Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

29.12.2019

Rozdział XII - Mirabelka

   Przerwało nam wejście brata Karoliny, który wpadł do kuchni zapytać o obiad i natychmiast został zwerbowany do doprawiania sałatki.
   - To była ona, prawda? - spytała dziewczyna, gdy milczałam w zamyśleniu.
   - Wiesz, spotkałam się już z ludzkim okrucieństwem, sadyzmem i zepsuciem, ale gdy chodzi o dzieci – a dwanaście lat to zdecydowanie jeszcze wiek dziecięcy – to było szczególnie bulwersujące.
   - W takim razie przybyłaś w samą porę – stwierdziła Karolina. Skinęłam głową.
   - Tak. Dla niej tak.


   Dziewczynka podniosła się i objęła ramionami. Była szczuplutka i choć dopasowana sukienka oraz makijaż dodawały jej lat, to i tak wyglądała na kruchą i bezradną.
   - Mam na imię Mirabelka – odparła lękliwie.
   - Ale to nie jest twoje prawdziwe imię, prawda? - Gdy dziewczynka nie odpowiedziała, sięgnęłam po naszyjnik w kształcie łzy. Zdjęłam go i wyciągnęłam przed siebie, by go zobaczyła. - Poznajesz?
   Mirabelka zmarszczyła brwi i podeszła niepewnie. Wyciągnęła rękę, wzięła naszyjnik i nagle w jej oczach pojawił się radosny błysk. Spojrzała na mnie z nadzieją.
   - To Lucian cię przysłał, prawda? - W jej oczach ujrzałam wampira, która prosił mnie o przysługę przed śmiercią. Co prawda jego twarz wyglądała wtedy inaczej, ale nie miałam wątpliwości, że to on.
   - Tak – przytaknęłam. - Poprosił mnie, bym oddała ci naszyjnik.
   - Och, wiedziałam, że mnie uratuje! - Arina uśmiechnęła się i niespodziewanie przytuliła do mnie. - Jest tutaj? - Zerknęła w stronę drzwi. Westchnęłam i pokręciłam głową.
   - Nie, przykro mi. On nie żyje. Ale możesz mi zaufać, zabiorę cię stąd.
   Zamrugała i cofnęła się.
   - Inne wampiry go zabiły? - spytała cicho.
   - Nie, to byli łowcy – odpowiedziałam. Wyglądało na to, że dziewczynka doskonale wiedziała, kim był jej przyjaciel i najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Podniosła wzrok. Nie płakała, choć z jej oczu wyzierał smutek.
   - To moja wina. Powiedziałam, że nie chcę go więcej widzieć. Wtedy, kiedy inne wampiry nas napadły i zabiły mi mamę, a on przyszedł za późno. Byłam na niego zła i powiedziałam mu niemiłe rzeczy. I już nie będę mogła go przeprosić. - Spojrzała mi prosto w oczy, tym samym ukazując całą historię.
   Po raz pierwszy spotkali się, gdy dziewczynka wpadła do rzeki i o mało nie utonęła, a w ostatniej chwili Lucian wyciągnął ją z wody. Spotkali się ponownie kilka miesięcy później, gdy wracała do domu i zabłądziła. O tym, że tajemniczy przyjaciel jest wampirem, dowiedziała się dopiero, gdy zostali zaatakowani, a jej matka zginęła z przegryzioną szyją. Jeden z wampirów chciał zabić także i ją, ale wtedy pojawił się Lucian i ją obronił. Zabrał ją z dala od napastników, zapewniając, że nie pozwoli jej skrzywdzić, ale na pytanie, czy on też zabija ludzi, nie mógł zaprzeczyć. To wtedy się pokłócili. Arina wiedziała, że zawsze będzie żałować słów, które wtedy padły.
   Po wszystkim dziewczynka dowiedziała się, że ma rodzinę w Ameryce. Przyjechał po nią kuzyn, młody mężczyzna, który naopowiadał jej, jak bardzo wszyscy się cieszą, że mogą się nią zaopiekować. Okazało się, że kłamał.
   Arina trafiła na statek, który przewoził też inne dziewczęta. Była najmłodsza, ale każda z nich została porwana lub oszukana. Przebyły ocean w fatalnych warunkach, kilka z nich nie przeżyło. Arina odchorowała podróż, a potem trafiła w to miejsce, gdzie lekarz dokładnie ją zbadał i orzekł, że jest dziewicą. Zatem właściciele domu publicznego wystawili ją na licytację.
   - Nie pozwolę im cię skrzywdzić – zapewniłam ją, przytulając do siebie.
   - Dziękuję, że po mnie przyszłaś – powiedziała dziewczynka i spojrzała na mnie z powagą. - Obiecujesz, że będziesz mnie chronić?
   - Oczywiście – odparłam bez wahania, nie myśląc o tym, z czym właściwie się wiąże taka obietnica.
   Arina uśmiechnęła się z wdzięcznością i założyła naszyjnik na szyję.
   - Musiał mi wypaść po tym, jak napadły nas wampiry – stwierdziła.
   Wzięłam ją za rękę, odwróciłam się i otworzyłam drzwi, zza których już od jakiejś minuty dobiegały podejrzane odgłosy. Joseph puścił ciało kobiety, która nas przyprowadziła i spojrzał na mnie.
   - Awanturowała się – wyjaśnił pospiesznie.
   Wzruszyłam ramionami. Bynajmniej nie miałam zamiaru wnosić pretensji o śmierć kogoś takiego.
   - Musimy uwolnić wszystkie dziewczęta, są tutaj wbrew ich woli – powiedziałam. Zerknęłam na Arinę, która przyglądała się martwej kobiecie. - Nie powinnaś tego oglądać, skarbie.
   - Widziałam gorsze rzeczy – stwierdziła dziewczynka i ścisnęła moją dłoń. - Uwolnicie je wszystkie?
   - Oczywiście. - Zoe wyglądała na zadowoloną z mojej decyzji. Przez chwilę przyglądała się dziewczynce, potem spojrzała na ukochanego. - My zajmiemy się personelem, a Amanda zbierze dziewczęta. W porządku? - zapytała mnie. Skinęłam głową i zabrałyśmy się do działania.
   Razem z Ariną po kolei wchodziłyśmy do pokoi. Ona przekonywała dziewczyny, żeby poszły z nami, ja zapewniałam, że nic im nie grozi. Już w trzecim pokoju zastałam mężczyznę, który na wieść, że jego partnerka ma tylko piętnaście lat, był zdumiony i przerażony. Szybko się ubrał i pobiegł na dół. Nie byłam pewna, czy Joseph i Zoe wypuszczą go żywego, ale w tamtym momencie niezbyt mnie to interesowało. Miałam kilkanaście dziewcząt do uratowania, na pewno nie zamierzałam bronić ich klientów, niezależnie, czy znali prawdę o nich, czy nie.
   Dziewcząt, łącznie z Ariną, było piętnaście. Klientów trzech, z czego tylko jeden próbował protestować.
   - Zapłaciłem i mam jeszcze pół godziny! - wołał, zakładając bieliznę. - Chcę rozmawiać z właścicielką!
   - Leży w korytarzu i obawiam się, że nic już nie powie – odparłam. Warknął coś, zapiął spodnie i spojrzał na wystraszoną dziewczynę, leżącą w łóżku, z kołdrą naciągniętą pod samą brodę. Nie miałam wątpliwości, że została zmuszona do pracy tutaj.
   Mężczyzna ponownie zaczął protestować, ale bezceremonialnie złapałam delikwenta za ramię i wyrzuciłam za drzwi. Pobiegł ze skargą na dół, gdzie jego krzyki zmieniły się w wołanie o pomoc, a chwilę potem ucichły.
   Kilka minut później Joseph i Zoe sprzątnęli wszystkie trupy i zawołali nas na dół. W powietrzu wciąż unosił się intensywny zapach krwi, a korytarze i największy pokój nosiły ślady krwawej jatki. Patrzyłam na to obojętnie, wciąż ściskając dłoń dziewczynki, którą ocaliłam. Gdybym przybyła kilka dni później, byłoby dużo gorzej. Większość dziewcząt nie miało tyle szczęścia.
   Tylko dwie z nich było pełnoletnie. Zabrały swoje rzeczy, podziękowały nam i odeszły. Arina wciąż trzymała mnie za rękę, a pozostałe dwanaście nie miały pojęcia, co teraz z nimi będzie.
   - Chodźcie do naszego domu, zjecie coś, doprowadzicie się do porządku i zawiadomimy wasze rodziny – zdecydowała Zoe.
   - To ja pójdę po transport – uznał Joseph.
   Chwilę później siedzieliśmy już na wozie, który podstawił nam wampir. Ruszyliśmy w stronę rezydencji moich przyjaciół. Arina przytuliła się do mnie i siedziała w milczeniu. Niektóre dziewczyny rozmawiały ze sobą szeptem. Wszystkie były wystraszone, ale nam zaufały. Miałam nadzieję, że Zoe i Joseph wiedzą, jak znaleźć ich rodziny. Nie wystarczyło je uwolnić, musieliśmy dopilnować, by bezpiecznie wróciły do swoich domów.
   Kiedy dotarliśmy na miejsce, Zoe pomogła ulokować dziewczęta, a Joseph pobiegł po zaufanych ludzi, którzy mieli zaopiekować się nimi w dzień. My mieliśmy przenocować w innym budynku, dla bezpieczeństwa. Zanim odeszliśmy, zapewniłam Arinę, że wrócę, jak tylko zapadnie noc.
   Tuż przed świtem zjawiło się kilka Indianek, chętnych do pomocy. Nie tylko z powodu obietnicy zapłaty, ale przede wszystkim na wieść o skrzywdzonych dziewczętach, którym będą miały okazję pomóc.
   Kiedy w końcu dotarliśmy do trumien, zaczynało świtać. Położyłam się spać z poczuciem, że postąpiliśmy słusznie – ocaliliśmy kilkanaście młodych dziewczyn przed okropnym losem.
   Szkoda tylko, że Misza nie mógł tu być i cieszyć się razem ze mną.

   Okazało się, że z dziewczynami było więcej problemu, niż nam się początkowo wydawało. Tylko pięć z nich miało blisko rodziny, które z radością po nie przyjechały. Trzy pochodziły z odległej części kontynentu, więc Zoe posłała tam wampiry, by zaniosły wieści. Pozostałe cztery miało bliskich poza Ameryką i te tymczasowo pozostały w rezydencji, którą ludzie – przyjaciele Zoe i Josepha – przystosowali do potrzeb młodych kobiet.
   Musiałam przyznać, że nie zwróciłam uwagi na wystrój budynku, gdy byłam tu po raz pierwszy, załamana po śmierci przyjaciela. Dopiero w oczach Ariny zobaczyłam, jak bardzo wampirza jest rezydencja. Panował wszechobecny półmrok, kuchnia była praktycznie nieużywana i zamknięta, wszędzie było mnóstwo kurzu i pajęczyny, brakowało lamp i innych udogodnień, które wampirom były zupełnie zbędne. O ile Arina doskonale znała przyczynę takiego stanu rzeczy, o tyle pozostałe dziewczęta początkowo nieco się wystraszyły. Dopiero po kilku dniach, gdy część z nich wróciła szczęśliwie do domu, pozostałe uznały, że mogą poczuć się bezpiecznie.
   Ponieważ Zoe i Joseph wszystkim się zajęli, uznałam, że pora ruszać do Anglii. Przyjaciółka przekazała mi pozostawioną część mojego majątku, dzięki czemu mogłam nie tylko wynająć miejsce na statku, ale nawet kupić cały okręt, gdybym miała ochotę. Zanim udałam się do portu, by poszukać rejsu do Anglii, zatrzymała mnie Arina.
   - Wypływamy do Wielkiej Brytanii? - zapytała z wyraźnym entuzjazmem.
   Wielka Brytania, a właściwie od 1801 roku Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii, obecnie było największym imperium światowym, zatem nic dziwnego, że Arina zareagowała z takim entuzjazmem. Spojrzałam na nią uważniej. Ubrana w zwyczajną, skromną sukienkę nie wyglądała już na szesnaście lat, ale nadal nie dałabym jej mniej niż czternaście. Była wysoka i smukła, a twarz straciła już dziecięce rysy. Odkąd poczuła się bezpieczna, wydawała się radosna i całkowicie nieprzejęta tym, co ją spotkało. Jednakże wystarczyło spojrzeć w jej oczy, by zrozumieć, że to tylko pozory, pod którymi nadal kryła się wystraszona dziewczynka, która przeszła zbyt wiele.
   - Wkrótce zamierzam wypłynąć do Anglii – przytaknęłam ostrożnie. - Zoe jeszcze sprawdza, czy na pewno nie masz tu żadnej rodziny, ale jeśli nie, obiecała, że znajdzie ci dom. Wyjadę, gdy tylko upewnię się, że trafiłaś w dobre miejsce – zapewniłam. Arina zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
   - Nie mam rodziny i nie chcę tu zostawać. Popłynę z tobą do Anglii.
   - Skarbie, to niebezpieczna i długa podróż, a ja nie będę mogła zajmować się tobą w dzień. - Pokręciłam głową. - Nie mogę cię zabrać. Myślę, że Joseph i Zoe nie będą mieli nic przeciwko, jeśli zechcesz zostać tutaj, u nich.
   - Sama potrafię się sobą zająć. - Skrzyżowała ręce na piersiach. - A Joseph i Zoe nie znali Luciana. I nie obiecywali, że będą mnie chronić.
   - Ja też go nie znałam – przyznałam jej. - Schwytali mnie łowcy i widziałam, jak go zabijają. Zanim umarł, poprosił, żebym oddała ci jego naszyjnik. Nawet nie wiedziałam, kim jesteś.
   - A zatem... przebyłaś tak długą drogę, na inny kontynent, bo jakiś nieznajomy wampir tuż przed śmiercią poprosił cię o przysługę? - Arina wpatrywała się we mnie ze zdumieniem.
   - No... nie tylko, i tak planowałam tę podróż, by odnaleźć przyjaciół – wyjaśniłam. - A skoro udałaś się do Ameryki, uznałam, że najwyższa pora, by tutaj przypłynąć...
   - I mnie odnaleźć. - Arina uśmiechnęła się ciepło. - A potem obiecałaś mnie chronić. - Wzięła mnie za rękę i spojrzała na mnie poważnie. - Proszę, nie zostawiaj mnie. Wiem, że pijesz krew, ale tylko zwierzęcą. Śpisz w dzień i boisz się słońca. Obiecuję, że nie będę ci zawadzać. Nawet nie zauważysz, że jestem. Będę pilnować cię w dzień, by nikt cię nie skrzywdził. A w nocy będę spała, więc nie będziesz musiała się mną zajmować. Zabierz mnie ze sobą. Proszę. - Patrzyła na mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczami, w których czaił się strach, że znów zostanie sama i ktoś ją skrzywdzi. Obiecałam ją chronić, zatem co mogłam odpowiedzieć?
   - Skarbie, będziemy płynąć statkiem, ostatni rejs odchorowałaś, prawda? - spróbowałam jej wyjaśnić swoje wątpliwości. - Nie wiem też, co czeka na nas w Anglii. Przy mnie grozi ci wiele niebezpieczeństw...
   - Nie więcej niż tutaj. Po prostu będą to zagrożenia innego rodzaju. - Wzruszyła ramionami. Westchnęłam i skinęłam głową.
   - W porządku. Ale może powinnaś to jeszcze przemyś...
   - Och, dziękuję, dziękuję! - Przytuliła mnie mocno, zanim zdołałam dokończyć zdanie. - Jesteś wspaniała, Amando. Obiecuję, że nie będziesz żałowała swojej decyzji!
   Nie byłam tego taka pewna, ale zachowałam tę myśl dla siebie. Uśmiechnęłam się, przytuliłam ją i ruszyłam do portu.
   Port w Savannah nawet o tej porze wydawał się ruchliwy, choć z pewnością dużo mniej, niż w dzień. Dwóch pierwszych kapitanów planowało rejsy w zupełnie innych kierunkach, zatrzymałam się więc przed dużym, białym statkiem z wymalowaną na krwistoczerwono nazwą „Amara”.
   Zanim zdążyłam zapytać kogokolwiek o kapitana statku, przede mną pojawił się znajomy wampir i błysnął śnieżnobiałym uzębieniem w szerokim uśmiechu.
   - No proszę, czyżby piękna, niekiedy mocno irytująca wampirzyca, planowała rejs do Europy?

9 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego!!! A przy okazji wszystkiego dobrego w zbliżającym się nowym roku. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że jeszcze w tym roku pojawił się rozdział i mozna napisać, że życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku ��
    Przyjemnie się czytało i że tak powiem modły zostały wysłuchane i póki co nic się nie stało Arinie

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprawnie poszło :) coś czuję, że ta mała będzie mocno upierdliwa :P
    Cóż, spóźnione wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale piszesz! Będę tu wpadać, tym bardziej, że lubię tą tematykę. :)

    pozdrawiam!
    yoshii-i-yoko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń