- Czy Maya naprawdę czuła coś do Jahmesa? Czy po prostu potrzebowała ochroniarza? - spytała Karolina.
- Na pewno jej się podobał. Miała ochotę na romans z nim. Czasem się zastanawiam, co by się stało, gdybym się nie wmieszała. Czy skończyłoby się zupełnie inaczej? A może tak samo, tylko inną drogą?
- A jak się skończyło? - Dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Zaraz do tego dojdziemy, Karolinko.
- Na pewno jej się podobał. Miała ochotę na romans z nim. Czasem się zastanawiam, co by się stało, gdybym się nie wmieszała. Czy skończyłoby się zupełnie inaczej? A może tak samo, tylko inną drogą?
- A jak się skończyło? - Dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Zaraz do tego dojdziemy, Karolinko.
Przez chwilę patrzyłam na Mayę. Wyglądała na zawiedzioną.
- Jahmes kocha Lily. Jeśli choć trochę go lubisz, powinnaś pozwolić mu być z nią szczęśliwym – powiedziałam.
- A czy ona go kocha? - Wampirzyca uniosła brwi. - Jeśli przez tyle wieków go nie pokochała, skąd pomysł, że zrobi to teraz? A może to tylko chęć posiadania go na wyłączność i kiedy zniknę z pola jej widzenia, znowu go odtrąci?
Westchnęłam.
- Nawet jeśli nie będą razem całą wieczność, to kilka, kilkanaście czy nawet kilkaset lat, a nigdy, robi pewną różnicę, prawda? - Spojrzałam na nią. - A spróbować przecież mogą.
Oparła się o framugę drzwi i zerknęła w górę. Przez chwilę wpatrywała się w księżyc, w końcu spojrzała na mnie.
- Chyba pójdę zapolować. Mam dziś ochotę kogoś zabić.
- Tylko nie idź do miasta. I wybieraj morderców.
Przewróciła oczami.
- Tak jest, gorącokrwista wampirzyco. - Chwilę później już jej nie było.
Usiadłam na schodach przy ganku i uderzyły mnie moje własne słowa. Moje myśli. Myślałam jak wampir, nie jak człowiek. Idź, wypij ludzką krew, wróć cała i zdrowa. Ja wybrałam prostszą drogę. Choć wydaje się trudniejsza, nie muszę zabijać ludzi. Co tracę? Jedynie smak ludzkiej krwi. Co zyskuję? Wiele. Bardzo wiele.
Moi przyjaciele pili krew ludzi. Zabijali. Kiedyś chciałam to zmienić. W tej chwili mogłam na to patrzeć i nie robiło na mnie żadnego wrażenia. To dobrze? Czy źle? Czy tak powinno być? Powinnam pójść tą drogą i stać się bardziej wampirem, by zrozumieć mój gatunek? Czy pozostać człowiekiem, by bronić słabych i bezbronnych? A może będę umiała to jakoś pogodzić?
Może tak. A może i nie...
Następnej nocy Maya wypłynęła do Portugalii. Statek pełen był marynarzy. Być może byli wśród nich prawdziwi dranie. Tak czy inaczej, nie wszyscy dotrą na ląd. Wiedziałam, że część z nich stanie się posiłkiem dla blond wampirzycy.
Do portu przyszli Zoe z Josephem. Ciemnowłosa wampirzyca mruknęła kilka słów pożegnania, jej towarzysz natomiast przytulił Mayę do siebie.
- Powodzenia, mała blondyneczko. Dbaj o siebie, dopłyń pomyślnie na miejsce i żyj tak długo, byśmy się znowu spotkali.
- Nie wiem, czy ty tak długo przeżyjesz , przy twoich skłonnościach do ryzykownych romansów – mruknęła kobieta – ale może jakoś sobie poradzisz. Do zobaczenia, przystojniaczku.
Wampir uśmiechnął się tym swoim zniewalającym uśmiechem, a Maya roześmiała się cicho i cofnęła się o krok. Spojrzała na nas. Stałam razem z Lily, a obok nas Jahmes. Nie zdążyłam się jeszcze dowiedzieć, co ustalili, ale po ich zachowaniu nietrudno się było domyślić.
- Żegnaj, Mayu, mam nadzieję, że wszystko się ułoży i jeszcze będziesz szczęśliwa – powiedziałam szczerze. Trochę mi ulżyło, że wyjeżdża, ale z drugiej strony, ona nic złego mi nigdy nie zrobiła. No, może raz uderzyła, ale byłyśmy wtedy w innej sytuacji.
Szoszannah również życzyła jej powodzenia, a Jahmes podszedł i przytulił ją lekko.
- Nie wpakuj się znowu w kłopoty, łasiczko. Trzymaj się i nie pozwól, żeby znowu ktoś tobą kierował.
- Będzie mi brakowało tej „łasiczki” - mruknęła Maya.
- Myślę, że jeszcze się zobaczymy. - Uśmiechnął się półgębkiem. Wampirzyca stanęła lekko na palcach i pocałowała go w policzek.
- Z pewnością, książę. - Posłała mu uśmiech, po czym odwróciła się i weszła na statek.
Dobiegający końca tysiąc siedemset trzydziesty piąty rok był ostatnim spędzonym w Ameryce. Wszystko jakoś się ułożyło. Martin i Iskierka byli szczęśliwi, zakochani w sobie i miałam wrażenie, że tak już pozostanie. Lucas świetnie sobie radził z wampirami, zdecydowany nie ustąpić, jeśli znowu jakiś gorącokrwisty zażąda prawa do władzy. Nawet Atalef wydawał się zadowolony z życia; miałam wrażenie, że będzie żył wiecznie, ale równie dobrze jego istnienie mogło być uzależnione od Jahmesa. Tego nie byliśmy w stanie sprawdzić i nie zamierzaliśmy.
Jeśli chodzi o Egipcjanina, zgodził się na warunki Lily. Byłam bardzo ciekawa, jak się dogadali i w końcu Szoszannah zdradziła mi, że po tamtym pocałunku Jahmes dogonił ją i zapytał, co miał on znaczyć. Wampirzyca odparła, że zależy jej na nim i nie wyobraża sobie, żeby miało go przy niej nie być. A kiedy wziął ją w ramiona, wspólnie ustalili, że spróbują być razem.
Jahmes był pewien swoich uczuć, za to Lily wahała się, czy to dobry pomysł, czy nie za wcześnie i czy postępuje właściwie. Mimo tych wątpliwości najwyraźniej czuła coś do Jahmesa i miałam szczerą nadzieję, że będą razem na zawsze.
Nadszedł mój ostatni dzień na Nowym Lądzie. Wszystko było już zaplanowane. Odpowiednia ilość zwierząt na statku, bym mogła co trzy dni się posilać; kapitan, który co prawda nie wiedział, kim jestem, ale za znaczną ilość złota przydzielił mi najlepszą z kajut, zamykaną od środka o mocnych drzwiach. Spakowałam na statek ogromną skrzynię, która miała posłużyć mi za trumnę, niezbyt wygodną ze względu na rozmiar, ale musiała mi wystarczyć. Ponieważ statek wyruszał o świcie, miałam wsiąść już w nocy. Zabrałam też niewielki bagaż, a w nim pamiątki, kilka ubrań i przybory osobiste. Potem nastąpił moment pożegnania.
Z pewnym żalem opuszczałam tę krainę, gdzie przeżyłam zarówno radosne, jak i pełne smutku chwile. Kolejny rozdział w moim życiu się kończył, by ustąpić miejsca nowemu. Wiele się tam nauczyłam: stałam się wojowniczką, walczyłam z łowcami, zabijałam wrogie mi wampiry; po raz pierwszy miałam szansę zostać władczynią, wykorzystałam umiejętności, które posiadałam jako gorącokrwista. Pogodziłam się z tym, kim jestem, choć nie przyjęłam władzy. Czułam, że moje przeznaczenie gdzieś na mnie czeka i nie jest nim władanie wampirami w Ameryce.
Nie miałam pojęcia, jak dalej potoczą się moje losy. Planowałam wyprawę do Anglii, spotkanie z rodziną, poznanie potomków Amelii i Arthura, bo spodziewałam się, że nie wszystkie ich dzieci zostały bezpotomnymi wampirami. Cieszyłam się na myśl, że wkrótce znów ich zobaczę.
A jednak los przygotował dla mnie kolejną niespodziankę.
Przed wejściem na statek i opuszczeniem kontynentu czekało mnie jeszcze pożegnanie z przyjaciółmi. Najpierw znalazłam się w objęciach Melanie. Zerknęła na moją ciemną suknię z gorsetem, lekko rozłożystą u dołu o dość prostym kroju, ale z delikatnej tkaniny.
- Wiesz, co Inyan powiedziałby o twojej żałobie?
- Ostatnim razem stwierdził, żebym przestała użalać się nad sobą i pomyślała o innych – odparłam.
- Nie lubił żałoby. Przypomina o złych chwilach. Powinnaś ubierać się normalnie – stwierdziła wampirzyca.
- Na razie jestem w stanie nosić jedynie czerń – odparłam. Westchnęła i przytuliła mnie jeszcze raz.
- Powodzenia, Amando.
Potem podeszli do mnie Lucas i Dorothy.
- Będzie nam ciebie brakowało – powiedziała wampirzyca, przytulając mnie. Po chwili jej miejsce zajął mąż, dodając:
- Nie tylko dlatego, że masz gorącą krew. Jesteś specyficzną wampirzycą i myślę, że moi poddani zapamiętają cię na wieki.
- Dziękuję wam. - Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Josepha i Zoe. Ciemnowłosa wampirzyca przytuliła mnie mocno, życząc mi powodzenia i rozsądnych wyborów, zaś Joseph uśmiechnął się bardzo szeroko i pocałował mnie w oba policzki.
- To na szczęście. Jak będziesz smutna, przymnij sobie mój uśmiech. - Puścił do mnie oczko. Parsknęłam śmiechem, obiecując, że tak właśnie zrobię.
Następna w kolejce była Iskierka. Objęła mnie mocno i przytuliła.
- Uważaj na siebie i wróć do nas szybko.
- Kiedyś na pewno wrócę – obiecałam jej. Następnie znalazłam się w ramionach Martina.
- Pozdrów Amelię, Arthura i ich potomków. Może odwiedzą nas razem z tobą? Z pewnością zechcą zobaczyć Amerykę.
- To niezły pomysł, zapytam ich – odparłam z uśmiechem. - Odwiedzimy was wszyscy razem.
- Jestem za – odezwał się Jahmes. - Poznam w końcu siostrę Martina, o której tyle mi opowiadaliście.
- A jeżeli długo nas nie będzie, zawsze to wy możecie przyjechać do Anglii – dodałam.
- Jeśli nie wrócisz, tak właśnie zrobimy. - Szoszannah przytuliła mnie mocno i przez chwilę trzymała w objęciach. - Będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też – przyznałam. - Za wami wszystkimi. - Zerknęłam na Lily. - Przynajmniej zostawiam cię pod dobrą opieką.
Moja przyjaciółka spojrzała na Jahmesa i uśmiechnęła się.
- Bez wątpienia – mruknęła cicho.
Przytuliłam ją jeszcze raz i obiecałam, że na pewno tutaj wrócę. Na koniec znalazłam się w silnych objęciach Egipcjanina.
- Dbaj o siebie, jedz dobrze, pij z umiarem i nie szalej za bardzo. Ale trochę możesz.
Parsknęłam śmiechem.
- Dobrze, trochę będę. - Przytuliłam się do niego.
- Mam nadzieję, że znajdziesz tam gdzieś swoje szczęście.
Skinęłam głową i zerknęłam na niego.
- A ja mam nadzieję, że twoje będzie trwać wiecznie – szepnęłam mu cicho na ucho. Uśmiechnął się półgębkiem i pocałował mnie w policzek.
- Udanej podróży, cukierku.
Spojrzałam na statek, który był już gotowy do odpłynięcia. Za kilkanaście minut miało wstać słońce. Powoli odsunęłam się od przyjaciela, ostatni raz pogłaskałam Atalefa i powiodłam spojrzeniem po tych, których tu zostawiałam. Byłam pewna, że wrócę, nie wiedziałam jedynie, kiedy.
Wsiadłam na statek, który o świcie wypłynął z portu. Stałam jeszcze przez moment, patrząc na oddalający się ląd. Moich przyjaciół już tam nie było; z oczywistych powodów wrócili do domów przed pierwszymi promieniami słońca. Skryta pod daszkiem na okręcie, patrzyłam jeszcze przez chwilę, by w końcu poddać się ogarniającej mnie senności i udać się na dzienny spoczynek.
Płynęliśmy przez trzy dni i trzy noce bez żadnych przygód. Marynarze nie wdawali się ze mną w żadne rozmowy, zamieniłam tylko parę słów z kapitanem. Byłam jedyną kobietą na statku i zauważyłam, jak ucichają szepty, gdy przechodziłam. Ponieważ nie mieli pojęcia o moim wampirzym słuchu, szybko się dowiedziałam, że jestem tajemniczą wdową, która prawdopodobnie wyszła za mąż za starca, a potem odziedziczyła wielki majątek i wraca do domu z łupem. „Cóż, z dwojga złego lepiej, kiedy mają mnie za łowczynię posagów niż wampira”, pomyślałam.
Czwartego dnia obudziłam się dość wcześnie, słońce dopiero co opuściło zenit, czułam to, gdy otwierałam skrzynię, która służyła mi za trumnę. W powietrzu czuć było zapach prochu. Usiadłam i nasłuchiwałam. Zza drzwi dobiegały dziwne hałasy, krzyki, przekleństwa. Wstałam powoli i zamknęłam wieko, rozciągając kości. Podeszłam do drzwi, odbarykadowałam je i wyszłam na korytarz. Z zewnątrz wyraźnie słychać było odgłosy walki. Cichutko przemknęłam do zewnętrznych drzwi prowadzących na pokład. Ostrożnie uchyliłam je i znieruchomiałam.
Statek pełen był walczących ludzi. Szybko zrozumiałam, co się stało. Zaatakowali nas piraci. Chciałam jakoś pomóc marynarzom, ale nie mogłam. Słońce świeciło jasnym blaskiem, a jego promienie złowrogo rozpościerały się tuż przy zejściu z pokładu. Nie byłam w stanie nic zrobić.
Tuż pod drzwiami upadł marynarz. Drgnęłam, gdy poczułam słodką woń krwi. Ciemnoczerwona strużka popłynęła w stronę drzwi. Przez chwilę wpatrywałam się w nią, by następnie wycofać się ostrożnie. Nie byłam głodna, posilałam się wczoraj, więc bez problemu udało mi się opanować.
Wróciłam do kajuty, wzdychając z bezsilności. Nie było sensu przyglądać się walce. Podejrzewałam, że piraci zwyciężą. Pytanie, co potem. Zabiją wszystkich? Jeśli do zmroku ktokolwiek ocaleje, będę mogła go uratować. Problem w tym, że czekało mnie jeszcze wiele godzin, zanim zajdzie słońce. Do tego czasu piraci mogli zatopić statek.
Na myśl o przepłynięciu oceanu wpław ogarnął mnie lęk. Lubiłam pływać i miałam wiele siły, ale jedna noc nie wystarczy, a w dzień gdzie mam się skryć? Na dnie oceanu? Czy wampir może utonąć? Raczej nie.
Siedziałam tak, aż walka ucichła. Piraci przystąpili do rabunku. Słyszałam, jak zabierają zwierzęta. „Cóż, w ocenie zawsze mogę jeść ryby”, pomyślałam na pocieszenie. „Przynajmniej nie wyschnę z głodu. Ha, w ogóle nie wyschnę...”
Usłyszałam, jak przeszukują sąsiednie kajuty. Przepłynięcie oceanu nie było jeszcze takie najgorsze w porównaniu ze spaleniem w słońcu. Zacisnęłam zęby i postanowiłam, że nie dam się zabić. Sięgnęłam do krzyżyka na szyi. Wiedziałam, że bez względu na wszystko będę bronić własnego życia.
Było ponad dwie godziny do zmierzchu, kiedy zaczęli dobijać się do moich drzwi. Zajęło im trochę, nim je wyważyli, gdyż dobrze je zabarykadowałam. Kiedy w końcu im się udało, pierwszy wszedł wysoki, potężnej postury pirat z gęstą czarną brodą, przepasany ciemnym pasem. W ręku trzymał długą szablę. Zatrzymał się na mój widok, a jego pokrytą kilkoma bliznami twarz wykrzywił grymas zdumienia. Tuż za nim zajrzała rozczochrana głowa szczupłego mężczyzny, który zagwizdał przeciągle. Brodaty pirat pokręcił głową i zawołał głośno:
- Panie kapitanie! Chodźcie zobaczcie, cóżeśmy za cudeńko tu znaleźli! - Po czym spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Jestem za – odezwał się Jahmes. - Poznam w końcu siostrę Martina, o której tyle mi opowiadaliście.
- A jeżeli długo nas nie będzie, zawsze to wy możecie przyjechać do Anglii – dodałam.
- Jeśli nie wrócisz, tak właśnie zrobimy. - Szoszannah przytuliła mnie mocno i przez chwilę trzymała w objęciach. - Będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też – przyznałam. - Za wami wszystkimi. - Zerknęłam na Lily. - Przynajmniej zostawiam cię pod dobrą opieką.
Moja przyjaciółka spojrzała na Jahmesa i uśmiechnęła się.
- Bez wątpienia – mruknęła cicho.
Przytuliłam ją jeszcze raz i obiecałam, że na pewno tutaj wrócę. Na koniec znalazłam się w silnych objęciach Egipcjanina.
- Dbaj o siebie, jedz dobrze, pij z umiarem i nie szalej za bardzo. Ale trochę możesz.
Parsknęłam śmiechem.
- Dobrze, trochę będę. - Przytuliłam się do niego.
- Mam nadzieję, że znajdziesz tam gdzieś swoje szczęście.
Skinęłam głową i zerknęłam na niego.
- A ja mam nadzieję, że twoje będzie trwać wiecznie – szepnęłam mu cicho na ucho. Uśmiechnął się półgębkiem i pocałował mnie w policzek.
- Udanej podróży, cukierku.
Spojrzałam na statek, który był już gotowy do odpłynięcia. Za kilkanaście minut miało wstać słońce. Powoli odsunęłam się od przyjaciela, ostatni raz pogłaskałam Atalefa i powiodłam spojrzeniem po tych, których tu zostawiałam. Byłam pewna, że wrócę, nie wiedziałam jedynie, kiedy.
Wsiadłam na statek, który o świcie wypłynął z portu. Stałam jeszcze przez moment, patrząc na oddalający się ląd. Moich przyjaciół już tam nie było; z oczywistych powodów wrócili do domów przed pierwszymi promieniami słońca. Skryta pod daszkiem na okręcie, patrzyłam jeszcze przez chwilę, by w końcu poddać się ogarniającej mnie senności i udać się na dzienny spoczynek.
Płynęliśmy przez trzy dni i trzy noce bez żadnych przygód. Marynarze nie wdawali się ze mną w żadne rozmowy, zamieniłam tylko parę słów z kapitanem. Byłam jedyną kobietą na statku i zauważyłam, jak ucichają szepty, gdy przechodziłam. Ponieważ nie mieli pojęcia o moim wampirzym słuchu, szybko się dowiedziałam, że jestem tajemniczą wdową, która prawdopodobnie wyszła za mąż za starca, a potem odziedziczyła wielki majątek i wraca do domu z łupem. „Cóż, z dwojga złego lepiej, kiedy mają mnie za łowczynię posagów niż wampira”, pomyślałam.
Czwartego dnia obudziłam się dość wcześnie, słońce dopiero co opuściło zenit, czułam to, gdy otwierałam skrzynię, która służyła mi za trumnę. W powietrzu czuć było zapach prochu. Usiadłam i nasłuchiwałam. Zza drzwi dobiegały dziwne hałasy, krzyki, przekleństwa. Wstałam powoli i zamknęłam wieko, rozciągając kości. Podeszłam do drzwi, odbarykadowałam je i wyszłam na korytarz. Z zewnątrz wyraźnie słychać było odgłosy walki. Cichutko przemknęłam do zewnętrznych drzwi prowadzących na pokład. Ostrożnie uchyliłam je i znieruchomiałam.
Statek pełen był walczących ludzi. Szybko zrozumiałam, co się stało. Zaatakowali nas piraci. Chciałam jakoś pomóc marynarzom, ale nie mogłam. Słońce świeciło jasnym blaskiem, a jego promienie złowrogo rozpościerały się tuż przy zejściu z pokładu. Nie byłam w stanie nic zrobić.
Tuż pod drzwiami upadł marynarz. Drgnęłam, gdy poczułam słodką woń krwi. Ciemnoczerwona strużka popłynęła w stronę drzwi. Przez chwilę wpatrywałam się w nią, by następnie wycofać się ostrożnie. Nie byłam głodna, posilałam się wczoraj, więc bez problemu udało mi się opanować.
Wróciłam do kajuty, wzdychając z bezsilności. Nie było sensu przyglądać się walce. Podejrzewałam, że piraci zwyciężą. Pytanie, co potem. Zabiją wszystkich? Jeśli do zmroku ktokolwiek ocaleje, będę mogła go uratować. Problem w tym, że czekało mnie jeszcze wiele godzin, zanim zajdzie słońce. Do tego czasu piraci mogli zatopić statek.
Na myśl o przepłynięciu oceanu wpław ogarnął mnie lęk. Lubiłam pływać i miałam wiele siły, ale jedna noc nie wystarczy, a w dzień gdzie mam się skryć? Na dnie oceanu? Czy wampir może utonąć? Raczej nie.
Siedziałam tak, aż walka ucichła. Piraci przystąpili do rabunku. Słyszałam, jak zabierają zwierzęta. „Cóż, w ocenie zawsze mogę jeść ryby”, pomyślałam na pocieszenie. „Przynajmniej nie wyschnę z głodu. Ha, w ogóle nie wyschnę...”
Usłyszałam, jak przeszukują sąsiednie kajuty. Przepłynięcie oceanu nie było jeszcze takie najgorsze w porównaniu ze spaleniem w słońcu. Zacisnęłam zęby i postanowiłam, że nie dam się zabić. Sięgnęłam do krzyżyka na szyi. Wiedziałam, że bez względu na wszystko będę bronić własnego życia.
Było ponad dwie godziny do zmierzchu, kiedy zaczęli dobijać się do moich drzwi. Zajęło im trochę, nim je wyważyli, gdyż dobrze je zabarykadowałam. Kiedy w końcu im się udało, pierwszy wszedł wysoki, potężnej postury pirat z gęstą czarną brodą, przepasany ciemnym pasem. W ręku trzymał długą szablę. Zatrzymał się na mój widok, a jego pokrytą kilkoma bliznami twarz wykrzywił grymas zdumienia. Tuż za nim zajrzała rozczochrana głowa szczupłego mężczyzny, który zagwizdał przeciągle. Brodaty pirat pokręcił głową i zawołał głośno:
- Panie kapitanie! Chodźcie zobaczcie, cóżeśmy za cudeńko tu znaleźli! - Po czym spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
Nie zostawię GK :) Będę tęsknić za swoim alter ego, ale cierpliwie na niego zaczekam ;). Czekam na nowych przystojnych bohaterów ;)
OdpowiedzUsuńJeden z nich pojawi się wkrótce w zakładce z bohaterami;p
UsuńCzekam na jego podobiznę! :D
OdpowiedzUsuńPodpowiem: przystojny;p
UsuńW końcu nowy rozdział :) Czekałam na niego odkąd zmieniłaś szablon i w końcu się doczekałam. Co tu dużo mówić, znów się popłakałam jak głupia przy tych pożegnaniach :) Teraz najbardziej ciekawi mnie nowy przystojny bohater, czekam z niecierpliwością na niego :p pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPojawi się już w przyszłym rozdziale;p
UsuńTo chyba nie lubisz pożegnań?:p
Nie lubię :p a tu ich dużo bo wampiry długo żyją :) jedyne wyjście to przyzwyczaić się :) a ten przystojniak to jeden z piratów?
UsuńMożliwe:p
UsuńWłaśnie sobie obejrzałam kapitana piratów i stwierdzam, że faktycznie jest na czym oko zawiesić :p Takich niespodzianek nigdy nie mam dość :)
UsuńCiekawe, czy Amanda będzie podzielać Twoje zdanie;p
UsuńJak zawsze rozdział jest cudowny! Masz wielki talent.
OdpowiedzUsuńPs Proszę o dalsze powiadomienie.
To jednak czytasz:) Cieszę się bardzo i będę powiadamiać;)
UsuńBędę tęsknić za Lily i Jahmesem, szkoda że nie mogli popłynąć z Amandą.. Ale za to, już z niecierpliwością wyczekuję Anglii, tam chyba podobało mi się najbardziej.. :)
OdpowiedzUsuńWidzę że zapowiada się ciekawie z tym przystojnym bohaterem :p Przy okazji, świetny szablon! :)/Tusiaa.
To jeszcze sobie poczekasz trochę na Anglię:p
UsuńDomyślam się, już tyle czekam, to kilka notek w tą czy w tą nie zrobi mi różnicy :)
UsuńA zresztą, już trochę notek przeczytałam, więc wiem że nawet jeśli szybko nie dojdzie do Anglii to będzie ciekawie ;p/ Tusiaa.
Postaram się;p
UsuńPiraci?! Oooo, jak fajno! Anglia? Czyżby chciała wrócić na stare śmieci? Uhh... za długo spałam, dopiero z dziesięc minut temu się obudziłam...
OdpowiedzUsuńTo witaj w klubie, też lubię pospać w weekend:D
UsuńAno chce wrócić do Anglii, pytanie, kiedy jej się to uda:p
A tak się zastanawiałam, czemu Amanda będzie w niewoli. I mam odpowiedź, dopadli statek w czasie dnia. Ciekawe jak postąpi, byle tylko nie wyprowadzili jej na pokład na efektowne samospalenie.
OdpowiedzUsuńI widzę, że pojawi się nowy przystojny bohater. Cóż, Amanda ma talent do znajdywania jakiegoś przystojniaka wśród wrogów ;)
O, jest już jego zdjęcie. Mmm, naprawdę przystojny :)
UsuńWśród wrogów to słuszne spostrzeżenie:p
UsuńPostać wymyśliłam jeszcze przed rozpoczęciem pisania, ale jak zobaczyłam to zdjęcie, stwierdziłam, że podobny;p
Piraci powiadasz... ;D Ciekawe, ciekawe... A co oni z nią zdobią ?? Mam nadzieję, że nie wywleką jej z kajuty, gdy jeszcze będzie na niebie choćby jedna, mała oznaka słońca, bo Amanda może mieć "mały" problem ;)
OdpowiedzUsuńA może dojdzie do walki i w konsekwencji będzie wręcz przeciwnie, nic jej nie zrobią, a nawet zaproponują dołączenie się do nich?? Mogłoby być całkiem ciekawie - zważając na jej waleczne umiejętności - byłaby nie do pokonania i sławna na każdym morzu i oceanie ;D
Zapowiada się bardzo interesująco ;D Zważywszy na nowy szablon - daje do myślenia ;D
A jeśli chodzi o nasz mały zastój to pracujemy nad tym, aby go przerwać, ale jakoś kiepsko nam idzie...
Pozdrawiam ;****
Myślisz, że Amanda przyłączy się do piratów i będzie zabijać podróżnych i kupców, by zabrać ich majątki?:p
UsuńPracujcie w takim razie bo czytelnicy czekają na nn u was:) Pozdrawiam;)
Oj tam od razu zabijać, przecież może sobie z nimi tylko popływać, nie?? A może nawróci ich na dobrą drogę?? ;D
OdpowiedzUsuńW każdym bądź razie czuję, że te spotkanie z piratami nie będzie jedynie krótkotrwałym, mało znaczącym incydentem, a czymś więcej ;)
Tak, przebierze się za kaznodzieję i będzie nawracać, czarną suknię już ma:p
UsuńSłusznie kombinujesz;p
Bardzo fajny rozdział :) Pożegnania bywają smutne, no ale miejmy nadzieję że jeszcze się, może nie ze wszystkim, ale się z nimi zobaczy. Cieszę się, że Szoszo postanowiła poddać się uczuciom i dać szansę Jahmesowi. Piraci? Ty to masz pomysły :P W takim razie do kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS. U mnie nn.
Pomysły to już połowa sukcesu;p
UsuńW końcu Szoszo i Jahmes są razem. Teraz już musi im się udać. Wróżę im wspólną przyszłość. :) No i Maya wyjechała, więc już nic nie stoi im na drodze do szczęścia.
OdpowiedzUsuńPożeganie było wzruszające i adekwatne do bohaterów. Idealnie to opisałaś. Każdy pożegnał się z Amandą na swój sposób.
Na koniec przygotowałaś nam niezłą niespodziankę. Piraci. Czuję, w kościach że to będzie niezwykle interesujący wątek. ;D
Interesujący i na całą VIII część;p
UsuńA nie mówiłam (bardzo lubię powtarzać ten chyba najbardziej wkurzający tekst świata), że nie dopłynie? ;-)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o poprzedni rozdział, to wydawało mi się, że się tak skończy. W tym chyba najbardziej przypadły mi do gustu rozmyślania o możliwości utonięcia... i Hak? Wiesz, że kusisz los wrzucając tę fotkę: teraz będę oczekiwać bohatera, który nie tylko wygląda, ale i zachowuje się podobnie, a Haka może być ciężko przebić ;-) Życzę powodzenia.
Przy okazji: "Po czym spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem." Podejrzliwym? Na pewno?
I nie dopłynęła;p
UsuńSpokojnie, to mój bohater i nie będzie kopiował niczyjego zachowania, poza tym to tylko podobizna, ale podobał mi się i nie mogłam się oprzeć, żeby wstawić;p
Tak, podejrzliwym, skąd ona się tutaj wzięła:p Choć pewnie nie tylko podejrzliwym;>
A więc znowu muszę przeprosić za opóźnienia. W końcu udało mi się znaleźć chwilkę czasu i oto jestem;) Hmm... Rozdział jak zawsze świetny i ładnie łączący kolejne wątki opowiadania. Amanda chyba pierwszy raz wyrusza na wyprawę całkowicie sama, bez przyjaciół, więc jestem ciekawa, jak się potoczą wydarzenia. Cieszę sie, że nadal trapisz Amandę rozterkami wewnętrznymi. Pokazuje to, jak głęboką i dopracowaną jest postacią. Pożegnania bardzo ładne i takie w ich stylu;) Troszkę szkoda, że bohaterów, którzy obecni byli w wielu wydarzeniach, nie zobaczymy na razie;) Piraci... Może być ciekawie;)W każdym razie lecę czytać, co dalej, bo w położeniu nieciekawym się znalazła. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuń