Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

28.07.2017

Rozdział XX - Za wszelką cenę

   - A więc jednak. Dobrze trafiliście! - ucieszyła się Karolina. - Mam nadzieję, że Ianirze nic się nie stało... Znaleźliście ją, prawda?
   - Na razie znaleźliśmy Saszę – sprostowałam.
   - Tak, a on będzie musiał zaprowadzić was do Ianiry. Możecie go przecież zmusić.
   - Też o tym pomyśleliśmy – przyznałam. - Ale nie przyszło nam do głowy, że musiał słyszeć, jak wchodzimy. Że mógł w każdej chwili uciec, a zamiast tego stał i czekał na nas.
   - Kolejna pułapka? - zaniepokoiła się dziewczyna.
   - Niezupełnie.


   Po prostu tam stał. Przystojny, ciemnooki wampir o jasnych włosach sięgających karku, wpatrujący się w nas bez najmniejszych oznak niepokoju. Zupełnie, jakby na nas czekał.
   - Ty! - Juan warknął i w następnej chwili rzucił się na przeciwnika.
   Sasza zrobił zwinny unik, ale Juan ponownie zaatakował. Chwycił go za ramiona i rzucił przez cały pokój, aż uderzył o ścianę, przy okazji przewracając niewielki stolik i krzesło. W następnej chwili mój przyjaciel znalazł się przy nim i już trzymał go za gardło.
   - Gdzie Ianira? - zapytał, wyciągając jednocześnie kołek. Sasza natychmiast wykorzystał tę chwilę nieuwagi i wyrwał się Juanowi. Podbiegł pod przeciwną ścianę i zatrzymał się. Nie wyciągnął broni; ani kołków, ani sztyletów. I co najdziwniejsze, nie próbował uciekać.
   - Sasza – odezwałam się. - Gdzie jest Ianira? Wiem, że chcecie zdjąć klątwę z brata, ale to nie powód, by porywać moją przyjaciółkę...
   - Nic nie wiesz – odparł Sasza, nie spuszczając wzroku z Juana, który szykował się do ataku. - Oboje nie wiecie. Jak to jest, gdy brat, o którego troszczyliśmy się przez całe życie, nagle zapada w magiczny sen i nic nie jest go w stanie obudzić. Mało tego, wie, co się dzieje wokół niego, ale nie potrafi nic powiedzieć. Nie jest w stanie nawet unieść powiek. Być może bardzo cierpi. Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to – zwrócił się do Juana. - Jeśli taka ma być cena życia mojego brata, to ją zapłacę. Ale Grisza się obudzi. Nie przeszkodzicie nam.
   - Jeśli Ianirze stanie się krzywda, nie tylko ty zginiesz – warknął mój przyjaciel. - Twoi bracia i ta wiedźma również. I każdy, kto wam pomagał. Możesz mi wierzyć. - Ruszył w jego stronę w wampirzym tempie. Tym razem Sasza nie zdołał umknąć. Przez chwilę próbował się bronić, walczył całkiem nieźle, ale Juan wpadł we wściekłość i myślę, że nikt w tym momencie nie miałby z nim szans. Uderzał go raz za razem, powtarzając to samo pytanie. W pewnym momencie uderzył jego głową o ścianę. Sasza upadł na podłogę. Juan uniósł kołek, a ja uznałam, że pora się wtrącić.
   - Jeśli go zabijesz, znowu zostaniemy z niczym – odezwałam się, wpatrując się w pobitego wampira. Usta miał pełne krwi, swojej krwi, nie wyglądał już na takiego pewnego siebie. Rozejrzał się z niepokojem, jakby szukał drogi ucieczki. - Tylko on może zaprowadzić nas do Ianiry.
   Juan cofnął rękę z kołkiem.
   - Spróbuj – odezwał się. Skinęłam głową i podeszłam bliżej.
   - Wstań – zwróciłam się do Saszy. Podniósł powoli, marszcząc brwi.
   - Nie zmusicie mnie... - zaczął, ale mu przerwałam.
   - Czyżby? Zaprowadź nas do Ianiry. Teraz.
   Zacisnął zęby i ruszył w stronę ściany, pod którą stał, gdy weszliśmy. Zapukał trzykrotnie.
   Ściana przesunęła się powoli, a z przejścia wyszło pięciu wampirów uzbrojonych w długie sztylety i kołki.
   - Naprawdę myślałaś, że pozwolą mi zaprowadzić was do Ianiry? Wiemy, że masz gorącą krew – powiedział cicho Sasza i dał znak wampirom, które nas zaatakowały.
   - Przejście! - zawołał Juan, próbując dostać się do przesuwającej się ściany. Na drodze stanęło mu trzech wampirów. Na mnie rzuciło się dwóch. Najwyraźniej mimo mojej gorącej krwi to Juana uznali za groźniejszego przeciwnika.
   - Zatrzymajcie przejście – zwróciłam się do wampirów, używając swojej mocy. Zawahali się, a potem odwrócili i rzucili w stronę ściany, która sekundę wcześniej zdążyła się zamknąć. - Otwórzcie je! - zawołałam, patrząc na nich. Czułam przepływającą przeze mnie moc. Im mniej osób musiałam kontrolować, tym lepiej mi to wychodziło, uznałam zatem, że Juan poradzi sobie z trzema wampirami. Tym bardziej, że Sasza nie brał udziału w walce, lecz siedział koło drzwi i pewnie czekał, aż rany zadane przez mojego przyjaciela choć częściowo się zagoją.
   Wampiry dopadły ściany i zaczęły w nią uderzać, ale nic się nie stało. Zrozumiałam, że z tej strony nie można jej otworzyć. Westchnęłam z rezygnacją. W następnej chwili udało im się uwolnić spod mojego wpływu i rzucili się na mnie.
   Zrobiłam unik i mocno kopnęłam jednego z nich, chudego brodacza, a drugiemu, niższemu i grubszemu, wytrąciłam kołek z ręki i pchnęłam na ścianę. Jednocześnie wyciągnęłam sztylet łowcy, który podarował mi Nicolas. Dawno nim nie walczyłam, teraz była idealna pora.
   Rzuciliśmy się na siebie z niższym wampirem, tym, który poleciał na ścianę. Zablokowałam jego rękę z kołkiem i zadałam cios sztyletem. Wampir syknął z bólu, gdy broń przecięła jego skórę i ponownie zamachnął się kołkiem. Zrobiłam kolejny unik, z trudem umykając broni drugiego wampira. Przez chwilę krążyli wokół mnie. Znów uniknęłam ciosu niższego wampira i zaatakowałam drugiego. Cięłam go w ramię. Kolejne ciosy go nie trafiły, był szybki. Zaatakowałam ponownie, ale w tym momencie drugi wampir chwycił mnie od tyłu, wytrącając mi broń z ręki i unieruchamiając mnie. Przeciwnik z kołkiem uniósł broń. Zrozumiałam, że od śmierci dzielą mnie zaledwie sekundy, zatem zrobiłam pierwsze, co przyszło mi do głowy.
   - Przebij się tym kołkiem – powiedziałam, patrząc mu w oczy.
   Zrobił to. Wbił sobie długi, drewniany kołek w pierś i dopiero wtedy zrozumiał, co się stało.
   Patrzyłam, jak upada na ziemię i rozpada w proch. Wyrwałam się wampirowi, który mnie trzymał i odwróciłam. W samą porę, bo mężczyzna wyciągnął już swój kołek i zadał cios.
   Poczułam przeraźliwy ból pod prawą piersią. Wystarczyło kilka centymetrów na lewo i byłabym martwa.
   Upadłam, ale zacisnęłam zęby i podniosłam głowę, starając się nie zwracać uwagi na ból. Spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam, że znów mogę to zrobić. Kazać mu się zabić. Tak, jak to robił Gowan. Wystarczyły dwie, trzy sekundy oraz cała moja moc, by ogarnąć jego umysł i kazać mu to zrobić, zanim się zorientuje i stawi opór.
   Zawahałam się. Wampir już trzymał w ręce nowy kołek, ale zatrzymał się. Nie zaatakował. Zerknął w stronę prochów towarzysza i w następnej chwili odrzucił broń. Uniósł obie dłonie.
   - Nie – wyszeptał, cofając się o krok. Zrozumiałam, że się mnie boi.
   Chwila minęła. Wiedziałam już, że nie każę mu zrobić coś tak strasznego. Owszem, chciał mnie zabić i zasłużył na kołek w serce. Ale moje sumienie, choć mocno już naruszone przez wampirzy mrok, podpowiedziało mi, że nie powinnam tego robić. Kazać innym popełniać samobójstwa. Co innego obrona własna, gdy walczę o życie. A ten wampir wyraźnie zrezygnował z walki.
   W następnym momencie rozległ się krzyk i trzeci z przeciwników Juana rozsypał się w proch. Mój przyjaciel spojrzał w moją stronę, zobaczył wampira i mnie przebitą kołkiem. Warknął głośno i rzucił się w stronę wroga. Wampir schylił się po kołek, który wcześniej porzucił. Poczułam strach o Juana. A jeśli zginie tylko przez to, że ja się zawahałam...?
   - Nie ruszaj się! - zawołałam do wampira, a strach o przyjaciela był silniejszy niż ból i zmęczenie. Posłuchał. Zastygł w bezruchu; w następnej sekundzie Juan przebił go kołkiem.
   Został tylko Sasza, siedzący cicho przy ścianie. Mimo że miał szansę uciec, nie zrobił tego. I najwyraźniej nie miał zamiaru brać udziału w walce. Wyraźnie też nie rozpaczał po zabitych.
   - Amanda. - Juan ukląkł przy mnie. - Nie przebił serca, prawda...?
   - Nie. Tylko trochę ciężko mi go wyciągnąć. I nie mogę się poruszyć. - Jęknęłam, próbując przybrać wygodniejszą pozycję. Juan pochylił się i pociągnął. Wydałam z siebie kolejny jęk, ale w końcu pojawiła się ulga. Rana powoli zaczęła się zasklepiać.
   Hiszpan odwrócił się w stronę Kozaka. Sasza podniósł się powoli, unosząc otwarte dłonie.
   - Jeśli poczekacie, aż Ianira zdejmie klątwę, odzyskacie ją z powrotem.
   - Całą i zdrową? - zapytałam. Sasza wzruszył ramionami. Patrzył na mnie inaczej niż przedtem, a właściwie to nie patrzył. Choć zwracał się też do mnie, cała uwagę skupił na Juanie, jakby się bał, że w każdej chwili mogę zapanować nad jego umysłem. Prawdę mówiąc, byłam zbyt wyczerpana, ale on raczej o tym nie wiedział.
   - Nie wydaje mi się, by to jej zaszkodziło – odparł po chwili.
   - Nie wydaje ci się? - Juan warknął i znalazł się przy nim. Pchnął go mocno, aż wampir uderzył plecami o ścianę. - Masz ostatnią szansę. Każ im otworzyć przejście.
   - Nikt nie otworzy, póki nie skończą rytuału – powiedział cicho Sasza.
   - A zatem to twój koniec. - Juan uniósł kołek i wycelował w jego serce.
   - Nie! - usłyszeliśmy kobiecy głos.
   W drzwiach pokoju stała Marika. Wpatrywała się w nas z przerażeniem.
   - Nie musisz go zabijać – zwróciła się do Juana. - Jak mówiłam wcześniej, znalazłam czarownicę, która jest w to zamieszana.
   - A my znaleźliśmy kogoś jeszcze, kto jest w to zamieszany. - Podniosłam się, sięgnęłam po swój sztylet, schowałam go i ruszyłam w jej stronę. Wciąż byłam obolała, ale rana szybko się goiła. - Powiedz prawdę, Mariko. Jaka jest twoja rola w tym wszystkim?
   - I skoro wiesz, gdzie szukać Ianiry, to on zdecydowanie nie jest nam potrzebny. Chociaż masz rację, może nie muszę tak od razu go zabijać. - Juan wbił sztylet w brzuch Saszy. Wampir zacisnął zęby. - Porywanie cudzych żon to kiepski pomysł. Porwanie żony wampira to fatalny pomysł. A porwanie mojej żony... cóż, to określiłbym jako zabójczo fatalny pomysł.
   - Zaczekaj! - Marika podbiegła i chwyciła go za rękę. - Juan, proszę. Nie zabijaj go. - Spojrzała na niego swoimi dużymi oczami. - Pomogę otworzyć to przejście. Znajdziemy twoją żonę. Tylko go nie zabijaj.
   - Czemu? - Hiszpan zmarszczył brwi i gwałtownym ruchem odsunął rękę.
   - Bo to mój opiekun. - Marika cofnęła się, widząc wzrok Juana. - Nic na to nie poradzę, opiekuna się nie wybiera, ale jego śmierć strasznie boli. Przysięgam, że nie brałam udziału w tym porwaniu. Mało tego, jestem po waszej stronie! Próbowałam was naprowadzić, ale nie mogłam zrobić tego wprost, Sasza nigdy by mi nie pozwolił...
   - Ależ mogłaś! - zawołałam, nagle wszystko rozumiejąc. - Mogłaś napisać nam wiadomość. Zablokować na chwilę myśli Saszy. Miałam opiekuna, wiem, jak to działa! Mogłaś, ale nie chciałaś. My nie mieliśmy znaleźć Ianiry. Mieliśmy krążyć w kółko, a ty miałaś dopilnować, byśmy nie dowiedzieli się za dużo! - Zrobiłam krok w jej stronę. Cofnęła się przestraszona. - To dlatego zabiłaś Antona. Widział cię razem z tą czarownicą, Marią. I okłamałaś nas!
   - Och, wszystko przekręciłaś. To przecież nie tak. - Marika oparła się o ścianę, nie miała już gdzie się cofać. - Chciałam wam pomóc. Grisza zasłużył sobie na to, co go spotkało, ale ty nie. - Spojrzała na Juana. - Naprawdę, uwierz mi. Gdybym powiedziała wam za dużo, zamknęliby mnie do czasu pełni i w ogóle bym wam nie pomogła. I nie, nie umiem jeszcze dobrze blokować myśli Saszy, mam dopiero pięć wampirzych lat – zwróciła się do mnie. - Zamiast podejrzewać mnie o wszystko, co najgorsze, powinniście mi podziękować i wypuścić Saszę, a ja zaraz wykombinuję, jak otworzyć...
   - Dość tego – przerwał jej Juan. - Dziś jest pełnia księżyca, a wy oboje gracie na zwłokę. Masz ostatnią szansę. Otwórz przejście, albo on zginie.
   - Naprawdę mi przykro, że mi nie wierzysz, ale dobrze, otworzę je. - Uniosła głowę, podeszła i zapukała w ścianę. Czekaliśmy długą chwilę. Nic się nie stało. - Hej, otwórzcie, bo zaraz Sasza zginie! Jest tam kto? - zawołała Marika. Bez efektu. Spojrzała na Juana. - Poczekaj jeszcze chwilę, a przekonasz się, że nie kłamię i...
   - Nie. To ty się przekonasz, jak boli przerwana więź. - Uniósł kołek. Marika krzyknęła, Sasza próbował się wyrwać i w następnej chwili przejście się otworzyło.
   Stanęła w nim Ianira.
   Miała na sobie długą, ciemnoczerwoną suknię, rude włosy swobodnie spadały jej na ramiona. Nie wyglądała na ranną.
   - Juan?
   Hiszpan natychmiast puścił Kozaka i w następnej chwili trzymał żonę w objęciach.
   - Ianira, mi amor, wszystko dobrze? Jak się czujesz? - Dotknął jej policzków. Podeszłam bliżej, wpatrując się w przyjaciółkę.
   - W porządku, już po wszystkim. - Mocno przytuliła się do męża i spojrzała na mnie. - Przykro mi, że się martwiliście, nic nie mogłam na to poradzić. - Uściskała mnie lekko.
   - Ale ja mogę. - Juan spojrzał na Saszę. - Obiecałem, że zabiję porywaczy mojej żony.
   - Nie, mon coeur. - Ianira pokręciła głową. - Nic mi nie jest. Owszem, należy im się tęgie lanie za to, że wykorzystali mnie do zdjęcia klątwy nie pytając o zdanie i nie  pozwolili w żaden sposób z tobą skontaktować, ale wierz mi, jeśli go zabijesz, jego bracia będą na nas polować. To błędne koło.
   - I co, mamy tak po prostu im darować i sobie pójść? - Juan ani trochę nie wydawał się przekonany.
   - Cóż, to akurat nie będzie możliwe – odezwała się Marika, ostrożnie zerkając przez okno. - Dom jest otoczony przez łowców.
   Zerknęłam ostrożnie zza zasłony, Juan zrobił to samo. Marika miała rację, dostrzegłam ruch wokół domu. Ktoś się skradał, okrążał nas.
   - Skąd wiesz, że to łowcy? - spytałam jej.
   - Tak przypuszczam. Mogę się mylić...
   - To ci najemnicy powiedzieli łowcom, gdzie jesteśmy – odezwał się Sasza. Spojrzał na Marikę, która wyraźnie się nachmurzyła.
   - To wcale nie moja wina, zawsze mnie o wszystko obwiniasz! A ja od początku byłam przeciwna tej maskaradzie...
   - Cicho – syknął Kozak i spojrzał na przejście w ścianie. - To nasza jedyna droga ucieczki. Jeśli to faktycznie łowcy, lepiej się stąd wynośmy. - Ruszył w stronę przejścia.
   - Ty zostajesz. - Juan stanął mu na drodze. - Jeśli to łowcy cię zabiją, nikt nie będzie miał powodu, by się na nas mścić.
   - Ianira nie zna wyjścia z tego tunelu – powiedział Sasza.
   - A ja was nie wyprowadzę, jeśli zostawicie tego idiotę mojego opiekuna na pewną śmierć – dodała Marika. Zerknęłam na nią. Wciąż byłam przekonana, że nie powiedziała nam całej prawdy, ale nie mogłam zaprzeczyć, że bez niej pewnie nie dowiedzielibyśmy się wszystkiego tak szybko.
   - Niech idą z nami, wyprowadzą nas na zewnątrz i wtedy pomyślimy, co dalej – zaproponowałam. Mój przyjaciel zawahał się. Spojrzał na żonę.
   - Ty też uważasz, że nie powinniśmy ich tu zostawiać, mi amor?
   Ianira nie odpowiedziała. Patrzyła przed siebie niepokojąco dziwnym wzrokiem.
   - Wszystko w porządku? - Juan wziął ją za rękę. Spojrzała na niego. - Ianira?
   - Co? Nie. - Pokręciła głową. - Josiane.

10 komentarzy:

  1. Niby się dużo wyjaśniło, ale końcówka namieszała. Uwielbiam Juana walczącego o ukochaną, mimo że jest bezwzględny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juan walczący o ukochaną jest zdecydowanie bezwzględny;)

      Usuń
  2. Szybko poszło z uwolnieniem, myślałam, że trafią na kawałek rytuału albo coś, a tu ona sobie wyszła i mówi chodźmy do domu. A Juan jak zwykle wspaniały.<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby trafili na kawałek rytuału, to Juan by ich pozabijał i tyle by było ze zdejmowania klątwy:P Ale jeszcze się nie wydostali:p

      Usuń
  3. Awaria komputera odcięła mnie od czytania na jakiś czas i w sumie się cieszę, że tylko dwa rozdziały powstały w tym czasie, przynajmniej nie mam wielkich zaległości :D
    Powiem szczerze, że ostatniego zdania nie rozumiem. Czy to jest ktoś inny kto wygląda jak Ianira czy też coś ją opętało. Na pewno się tego nie spodziewałam. Zaskoczona też jestem biernością Sashy. Spodziewałam się większego oporu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak myślisz, czemu Sasza zamiast uciekać, przyjął lanie od Juana?:p
      Z Ianirą niedługo się wyjaśni;)

      Usuń
    2. Moim zdaniem możliwe są 3 powody:
      1. dla odwrócenia uwagi
      2. bo czuje się winny
      3 po prostu jest taki kiepski, że bez trudu można go pobić :D

      Usuń
    3. Jeden z tych powodów na pewno jest właściwy;p

      Usuń
  4. Dla mnie też Ianira wygląda jak opętana i jakoś tak zbyt wyluzowana i spokojna... Jak jej coś namieszali to już żadna siła Juana nie powstrzyma przed zemstą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wcześniej było powiedziane, mogą być pewne konsekwencje zaklęcia;p

      Usuń