- Dziwny był ten pirat – stwierdziła Karolina. - Raz wydaje się przychylny, innym razem się odgraża. Nie wiem, co o nim myśleć.
- Shehereze był jedyny w swoim rodzaju. - Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do opowiadania swej historii.
Patrzyłam mu śmiało w oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu pirat odezwał się pierwszy.
- Nie boisz się. Albo jesteś jeszcze w szoku, albo próbujesz udowodnić, że jesteś silniejsza, niż mi się wydaje.
- Albo naprawdę się ciebie nie boję – mruknęłam, nie spuszczając wzroku. - Lubisz wzbudzać strach w innych?
- Strach to pożyteczna emocja. Ostrzega o niebezpieczeństwie. - Puścił mnie i popatrzył z lekko kpiącym uśmieszkiem na ustach.
Wzruszyłam ramionami.
- To chyba jestem jeszcze w szoku.
- Shehereze był jedyny w swoim rodzaju. - Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do opowiadania swej historii.
Patrzyłam mu śmiało w oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu pirat odezwał się pierwszy.
- Nie boisz się. Albo jesteś jeszcze w szoku, albo próbujesz udowodnić, że jesteś silniejsza, niż mi się wydaje.
- Albo naprawdę się ciebie nie boję – mruknęłam, nie spuszczając wzroku. - Lubisz wzbudzać strach w innych?
- Strach to pożyteczna emocja. Ostrzega o niebezpieczeństwie. - Puścił mnie i popatrzył z lekko kpiącym uśmieszkiem na ustach.
Wzruszyłam ramionami.
- To chyba jestem jeszcze w szoku.
Zamilkł na chwilę, przyglądając mi się.
- Od dwudziestu lat.
Zamrugałam.
- Słucham?
- Pytałaś, jak długo jestem piratem. Pływam, odkąd skończyłem osiem lat.
- Osiem lat? Pływałeś na pirackim statku jako dziecko? - Patrzyłam na niego ze zdumieniem.
- Niewiele wiesz o życiu, prawda? Pewnie w tym wieku mieszkałaś w wielkiej rezydencji, bawiłaś się w wydawanie rozkazów służbie i nie martwiłaś się zupełnie niczym. - Przysunął się bliżej i zatrzymał swoją twarz tuż przy mojej, niemal szepcząc mi na ucho. - Ja miałem o wiele ciekawsze dzieciństwo. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, odwrócił się i wyszedł.
- W jednym nie masz racji – mruknęłam, patrząc za nim. - To nie była rezydencja, tylko pałac.
Nie pamiętałam już swojego dzieciństwa, zbyt wiele czasu minęło, a ja nie byłam wtedy wampirem, by zapamiętać każdy szczegół. Z pewnością było radosne i beztroskie. W końcu było to dzieciństwo małej księżniczki.
Wyszłam na pokład. Płynęliśmy na pełnych żaglach. Wiatr powiał mi lekko w twarz, ale morze było spokojne. Stanęłam przy burcie, opierając się o nią i spojrzałam w dal. Wszędzie woda, nie widać było lądu. W oddali błyszczał księżyc w pełni. Moi przyjaciele patrzyli pewnie w tym samym momencie niebo i myśleli, że płynę do Anglii. Tymczasem nie wiedziałam, dokąd płynęłam i jak uda mi się z tego wyjść.
Mogłam powiedzieć, że śpię do popołudnia, szczególnie jeśli położę się rano, ale jak wyjaśnić, że kładę się w skrzyni? Musiałam się gdzieś ukryć, ale jeśli nagle zniknę, będą mnie szukać. I w końcu znajdą.
Kapitan wydawał rozkazy, nie zwracając na mnie uwagi. Wydawał się być w swoim żywiole. Przyszło mi do głowy, że gdyby był wampirem, miałby gorącą krew.
Piraci powoli schodzili do swoich kajut. W końcu zostałam tylko ja, Shehereze, sternik i jeszcze dwóch marynarzy z lornetkami.
Zerknęłam na kapitana, który w końcu zszedł z pokładu. Pewnie stwierdził, że prędzej czy później pójdę za nim. Nie przewidział, że mogę nie być śpiąca.
Powoli ruszyłam wzdłuż burty. Po chwili dostrzegłam coś, o czym wcześniej nie pomyślałam. Łodzie ratunkowe.
Każdy statek je posiadał, piracki galeon nie był wyjątkiem. Wystarczyło spuścić ją na wodę, wskoczyć i odpłynąć. W końcu dotarłabym do jakiegoś lądu, a może natknęłabym się na angielski statek?
- Nawet o tym nie myśl, mała – usłyszałam za sobą i odwróciłam się w stronę wysokiego, chudego mężczyzny. Miał potargane rude włosy, które dodawały mu młodzieńczego wyglądu, na nosie pełno piegów, a jedno oko zasłonięte czarną przepaską.
- Co ci się stało? - spytałam, zanim zdążyłam pomyśleć. Pirat wzruszył ramionami.
- Wydłubano mi, chcesz zobaczyć? - Po czym odsłonił przepaskę, ukazując pusty oczodół.
- W czasie walki? - spytałam, zerkając na jego zdrowe oko. Zrobił dziwną minę; dopiero po chwili zrozumiałam, że w jego mniemaniu powinnam okazać typowo kobiecą reakcję, przerażenie, okrzyk, czy coś w tym rodzaju. Pomijając to, kim byłam, takie widoki nie były mi obce, na prerii często widziałam oskalpowanych ludzi, czym więc był brak jednego oka?
- Nie – mruknął w końcu pirat, zasłaniając ranę. - Porzuć myśli o ucieczce, z tego statku nikt jeszcze nie uciekł – zmienił temat.
- Handlujecie niewolnikami? - spytałam. - Wiele kobiet już sprzedaliście?
- Całe mnóstwo, maleńka.
- Mam na imię Amanda, a ty?
- Johny. - Wyjął lornetkę i zerknął w dal, wpatrywał się przez chwilę, po czym ją schował. Oparł się tyłem o burtę i spojrzał na mnie. - Jesteś głodna?
- Nie, piłam wczo... znaczy, jadłam obfitą kolację.
Pirat skinął głową i wyjął kawałek mięsa, po czym obgryzł do samej kości. Zerknęłam na niego, ale zanim zdążyłam się odezwać, usłyszałam kogoś za sobą i gwałtownie się odwróciłam.
- Skoro kapitan nie wziął cię na noc, to pewnie dla nas zostawił, co? - Za mną stał potężnej postury pirat, czerwony na twarzy, z wąsami. Patrzył na mnie jak na posiłek po bardzo długim poście. Biorąc pod uwagę, że na morzu nie ma kobiet, doskonale wiedziałam, o co mu chodziło.
Za nim pojawiło się kilku marynarzy. Zerknęłam na Johny'ego, który cofnął się nieznacznie, co pewnie miało znaczyć: mnie w to nie mieszajcie. Przewróciłam oczami i zerknęłam na piratów.
- Poważnie? Chcecie mi zrobić krzywdę? Bezbronnej kobiecie? To wam sprawi przyjemność? Zabijanie jeszcze rozumiem, obrona, atak, piractwo, ale coś takiego? Dajcie spokój, panowie. Dobranoc. - Wyminęłam ich, ale jeden z nich złapał mnie za rękę.
- Jesteśmy piratami, a oni właśnie robią coś takiego.
Spojrzałam mu w oczy, myśląc intensywnie. Może go wrzucić do wody? Reszta zajmie się ratowaniem, a mnie dadzą spokój. Z drugiej strony, jestem tylko bezsilną kobietą, jak mam przerzucić człowieka przez burtę?
Wtem w jego oczach dostrzegłam ciemnowłosą kobietę, a przez jego myśli przebiegło imię: Laura...
- A Laura? - spytałam spontanicznie. Puścił mnie natychmiast i szerzej otworzył oczy. Nie czekając na dalsze reakcje, odwróciłam się i zeszłam pod pokład. „Najwyżej powiem, że jestem wróżbitką”.
Przez chwilę stałam pod drzwiami kajuty kapitana, ale w końcu zapukałam i weszłam. Shehereze leżał w koi całkowicie ubrany, z nasuniętym kapeluszem na oczy. Odsunął go w tył i posłał mi pełne satysfakcji spojrzenie.
- Z dwojga złego, lepiej spać tutaj, prawda, rybko?
Westchnęłam. Oczywiście wszystko przewidział i dlatego był taki pewien, że przyjdę.
- Twoja załoga to jakieś dzikusy, zachowują się, jakby nigdy nie widzieli kobiety.
- Nie widzieli. Od ośmiu miesięcy. - Znów nasunął kapelusz na oczy.
- No dobrze, to gdzie mogę spać? - Spojrzałam na niego. Nie patrząc na mnie, przesunął się, robiąc mi miejsce obok siebie.
- Wolne żarty. Pytam poważnie.
- Dobranoc, rybko – mruknął tylko.
Westchnęłam i widząc, że nie ma zamiaru zmienić zdania, wyszłam cicho. Przemknęłam przez korytarz i minęłam kajuty pozostałych marynarzy. W niektórych słychać było rozmowy, w innych chrapanie. W końcu dotarłam do pomieszczenia, które po zapachu zidentyfikowałam jako kuchnię. Weszłam cicho i zatrzymałam się, czując, że nie jestem sama. Już miałam się wycofać, gdy zza kredensu wyszedł Johny z kością w dłoni.
- Dobre te twoje kozy – stwierdził.
- Ugotowaliście je? - Popatrzyłam na niego z niepokojem.
- Tak, ale nie martw się, nie wszystkie. Chcesz? - Wysunął rękę z kością w moją stronę. Cofnęłam się i pokręciłam głową.
- Nie, nie, smacznego...
Kiwnął głową i obgryzł dokładnie mięso. Usiadłam, spoglądając na niego.
- Nie pasujesz do nich, wydajesz się w porządku. Czemu jesteś piratem?
Mężczyzna wyrzucił kość, wytarł dłonie o ubranie i usiadł obok mnie. Wzruszył ramionami.
- Z tego samego powodu, co my wszyscy. Skąd wiedziałaś o Laurze?
- O Laurze? - powtórzyłam.
- No, kobiecie, która była żoną Tony'ego?
- Żoną? - powtórzyłam. Johny popatrzył na mnie niepewnie.
- Czemu wymieniłaś jej imię?
Przez chwilę wahałam się, co odpowiedzieć. Jeśli zaczną coś podejrzewać, zabiją mnie. A przepłynięcie oceanu wpław było nieszczególnie kuszącą perspektywą.
- Mam dar – wyznałam ostrożnie. - Kiedy patrzę w oczy, widzę urywki obrazów z życia ludzkiego.
- A jak ktoś nie ma oczu? Albo ma tylko jedno? - Zerknął na mnie.
- Z jednego też coś wyczytam. - Spojrzałam w jego zdrowe oko. - Pomyśl o czymś.
Najpierw ujrzałam ogród. Był tam Johny, ale nie miał przepaski, tylko zdrowe oko. Podcinał gałęzie. Chwilę później ujrzałam go zapewniającego, że niczego nie ukradł. A potem na statku, jako galernik. Nad nim mężczyzna z batem. Ten sam mężczyzna, tnący go nożem. Zrozumiałam już, jak stracił oko. Później byli piraci...
- I co widziałaś? - Zamrugał i spojrzał na mnie z ciekawością. Podwinęłam mu rękaw do samego ramienia, gdzie widniało piętno galernika.
- Jesteś niewinny. Uratowali cię piraci, a wtedy do nich dołączyłeś?
Milczał przez chwilę, przyglądając mi się ze zdumieniem.
- Tak – wykrztusił w końcu – Jak to zrobiłaś? Masz tę zdolność od urodzenia?
- Można tak powiedzieć. - „Jeśli przemianę w wampira nazwać narodzinami”, dodałam w myślach.
- Mówiłaś kapitanowi? - Wstał i zaczął przeszukiwać naczynia.
- Kapitan pewnie już śpi – mruknęłam.
- Lepiej mu powiedz, bo i tak się dowie. - Wyjadł coś z garnka, po czym wytarł usta rękawem. - Idę na wartę, jak nie chce ci się spać, to może nam coś ugotujesz?
- Nie umiem gotować – przyznałam. Oczywiście gotowanie nie było trudne, ponieważ jednak nie mogłam jeść żadnych potraw, już dawno straciłam smak. Jedyne, na co reagował mój zmysł, to krew, a i to nieszczególnie, bo zwierzęca nie była zbyt smaczna.
- Trudno – mruknął Johny i wyszedł.
Uśmiechnęłam się lekko i stwierdziłam, że go lubię. Najwyraźniej nie wszyscy piraci byli draniami i gburami.
Przez resztę nocy zwiedzałam statek, nie wychodząc na pokład. Znalazłam zwierzęta, ale pilnował ich pirat. Co prawda spał, lecz gdybym zaczęła się posilać, z pewnością by się obudził. „Może za dwa dni coś wymyślę. O ile uda mi się przeżyć do tego czasu.”
Nie znalazłam natomiast mojej skrzyni i nadal nie miałam pojęcia, gdzie ukryć się przed słońcem.
Nad ranem natknęłam się na Shehereze'a.
- Od dwudziestu lat.
Zamrugałam.
- Słucham?
- Pytałaś, jak długo jestem piratem. Pływam, odkąd skończyłem osiem lat.
- Osiem lat? Pływałeś na pirackim statku jako dziecko? - Patrzyłam na niego ze zdumieniem.
- Niewiele wiesz o życiu, prawda? Pewnie w tym wieku mieszkałaś w wielkiej rezydencji, bawiłaś się w wydawanie rozkazów służbie i nie martwiłaś się zupełnie niczym. - Przysunął się bliżej i zatrzymał swoją twarz tuż przy mojej, niemal szepcząc mi na ucho. - Ja miałem o wiele ciekawsze dzieciństwo. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, odwrócił się i wyszedł.
- W jednym nie masz racji – mruknęłam, patrząc za nim. - To nie była rezydencja, tylko pałac.
Nie pamiętałam już swojego dzieciństwa, zbyt wiele czasu minęło, a ja nie byłam wtedy wampirem, by zapamiętać każdy szczegół. Z pewnością było radosne i beztroskie. W końcu było to dzieciństwo małej księżniczki.
Wyszłam na pokład. Płynęliśmy na pełnych żaglach. Wiatr powiał mi lekko w twarz, ale morze było spokojne. Stanęłam przy burcie, opierając się o nią i spojrzałam w dal. Wszędzie woda, nie widać było lądu. W oddali błyszczał księżyc w pełni. Moi przyjaciele patrzyli pewnie w tym samym momencie niebo i myśleli, że płynę do Anglii. Tymczasem nie wiedziałam, dokąd płynęłam i jak uda mi się z tego wyjść.
Mogłam powiedzieć, że śpię do popołudnia, szczególnie jeśli położę się rano, ale jak wyjaśnić, że kładę się w skrzyni? Musiałam się gdzieś ukryć, ale jeśli nagle zniknę, będą mnie szukać. I w końcu znajdą.
Kapitan wydawał rozkazy, nie zwracając na mnie uwagi. Wydawał się być w swoim żywiole. Przyszło mi do głowy, że gdyby był wampirem, miałby gorącą krew.
Piraci powoli schodzili do swoich kajut. W końcu zostałam tylko ja, Shehereze, sternik i jeszcze dwóch marynarzy z lornetkami.
Zerknęłam na kapitana, który w końcu zszedł z pokładu. Pewnie stwierdził, że prędzej czy później pójdę za nim. Nie przewidział, że mogę nie być śpiąca.
Powoli ruszyłam wzdłuż burty. Po chwili dostrzegłam coś, o czym wcześniej nie pomyślałam. Łodzie ratunkowe.
Każdy statek je posiadał, piracki galeon nie był wyjątkiem. Wystarczyło spuścić ją na wodę, wskoczyć i odpłynąć. W końcu dotarłabym do jakiegoś lądu, a może natknęłabym się na angielski statek?
- Nawet o tym nie myśl, mała – usłyszałam za sobą i odwróciłam się w stronę wysokiego, chudego mężczyzny. Miał potargane rude włosy, które dodawały mu młodzieńczego wyglądu, na nosie pełno piegów, a jedno oko zasłonięte czarną przepaską.
- Co ci się stało? - spytałam, zanim zdążyłam pomyśleć. Pirat wzruszył ramionami.
- Wydłubano mi, chcesz zobaczyć? - Po czym odsłonił przepaskę, ukazując pusty oczodół.
- W czasie walki? - spytałam, zerkając na jego zdrowe oko. Zrobił dziwną minę; dopiero po chwili zrozumiałam, że w jego mniemaniu powinnam okazać typowo kobiecą reakcję, przerażenie, okrzyk, czy coś w tym rodzaju. Pomijając to, kim byłam, takie widoki nie były mi obce, na prerii często widziałam oskalpowanych ludzi, czym więc był brak jednego oka?
- Nie – mruknął w końcu pirat, zasłaniając ranę. - Porzuć myśli o ucieczce, z tego statku nikt jeszcze nie uciekł – zmienił temat.
- Handlujecie niewolnikami? - spytałam. - Wiele kobiet już sprzedaliście?
- Całe mnóstwo, maleńka.
- Mam na imię Amanda, a ty?
- Johny. - Wyjął lornetkę i zerknął w dal, wpatrywał się przez chwilę, po czym ją schował. Oparł się tyłem o burtę i spojrzał na mnie. - Jesteś głodna?
- Nie, piłam wczo... znaczy, jadłam obfitą kolację.
Pirat skinął głową i wyjął kawałek mięsa, po czym obgryzł do samej kości. Zerknęłam na niego, ale zanim zdążyłam się odezwać, usłyszałam kogoś za sobą i gwałtownie się odwróciłam.
- Skoro kapitan nie wziął cię na noc, to pewnie dla nas zostawił, co? - Za mną stał potężnej postury pirat, czerwony na twarzy, z wąsami. Patrzył na mnie jak na posiłek po bardzo długim poście. Biorąc pod uwagę, że na morzu nie ma kobiet, doskonale wiedziałam, o co mu chodziło.
Za nim pojawiło się kilku marynarzy. Zerknęłam na Johny'ego, który cofnął się nieznacznie, co pewnie miało znaczyć: mnie w to nie mieszajcie. Przewróciłam oczami i zerknęłam na piratów.
- Poważnie? Chcecie mi zrobić krzywdę? Bezbronnej kobiecie? To wam sprawi przyjemność? Zabijanie jeszcze rozumiem, obrona, atak, piractwo, ale coś takiego? Dajcie spokój, panowie. Dobranoc. - Wyminęłam ich, ale jeden z nich złapał mnie za rękę.
- Jesteśmy piratami, a oni właśnie robią coś takiego.
Spojrzałam mu w oczy, myśląc intensywnie. Może go wrzucić do wody? Reszta zajmie się ratowaniem, a mnie dadzą spokój. Z drugiej strony, jestem tylko bezsilną kobietą, jak mam przerzucić człowieka przez burtę?
Wtem w jego oczach dostrzegłam ciemnowłosą kobietę, a przez jego myśli przebiegło imię: Laura...
- A Laura? - spytałam spontanicznie. Puścił mnie natychmiast i szerzej otworzył oczy. Nie czekając na dalsze reakcje, odwróciłam się i zeszłam pod pokład. „Najwyżej powiem, że jestem wróżbitką”.
Przez chwilę stałam pod drzwiami kajuty kapitana, ale w końcu zapukałam i weszłam. Shehereze leżał w koi całkowicie ubrany, z nasuniętym kapeluszem na oczy. Odsunął go w tył i posłał mi pełne satysfakcji spojrzenie.
- Z dwojga złego, lepiej spać tutaj, prawda, rybko?
Westchnęłam. Oczywiście wszystko przewidział i dlatego był taki pewien, że przyjdę.
- Twoja załoga to jakieś dzikusy, zachowują się, jakby nigdy nie widzieli kobiety.
- Nie widzieli. Od ośmiu miesięcy. - Znów nasunął kapelusz na oczy.
- No dobrze, to gdzie mogę spać? - Spojrzałam na niego. Nie patrząc na mnie, przesunął się, robiąc mi miejsce obok siebie.
- Wolne żarty. Pytam poważnie.
- Dobranoc, rybko – mruknął tylko.
Westchnęłam i widząc, że nie ma zamiaru zmienić zdania, wyszłam cicho. Przemknęłam przez korytarz i minęłam kajuty pozostałych marynarzy. W niektórych słychać było rozmowy, w innych chrapanie. W końcu dotarłam do pomieszczenia, które po zapachu zidentyfikowałam jako kuchnię. Weszłam cicho i zatrzymałam się, czując, że nie jestem sama. Już miałam się wycofać, gdy zza kredensu wyszedł Johny z kością w dłoni.
- Dobre te twoje kozy – stwierdził.
- Ugotowaliście je? - Popatrzyłam na niego z niepokojem.
- Tak, ale nie martw się, nie wszystkie. Chcesz? - Wysunął rękę z kością w moją stronę. Cofnęłam się i pokręciłam głową.
- Nie, nie, smacznego...
Kiwnął głową i obgryzł dokładnie mięso. Usiadłam, spoglądając na niego.
- Nie pasujesz do nich, wydajesz się w porządku. Czemu jesteś piratem?
Mężczyzna wyrzucił kość, wytarł dłonie o ubranie i usiadł obok mnie. Wzruszył ramionami.
- Z tego samego powodu, co my wszyscy. Skąd wiedziałaś o Laurze?
- O Laurze? - powtórzyłam.
- No, kobiecie, która była żoną Tony'ego?
- Żoną? - powtórzyłam. Johny popatrzył na mnie niepewnie.
- Czemu wymieniłaś jej imię?
Przez chwilę wahałam się, co odpowiedzieć. Jeśli zaczną coś podejrzewać, zabiją mnie. A przepłynięcie oceanu wpław było nieszczególnie kuszącą perspektywą.
- Mam dar – wyznałam ostrożnie. - Kiedy patrzę w oczy, widzę urywki obrazów z życia ludzkiego.
- A jak ktoś nie ma oczu? Albo ma tylko jedno? - Zerknął na mnie.
- Z jednego też coś wyczytam. - Spojrzałam w jego zdrowe oko. - Pomyśl o czymś.
Najpierw ujrzałam ogród. Był tam Johny, ale nie miał przepaski, tylko zdrowe oko. Podcinał gałęzie. Chwilę później ujrzałam go zapewniającego, że niczego nie ukradł. A potem na statku, jako galernik. Nad nim mężczyzna z batem. Ten sam mężczyzna, tnący go nożem. Zrozumiałam już, jak stracił oko. Później byli piraci...
- I co widziałaś? - Zamrugał i spojrzał na mnie z ciekawością. Podwinęłam mu rękaw do samego ramienia, gdzie widniało piętno galernika.
- Jesteś niewinny. Uratowali cię piraci, a wtedy do nich dołączyłeś?
Milczał przez chwilę, przyglądając mi się ze zdumieniem.
- Tak – wykrztusił w końcu – Jak to zrobiłaś? Masz tę zdolność od urodzenia?
- Można tak powiedzieć. - „Jeśli przemianę w wampira nazwać narodzinami”, dodałam w myślach.
- Mówiłaś kapitanowi? - Wstał i zaczął przeszukiwać naczynia.
- Kapitan pewnie już śpi – mruknęłam.
- Lepiej mu powiedz, bo i tak się dowie. - Wyjadł coś z garnka, po czym wytarł usta rękawem. - Idę na wartę, jak nie chce ci się spać, to może nam coś ugotujesz?
- Nie umiem gotować – przyznałam. Oczywiście gotowanie nie było trudne, ponieważ jednak nie mogłam jeść żadnych potraw, już dawno straciłam smak. Jedyne, na co reagował mój zmysł, to krew, a i to nieszczególnie, bo zwierzęca nie była zbyt smaczna.
- Trudno – mruknął Johny i wyszedł.
Uśmiechnęłam się lekko i stwierdziłam, że go lubię. Najwyraźniej nie wszyscy piraci byli draniami i gburami.
Przez resztę nocy zwiedzałam statek, nie wychodząc na pokład. Znalazłam zwierzęta, ale pilnował ich pirat. Co prawda spał, lecz gdybym zaczęła się posilać, z pewnością by się obudził. „Może za dwa dni coś wymyślę. O ile uda mi się przeżyć do tego czasu.”
Nie znalazłam natomiast mojej skrzyni i nadal nie miałam pojęcia, gdzie ukryć się przed słońcem.
Nad ranem natknęłam się na Shehereze'a.
- O, kapitanie. Wyspałeś się? - zapytałam. - Widziałam kilka zamkniętych pomieszczeń, może mogłabym tam się zdrzemnąć? Potrzebne mi jakieś spokojne miejsce, w którym będę spać do południa...
- Koja wolna, rybko. - Wskazał drzwi do swojej kajuty.
- Mam ci zająć łóżko? - Pokręciłam głową. - Cenię sobie prywatność, kapitanie.
- A ja posłuszeństwo. I jak ci mówię, że będziesz spała w mojej kajucie, to idziesz i się kładziesz. - Popatrzył na mnie z gniewnym błyskiem w oku.
- Wolę spać w jednym z tych zamkniętych pomieszczeń – uparłam się, zastanawiając, co zrobię, kiedy się wścieknie.
- Chcesz spać w jednej z tych komórek? Dobrze. - Złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Na końcu korytarza zatrzymał się, wyjął klucz, otworzył niewielkie drzwi i wskazał ciasną komórkę w której był wąski regał i stary przekrzywiony stolik o trzech nogach. Dostrzegłam też moją skrzynię. - Będziesz spała tutaj.
- Świetnie. Idealne miejsce. - Uniosłam głowę i spojrzałam na niego, starając się nie uśmiechać. Jeszcze uzna, że coś kombinuję i zmieni zdanie. - Mogę tu spać. Tylko przydałby się koc i jakaś poduszka.
- Nie zasłużyłaś. - Bezceremonialnie wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi. - Jak posiedzisz tu cały dzień, może trochę spokorniejesz – zawołał i poszedł.
Westchnęłam i rozejrzałam się. Zanim wstanie słońce, musiałam jeszcze zabezpieczyć swoje miejsce do spania. Przesunęłam regał, stół i kilka staroci, tarasując drzwi, po czym weszłam do skrzyni. W środku był materiał, ale bez poduszki i koca nie było zbyt wygodnie. Oczywiście zupełnie nie przeszkadzało to w moim letargu, więc już po chwili „zasnęłam”.
Obudziło mnie głośne stukanie w drzwi. Otworzyłam wieko i usiadłam w momencie, gdy regał się przewrócił, a zza niego wyjrzeli piraci.
- O, patrzcie ją, schowała się w skrzyni! - zawołał któryś. Jeden z marynarzy ruszył w moją stronę. Poznałam, że to Woodes. Wyciągnął mnie ze skrzyni i pociągnął za sobą. Przeszłam przez przewrócony regał i stolik, zbyt oszołomiona, by protestować.
Woodes zatrzymał się przez kapitanem, który patrzył na mnie z nieukrywaną złością.
- A więc jeszcze nie spokorniałaś, tak?
- Ale co ja takiego zrobiłam?! - zawołałam zdezorientowana.
- Jak mówię otwórz drzwi, to otwierasz. - Shehereze mówił spokojnym głosem, ale widziałam, że był naprawdę wściekły. Albo coś go już wcześniej zdenerwowało, albo bardzo nie lubił zamkniętych drzwi.
- Przecież spałam... - mruknęłam cicho.
- Taki masz twardy sen? - Uniósł brwi.
- Obudziły mnie wasze hałasy. Mówiłam, że lubię spać do południa...
- Nie będziesz spać do południa. Może w Anglii jesteś damą, ale tutaj musisz zapracować na chleb. - Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że dopiero co minęło południe, więc słońce świeciło teraz złowieszczym blaskiem i jeśli wyjdę na zewnątrz – spłonę.
- Koja wolna, rybko. - Wskazał drzwi do swojej kajuty.
- Mam ci zająć łóżko? - Pokręciłam głową. - Cenię sobie prywatność, kapitanie.
- A ja posłuszeństwo. I jak ci mówię, że będziesz spała w mojej kajucie, to idziesz i się kładziesz. - Popatrzył na mnie z gniewnym błyskiem w oku.
- Wolę spać w jednym z tych zamkniętych pomieszczeń – uparłam się, zastanawiając, co zrobię, kiedy się wścieknie.
- Chcesz spać w jednej z tych komórek? Dobrze. - Złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Na końcu korytarza zatrzymał się, wyjął klucz, otworzył niewielkie drzwi i wskazał ciasną komórkę w której był wąski regał i stary przekrzywiony stolik o trzech nogach. Dostrzegłam też moją skrzynię. - Będziesz spała tutaj.
- Świetnie. Idealne miejsce. - Uniosłam głowę i spojrzałam na niego, starając się nie uśmiechać. Jeszcze uzna, że coś kombinuję i zmieni zdanie. - Mogę tu spać. Tylko przydałby się koc i jakaś poduszka.
- Nie zasłużyłaś. - Bezceremonialnie wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi. - Jak posiedzisz tu cały dzień, może trochę spokorniejesz – zawołał i poszedł.
Westchnęłam i rozejrzałam się. Zanim wstanie słońce, musiałam jeszcze zabezpieczyć swoje miejsce do spania. Przesunęłam regał, stół i kilka staroci, tarasując drzwi, po czym weszłam do skrzyni. W środku był materiał, ale bez poduszki i koca nie było zbyt wygodnie. Oczywiście zupełnie nie przeszkadzało to w moim letargu, więc już po chwili „zasnęłam”.
Obudziło mnie głośne stukanie w drzwi. Otworzyłam wieko i usiadłam w momencie, gdy regał się przewrócił, a zza niego wyjrzeli piraci.
- O, patrzcie ją, schowała się w skrzyni! - zawołał któryś. Jeden z marynarzy ruszył w moją stronę. Poznałam, że to Woodes. Wyciągnął mnie ze skrzyni i pociągnął za sobą. Przeszłam przez przewrócony regał i stolik, zbyt oszołomiona, by protestować.
Woodes zatrzymał się przez kapitanem, który patrzył na mnie z nieukrywaną złością.
- A więc jeszcze nie spokorniałaś, tak?
- Ale co ja takiego zrobiłam?! - zawołałam zdezorientowana.
- Jak mówię otwórz drzwi, to otwierasz. - Shehereze mówił spokojnym głosem, ale widziałam, że był naprawdę wściekły. Albo coś go już wcześniej zdenerwowało, albo bardzo nie lubił zamkniętych drzwi.
- Przecież spałam... - mruknęłam cicho.
- Taki masz twardy sen? - Uniósł brwi.
- Obudziły mnie wasze hałasy. Mówiłam, że lubię spać do południa...
- Nie będziesz spać do południa. Może w Anglii jesteś damą, ale tutaj musisz zapracować na chleb. - Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że dopiero co minęło południe, więc słońce świeciło teraz złowieszczym blaskiem i jeśli wyjdę na zewnątrz – spłonę.
No nie! W najciekawszym momencie koniec! O nie nie! A pan kapitan nadal bezczelny. Biorąc pod uwagę jak wygląda, pewnie wszystkie się dziwimy Amandzie, że nie chciała spać u jego boku ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe, dlaczego? Taki przystojniak oferuje swoje łoże, a ona nie:P
UsuńTrzeba było go wykorzystać i porzucić ;)
OdpowiedzUsuńNo patrz, nie przyszło to jej do głowy:p
UsuńMam nadzieję, że następnym razem wykorzysta sytuację. W sumie podał się jej na tacy ze złotym jabłkiem w zębach ;)
UsuńJabłko w zębach to dopiero będzie:p W przyszłym rozdziale;p
UsuńA tak z innej beczki, co będzie z hipisem? :p
OdpowiedzUsuńBędzie żył:p Chyba, że wypali za dużo trawki, to niekoniecznie;p
UsuńCzyli hipis będzie! :D
UsuńNa razie nie mam go w planach, ale kto go tam wie:p Taki hipis to wszędzie się wkręci;p
UsuńNo proszę to Amanda się doigrała. Ale ten kapitan ciekawe czy Amanda w końcu będzie spała w jego kajucie? Z tym jabkiem mnie zainteresowałaś:) Ale kończyć w takim momencie... tak nie przystoi, i teraz kilka dni katorgi i ciekawości do następnego rozdziału:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania P:)
Ja zwykle kończę w takim momencie, w przyszłym rozdziale będzie jeszcze lepsze zakończenie;p
UsuńDobra, ze spania z kapitanem jakoś wybrnęła, ale z tego to ja nie mam zielonego pojęcia jak wybrnie?? Choć swoją drogą mogła skorzystać z propozycji kapitana i ułożyć się u jego boku ;D Czasami myślę, że Amanda nie wykorzystuję nadarzających się jej okazji... Dziwna jest, zostawić takie ciacho! Mam nadzieję, że w następnym rozdziale postąpi troszkę inaczej ;p Przecież Shehereze chce do niej jak najlepiej ;D Chroni przed wygłodniałymi piratami, oferuje swoją kajutę, ba! nawet próbuje utemperować jej charakterek... ;D A to, swoją drogą, jest nawet zabawne ;) Nie da się ukryć, że Shehereze lubi władzę i każdy musi się mu podporządkować, bo w przeciwnym wypadku nie wróże mu dobrze... Choć swoją drogą jak Amanda nie zapracuje na swoje utrzymanie, czytać: chleb, to nic takiego się nie stanie, przecież ona go nie potrzebuję ;D Jednak może im przypomnieć, że gdyby nie ona to oni także nie mieliby co jeść - to były jej zwierzęta, którymi teraz się tak obficie zajadają ;D Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Amandy czyszczącej pokład czy coś w tym rodzaju... ;D Chyba, że kapitana zainteresuje jej jakże interesujący dar???
OdpowiedzUsuńNo nic, pozostaje mi tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Mam nadzieję, że dodasz szybko następny rozdział, bo ja już nie mogę się doczekać ;D
Pozdrawiam ;***
Poważnie, miała położyć się koło niego, a po wschodzie słońca uchodzić za trupa?:p
UsuńOjej, myślisz, że oni ugotowali te kozy, bo nie mieli co jeść? To chyba nie za dobrze powodzi się tym piratom:-P
Fakt, Amanda czyszcząca pokład to musi być niecodzienny widok;p Zwłaszcza o tej porze dnia:p Pozdrawiam:)
Oj tam, nad ranem by się gdzieś przeniosła ;D Powodzi się czy się nie powodzi, ale jednak je jedzą ;p A co do tego widoku to fakt, byłby niecodzienny ;) Nawet gdyby nie było dnia to i tak jakoś nie wyobrażam sobie Amandy czyszczącej pokład, jakoś mi to do niej nie pasuje ;D
UsuńW końcu to księżniczka;p
UsuńSkoro nad ranem by się przeniosła to po co miałaby się koło niego kłaść?:p
No właśnie, a księżniczce nie przystoi biegać po pokładzie z mopem czy czymś tam i sprzątać ;D
UsuńPirat musi być zawsze czujny i pewnie są tacy, a już szczególnie nasz Shehereze ;) Więc na pewno by wyczuł, że się koło niego położyła, no... a później, tak naprawdę później może by coś z tego wynikło??? ;D
No jakby tak bez wahania się przy nim położyła, to na pewno zrozumiałby to na męski sposób;p
UsuńAle przecież nie bez wahania ;) Była wcześniej zaskoczona tym, że to z nim ma spać, nawet rozmawiali chwilę o tym ;D
UsuńA poza tym nie róbmy z niego takiego typowego faceta.... ;p
Myślisz, że zachowałby się jak prawdziwy dżentelmen i może nawet położył między nich nagi miecz?:-P :-p
UsuńZ tym nagim mieczem to już przesada ;D Nie robili tak czasem rycerze?? Shehereze może i nie jest stuprocentowym dżentelmenem, ale na pewno by się na nią nie rzucił jak wygłodniały zwierz ;)
UsuńNie, rzuciłby się na nią jak stuprocentowy dżentelmen:-P
UsuńCiekawie by to się zapowiadało ;D
UsuńTak, sceny jak z harlequina:-P
UsuńOj tam, oj tam ;D
UsuńI jeszcze może miałabym to wszystko opisać?;>
UsuńNie no, nie musiałabyś ;) Wystarczyłby sam początek ;D
UsuńFakt, moi czytelnicy mają bardzo bujną wyobraźnię:-D
UsuńJa na pewno ;D
UsuńNigdy w to nie wątpiłam;)
UsuńAmanda robi niezłe wrażenie! A jednak udało jej się uciec od łoża kapitańskiego, zastanawia mnie tylko co oni chcą jej zrobić, no i oczywiście jak ucieknie przed słońcem. Szkoda mi trochę pana kapitana, takie ciacho z niego a Amanda ciągle ucieka. Mam, nadzieję że w następnym rozdziale sprawy zaczną wyglądać trochę inaczej :p. Chociaż chyba, nie umiałabym sobie wyobrazić jakby to było, gdyby byli razem, jak dla mnie mają zbyt różne charaktery. Nie powiem, ciekawie by było zobaczyć ich jako parę ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Tusiaa.
Dopiero co się poznali, a już mają wylądować w łóżku? Amanda to namiętna wampirzyca, ale nie lekkich obyczajów:-P
UsuńMocny argument. Ale, ja wolę nic nie mówić bo wiem że i tak wszystkich nieźle zaskoczysz :).Tusiaa
UsuńA może skoro wszyscy myślą, że zaskoczę, to ja właśnie nie zaskoczę i przez to zaskoczę?:-P :-P
UsuńDokładnie! Każdy przywykł że nas zaskakujesz, więc nawet jak zrobisz coś, czego wszyscy się spodziewali, to i tak będą zaskoczeni :D /Tusiaa.
UsuńCo nie zrobię, to dobrze, ale mam farta:-D
UsuńPieczona wampirzyca, raz :)
OdpowiedzUsuńNo, coś czuję, że nie będzie dobrze. Nie wiem, co musiałaby Amanda wymyślić, poza prawdą, dlaczego nie wyjdzie. Ale chciałabym zobaczyć miny tych facetów, gdy jednego po drugim rozłoży na łopatki i to bez kija od miotły xD Bezcenne :)
A na koniec pokaże ząbki?:p Myślisz, że dojdzie do bójki?
UsuńNo, wpierw się pewnie nieźle zaprze i wymyśli tysiąc powodów dlaczego nie może wyjść i będzie kolejna urocza słowna przepychanka. Ale jakoś sądzę... O, a może w tym momencie napadnie ich obcy statek i dadzą jej spokój? :)
OdpowiedzUsuńCiekawie kombinujesz:p
UsuńTylko czy poprawnie? Pomysłów zawsze mam dużo, ale wolę zbyt wielu nie wypisywać :)
UsuńA to się okaże w przyszłym rozdziale;p
UsuńKończenie w takim momencie to wręcz okrucieństwo :p Rozdział świetny, te przepychanki słowne z kapitanem po prostu zwalają z nóg :) A co do następnego rozdziału to ja też bym chciała zobaczyć jak ich powala bez miotly :p
OdpowiedzUsuńI zostaje zdemaskowana?:p
UsuńNie sądzę by udało jej się utrzymać tą szopkę do końca podróży :p w którymś momencie zapewne bedzie się musiała zdemaskować, podejrzewam że jedynie kapitan będzie znał prawdę bo reszta piratów mogłaby stanowić problem :)
UsuńDobrze kombinujesz:p
UsuńCiekawe co teraz zrobi Amanda? Możliwe ,że będzie musiała powiedzieć kapitanowi kim jest. Chyba,że wymyślilas coś innego :) Pozdrawiam Laura 33
OdpowiedzUsuńMyślisz, że jak powie, to kapitan pokiwa głową i stwierdzi, że powinna poczekać do zmroku ze sprzątaniem statku?:-P
UsuńKapitan nie zna się na inwestowaniu ;) Skoro chce ją sprzedać to powinna być w dobrym stanie, a nie z połamanymi paznokciami od szorowania pokładu ;)
OdpowiedzUsuńChyba przyspieszyłaś trochę z rozdziałami, prawda?
Myślę, że jeśli rodzina miałaby ją wykupić, to połamane paznokcie nie miałyby tu nic do rzeczy:p
UsuńTroszkę przyspieszyłam, bo wiem dokładnie, co dalej pisać, więc siadam i piszę;) Ameryka już mi się trochę przejadła, dlatego pisałam wolniej:p
Nominowałam cię do Liebster Award :) Szczegóły w podstronie "Archiwum" na moim blogu.
OdpowiedzUsuńhttp://sekret-istoty.blogspot.com
Ps. Na razie nie mam czasu, by komentować.
Melduję się :) No to teraz pozostaje mi wypatrywać nowego rozdziału. Życzę czasu i weny do pisania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania P:)
Meldujesz? To takie subtelne ponaglenie? Dobrze, to siadam i piszę w takim razie:p
UsuńNie ponaglenie. Bardzo przepraszam ze tak to odebrałaś. Chodziło mi raczej że wczułam się w tekst bo przeczytałam jeszcze raz ten rozdział i zamiast 'tak jest panie kapitanie' napisałam ' melduje'. Ale mi głupio będę bardziej zwracać uwagę na słowa.
UsuńPozdrawiam
Ania P:)
Ale ja to napisałam w pozytywnym znaczeniu, dla mnie to motywacja, jak wiem, że ktoś czeka na rozdział;)
UsuńOj to dobrze:)
UsuńKochana czekam czekam:):) tak jak inni. Potrafisz zakończyć rozdział w taki sposób że czekanie staje się udręką.
Pozdrawiam cieplutko
Ania P:)
Pod koniec przyszłego rozdziału bardziej Was podręczę:-P
UsuńTo już zalicza się do czystej złośliwości :) Jak możesz z czystym sumieniem nas tak zamęczać? Chociaż mam nadzieję, że będzie dużo czytania:):):)
UsuńPozdrawiam
Ania P:)
Zwykle piszę rozdziały o tej samej długości:p Jak kończę w ciekawym momencie, to ja sama też mam ochotę pisać dalej;p
UsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Awards - szczegóły na http://pragnienie-serca.blogspot.com/. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, ale zakończyłaś w takim momencie, że... człowiek po nocach zastanawia się co dalej. Mam nadzieję, że Amanda się nie usmaży jednak. Pozdrawiam
UsuńJakby się usmażyła, to chyba by tego nie przeżyła:p
UsuńNa początek znowu muszę przeprosić za spóźnienie. Z niczym się ostatnio nie wyrabiam... Ale do rzeczy. Rozdział świetny i taki można by rzec z pazurem. Shehereze to facet z krwi i kości i najwidoczniej nie lubi nieposłuszeństwa. No i Amanda została wróżbitką. Trochę naiwni ci piraci, ale w sumie się nie dziwię. No bo jak to wytłumaczyć? Bardzo ładne, plastyczne opisy, a wplecenie historii Johny'ego było bardzo dobrym pomysłem. Takie nieco inne spojrzenie na stawanie się piratem i na samych piratów. Końcówka przerażająca. Ty to wiesz, jak zakończyć, żebym była ciekawa, co dalej. Pozostaje mi to tylko sprawdzić. pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuńJau... No to teraz Amanda ma poważny kłopot. Ciekawe jak uchroni się przed zabójczymi promieniami słońca.
OdpowiedzUsuńJohny wydaje się być sympatycznym piratem, a pomysł z tym darem całkiem udany. ;)
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń