- Nie wierzę! - zawołała Karolina. - Naprawdę chciał cię zastrzelić?
- Całkiem możliwe – odparłam.
- No dobra, wiem, że to by cię nie zabiło, ale mimo to, strzelanie do kobiety tylko po to, żeby ukarać buntownika...
- Taki już był Shehereze.
Dziewczyna westchnęła.
- I co, bolało?
- Cóż, tak naprawdę, miałam nadzieję, że jednak nie strzeli.
- No dzięki – mruknęłam, patrząc na kapitana. - Sama nie wiem, co jest bardziej bolesne, podcięcie gardła, czy postrzał.
- A co wolisz, rybko? - Wciąż we mnie celował. Zrozumiałam, że mówił poważnie. Wiedział, że w ten sposób nie zrobi mi większej krzywdy, ale za to ujawni, kim jestem. Spojrzałam na resztę załogi. Johny wyglądał na przestraszonego, zerkał na kapitana z niepokojem.
- A może lepiej paktujmy z nim? - zwrócił się do kapitana jeden z piratów. Rozpoznałam w nim Billa, rannego, którego pomogłam opatrzyć. Wiedziałam, że pomagał Shehereze'owi w prowadzeniu ksiąg i rachunków.
- Nie paktuję z buntownikami.
- Proponuję pojedynek. - Pirat spojrzał na kapitana. - Na śmierć i życie.
Shehereze patrzył na niego przez chwilę, w końcu przeniósł wzrok na mnie i Maca. W jego oczach przez moment ujrzałam dziwny błysk. Powoli opuścił broń.
- Co powiesz, zdrajco, masz odwagę stanąć do pojedynku?
Pirat zastanawiał się przez chwilę.
- To twoja szansa, Mac, inaczej kapitan cię zabije – zwrócił się do niego Billy.
- Dobra, ale jak wygram, statek jest mój.
Shehereze uśmiechnął się powoli, jakby był absolutnie pewien zwycięstwa. Wyciągnął szablę i wyszedł bliżej środka okrętu.
- Zaczynamy?
Mac pchnął mnie w bok, ale udało mi się złapać równowagę. Billy szybko znalazł się przy mnie i spojrzał z niepokojem.
- Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową, zerkając na niego. Twarz miał lekko podłużną, małą bródkę, ale pasującą do niego, jasne włosy sięgały mu za uszy, układając się łagodnie po bokach. Stwierdziłam, że pirat ma w sobie to coś.
Odwróciłam się, słysząc szczęk szabli. Rozpoczęła się walka.
- Nie powinnaś tego oglądać, Amando, poleje się krew – zauważył Billy. - Dużo krwi.
Westchnęłam, zerkając na trupa. Powietrze już teraz przepełnione było zapachem krwi, tym wyraźniej, że w nocy wiatr był znacznie mniejszy.
- Ale kapitan wygra, prawda? - Popatrzyłam na walczących z niepokojem.
- Oczywiście. Nie ma wątpliwości. Kapitan Shehereze jest najlepszy.
Już po chwili wiedziałam, co Billy miał na myśli. Mac nie miał szans. Co prawda nie byłam ekspertem w dziedzinie walki szablą; Inyan nauczył mnie podstaw, ale wolałam kuszę i walkę wręcz. Jednak łatwo mogłam rozpoznać, że Shehereze ma znaczną przewagę. Księżyc w pełni oświetlał walczących, wyglądających dość upiornie, co potęgowało światło z pochodni zawieszonych w żelaznych uchwytach. Rozpaczliwe wysiłki Maca, żeby dosięgnąć przeciwnika, kończyły się spokojnym sparowaniem ciosu. W końcu Shehereze ciął go w ramię, potem w nogę. Pirat upadł, a kapitan przyłożył mu szablę do szyi.
Nie trudno było się domyślić, co teraz nastąpi. Pojedynek na śmierć i życie mógł skończyć się tylko w jeden sposób. Mac przegrał.
Shehereze patrzył na niego przez chwilę, po czym uśmiechnął się powoli. Stwierdziłam, że ten uśmiech ma w sobie coś niepokojącego. Jego słowa to potwierdziły.
- Obiecałem ci przeciąganie pod kilem.
Wiedziałam doskonale, co to znaczy. Polegało na skrępowaniu kończyn pirat i przeciągnięciu go za pomocą liny z burty na burtę, ale pod dnem statku. Zazwyczaj równało się to wyrokowi śmierci.
- Kapitanie, to znaczna przesada, nikogo przecież nie zabił – zaprotestowałam. - Masz zamiar go torturować?
Shehereze zerknął na mnie z uniesionymi brwiami.
- Ukarać.
- To za okrutna kara! To przecież tortury. - Założyłam ręce i popatrzyłam na niego stanowczo.
- Co ty wiesz o torturach, rybko?
- Więcej, niż myślisz. - Patrzyłam poważnie na kapitana. Wzruszył ramionami i zwrócił się do bosmana:
- Woodes, zwiąż go.
- Zaczekaj! - zawołał Mac. - Jeśli darujesz mi życie, wymienię ci wszystkich, którzy brali w tym udział.
Na statku zaległa cisza. Wszyscy wpatrywali się w Shehereze'a, który powoli schował szablę i spojrzał na mnie, po czym przeniósł wzrok na Maca.
- Jeśli skłamiesz, wylądujesz pod statkiem. A nasza rybka będzie wiedzieć, czy mówisz prawdę.
- Zaraz, chwila. - Podeszłam do nich. - Co zrobisz z tymi, którzy brali udział w buncie? Zabijesz? Czy wsadzisz ich wszystkich razem z nim na łódź i pozwolisz im odpłynąć?
Uśmiechnął się dziwnie.
- Chcesz, żebym puścił ich wolno?
- Nie lubię tortur ani krwawych rzezi.
- Jesteś dość wrażliwa jak na... - zrobił znaczącą pauzę i dokończył – wdowę po Indianinie.
- Proszę, kapitanie, pozwól im odpłynąć. - Spojrzałam mu w oczy. Tym razem nie odwrócił wzroku. Za to wyobraził sobie, jak przegryzam Macowi szyję. Miałam ochotę mu powiedzieć, że jeśli już, to najpierw ukręciłabym mu kark, a potem wyssała krew, ale oczywiście przemilczałam tę kwestię.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, w końcu skinął głową.
- Dobrze, pozwolę im odpłynąć.
- Naprawdę? - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Ale żywym i na łodzi? - doprecyzowałam. Popatrzył na mnie z rozbawieniem.
- Szybko się uczysz. Tak, będą żywi i na łodzi.
Skinęłam głową, choć wciąż miałam dziwne podejrzenia, że Shehereze nie odpuściłby tak łatwo.
Mac został przywiązany do masztu. Bez wahania wymienił pięciu piratów. Pozostali otoczyli niedoszłych buntowników. Podeszłam do Maca i spojrzałam mu w oczy.
- Mówi prawdę. Było ich siedmiu razem z nim i Tony'm.
- Przeszukaj ich – powiedział Shehereze do jednego z piratów. Po zabraniu broni i wielu innych rzeczy, kapitan spojrzał na bosmana Woodesa. - Idź po piętno.
Jeden ze zdrajców jęknął głośno. Spojrzałam na Billa, który stał najbliżej mnie.
- O co tu chodzi?
- Kapitan napiętnuje ich jako zdrajców, aby żaden piracki statek nie przyjął ich do swojej załogi. Napiętnowany pirat nie ma już większych szans na morzu.
Skinęłam głową, ciekawa, na czym to będzie polegać. Kiedy jednak Woodes wrócił z gorącym żelazem, zaprotestowałam.
- Czy to konieczne, kapitanie?
Shehereze przewrócił oczami.
- Możesz wrócić pod pokład, jeśli widok pieczonego ciała cię mierzi, zrobiłaś już, co było trzeba.
- Wolę dopilnować, byś dotrzymał słowa i nie wybił ich wszystkich – mruknęłam. Właściwie to nie powinnam się wtrącać; ci marynarze zdradzili swojego przywódcę, a jeden z nich chciał mnie zabić. Gdyby ich oprawcami były głodne wampiry, pewnie nie powiedziałabym słowa w ich obronie. Ale Shehereze nie musiał ich zabijać. Nie wiem czemu, lecz chciałam, by nie okazał się zły. Lubiłam go mimo wszystko i nie miałam wątpliwości, że w razie potrzeby stanę po jego stronie.
Dwóch pierwszych piratów broniło się przed przyłożeniem rozgrzanego żelaza do nadgarstka, ale pozostałych trzech przyjęło karę bez słowa. Na koniec Woodes podszedł do Maca i zrobił to samo. Pirat nie wydobył z siebie nawet jęku.
- Mogą już odpłynąć? - spojrzałam niepewnie na kapitana piratów. Ponieważ tym razem nie pozwolił spojrzeć sobie w oczy, nie wiedziałam, co planuje. Czasami był naprawdę nieprzewidywalny.
- Spuścić szalupę – rozkazał, po czym zwrócił się do Woodesa. - A temu, który ośmielił się stanąć ze mną do pojedynku, należy się dodatkowa kara. Połam mu nogi.
Na te słowa bosman sięgnął po całkiem spory młot, służący do naprawy statku i uderzył Maca w kolano. Rozległ się przerażający krzyk.
- Nie! - zawołałam i ruszyłam w jego stronę. Shehereze złapał mnie za rękę.
- Bronisz zdrajcy? - zapytał. Spojrzałam na niego.
- Mówiłam już, nie lubię tortur.
- Chciał cię zabić, pamiętasz?
- Ty też – wypomniałam.
- Czyżby? - Uniósł brwi. - To czemu żyjesz do tej pory?
Rozległ się powtórny, stłumiony nieco krzyk. Drugie kolano Maca zostało połamane. Westchnęłam i opuściłam dłoń.
- Obiecałeś mu darowanie życia – przypomniałam.
- Życia owszem, ale nic nie wspominałem o zdrowiu. - Przeniósł wzrok na bosmana. - Woodes, przeszukaj go i rozwiąż. Niech jego kompani zawloką go na łódź. Przypilnuj, żeby żaden nie miał broni. I sprawdź, czy nie ma niczego w łodzi. - Popatrzył dziwnie na pirata, który skinął głową i zszedł niżej, sprawdzając szalupę.
- Jeśli odpłyniemy bez pistoletów i zapasów, umrzemy z głodu, zanim napotkamy jakiś statek – zaprotestował jeden z buntowników.
- Albo na statku rozpoznają piratów i was powieszą. Albo sami skoczycie do wody. A może rekiny rozwalą wam łódź i was pożrą. Możecie też podusić się wzajemnie. Macie mnóstwo opcji do wyboru – zakpił kapitan. Odsunęłam się i patrzyłam, jak schodzą na łódź. Kiedy spojrzałam w oczy jednego z nich, dostrzegłam, że żałuje tego buntu. Chciał mieć więcej niż dostawał, a z tego co się orientowałam, piraci wcale nie zarabiali tak mało. Oto, do czego prowadzi ludzka chciwość.
Mac wydawał się być w kiepskim stanie. O ile pozostali mieli szansę, o tyle on sam wyglądał tragicznie. Kiedy spojrzałam mu na chwilę w oczy, ujrzałam jedynie nienawiść i chęć zemsty.
Po odpłynięciu zdrajców piraci owinęli w płótno ciało Tony'ego i wyrzucili do morza. Kapitan uznał egzekucję za zakończoną i wrócił do kajuty. Istotnie, śmiało można było nazwać to wyrokiem; jeśli przez wiele dni nie napotkają żadnego statku, umrą z głodu i z pragnienia. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, negocjując o ich życie. Z drugiej strony, nie chciałam, żeby Shehereze zabijał. To sprawiłoby, że stałby się naprawdę zły, a miałam nadzieję, że wcale tak nie jest.
Zeszłam pod pokład, a za mną Billy. Obejrzałam się na niego. Zatrzymał się przy mnie i posłał mi lekki uśmiech.
- Wszystko w porządku, Amando?
Skinęłam głową.
- A u ciebie? Jak twoja rana, goi się?
- Tak, ale chyba powinienem zmienić opatrunek.
- Pomogę – zaoferowałam. Skinął głową i zaprowadził mnie do swojej kajuty. Dzielił ją z kilkoma innymi piratami, ale obecnie byliśmy tu sami. Różniła się znacznie od kajuty kapitana, choć nie było tak tragicznie, jak na niektórych statkach. Każdy z piratów miał własną koję, średnio wygodną, ale na tyle dużą, by mogła pomieścić sporej postury mężczyznę. Na każdej leżała w miarę czysta pościel.
Usiedliśmy na jego łóżku. Billy zdjął koszulę, ukazując szczupłe, lecz dość umięśnione ciało. Po prawej stronie, tuż nad bandażem, ciągnęła się podłużna blizna. Właściwie takich blizn było więcej, ale mniejszych i już dawno zagojonych. Przebiegłam po nich wzrokiem i kiedy uniosłam głowę, napotkałam jego spojrzenie. Uśmiechnął się lekko. Przez chwilę wpatrywałam się w jego ciemne oczy, ni to brązowe, ni zielone, jakby stanowiące mieszankę tych dwóch kolorów.
- Już prawie się zagoiło – stwierdziłam. Ostrożnie odwinęłam bandaż, przemyłam ranę i owinęłam świeżym. Po wszystkim spojrzałam mu ponownie w oczy. - Czemu przystąpiłeś do piratów, Billy?
- Na statek handlowy zaciągnąłem się po tym, jak moi rodzice zginęli w pożarze i zostałem całkiem sam. Nie zarabiałem wiele. - W jego oczach ujrzałam duży statek, mnóstwo pracy na nim i brudne sienniki do spania. - Pewnego dnia napadli nas piraci. Walczyłem z Shehereze'em na szable. Dość długo. W końcu mnie pokonał, przyłożył ostrze do szyi i spytał: chcesz zostać piratem? Masz potencjał. - W jego wzroku ujrzałam całą scenę. Stojącego przy ścianie Billa z szablą przy skórze i kapitana piratów, wpatrującego się w pokonanego mężczyznę z typowym błyskiem w oku. - Zgodziłem się.
- Nie żałujesz?
Pokręcił głową.
- Oczywiście, że nie. Tam przez rok nie zarobiłbym tyle, co tutaj w niecały miesiąc. I tam byłem zwykłym majtkiem, tutaj liczy się nie wiek i pozycja, lecz umiejętności i walka. Dzięki temu, że nauczyłem się czytać i pisać, mam tu całkiem dobre stanowisko.
- Shehereze wielu marynarzom proponował piractwo w zamian za życie? - Podałam mu koszulę. Ubrał ją powoli.
- Do tej pory tylko dwóm osobom. Obaj się zgodziliśmy.
„To już trzem”, pomyślałam, przypominając sobie, jak groził mi obcięciem głowy.
- Często zdarzają się bunty na statku?
Billy pokręcił głową, powoli zapinając koszulę.
- To pierwszy raz, odkąd jestem w załodze.
Spojrzałam na niego.
- Czy Shehereze jest okrutny? Kazał połamać Macowi obie nogi, a nawet nie był przywódcą buntu.
- Kapitan uważa, że przywódca ma przynajmniej jakieś idee, do czegoś dąży. Tony chciał mieć swój własny statek. I miał odwagę. Poniekąd głupotę, bo musieli być niedyskretni, skoro ich odkrył. A pozostali po prostu poszli za nim z chciwości, więc bardziej zasługują na karę.
- Czyli za idee śmierć, a za chciwość łamanie kości?
- Albo przeciąganie pod kilem – uzupełnił Billy. Skrzywiłam się.
- Przeciągał już kiedyś kogoś?
- Odkąd jestem na statku to nie, ale wcześniej podobno tak. Pewnie słusznie. - Wzruszył ramionami.
- Nie lubię okrucieństwa. - Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się w zamyśleniu.
- Zauważyłem. Masz dobre serce. Mam nadzieję, że popłyniesz z nami na wyspę. - Przechylił się w moją stronę i zanim się zorientowałam, pocałował mnie. Z początku powoli, delikatnie, a następnie namiętnie, przyciągając mnie do siebie.
- Całkiem możliwe – odparłam.
- No dobra, wiem, że to by cię nie zabiło, ale mimo to, strzelanie do kobiety tylko po to, żeby ukarać buntownika...
- Taki już był Shehereze.
Dziewczyna westchnęła.
- I co, bolało?
- Cóż, tak naprawdę, miałam nadzieję, że jednak nie strzeli.
- No dzięki – mruknęłam, patrząc na kapitana. - Sama nie wiem, co jest bardziej bolesne, podcięcie gardła, czy postrzał.
- A co wolisz, rybko? - Wciąż we mnie celował. Zrozumiałam, że mówił poważnie. Wiedział, że w ten sposób nie zrobi mi większej krzywdy, ale za to ujawni, kim jestem. Spojrzałam na resztę załogi. Johny wyglądał na przestraszonego, zerkał na kapitana z niepokojem.
- A może lepiej paktujmy z nim? - zwrócił się do kapitana jeden z piratów. Rozpoznałam w nim Billa, rannego, którego pomogłam opatrzyć. Wiedziałam, że pomagał Shehereze'owi w prowadzeniu ksiąg i rachunków.
- Nie paktuję z buntownikami.
- Proponuję pojedynek. - Pirat spojrzał na kapitana. - Na śmierć i życie.
Shehereze patrzył na niego przez chwilę, w końcu przeniósł wzrok na mnie i Maca. W jego oczach przez moment ujrzałam dziwny błysk. Powoli opuścił broń.
- Co powiesz, zdrajco, masz odwagę stanąć do pojedynku?
Pirat zastanawiał się przez chwilę.
- To twoja szansa, Mac, inaczej kapitan cię zabije – zwrócił się do niego Billy.
- Dobra, ale jak wygram, statek jest mój.
Shehereze uśmiechnął się powoli, jakby był absolutnie pewien zwycięstwa. Wyciągnął szablę i wyszedł bliżej środka okrętu.
- Zaczynamy?
Mac pchnął mnie w bok, ale udało mi się złapać równowagę. Billy szybko znalazł się przy mnie i spojrzał z niepokojem.
- Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową, zerkając na niego. Twarz miał lekko podłużną, małą bródkę, ale pasującą do niego, jasne włosy sięgały mu za uszy, układając się łagodnie po bokach. Stwierdziłam, że pirat ma w sobie to coś.
Odwróciłam się, słysząc szczęk szabli. Rozpoczęła się walka.
- Nie powinnaś tego oglądać, Amando, poleje się krew – zauważył Billy. - Dużo krwi.
Westchnęłam, zerkając na trupa. Powietrze już teraz przepełnione było zapachem krwi, tym wyraźniej, że w nocy wiatr był znacznie mniejszy.
- Ale kapitan wygra, prawda? - Popatrzyłam na walczących z niepokojem.
- Oczywiście. Nie ma wątpliwości. Kapitan Shehereze jest najlepszy.
Już po chwili wiedziałam, co Billy miał na myśli. Mac nie miał szans. Co prawda nie byłam ekspertem w dziedzinie walki szablą; Inyan nauczył mnie podstaw, ale wolałam kuszę i walkę wręcz. Jednak łatwo mogłam rozpoznać, że Shehereze ma znaczną przewagę. Księżyc w pełni oświetlał walczących, wyglądających dość upiornie, co potęgowało światło z pochodni zawieszonych w żelaznych uchwytach. Rozpaczliwe wysiłki Maca, żeby dosięgnąć przeciwnika, kończyły się spokojnym sparowaniem ciosu. W końcu Shehereze ciął go w ramię, potem w nogę. Pirat upadł, a kapitan przyłożył mu szablę do szyi.
Nie trudno było się domyślić, co teraz nastąpi. Pojedynek na śmierć i życie mógł skończyć się tylko w jeden sposób. Mac przegrał.
Shehereze patrzył na niego przez chwilę, po czym uśmiechnął się powoli. Stwierdziłam, że ten uśmiech ma w sobie coś niepokojącego. Jego słowa to potwierdziły.
- Obiecałem ci przeciąganie pod kilem.
Wiedziałam doskonale, co to znaczy. Polegało na skrępowaniu kończyn pirat i przeciągnięciu go za pomocą liny z burty na burtę, ale pod dnem statku. Zazwyczaj równało się to wyrokowi śmierci.
- Kapitanie, to znaczna przesada, nikogo przecież nie zabił – zaprotestowałam. - Masz zamiar go torturować?
Shehereze zerknął na mnie z uniesionymi brwiami.
- Ukarać.
- To za okrutna kara! To przecież tortury. - Założyłam ręce i popatrzyłam na niego stanowczo.
- Co ty wiesz o torturach, rybko?
- Więcej, niż myślisz. - Patrzyłam poważnie na kapitana. Wzruszył ramionami i zwrócił się do bosmana:
- Woodes, zwiąż go.
- Zaczekaj! - zawołał Mac. - Jeśli darujesz mi życie, wymienię ci wszystkich, którzy brali w tym udział.
Na statku zaległa cisza. Wszyscy wpatrywali się w Shehereze'a, który powoli schował szablę i spojrzał na mnie, po czym przeniósł wzrok na Maca.
- Jeśli skłamiesz, wylądujesz pod statkiem. A nasza rybka będzie wiedzieć, czy mówisz prawdę.
- Zaraz, chwila. - Podeszłam do nich. - Co zrobisz z tymi, którzy brali udział w buncie? Zabijesz? Czy wsadzisz ich wszystkich razem z nim na łódź i pozwolisz im odpłynąć?
Uśmiechnął się dziwnie.
- Chcesz, żebym puścił ich wolno?
- Nie lubię tortur ani krwawych rzezi.
- Jesteś dość wrażliwa jak na... - zrobił znaczącą pauzę i dokończył – wdowę po Indianinie.
- Proszę, kapitanie, pozwól im odpłynąć. - Spojrzałam mu w oczy. Tym razem nie odwrócił wzroku. Za to wyobraził sobie, jak przegryzam Macowi szyję. Miałam ochotę mu powiedzieć, że jeśli już, to najpierw ukręciłabym mu kark, a potem wyssała krew, ale oczywiście przemilczałam tę kwestię.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, w końcu skinął głową.
- Dobrze, pozwolę im odpłynąć.
- Naprawdę? - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Ale żywym i na łodzi? - doprecyzowałam. Popatrzył na mnie z rozbawieniem.
- Szybko się uczysz. Tak, będą żywi i na łodzi.
Skinęłam głową, choć wciąż miałam dziwne podejrzenia, że Shehereze nie odpuściłby tak łatwo.
Mac został przywiązany do masztu. Bez wahania wymienił pięciu piratów. Pozostali otoczyli niedoszłych buntowników. Podeszłam do Maca i spojrzałam mu w oczy.
- Mówi prawdę. Było ich siedmiu razem z nim i Tony'm.
- Przeszukaj ich – powiedział Shehereze do jednego z piratów. Po zabraniu broni i wielu innych rzeczy, kapitan spojrzał na bosmana Woodesa. - Idź po piętno.
Jeden ze zdrajców jęknął głośno. Spojrzałam na Billa, który stał najbliżej mnie.
- O co tu chodzi?
- Kapitan napiętnuje ich jako zdrajców, aby żaden piracki statek nie przyjął ich do swojej załogi. Napiętnowany pirat nie ma już większych szans na morzu.
Skinęłam głową, ciekawa, na czym to będzie polegać. Kiedy jednak Woodes wrócił z gorącym żelazem, zaprotestowałam.
- Czy to konieczne, kapitanie?
Shehereze przewrócił oczami.
- Możesz wrócić pod pokład, jeśli widok pieczonego ciała cię mierzi, zrobiłaś już, co było trzeba.
- Wolę dopilnować, byś dotrzymał słowa i nie wybił ich wszystkich – mruknęłam. Właściwie to nie powinnam się wtrącać; ci marynarze zdradzili swojego przywódcę, a jeden z nich chciał mnie zabić. Gdyby ich oprawcami były głodne wampiry, pewnie nie powiedziałabym słowa w ich obronie. Ale Shehereze nie musiał ich zabijać. Nie wiem czemu, lecz chciałam, by nie okazał się zły. Lubiłam go mimo wszystko i nie miałam wątpliwości, że w razie potrzeby stanę po jego stronie.
Dwóch pierwszych piratów broniło się przed przyłożeniem rozgrzanego żelaza do nadgarstka, ale pozostałych trzech przyjęło karę bez słowa. Na koniec Woodes podszedł do Maca i zrobił to samo. Pirat nie wydobył z siebie nawet jęku.
- Mogą już odpłynąć? - spojrzałam niepewnie na kapitana piratów. Ponieważ tym razem nie pozwolił spojrzeć sobie w oczy, nie wiedziałam, co planuje. Czasami był naprawdę nieprzewidywalny.
- Spuścić szalupę – rozkazał, po czym zwrócił się do Woodesa. - A temu, który ośmielił się stanąć ze mną do pojedynku, należy się dodatkowa kara. Połam mu nogi.
Na te słowa bosman sięgnął po całkiem spory młot, służący do naprawy statku i uderzył Maca w kolano. Rozległ się przerażający krzyk.
- Nie! - zawołałam i ruszyłam w jego stronę. Shehereze złapał mnie za rękę.
- Bronisz zdrajcy? - zapytał. Spojrzałam na niego.
- Mówiłam już, nie lubię tortur.
- Chciał cię zabić, pamiętasz?
- Ty też – wypomniałam.
- Czyżby? - Uniósł brwi. - To czemu żyjesz do tej pory?
Rozległ się powtórny, stłumiony nieco krzyk. Drugie kolano Maca zostało połamane. Westchnęłam i opuściłam dłoń.
- Obiecałeś mu darowanie życia – przypomniałam.
- Życia owszem, ale nic nie wspominałem o zdrowiu. - Przeniósł wzrok na bosmana. - Woodes, przeszukaj go i rozwiąż. Niech jego kompani zawloką go na łódź. Przypilnuj, żeby żaden nie miał broni. I sprawdź, czy nie ma niczego w łodzi. - Popatrzył dziwnie na pirata, który skinął głową i zszedł niżej, sprawdzając szalupę.
- Jeśli odpłyniemy bez pistoletów i zapasów, umrzemy z głodu, zanim napotkamy jakiś statek – zaprotestował jeden z buntowników.
- Albo na statku rozpoznają piratów i was powieszą. Albo sami skoczycie do wody. A może rekiny rozwalą wam łódź i was pożrą. Możecie też podusić się wzajemnie. Macie mnóstwo opcji do wyboru – zakpił kapitan. Odsunęłam się i patrzyłam, jak schodzą na łódź. Kiedy spojrzałam w oczy jednego z nich, dostrzegłam, że żałuje tego buntu. Chciał mieć więcej niż dostawał, a z tego co się orientowałam, piraci wcale nie zarabiali tak mało. Oto, do czego prowadzi ludzka chciwość.
Mac wydawał się być w kiepskim stanie. O ile pozostali mieli szansę, o tyle on sam wyglądał tragicznie. Kiedy spojrzałam mu na chwilę w oczy, ujrzałam jedynie nienawiść i chęć zemsty.
Po odpłynięciu zdrajców piraci owinęli w płótno ciało Tony'ego i wyrzucili do morza. Kapitan uznał egzekucję za zakończoną i wrócił do kajuty. Istotnie, śmiało można było nazwać to wyrokiem; jeśli przez wiele dni nie napotkają żadnego statku, umrą z głodu i z pragnienia. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, negocjując o ich życie. Z drugiej strony, nie chciałam, żeby Shehereze zabijał. To sprawiłoby, że stałby się naprawdę zły, a miałam nadzieję, że wcale tak nie jest.
Zeszłam pod pokład, a za mną Billy. Obejrzałam się na niego. Zatrzymał się przy mnie i posłał mi lekki uśmiech.
- Wszystko w porządku, Amando?
Skinęłam głową.
- A u ciebie? Jak twoja rana, goi się?
- Tak, ale chyba powinienem zmienić opatrunek.
- Pomogę – zaoferowałam. Skinął głową i zaprowadził mnie do swojej kajuty. Dzielił ją z kilkoma innymi piratami, ale obecnie byliśmy tu sami. Różniła się znacznie od kajuty kapitana, choć nie było tak tragicznie, jak na niektórych statkach. Każdy z piratów miał własną koję, średnio wygodną, ale na tyle dużą, by mogła pomieścić sporej postury mężczyznę. Na każdej leżała w miarę czysta pościel.
Usiedliśmy na jego łóżku. Billy zdjął koszulę, ukazując szczupłe, lecz dość umięśnione ciało. Po prawej stronie, tuż nad bandażem, ciągnęła się podłużna blizna. Właściwie takich blizn było więcej, ale mniejszych i już dawno zagojonych. Przebiegłam po nich wzrokiem i kiedy uniosłam głowę, napotkałam jego spojrzenie. Uśmiechnął się lekko. Przez chwilę wpatrywałam się w jego ciemne oczy, ni to brązowe, ni zielone, jakby stanowiące mieszankę tych dwóch kolorów.
- Już prawie się zagoiło – stwierdziłam. Ostrożnie odwinęłam bandaż, przemyłam ranę i owinęłam świeżym. Po wszystkim spojrzałam mu ponownie w oczy. - Czemu przystąpiłeś do piratów, Billy?
- Na statek handlowy zaciągnąłem się po tym, jak moi rodzice zginęli w pożarze i zostałem całkiem sam. Nie zarabiałem wiele. - W jego oczach ujrzałam duży statek, mnóstwo pracy na nim i brudne sienniki do spania. - Pewnego dnia napadli nas piraci. Walczyłem z Shehereze'em na szable. Dość długo. W końcu mnie pokonał, przyłożył ostrze do szyi i spytał: chcesz zostać piratem? Masz potencjał. - W jego wzroku ujrzałam całą scenę. Stojącego przy ścianie Billa z szablą przy skórze i kapitana piratów, wpatrującego się w pokonanego mężczyznę z typowym błyskiem w oku. - Zgodziłem się.
- Nie żałujesz?
Pokręcił głową.
- Oczywiście, że nie. Tam przez rok nie zarobiłbym tyle, co tutaj w niecały miesiąc. I tam byłem zwykłym majtkiem, tutaj liczy się nie wiek i pozycja, lecz umiejętności i walka. Dzięki temu, że nauczyłem się czytać i pisać, mam tu całkiem dobre stanowisko.
- Shehereze wielu marynarzom proponował piractwo w zamian za życie? - Podałam mu koszulę. Ubrał ją powoli.
- Do tej pory tylko dwóm osobom. Obaj się zgodziliśmy.
„To już trzem”, pomyślałam, przypominając sobie, jak groził mi obcięciem głowy.
- Często zdarzają się bunty na statku?
Billy pokręcił głową, powoli zapinając koszulę.
- To pierwszy raz, odkąd jestem w załodze.
Spojrzałam na niego.
- Czy Shehereze jest okrutny? Kazał połamać Macowi obie nogi, a nawet nie był przywódcą buntu.
- Kapitan uważa, że przywódca ma przynajmniej jakieś idee, do czegoś dąży. Tony chciał mieć swój własny statek. I miał odwagę. Poniekąd głupotę, bo musieli być niedyskretni, skoro ich odkrył. A pozostali po prostu poszli za nim z chciwości, więc bardziej zasługują na karę.
- Czyli za idee śmierć, a za chciwość łamanie kości?
- Albo przeciąganie pod kilem – uzupełnił Billy. Skrzywiłam się.
- Przeciągał już kiedyś kogoś?
- Odkąd jestem na statku to nie, ale wcześniej podobno tak. Pewnie słusznie. - Wzruszył ramionami.
- Nie lubię okrucieństwa. - Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się w zamyśleniu.
- Zauważyłem. Masz dobre serce. Mam nadzieję, że popłyniesz z nami na wyspę. - Przechylił się w moją stronę i zanim się zorientowałam, pocałował mnie. Z początku powoli, delikatnie, a następnie namiętnie, przyciągając mnie do siebie.
Uuuu... Amanda całowana przez innego pirata niż Shehereze. Pewnie i tak nic nie winiknie z ,,związku'' Amandy i Billa. Ugh... odwala mi troszku. Be tam. Te okrucieństwo... aż ciarki przechodzą. Bałabym się być z takim okrutnikiem, a nawet przebywać na statku, ale zaraz przegnałabym strach, bo szkoda mi byłoby opuszczać przystojniaka ;>
OdpowiedzUsuńPs. Wracam do nicku Natka zamiast Akyes
Skąd wiesz, że nic nie wyniknie? Może coś tam jednak wyniknie;> Amanda powinna się bać Shehereze'a?
UsuńPrzeczucie mi tak mówi, że nic z tego nie będzie. A co do Shehereze'a...jest zbyt okrutny i nieprzewidywalny, więc Amanda raczej powinna się bać i bardziej na niego uważać. Ten tytuł kolejnego rozdziału... intryguje. W końcu dotrą na swoją wyspę, nie? Handlarze... jacy handlarze? Handlarze bronią? :D
UsuńNie, narkotykami:p takimi wampirzymi:p Zbyt okrutny? Nie przeciągnął go pod kilem:p
UsuńI co z tego? Jak dla mnie i tak jest zbyt okrutny, no! Narkotyki... Ciekawa perspektywa. :D
UsuńI Amanda paląca trawkę:P :P
UsuńNo no Amanda szaleje na tym statku. Tak myślałam, że zabić buntowników nie pozwoli. Ma na to za dobre serce. No i uwiodła nam kolejnego pirata;P Bardzo jestem ciekawa, jaka będzie jej reakcja na ten pocałunek i jak to się rozwinie. Czy to w ogóle ma szansę? Shehereze... Okrutny, ale mimo wszystko mający swoje idee. Może i ja jestem okrutna,ale zasługiwali na karę. Poza tym lubię takie okrutne kary, co zrobić. Rozdział jak zawsze świetny, u Ciebie to norma;) Dlatego z takim zaangażowaniem się czyta to opowiadanie;) Pozdrawiam i czekam na więcej [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuńOna go uwiodła czy raczej on ją?:p
UsuńUuu.. Shehereze z każdą notką zaskakuje co raz bardziej. Amanda dobrze zrobiła, że nie pozwoliła zabić buntowników, sądziłam że Shehereze nie pozwoli im odpłynąć tak po prostu, ale to i tak był dla mnie szok że kazał połamać nogi.
OdpowiedzUsuńA co do Amandy i Billa.. tego się nikt nie spodziewał, przyznam, że jak przeczytałam ostatnie zdanie, od razu pomyślałam "A co będzie jak Shehereze się dowie?" :) Jednak, tak jak czytelniczka powyżej sądzę że raczej nic z tego nie będzie. :D
Pozdrawiam. /Tusiaa.
Ale nie będzie niczego poważnego czy nie będzie romansu?:p
UsuńJeśli chodzi o to czy to będzie na poważnie, to według mnie na sto procent nie. Ale romans.. w sumie nie wydaje mi się, ale byłoby całkiem ciekawie, więc może tak :D.
Usuń/Tusiaa.
Zobaczymy;p
UsuńPrzeczytane :-) Ale zaskoczyłaś mnie z tym Billym :-) Czyżby szykował się mały romansik? A może coś poważniejszego?
OdpowiedzUsuńA ja zamknęłam ostatniego bloga i teraz nie prowadzę żadnego.
Pozdrawiam
Właśnie widziałam, ale wciąż liczę na Twój powrót do "Magii...":) Jak to się mówi - nadzieja umiera ostatnia;p
UsuńA jak Ci się widzi Shehereze?;)
Ciekawe, ciekawe. :D
OdpowiedzUsuńCiekawe co będzie dalej ^^
~ Postrzelona
To się okaże;)
UsuńWiedziałam, że to tak się skończy!!! :D Przepraszam, że tak późno, ale wczoraj pracowałam do późna i nie miałam czasu siąść do lektury dzisiaj
OdpowiedzUsuńA co się skończy, rozdział czy piracka kara?:p Nie szkodzi, ważne, że w ogóle coś napisałaś;)
UsuńJedyne co pozytywne w tej karze to to, że jednak wstawiennictwo Amandy jakoś pomogło i kapitan puścił ich żywych, przynajmniej żywych ;) A tajemnica Amandy jest jeszcze tajemnicą, między nią a kapitanem.
OdpowiedzUsuńA co do sytuacji z Billem, to SZOK!!! W życiu bym się czegoś takiego nie spodziewała! I także przyznam się szczerze, że pierwsze o czym pomyślałam po przeczytaniu tej sytuacji to to co powie, co zrobi Shehereze... Kurczę, aż jestem ciekawa jak ta sytuacja się rozwinie, jak Amanda zareaguje, jak kapitan zareaguje, gdy się dowie, bo się dowie, tego to ja jestem pewna... No i czy naprawdę Billy się zakochał, zauroczył czy to tylko i wyłącznie dłuższy brak kobiety zainicjował tą sytuację... No dałaś mi do myślenia ;D I nad tym i nad naszym kapitanem... Staram się go rozgryźć, kombinuję i kombinuję... Skomplikowany z niego charakterek - lubię takie ;p
Pozdrawiam ;****
Ciekawa jestem, co powiesz o kapitanie po przyszłym rozdziale:p On ma naprawdę skomplikowany charakter;P
UsuńA chciałabyś, żeby z Billym coś wyszło?;>
No ja wolałabym, żeby to z kapitanem coś wyszło... ;D
UsuńA co do jego osoby, charakteru to mam już pewien zarys, ale jeszcze poczekam, choć na ten przyszły rozdział ;)
Ciekawa jestem tego zarysu, ale znając Ciebie, to pewnie trafny;p
UsuńZobaczymy czy trafny ;D
UsuńTo mi potem powiesz, czy Cię zaskoczyłam, czy ani trochę;p
UsuńWow, to się porobiło! Nie sądziłam, że Billy... Kurczę, a co z kapitanem? Ja tu czekałam na scenę pocałunku Amandy i kapitana :D
OdpowiedzUsuńAmanda szybko się uczy negocjacji, ale widać niewystarczająco. Zresztą, chyba już było lepiej negocjować ich szybką śmierć niż skazywać na powolne konanie... Słabo to przemyślała.
Tak, powinna zawołać: strzelaj, szybko, między oczy:p Tylko że jej nie do końca o nich chodziło;>
UsuńNo, to tak jakby ją dali do trumny i skazali na wysuszenie. Chyba wolałaby spłonąć... Więc trwam przy swoim ;)
UsuńJeśli chodziłoby tylko o nich, to masz trochę racji, ale jeśli chodzi o kapitana?:p
UsuńW sensie kapitan nie poszedłby na taką ugodę? Może w końcu by go przekonała, że obejdzie się bez przeciągania pod kilem ;)
UsuńMyślisz, że uległby jej wdziękom?;p
UsuńTo w końcu piękna kobieta, a jak ładnie poprosi, to kto wie? ;)
UsuńCóż... kapitan lubi postawić na swoim;p
UsuńI nie ulegnie ślicznej niewiaście? Drań ;P
UsuńI to jaki:-P
UsuńMało bystry. Pirat podrywa mu jego drapieżną rybką, a on co? xD
UsuńMyślisz, że powinien mu za to przebić serce?:p
UsuńNie no, aż tak nie. Bardziej chodzi o fakt, że Billy go wyprzedził!
UsuńUważasz, że będzie zazdrosny o Amandę?;p
UsuńZ pewnością ;) W końcu cały czas traktował ją całkiem miło. No, z wyjatkiem chwili, gdy chciał jej zafundować dekapitację. Ale to taki szczególik ;)
UsuńA więc skoro traktował ją miło, to znaczy, że wpadła mu w oko, tak?;P
UsuńNo wiesz, warta majątek, ale i tak można ją było wrzucić do jakiejś kajuty, raz na dzień dać jeść i tyle. A nie się tak "cackać", więc wiesz ;P
UsuńWampirzycę?:p
UsuńEj! Miło ją traktował jeszcze nim ją zdemaskował ;P
UsuńWidocznie uznał ją za wartą zachodu;p
UsuńNie wierzę, że bez podtekstów ;)
UsuńPodteksty były, w końcu zaprosił ją do łóżka:p
UsuńCzyli wróciłyśmy do punktu, że mu się podoba, a tymczasem Billy był szybszy w czynach ;P
UsuńPodoba to jeszcze nie znaczy, że się zakochał:p
UsuńAle wstęp do tego zakochania już tak ;)
UsuńAhoj!
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację! :* Ostatnio mam kota na punkcie piratów, więc gdy czytam kolejne rozdziały o pirackich przygodach Amandy mam ciary na plecach. :D Bosko, bosko, bosko!
Myślę, że uratowani piraci jakoś dadzą sobie radę. Mało to różnych wysp na oceanie? ;p
A Billy mi się podoba. Jest taki... inny niż reszta. No i w dodatku przystojny. ;D
O, w końcu jakiś głos za Billym:D
UsuńTo wszystkie na nie? :o
OdpowiedzUsuńWszystkie są za kapitanem;)
UsuńHahahah, no tak. Dranie jednak pociągają. ;p
UsuńZa włosy:-P
UsuńI co z SI? Rozmawiałaś z Iarą?
UsuńTo się narobiło:) Billy całujący Amandę?;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Amandzie nic się nie stało. Już się bałam, że zostanie zdemaskowana na oczach wszystkich lub będzie mocno poraniona. Jestem strasznie ciekawa kiedy dopłynie do tej Anglii, ale myślę, że na dłużej zagości na wyspie piratów (czyli jeszcze na kilka dziesięcioleci?), znając ją;)
Przeżyłam ogromne zaskoczenie, gdy przeczytałam ostatni fragment rozdziału:) czy zamierzasz jakoś ten wątek rozwinąć?;)
Może:p A na wyspie piratów będzie do końca tej części;p
Usuń