Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

21.02.2018

Rozdział II - Kopenhaga

   Opowieść przerwał nam mój mąż, wołając nas na śniadanie. Po posiłku przeszłyśmy z Karoliną do jej pokoju.
   - Coś mi się zdaje, że Cruel tak łatwo nie odpuści i w Danii czekają was kłopoty – stwierdziła dziewczyna.
   - Cóż, skoro Misza znikł im z oczu w porcie, z którego wypływał właśnie statek, łatwo było się domyślić, gdzie go szukać. Gdybyśmy w ciągu jednej nocy wsiedli na kolejny statek, nie byłoby problemu.
   - Ale statki do Ameryki raczej nie wypływały codziennie – domyśliła się Karolina.
   - No właśnie...

   Dania. Kraj, z którego miałam same miłe wspomnienia. To tam Nicolas mi się oświadczył i wzięliśmy ślub. Tam przyjęłam nazwisko Derbyshire.
   Do portu w Kopenhadze dopłynęliśmy jeszcze przed świtem, zatem mogliśmy spokojnie przyglądać się zbliżającemu brzegowi. Wysiedliśmy w pośpiechu, gdyż musieliśmy jeszcze znaleźć miejsce w gospodzie. Na szczęście nie było z tym problemu, na podróżnych czekało wiele wolnych miejsc w pobliskich karczmach.
   Misza, który uparł się, że nie zajmie mojego miejsca w skrzyni, teraz również usadowił się pod łóżkiem. Przedstawiliśmy się jako rodzeństwo, gdyż oboje mieliśmy ciemne włosy, a mimo że na tym podobieństwo się kończyło, nikt się nie dziwił ani nie dopytywał.
   Następnego wieczoru udaliśmy się do portu w Esbjerg, gdzie okazało się, że statek bezpośrednio do Ameryki wypływa za dziesięć dni.
   - No cóż, nie spodziewałam się, że od razu będzie czekał na nas jeszcze tej samej nocy – mruknęłam. Misza natomiast nie wydawał się zawiedziony.
   - Mamy zatem dziesięć dni, a raczej nocy na zwiedzanie Danii. W przeciwieństwie do ciebie, ja nigdy tu nie byłem.
   - Myślę, że przez sto dwadzieścia dwa lata sporo się tutaj zmieniło – zauważyłam. - Ale ciekawa jestem, czy wciąż stoi ten kościółek, w którym brałam ślub.
   - Możemy to sprawdzić. - Misza rozglądał się ciekawie po porcie. Po chwili namysłu zgodziłam się. Uznałam, że przez dziesięć nocy spokojnie zdążymy przenieść nasze rzeczy i przygotować się do podróży, a dzisiaj mogę trochę powspominać.
   Nie czułam już bólu na myśl o moim ostatnim mężu. Czas leczy rany, zaleczył i tę. Wspomnienia o Nicolasie były przyjemne, szczególnie te po naszym ślubie.
   Kościół był sporo większy, niż go zapamiętałam, rozbudowany, ale gdy weszłam do środka, uznałam, że niewiele się zmieniło. Ten sam ołtarz, większość obrazów i figur; po niektórych widać było przemijający czas, ale sporo było nowych i odnowionych.
   Uklęknęłam w jednej z ławek. W takich chwilach wiedziałam, że warto było pić zwierzęcą krew. Nie czułam się złą osobą, a wszystko przez co przeszłam musiało mieć jakiś głębszy sens. Choć nie zawsze podejmowałam właściwe decyzje, starałam się być dobra. Przymknęłam oczy, ciesząc się spokojem, który mnie ogarniał.
   Przed wejściem czekał Misza. Nie wydawał się załamany tym, że nie mógł pójść ze mną. Wyznał mi, że i tak nie był zbyt religijny, rzadko chodził do kościoła. Natomiast był zainteresowany zwiedzaniem, szczególnie głównego miasta Danii – Kopenhagi.
   Najsłynniejszym zabytkiem w Kopenhadze były Ogrody Tivoli, wcześniej nazywane Tivoli & Vauxhall. Wybudowane w tysiąc osiemset czterdziestym trzecim roku, były główną atrakcją Danii. Mimo późnej pory, bawiło się tam jeszcze sporo ludzi, a park rozświetlony został przez różnobarwne latarnie. Przeszliśmy się po ogromnych ogrodach kwiatowych, zatrzymaliśmy w jednej z altan, a potem udało nam się dostać na karuzelę. Musiałam przyznać, że przyjście tutaj było wspaniałym pomysłem.
   Następnego wieczoru, od razu po zachodzie słońca, udaliśmy się ponownie do Tivoli. Tym razem wsiedliśmy na kolejkę górską. Przymknęłam oczy, gdy mknęliśmy to w górę, to w dół, a wśród świstów powietrza dobiegały mnie krzyki ludzi – jedne pełne zachwytu, inne strachu i obawy. Żałowałam, że parku nie było tutaj sto dwadzieścia dwa lata temu, gdy przybyliśmy do Danii z Nicolasem. Przyszło mi wtedy do głowy, że tak naprawdę tylko wampiry potrafią dostrzec, jak bardzo zmienia się świat na przestrzeni wieków.
   Trzeciego wieczoru poszliśmy do tamtejszego teatru. Wtedy po raz pierwszy oglądałam pantomimę. Scena znajdowała się wewnątrz budynku, a widzowie stali na zewnątrz. Ciekawa była również kurtyna, która miała kształt pawiego ogona. A sam spektakl miał w sobie niesamowity urok i potrafił zachwycić widza. Wyszłam oszołomiona talentem aktorskim ludzi i pomysłowym przekazywaniem treści.
   W czasie widowiska dostrzegłam, że ktoś się w nas wpatruje. Początkowo nie zwróciłam na to uwagi, ale po przedstawieniu, gdy ruszyliśmy z Miszą przez park, dostrzegłam tę samą osobę. Wysoki mężczyzna o jasnych włosach związanych na karku, stał opierając się o jeden z posągów. Kiedy na niego spojrzałam, zrozumiałam, że to wampir.
   - Ktoś nas obserwuje – szepnęłam do Miszy, ale gdy wskazałam mu mężczyznę, jego już tam nie było.
   - Myślisz, że to wampiry Cruela? - zaniepokoił się mój towarzysz.
   - Nie wiem, ale to możliwe. Lepiej pilnujmy się głównych ulic i tłumów, nie zaatakują nas przy ludziach, by nie narazić się duńskiemu wampirzemu władcy – stwierdziłam.
   - Lepiej, jeśli go zgubimy, zanim dotrzemy do gospody – dodał Misza. Jeszcze przez chwilę kluczyliśmy głównymi ulicami, a gdy trafiliśmy na opustoszałą, pobiegliśmy w wampirzym tempie.
   Kolejnego dnia wróciliśmy do Tivoli. Uznałam, że jeśli to wampir Corneliusa, raczej nie będzie nas tam szukał po raz kolejny, skoro już go zauważyliśmy, a nawet jeśli, nie zaryzykuje ataku pośród ludzi. Jeśli to ktoś inny, mieliśmy okazję dowiedzieć się, kto.
   Tym razem nie dostrzegłam tamtego wampira. Spędziliśmy wieczór na koncercie w Auli koncertowej. Wsłuchana we wspaniałą muzykę, uznałam, że muszę częściej bywać w takich miejscach. Przez chwilę czułam się, jakby świat zatrzymał się wokół mnie, czas przestał płynąć i liczyło się tylko jedno – tu i teraz.
   Po powrocie do pokoju zdałam sobie sprawę, że statek wypływa już za sześć dni. Czas w parku rozrywki mijał nam błyskawicznie.
   Zaciekawiła mnie również Biblioteka Królewska w Kopenhadze, ale po zmierzchu była już zamknięta. Pewnie gdybym była z Ianirą, i tak udałoby nam się ją obejrzeć, ale uznaliśmy z Miszą, że nie będziemy się włamywać, by przypadkiem nie zwrócić na siebie uwagi.
   Piątego dnia zwiedzania wpadliśmy na wampiry Cruela.
   Nie wiedziałam, jak nas wyśledziły, ale niespodziewanie pojawiły się przed nami. Było ich sześciu. Jeden z nich zwrócił się od razu do Miszy.
   - Pójdziesz z nami.
   - Niby dlaczego? - Mój towarzysz cofnął się o krok. - To Dania, nie Rosja. Władza Cruela tu nie sięga.
   - Ależ owszem. - Wyjęli kusze z drewnianymi strzałami. - Poddaj się, a cię nie zabijemy.
   - Jasne, bo zamknięcie w trumnie śmierci to lepsza alternatywa – mruknął Misza.
   - Dajcie mu spokój. Nie jesteśmy w Rosji, zatem nie macie do niego prawa – wtrąciłam się. Niektóre kusze zostały skierowane w moją stronę. Westchnęłam. Było ich tylko sześcioro, uznałam zatem, że sobie poradzę.
   - Zejdź nam z drogi, inaczej zginiesz – zagroził ich dowódca. Popatrzyłam na wszystkich po kolei.
   - Rzućcie broń i uciekajcie, jakby goniła was cała armia wrogich wampirów – powiedziałam, skupiając się na nich. Zrobili dokładnie tak, jak powiedziałam. Oczywiście nie czekałam, aż się otrząsną i wrócą. Chwyciłam Miszę za rękę i pobiegliśmy w przeciwną stronę, okrężną drogą wracając do karczmy.
   - To było... niesamowite – stwierdził mój towarzysz, gdy weszliśmy do środka.
   - Ale krótkotrwałe. Jutro musimy się stąd wynieść, dziś już nie zdążymy znaleźć innej gospody. - Weszłam do pokoju.
   - Do Esbjerg?
   - Nie, tam będą nas szukać w pierwszej kolejności. Gdzieś w okolice. Nie martw się, nie damy im się złapać.
   - Chyba mnie złapać – mruknął mężczyzna, siadając na łóżku. - Naraziłem cię na niebezpieczeństwo. Przepraszam.
   - Nie przejmuj się, dla mnie to nic nowego. - Wzruszyłam ramionami.
   - To co zrobiłaś... na pewno ich rozgniewało. Nie sądziłem, że gorącokrwiści potrafią takie rzeczy. Timur nie opowiadał, na czym to polega, wiedziałem jedynie, że inni za nim pójdą i że trudno mu się sprzeciwić. Ale kazać komuś coś zrobić wbrew jego woli...? - Misza wydawał się zaintrygowany.
   - Nie wiem, czy każdy gorącokrwisty wampir to potrafi. Mnie nauczył najstarszy wampir.
   - Najstarszy? Słyszałem o nim trochę. To prawda, że potrafi manipulować wampirami i ich uczuciami? - Spojrzał na mnie z ciekawością.
   - Tak, właściwie tak. Choć potrafię już rozpoznać, kiedy to robi. - Usiadłam obok Miszy. - On... umie bardzo wiele, dlatego jest taki potężny. Widziałam, jak jednym prostym zdaniem zmusza wampira do samobójstwa.
   - Nic dziwnego, że wampiry się go boją – stwierdził mężczyzna. - A czy on ma jakieś imię? Każdy mówi na niego: najstarszy...
   - Ma. Ale jedynie nieliczni je znają.
   - A ty?
   Skinęłam głową.
   - Chciał, bym z nim została. Na zawsze. I mało brakowało, bym się zgodziła. Może nawet kiedyś tak zrobię. Ale na pewno nieprędko.
   Misza popatrzył na mnie z namysłem.
   - Czyli dał ci wybór. Rozumiem, że jesteście dobrymi przyjaciółmi?
   - Tak, choć czasem wydaje mi się, że dziwna ta nasza przyjaźń – przyznałam. O pobycie u Gowana nie opowiadałam Miszy zbyt wiele. Wiedziałam, że nie powinnam.
   - Bałaś się, że jeśli zostaniesz, stracisz wolną wolę i nawet nie będziesz zdawać sobie z tego sprawy? - domyślił się mój towarzysz. Ponownie skinęłam głową.
   - To na pewno byłaby łatwiejsza droga, może lepsze życie, ale wolę panować nad swoimi myślami i emocjami. - Sięgnęłam po mapę Danii. - Najlepiej będzie znaleźć coś w Varde. Pobiegniemy tam od razu po zmroku, a rzeczy dojadą później. Na miejscu spróbujemy też znaleźć dla ciebie jakąś skrzynię.
   - Myślisz, że w Varde jest coś ciekawego do zwiedzania? - Misza zabrał mi mapę. Pokręciłam głową.
   - Żadnego zwiedzania. Zostaniesz w pokoju. Wyjdziesz tylko na ostatnie polowanie przed podróżą. Nie mam zamiaru ryzykować, że nas znajdą.
   - Równie dobrze mogą znaleźć ciebie, wiedzą już, że podróżujemy razem – zaprotestował mężczyzna.
   - Ja sobie poradzę.
   - Razem lepiej sobie poradzimy.
   - Jeśli chcesz płynąć ze mną do Ameryki, zrób, o co cię proszę – odparłam stanowczo. - Inaczej zostajesz w Danii. Zawsze mogą myśleć, że jednak wsiadłeś na statek, a ty w tym czasie uciekniesz do innego państwa.
   Misza mruknął coś, wyraźnie niezadowolony, ale w końcu przystał na mój warunek.
   Kolejnej nocy wyruszyliśmy do Varde. Wolny pokój znaleźliśmy dość szybko. Tej samej nocy udało mi się kupić trumnę, lecz na inne zakupy było już zbyt późno.
   Siódmego dnia, od razu po zmierzchu, wyruszyłam uzupełnić zaopatrzenie na czas podróży. Wcześniej zapłaciłam człowiekowi, by zrobił zakupy dla Miszy, jako że nie miał przy sobie żadnych zapasowych ubrań. Sługa doskonale wywiązał się z zadania.
   Przewidywałam, że cała podróż zajmie nam około miesiąca, jeśli nie dłużej. Misza po polowaniu będzie miał jakieś dwa, może trzy tygodnie, zatem skorzysta z moich zapasów dopiero pod koniec podróży. Tak czy inaczej, musiałam kupić więcej. Na szczęście trafiłam na hodowlę drobiu i trzody chlewnej, choć przewidywałam, że niełatwo będzie mi przekonać kapitana do ich transportu. Na szczęście miałam mocny argument – pieniądze.
   Przedostatniej nocy przed przypłynięciem statku wybraliśmy się z Miszą na polowanie. Ja posiliłam się już krwią zwierząt, ale mój towarzysz wyruszył w najgroźniejsze ulice Danii, by znaleźć kogoś, kto zasługiwałby na śmierć. Dopiero pod koniec nocy udało mu się znaleźć jakiegoś łotra, który okradał ludzi i często zabijał swoje ofiary. Misza bez wahania wyssał mu krew.
   Wracaliśmy już do gospody, gdy nagle pojawiły się przed nami wampiry. Początkowo zamierzaliśmy im uciec, ale odcięli nam drogę. Byłam zła na siebie, że dałam się podejść. Powinniśmy od razu po polowaniu pobiec do karczmy. Błędnie zakładaliśmy, że w Varde nas nie znajdą.
   Otoczyli nas. Tym razem było ich może ze dwudziestu. Wszyscy celowali do nas z broni.
   - Jeśli powiesz choć słowo, gorącokrwista, zginiesz ty i twój przyjaciel – warknął jeden z nich. Poznałam, że to ten sam wampir, który zaatakował nas wcześniej. - Nie macie dokąd uciekać. Nie próbujcie się bronić, a przeżyjecie. Nasz władca, Cornelius Cruel, wezwie was na sąd.
   Otworzyłam usta, ale natychmiast je zamknęłam. Wiedziałam, że wampir nie żartuje. Nie byłam w stanie uniknąć wszystkich strzał, szczególnie, jeśli każda z nich skieruje się prosto w moje serce. Byli gotowi zabić nas oboje, mnie i Miszę. Ze złością zacisnęłam usta i skinęłam głową.
   Zakuli nas w kajdany, a mi dodatkowo zakneblowali usta, po czym pociągnęli za sobą, w stronę Kopenhagi. Musiałam biec w wampirzym tempie, inaczej wlekliby mnie po ziemi. Spojrzałam na Miszę, który biegł obok mnie. Musiałam coś wymyślić i to szybko.
   Zatrzymaliśmy się dopiero w Kopenhadze. Tam czekał na nas niewielki statek, zapewne prosto do Rosji. Po zatrzymaniu wampiry ponownie w nas wycelowały. Wiedziały, co potrafię i były gotowe mnie zabić, gdybym tylko spróbowała. Doszłam do wniosku, że przez te kilka dni podróży będziemy musieli po prostu wyskoczyć do wody i popłynąć wpław. Nie mając innego wyjścia, ruszyliśmy w stronę statku. Czułam się bezradna, nie mogąc nic zrobić. Pozostało nam tylko posłusznie wsiąść na pokład i poddać się woli naszych wrogów.
   - No proszę, ulubienica najstarszego wampira zakuta w kajdany i zakneblowana – usłyszałam nagle i między nami, a statkiem pojawił się wampir, ten sam, który nas śledził. - Wątpię, by był zadowolony z tego powodu.
   - Nie twoja sprawa, zejdź nam z drogi – warknął dowódca wampirów Cruela. Nieznajomy uniósł brwi, przyjrzał mu się, a następnie uniósł dłoń.
   W tym samym momencie za nim pojawiła się grupka wampirów.

8 komentarzy:

  1. Ooo nie spodziewałam się, że to był szpieg Gowana! Ciekawe co z tego wyniknie i czy uda się im uratować przed wampirami Cruela? Może uda się im jednak popłynąć do Ameryki :D Już nie mogę się doczekać co będzie dalej :)
    Pozdrawiam,
    Areti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amanda tak łatwo nie odpuści tej podróży;)

      Usuń
  2. Kto by pomyślał, że Gowan wysłał wsparcie dla Amandy. Niesamowity zwrot akcji :) Nie mogę się doczekać nadchodzącej walki :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że będą się bili o Amandę i Miszę?:)

      Usuń
    2. Wątpię, żeby ruski poddały się po dobroci :)
      Usunęłam swój wcześniejszy komentarz bo zapomniałam się podpisać :D

      Usuń
    3. A zatem urządzą sobie wampirzą bitwę w kopenhaskim porcie?^^

      Usuń
  3. No no, ciekawe czemu Gowan kazał śledzić Amandę :)
    A odpowiadając na wcześniejsze pytanie, to Miszy trochę nie ufam, ale pewnie dlatego, że wiele nowych osób spotkanych przez Amandę ma jakieś złe zamiary wobec niej ;)
    A poczekać, poczekamy, ważne by maleństwo było zdrowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, Ty już nabawiłaś się przez to nieufności, a Amanda nadal potrafi zaufać ludziom (lub wampirom) XD
      Maleństwo nieustannie daje znać, że jest zdrowe:)

      Usuń