..
OdpowiedzUsuńOo w końcu będzie wiadomo kim jest Samantha! :D
Szkoda, że do następnej notki jeszcze tyle czasu. :p
Pozdrawiam. :)
A jak myślisz, kim jest Samantha?;p
UsuńWłaśnie problem w tym, że nie mogę jej sobie wyobrazić, nie mam pomysł kim może być ;d.
UsuńChociaż na początku wydawało mi się, że może jest królową tam, no ale szczerze wątpię :p.
Królową wyspy piratów? Ciekawy pomysł:p
UsuńNo tak a Upiorna Samantha dlatego, że ona też ma jakieś swoje liczne podboje skarbów, albo jest znana ze swojego okrucieństwa. :)
UsuńI wszyscy faceci na nią lecą łącznie z Sheherezem?:-P
UsuńMyślę, że to dlatego, że faceci lubią jak kobiety są samodzielne, waleczne. :D
UsuńZależy jacy faceci, niewielu lubi być słabszymi od kobiet;p
UsuńNo tak, ale każdy facet szanuje kobietę która jest waleczna :p. A zresztą naszemu kapitanowi nie grozi fakt, że Samantha będzie lepsza od niego, przynajmniej tak myślę :D.
UsuńCzemu?:p
UsuńHm.. nie wiem jak to powiedzieć, po prostu Shehereze budzi we mnie coś na rodzaj podziwu, więc nie mogę sobie wyobrazić kogoś jeszcze lepszego niż on. :p
UsuńJest najlepszy z najlepszych?:p
UsuńMiałam cichą nadzieję, że Shehereze będzie z Amandą. Czyżby Billi teraz bał się Amandy nawet nic nie powiedział. Jestem ciekawa tej wyspy i to bardzo. Myślałam że Samantha nie żyje. Cóż to za postać? Mam nadzieję, że Amanda nie zobaczy w niej konkurencji:P Jestem ciekawa tych strzyg, no i jeszcze czy uda się im odnaleźć skarb? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAnia P:)
Jak na razie to ze skarbu nic nie wyszło:p A co do Samanthy - kogo obstawiasz? Kim jest?;)
UsuńPodejrzenia mam. Jedno że Samantha jest strzygą to by znaczyło nazwę wyspy Upiorna Samantha. Ciekawi mnie ta ogromna chęć Shehereze aby stać się wampirem.
UsuńNazwa wyspy to Île de la Possession, chyba miałaś na myśli nazwę statku;p Czemu miałby nie chcieć? Kapitan piratów, który jest wampirem, byłby prawdziwym postrachem mórz:-P
UsuńAle klapa...chyba przez to zmęczenie taką pomyłkę palnęłam. Tak miałam na myśli statek, czyżby Samantha miała coś wspólnego z nazwą statku? Czyżby to na jej cześć tak został nazwany statek. Jestem ciekawa czy Amanda pozna strzygę.
UsuńSkoro jest ich pełno na wyspie, to raczej nieuniknione;p
UsuńW końcu 11, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
UsuńPozdrawiam
Ania P:)
Najwcześniej będzie w niedzielę, bo jutro jadę na galę w pracy i wracam nad ranem:p
UsuńTo grzecznie czekam do niedzieli :)
UsuńPozdrawiam
Ania P:)
Najwcześniej:p
UsuńWiedziałam!! Wiedziałam, że będą razem! Widać nie tylko mnie pociągają czarne charakterki i tak, przyznaję rację Susannah - jest męski, oj jest! Nie dość, że męski, to jeszcze do tego jaki władczy ;D Robin... Pasuje do niego ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że jednak Amanda zdążyła uwolnić wszystkich i nie musiała robić selekcji ;) Jestem zaskoczona gestem Sheherezego, tym, że nie bał się jej pomóc, że ufa jej do takiego stopnia, by powierzyć jej swoje własne życie... Nie spodziewałam się czegoś takiego... Nie da się ukryć, zapowiada się bardzo ciekawie. Wyspa pełna piratów, strzyg, tajemnicza Samantha no i Amanda jako rybka naszego uwielbianego kapitana ;p Dziewczyno, nie dasz mi dzisiaj spać. Będę rozmyślać kim ona jest(Samantha)choć mam pewną sugestię i jak to wszystko się potoczy(oni jako para) ;) Pisz szybko i pozdrawiam gorąco! ;*****
Jaką sugestię? Napisz, bo jestem ciekawa, czy zgadłaś;)
UsuńPo długim rozmyślaniu mam nawet kilka, ale poczekam z ich wygłaszaniem ;)Jestem ciekawa czy zgadnę ;p
UsuńKilka to każdy ma, a co Ci się wydaje najbardziej prawdopodobne? Nie powiem, czy zgadłaś, ale chętnie się dowiem, co obstawiasz;p
UsuńNie sądziłam, że Amanda będzie piła krew pirata i w konsekwencji obydwoje wylądują w łóżku. Mam nadzieję, że wampirzyca będzie posłuszna ustanowionym prawom i nie zmieni kapitana w wampira. Nie chciałabym, żeby doszło do tragedii... jestem ciekawa co wydarzy się na wyspie i jak będzie wyglądało spotkanie Amandy ze strzygami. Jestem pewna, że znowu nas czymś zaskoczysz;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Myślisz, że ich wylądowanie w łóżku było konsekwencją wypicia krwi?:p
UsuńNo nareszcie :) Od dawna czekałam na ten romans. Już myślałam że nic z tego a tu jednak niespodzianka :) Widzę, że kapitan ma tu wiele fanek z którymi się zgadzam, jest strasznie męski :) Bardzo jestem ciekawa wyspy i Samanthy (choć mam pewne podejrzenia, kto to jest) czekam z niecieprliwością na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńPs. Jakimś cudem napisałam nowy rodział mimo że synek strasznie przeszkadza :) zapraszam do Cold Springs (nie umiem linku wstawić:p)
Link wklejasz tam gdzie jest adres URL:) A jakie masz podejrzenia?
UsuńWitaj;)
OdpowiedzUsuńNo muszę powiedzieć rozdział naprawdę dynamiczny i poniekąd zaskakujący;P Spodziewałam się, że w końcu między Shehereze a Amandą coś zaiskrzy, nawet jeśli brać pod uwagę Billy'ego. Po prostu oboje mają dość twarde charaktery, które w ciekawy sposób sie ścierają.
Bardzo fajny i dynamiczny właśnie opis starcia z żołnierzami. Pełen podziw, bo u mnie to największa słabość. No i ten moment oddania krwi... Nic dziwnego, że nawet na Amandzie zrobiło to wrażenie;) Co ja mogę powiedzieć jak zwykle czytałam z zapartym tchem, tak bardzo porywająca jest ta opowieść. No i zaciekawiła mnie Samantha na końcu. Nie myślałam, że ta nazwa wzięła się od jakiejś żyjącej kobiety;P Pozdrawiam serdecznie [taniec-ze-smiercia]
Zaiskrzyło i to poważnie;p A oddanie krwi faktycznie zaskoczyło Amandę;)
UsuńDzięki za dedyk, aż mi miło się zrobiło :P Bardzo mi się rozdział podobał, zwłaszcza ta końcówka, taka romantycznie-pociągająca :* No proszę słynny kapitan uległ kobiecemu urokowi i wreszcie przyznał się co otwarcie czuje, przynajmniej po części. Cóż z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, coś czuję, ze ta Samantha wywrze na Amandzie nie lada wrażenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Na pewno wywrze wrażenie, a jak myślisz, kim ona jest?;p
UsuńKtoś w rodzaju "królowej" wyspy?
UsuńO, to już drugi głos za królową:p
UsuńRobin? Ze wszystkich imion akurat Robin? Zabij mnie ktoś...
OdpowiedzUsuńMam swoje podejrzenia co do Samanthy, ciekawe czy słuszne :)
I wiedziałam, że kapitan ma trochę serca, no! :)
A co, źle, że Robin?:p
UsuńJaki masz podejrzenia?:) Powiedz:)
Ze względu na słowo "upiorna" i fakt strzyg, to się zastanawiałam, czy właśnie nie jest strzygą ;)
UsuńA Robin, jakoś tak... Kojarzy mi się po pierwsze z kobietą, a po drugie to jakoś... no w ogóle mi nie pasuje do kapitana :)
Robin z kobietą?:-o Czemu? Choć jemu pewnie też się nie podoba, skoro go rzadko używa:p
UsuńKonkretnie to Robyn, z serii Jutro. Tak czy siak, dla mnie brzmi "żeńsko" :)
UsuńA Robin Williams? I Robin Hood?:p
UsuńRobin Hood to jest już tak "utarte", że nawet o tym nie pomyślałam. Robin Williams rzadko używam. A serię Jutro czytałam niedawno i wciąż mam w pamięci. A w ogóle Robin Shehereze nie brzmi dobrze. Oby wciąż było używane nazwisko ;)
UsuńAmandzie się podoba, więc możliwe, że będzie używała tego imienia:p
UsuńAch ta Amanda, zero gustu ;P Jakoś przeżyję, cóż poradzić? :)
UsuńNo, może nie zero, Shehereze jest przystojny, a Edmunda lubiłaś:p
UsuńNo dobra, coś tam gustu ma, przyznaję rację xD
UsuńO widzisz:-D A "De gustibulus non disputantum est":):)
UsuńNiby tak, ale ponarzekać można :P
UsuńPewnie, narzekanie dozwolone;)
UsuńNo i bęc! Amanda spędziła upojną noc z kapitanem o seksownym imieniu (i nie tylko). ;p Prędzej czy później można się było tego spodziewać. Ale szkoda mi Billy'ego, lubię go. Chociaż teraz polubiłam też Robina. :D
OdpowiedzUsuńZobaczymy w końcu jak wygląda ta ich słynna wyspa. Miejmy nadzieję, że Samantha nie jest kolejną kochanką Shehereze'ego. ;p
Pozdrawiam.
To za którym z nich teraz jesteś?:p
UsuńSama już nie wiem. :p
Usuń