- Czyli w zasadzie wszystko dobrze się skończyło – podsumowała Karolina. - Nicolas żyje, Andy jest po twojej stronie, a Lara ma przechlapane.
- Ciekawie to ujęłaś – przyznałam. - Ale masz trochę racji. Niestety, pozostało zbyt dużo niewiadomych, by można było odetchnąć.
- W końcu pewnie wszystko się wyjaśniło. - Karolina usiadła wygodniej. - Prawda? Trzeba było porozmawiać z Keiranem, złapać Larę... A poza tym, zdaje się, że ciągnęło cię do pewnego łowcy. - Uśmiechnęła się. - Lubię go. Czy to on zabije Larę?
- Spokojnie, po kolei. - Pokręciłam głową nad niecierpliwością córki Amy i kontynuowałam moją opowieść.
Siedziałam na miękkim kocyku w sali z drzewem genealogicznym, a przede mną wszystkie wampiry z mojego rodu. W lekkim oddaleniu od nich rozsiadł się Nicolas, oczywiście uzbrojony i gotowy do walki, choć miałam nadzieję, że do niczego takiego nie dojdzie. Po lewej stronie miałam ścianę z rodem Amelii i Arthura, gdzie moje imię umieszczone zostało na samym szczycie.
Kiedy w końcu zapadła cisza, przez chwilę zastanawiałam się, od czego zacząć. W końcu Amelia pospieszyła mi z pomocą.
- Zacznij od momentu, gdy razem z Erikiem, Martinem i Lily wyjechaliście z Anglii.
Przebiegłam wzrokiem po ulokowanych przede mną wampirach. Po lewej stronie, najdalej od łowcy, siedziała rudowłosa Iratu: Marigold, obok niej Johanna, Esmaralda i Phil. Poeta i tancerka szeptali coś do siebie od czasu do czasu. Za nimi rozsiedli się kolejno: Leine, Shane i Rosabel, wojownicza Danielle, bliźnięta Dayton i Easter, Annice z jak zwykle ponurą miną, jasnowłosa Adrianna, Karen i jej opiekunka Madalyn, obok nich – naprzeciwko mnie – William, Dominic, Felicia i Selene, oraz Rose, Amelia i Arthur. Koło nich, po mojej prawej stronie, siedzieli: drobnej postury Crispian, Matthew i Michael, piękna Camellia, wyraźnie zalecający się do niej Gabriel – choć tu nie miałam pewności, czy to na poważnie, czy jak zwykle w żartach – oraz drobna Tia „turkaweczka” i Nathaniel, a za nimi poważny Derick.
Byli wszyscy. Zanim zaczęłam, wszedł Stanley, mąż Rose i po namyśle usiadł między nią, a Selene, która z uśmiechem zrobiła mu miejsce. Iratu, czyli: Marigold, Adrianna, Esmaralda i Phil popatrzyli na siebie z niepokojem. Jedynie Danielle siedziała niewzruszona. Ale to w końcu Danielle.
Rozpoczęłam swoją historię od tego, jak wypłynęliśmy z Anglii, a na statku natknęliśmy się na Juana, który pokazał nam Hiszpanię. Potem o naszej podróży do Azji, a konkretnie do Palestyny. Opowiedziałam o wampirzycy Dalili, łowcy Diego, Samuelu – niedoszłym mężu Szoszannah, Ruth, Selimie i Talithcie, która odmieniła serce wampira, byłego łowcy. Następnie przeszłam do podróży do Afryki, której pomysł wziął się od małego Zuri. Gdy doszłam do Mazbah, widziałam przerażenie i współczucie w ich oczach. Mówiłam dość ogólnie, nie zagłębiałam się w szczegóły, starając się powiedzieć o istotnych rzeczach.
Opowiedziałam, jak zaprzyjaźniłam się z Jahmesem, o sadyście Makinie i jego bracie Asimie, o tym, jak wpadliśmy w ręce Latify i o naszej podróży do Grecji – tym razem dzięki pomysłowi Lily. Przeszłam do ponownego spotkania z Juanem i poznania Ianiry, która zdobyła jego serce. Opowiedziałam naszą przygodę z Raisą i ożywienie Atalefa, nietoperza Szoszannah i Jahmesa, do podróży na Nowy Ląd, zainicjowanej przez Egipcjanina. Juan i Ianira musieli odpłynąć do Hiszpanii i choć mieli dołączyć do nas w Ameryce, nigdy tego nie zrobili.
Kiedy opisywałam nowo odkryty kontynent, wszyscy byli pod wrażeniem. Początkowo faktycznie było nam tam dobrze. Przyjaźń z Lucasem i Dorothy, obrona Sauków, ślub Małej Sarny, którą zeswataliśmy z szamanem Błękitne Pióro. I w końcu przybycie Corneliusa Cruela, które zniszczyło tę sielankę.
Gdy przeszłam do śmierci Erika, nastąpiła długa chwila ciszy. Amelia miała łzy na policzkach, a Rose wtuliła twarz w ramiona męża. Odetchnęłam i przeszłam dalej. Myśl o moim opiekunie już tak bardzo nie bolała. To prawda, że czas leczy rany.
Opowiedziałam o Inyanie, który pomógł mi przejść żałobę, nauczył walczyć, a na koniec został moim mężem, gdy razem z Martinem uznaliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi, a on ożenił się z Iskierką. Kiedy przeszłam do śmierci mojego ukochanego pół Indianina, znowu uświadomiłam sobie, że ból po jego stracie już minął. Czułam tylko ciepło na sercu na myśl o nim.
Następnie przeszłam do tego, jak trafiłam na Wyspę Piratów i zostałam żoną słynnego kapitana Shehereze'a. Mówiłam o przyjaźni ze strzygą Dianą, walce z żołnierzami, Samanthcie, na cześć której brat nazwał statek, oraz o jej dwóch synach: Adrienie, zakochanym w Dianie i w pewnym sensie moim podopiecznym oraz Patricku, który dumnie zajął miejsce wuja. W końcu doszłam do Maurycego, o którym nie miałam ochoty się rozpowiadać i do ostatnich lat na wyspie.
- Ciekawie to ujęłaś – przyznałam. - Ale masz trochę racji. Niestety, pozostało zbyt dużo niewiadomych, by można było odetchnąć.
- W końcu pewnie wszystko się wyjaśniło. - Karolina usiadła wygodniej. - Prawda? Trzeba było porozmawiać z Keiranem, złapać Larę... A poza tym, zdaje się, że ciągnęło cię do pewnego łowcy. - Uśmiechnęła się. - Lubię go. Czy to on zabije Larę?
- Spokojnie, po kolei. - Pokręciłam głową nad niecierpliwością córki Amy i kontynuowałam moją opowieść.
Siedziałam na miękkim kocyku w sali z drzewem genealogicznym, a przede mną wszystkie wampiry z mojego rodu. W lekkim oddaleniu od nich rozsiadł się Nicolas, oczywiście uzbrojony i gotowy do walki, choć miałam nadzieję, że do niczego takiego nie dojdzie. Po lewej stronie miałam ścianę z rodem Amelii i Arthura, gdzie moje imię umieszczone zostało na samym szczycie.
Kiedy w końcu zapadła cisza, przez chwilę zastanawiałam się, od czego zacząć. W końcu Amelia pospieszyła mi z pomocą.
- Zacznij od momentu, gdy razem z Erikiem, Martinem i Lily wyjechaliście z Anglii.
Przebiegłam wzrokiem po ulokowanych przede mną wampirach. Po lewej stronie, najdalej od łowcy, siedziała rudowłosa Iratu: Marigold, obok niej Johanna, Esmaralda i Phil. Poeta i tancerka szeptali coś do siebie od czasu do czasu. Za nimi rozsiedli się kolejno: Leine, Shane i Rosabel, wojownicza Danielle, bliźnięta Dayton i Easter, Annice z jak zwykle ponurą miną, jasnowłosa Adrianna, Karen i jej opiekunka Madalyn, obok nich – naprzeciwko mnie – William, Dominic, Felicia i Selene, oraz Rose, Amelia i Arthur. Koło nich, po mojej prawej stronie, siedzieli: drobnej postury Crispian, Matthew i Michael, piękna Camellia, wyraźnie zalecający się do niej Gabriel – choć tu nie miałam pewności, czy to na poważnie, czy jak zwykle w żartach – oraz drobna Tia „turkaweczka” i Nathaniel, a za nimi poważny Derick.
Byli wszyscy. Zanim zaczęłam, wszedł Stanley, mąż Rose i po namyśle usiadł między nią, a Selene, która z uśmiechem zrobiła mu miejsce. Iratu, czyli: Marigold, Adrianna, Esmaralda i Phil popatrzyli na siebie z niepokojem. Jedynie Danielle siedziała niewzruszona. Ale to w końcu Danielle.
Rozpoczęłam swoją historię od tego, jak wypłynęliśmy z Anglii, a na statku natknęliśmy się na Juana, który pokazał nam Hiszpanię. Potem o naszej podróży do Azji, a konkretnie do Palestyny. Opowiedziałam o wampirzycy Dalili, łowcy Diego, Samuelu – niedoszłym mężu Szoszannah, Ruth, Selimie i Talithcie, która odmieniła serce wampira, byłego łowcy. Następnie przeszłam do podróży do Afryki, której pomysł wziął się od małego Zuri. Gdy doszłam do Mazbah, widziałam przerażenie i współczucie w ich oczach. Mówiłam dość ogólnie, nie zagłębiałam się w szczegóły, starając się powiedzieć o istotnych rzeczach.
Opowiedziałam, jak zaprzyjaźniłam się z Jahmesem, o sadyście Makinie i jego bracie Asimie, o tym, jak wpadliśmy w ręce Latify i o naszej podróży do Grecji – tym razem dzięki pomysłowi Lily. Przeszłam do ponownego spotkania z Juanem i poznania Ianiry, która zdobyła jego serce. Opowiedziałam naszą przygodę z Raisą i ożywienie Atalefa, nietoperza Szoszannah i Jahmesa, do podróży na Nowy Ląd, zainicjowanej przez Egipcjanina. Juan i Ianira musieli odpłynąć do Hiszpanii i choć mieli dołączyć do nas w Ameryce, nigdy tego nie zrobili.
Kiedy opisywałam nowo odkryty kontynent, wszyscy byli pod wrażeniem. Początkowo faktycznie było nam tam dobrze. Przyjaźń z Lucasem i Dorothy, obrona Sauków, ślub Małej Sarny, którą zeswataliśmy z szamanem Błękitne Pióro. I w końcu przybycie Corneliusa Cruela, które zniszczyło tę sielankę.
Gdy przeszłam do śmierci Erika, nastąpiła długa chwila ciszy. Amelia miała łzy na policzkach, a Rose wtuliła twarz w ramiona męża. Odetchnęłam i przeszłam dalej. Myśl o moim opiekunie już tak bardzo nie bolała. To prawda, że czas leczy rany.
Opowiedziałam o Inyanie, który pomógł mi przejść żałobę, nauczył walczyć, a na koniec został moim mężem, gdy razem z Martinem uznaliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi, a on ożenił się z Iskierką. Kiedy przeszłam do śmierci mojego ukochanego pół Indianina, znowu uświadomiłam sobie, że ból po jego stracie już minął. Czułam tylko ciepło na sercu na myśl o nim.
Następnie przeszłam do tego, jak trafiłam na Wyspę Piratów i zostałam żoną słynnego kapitana Shehereze'a. Mówiłam o przyjaźni ze strzygą Dianą, walce z żołnierzami, Samanthcie, na cześć której brat nazwał statek, oraz o jej dwóch synach: Adrienie, zakochanym w Dianie i w pewnym sensie moim podopiecznym oraz Patricku, który dumnie zajął miejsce wuja. W końcu doszłam do Maurycego, o którym nie miałam ochoty się rozpowiadać i do ostatnich lat na wyspie.
Kiedy przeszłam do śmierci Robina, zamilkłam na chwilę, przymykając oczy. Tym razem ból był świeży. Kiedy je otworzyłam, dokończyłam swoją historię, opowiadając o powrocie do Anglii, poszukiwaniach mojej rodziny i w końcu spotkaniu Nicolasa.
Podczas opowieści rzadko kto mi przerywał, choć czasem zdarzyło się zadanie pytania lub komentarz. Gdy skończyłam, wstałam, a wszyscy poszli w moje ślady. Amelia podeszła i uściskała mnie mocno.
- Tak wiele przeszłaś, Amando. Dobrze, że wróciłaś. Tutaj nigdy nie zostaniesz sama. Zawsze będziemy przy tobie – obiecała. Zerknęłam za Nicolasem, lecz ulotnił się gdzieś po zakończeniu opowieści. Otaczające mnie wampiry zaczęły mówić naraz, więc trudno mi było cokolwiek zrozumieć, ale w końcu dotarło do mnie, że nie tylko nadal uważają mnie za swoją królową, ale wręcz za bohaterkę, która przeszła w życiu więcej, niż ktokolwiek z nich.
Zapragnęłam mieć przy sobie Erika. To zawsze on był tym doświadczonym, starszym i mądrzejszym. Obecnie ja byłam tu najstarsza i dziwnie się z tym czułam, aczkolwiek cieszyłam się z ich akceptacji.
W końcu byli moją rodziną.
Zapadł zmierzch. Rose zaproponowała, że poznam dziś Markshire'ów. Byli to potomkowie Victorii i mieszkali w posiadłości, którą kupiliśmy z Erikiem, gdy po raz pierwszy przybyliśmy do Anglii.
Jedynymi żyjącymi potomkami linii Dany'ego, syna Victorii, był sześćdziesięciosześcioletni Lenard, dziadek Keirana, Jesalyn – siostra jego matki, mająca czterdzieści jeden lat oraz jej dwoje dzieci: osiemnastoletni Neil i siedemnastoletnia Karina. Z tej części rodu pochodziły też cztery wampiry: Derick, Marigold, Lena, która zginęła w wojnie wampirów i oczywiście Keiran.
Dworek nadal pozostał piękny, choć bardzo dużo się zmieniło. Królował tam styl rokoko. Budynek otaczała brama z niewielką, lecz szeroką furtką, ozdobioną równo przyciętym bluszczem. Sprawiającą przytulne wrażenie alejką dotarliśmy z Rose do drzwi i weszliśmy do środka. Wpuściła nas służąca, którą widziałam, gdy przyszłam tu w poszukiwaniu Cravenów. Dziwnie się na mnie popatrzyła, ale odeszła bez słowa.
Wnętrze domu również różniło się od tego, które pamiętałam, aczkolwiek nadal panował tu przepych. Dominowały barwy pastelowe, dekoracje wprowadzały do wnętrz asymetrię i egzotykę. Widać tu było podążanie za duchem czasu, które zwykle u wampirów następuje z opóźnieniem albo w ogóle.
Przeszłyśmy do salonu, gdzie wisiał mój portret. Co prawda widać było, że jest dość wiekowy, ale był świetnie zachowany. Wpatrywałam się w niego przez chwilę. Powróciły wspomnienia. Uśmiechnęłam się.
- Nie sądziłam, że jeszcze go zobaczę.
- Byłaś legendą. Niektórzy z naszego rodu nawet nie wierzyli, że istniejesz. - Rose pokręciła głową z uśmiechem.
- To dość dziwne uczucie. Takie bycie legendą – stwierdziłam. - Lata mojego życia minęły mi bardzo szybko, a najlepsze jest to, że wszystko doskonale pamiętam.
- Przynajmniej tę część, od kiedy zostało się wampirem – dodała córka Amelii. Spojrzałam na nią. Stała w zamyśleniu, w błękitnej sukni idealnie komponującej się z jej oczami, a włosy zaczesane miała na plecy.
- A jak ty zostałaś wampirem? - spytałam ją.
- To idealne miejsce, byś poznała moją historię – odparła Rose. Usiadła przy kominku, a ja naprzeciwko niej. Wewnątrz buchał niewielki płomień, który dawał nam przyjemne ciepło.
- To Victoria chciała zostać wampirzycą – przypomniałam sobie.
- Tak, to prawda. Ja nigdy o tym nie myślałam. Chciałam mieć rodzinę: męża, dzieci, wnuki, może nawet prawnuki, jeśli udałoby mi się dożyć do ich narodzin. - Oparła się wygodniej na fotelu. - Jeszcze przed twoim wyjazdem poznałam idealnego kandydata do spełnienia moich marzeń. Simona. Świetnie tańczył, był czuły, opiekuńczy, przynosił mi kwiaty i mówił, jaka jestem piękna. Kiedy poprosił mnie o rękę, poczułam się najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.
- I co się stało? - zapytałam cicho. Rose westchnęła.
- Cóż, jeśli ktoś jest zbyt idealny, można się spodziewać zaskoczenia. Ja się zupełnie nie spodziewałam. Wiedziałam, że jest zazdrosny, szczególnie, gdy rozmawiałam z innymi mężczyznami. Denerwował się o to i zabierał mnie w miejsca, gdzie byliśmy tylko my sami. Nie przeszkadzało mi to; lubiłam jego zazdrość, bo uważałam, że to dzięki ogromnej miłości, jaką do mnie czuje. Pokochałam go, całym swoim sercem. - Wstała i powoli podeszła do okna. Księżyc świecił pełnią blasku. Również wstałam. Spojrzała na mnie. - Nasz ślub był piękny, a wesele huczne. Zamieszkaliśmy w innej części Londynu, w ogromnym dworze z mnóstwem służby. Przez pierwszy miesiąc było jak w raju. Wszystko zaczęło się, gdy przybyli do nas sąsiedzi. Była to para niewiele starsza od nas. Mężczyzna powiedział mi kilka komplementów, które przyjęłam z uśmiechem i podziękowaniem. Simon podejrzanie szybko ich pożegnał, a kiedy zostaliśmy sami, zrobił mi awanturę.
- Za komplementy? - Uniosłam brwi.
- Tak. W jego oczach to był pewien rodzaj zdrady, gdy ktoś inny podziwiał moją urodę. Byłam młoda, naiwna. Myślałam, że to faktycznie nieprzyzwoite i gdy ktoś próbował powiedzieć mi coś miłego, spuszczałam wzrok i kazałam przestać. Ponieważ mąż krzyczał na mnie za każde spojrzenie, gdy gdzieś wychodziliśmy, starałam się na nikogo nie patrzeć. Bałam się jego gniewu. Pewnego dnia poznałam miłego dżentelmena, który zabiegał o względy pewnej panny. Udzieliłam mu kilka porad, za co pocałował mnie w rękę. Simon po powrocie do domu nie słuchał moich wyjaśnień. Uderzył mnie w twarz.
- Bił cię?! - Spojrzałam na nią ze zdumieniem. - Drań...
- Tak. Powinnam wtedy od niego odejść, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba. Gdyby uderzył mnie dzień po ślubie, pewnie inaczej bym zareagowała. Ale działo się to stopniowo, powoli, tak, że zaczynałam myśleć, iż to moja wina. Myślałam sobie: Simon mnie kocha, a ja go prowokuję. Uznałam, że jestem za mało skromna, za bardzo śmiała. - Otworzyła drzwi i wyszła na taras. Oparła się o balustradę. - Tym bardziej, że po wszystkim zawsze przepraszał. Spędzaliśmy razem czas, był czuły, delikatny i kochany. Pełen poczucia winy, jakby nie panował nad tym, co mi wcześniej zrobił. Jakby były w nim dwie różne osoby – ta, która mnie krzywdziła i ta, która mnie kochała. Bałam się stracić tę drugą, więc powoli zaczęłam się przyzwyczajać, starając się robić wszystko tak, jak tego chciał. Znosiłam razy z myślą, że za chwilę mu przejdzie i znów będę szczęśliwa. Przez prawie dwa lata żyłam w koszmarze i nie potrafiłam, a nawet nie chciałam się z niego uwolnić.
- A co na to Arthur i Amelia? - Pokręciłam głową z niedowierzaniem. - Niczego nie zauważyli? Nic im nie powiedziałaś?
- Gdybym powiedziała choć jedno złe słowo o Simonie, ukaraliby go. A jeśli dowiedzieliby się, że mnie bije – nie miałam wątpliwości, że tata by go zabił, a mama przed śmiercią chyba by go poćwiartowała.
- To prawda – przyznałam. - Ale dziwi mnie, że nie zobaczyli niczego w waszych oczach...
- Rzadko ich odwiedzaliśmy. Nigdy nie myślałam o tym, gdy na nich patrzyłam, a Simon... nie wiem, jak udało mu się to ukryć, ale rodzice niczego nie zobaczyli w jego wzroku.
- Czy on cię... zabił, Rose? - spytałam, patrząc na nią ze smutkiem. Pokręciła głową.
- Niezupełnie. Po prawie dwóch latach małżeństwa zaszłam w ciążę. Simon był bardzo szczęśliwy i cały czas mówił, jaki to wspaniały będzie jego syn. Zaczęłam się obawiać jego reakcji, gdyby narodziła się córka, ale wolałam z nim o tym nie rozmawiać. Przez miesiąc od tej wieści nie uderzył mnie mocno. Zdarzały się popchnięcia i policzkowanie, ale hamował się ze względu na dziecko. Pewnej nocy na tarasie ujrzałam wampira. Simon spał już, a ja wyszłam, gdyż dopadły mnie mdłości. Od razu wiedziałam, że to wampir; nie jestem pewna, po czym to poznałam. Obserwował mnie od dłuższego czasu. Powiedział, że zabierze mnie daleko stąd, od tego, który mnie krzywdzi. Nie zgodziłam się, choć długo rozmawialiśmy.
- Kim był ten wampir? - Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Miał na imię Oscar i nie był tak przystojny jak Simon, ale miał w sobie coś, co przyciągało uwagę. Myślę, że gdyby nie ciąża, byłabym w stanie z nim uciec. Gdzieś daleko, gdzie nikt by nas nie znalazł. Ale nosiłam w sobie dziecko Simona...
- Czy Oscar o tym wiedział?
Rose spojrzała na mnie i wróciła do środka. Podążyłam za nią.
- Tak, wiedział. Obiecywał, że wychowa je jak własne i mnie nie zmieni, jeśli tego nie zechcę. Tydzień później poszliśmy z Simonem na przyjęcie. Nie cierpiałam ich, bo zawsze źle się kończyły. Choćbym nie wiem jak skromnie była ubrana, nawet jeśli na nikogo nie patrzyłam, to i tak ktoś musiał podjeść i zagadać. - Ponownie podeszła do balkonu, ale zatrzymała się w drzwiach. - Akurat gdy Simon zostawił mnie na moment – zwykle tego nie robił, ale czasem po jedzeniu nie ma innego wyjścia – podszedł do mnie mężczyzna i poprosił do tańca. Oczywiście odmówiłam. Kiedy zaczął nalegać, wyjaśniłam, że mam zazdrosnego męża, ale natręt był już trochę pijany i próbował siłą wyciągnąć mnie na parkiet. Wtedy pojawił się Simon. Pobił go mocno, a ja stałam przerażona, bojąc się odezwać. Gdy wróciliśmy, powiedział, że to ja go sprowokowałam oraz że on przeze mnie wyszedł na brutala i durnia. Tym razem nie powstrzymała go myśl o dziecku. Bił tak mocno, aż zemdlałam. - Zacisnęła zęby. - Kiedy się ocknęłam, tulił mnie i przepraszał. Powiedział medykowi, że spadłam ze schodów. Okazało się, że straciłam dziecko. - Po policzkach Rose popłynęły dwie krwawe łzy. - To dziecko, którego tak bardzo pragnęłam. Nawet nie zdążyłam dowiedzieć się, czy miałam syna, czy córkę. Prosiłam Simona, by posłał po rodziców, ale się nie zgodził; siniaki na twarzy były zbyt wymowne. Medyk mógł uwierzyć po sowitej zapłacie, ale nie moja rodzina. I wtedy w drzwiach tarasu pojawił się Oscar. Simona akurat nie było. Zaprosiłam go i poprosiłam, by mnie zmienił. Zrobił to. Wypił moją krew i napoił swoją. Potem mnie przytulił. W końcu poczułam się bezpiecznie. Niestety, wybraliśmy złe miejsce na moją przemianę. Byłam zbyt słaba, by wyjść i nie chciałam, by mnie wynosił. Kiedy wrócił Simon i nas zobaczył, po prostu obciął mu głowę. - Kolejna krwawa łza popłynęła po policzku Rose. - Kompletnie nas zaskoczył. Wiedział, że to wampir i że mnie ukąsił, ale nie miał pojęcia, co naprawdę zrobił. Straciłam przytomność, a gdy się ocknęłam, nie czułam swojego ciała. Na szczęście przypomniałam sobie, że tak się dzieje podczas przemiany. Simon rozmawiał ze mną, jakby nic się nie stało. Jakby to był kolejny fragment naszego małżeństwa, o którym miałam zapomnieć. Przyniósł bukiet kwiatów i obiecywał, że będziemy mieć kolejne dzieci. Ale ja już go nie kochałam. Było tak, jakby jakieś klapki opadły mi z oczu i zamiast ukochanego męża, ujrzałam potwora. Straciłam przez niego dziecko, godność, życie, swojego opiekuna, jeszcze zanim w pełni się nim stał... cóż mi pozostało? - Spojrzała na lśniący na niebie księżyc i uśmiechnęła się ponuro. - Tylko jedno. - Odwróciła głowę w moją stronę, a błękitne oczy lekko rozbłysły. - Zemsta.
Podczas opowieści rzadko kto mi przerywał, choć czasem zdarzyło się zadanie pytania lub komentarz. Gdy skończyłam, wstałam, a wszyscy poszli w moje ślady. Amelia podeszła i uściskała mnie mocno.
- Tak wiele przeszłaś, Amando. Dobrze, że wróciłaś. Tutaj nigdy nie zostaniesz sama. Zawsze będziemy przy tobie – obiecała. Zerknęłam za Nicolasem, lecz ulotnił się gdzieś po zakończeniu opowieści. Otaczające mnie wampiry zaczęły mówić naraz, więc trudno mi było cokolwiek zrozumieć, ale w końcu dotarło do mnie, że nie tylko nadal uważają mnie za swoją królową, ale wręcz za bohaterkę, która przeszła w życiu więcej, niż ktokolwiek z nich.
Zapragnęłam mieć przy sobie Erika. To zawsze on był tym doświadczonym, starszym i mądrzejszym. Obecnie ja byłam tu najstarsza i dziwnie się z tym czułam, aczkolwiek cieszyłam się z ich akceptacji.
W końcu byli moją rodziną.
Zapadł zmierzch. Rose zaproponowała, że poznam dziś Markshire'ów. Byli to potomkowie Victorii i mieszkali w posiadłości, którą kupiliśmy z Erikiem, gdy po raz pierwszy przybyliśmy do Anglii.
Jedynymi żyjącymi potomkami linii Dany'ego, syna Victorii, był sześćdziesięciosześcioletni Lenard, dziadek Keirana, Jesalyn – siostra jego matki, mająca czterdzieści jeden lat oraz jej dwoje dzieci: osiemnastoletni Neil i siedemnastoletnia Karina. Z tej części rodu pochodziły też cztery wampiry: Derick, Marigold, Lena, która zginęła w wojnie wampirów i oczywiście Keiran.
Dworek nadal pozostał piękny, choć bardzo dużo się zmieniło. Królował tam styl rokoko. Budynek otaczała brama z niewielką, lecz szeroką furtką, ozdobioną równo przyciętym bluszczem. Sprawiającą przytulne wrażenie alejką dotarliśmy z Rose do drzwi i weszliśmy do środka. Wpuściła nas służąca, którą widziałam, gdy przyszłam tu w poszukiwaniu Cravenów. Dziwnie się na mnie popatrzyła, ale odeszła bez słowa.
Wnętrze domu również różniło się od tego, które pamiętałam, aczkolwiek nadal panował tu przepych. Dominowały barwy pastelowe, dekoracje wprowadzały do wnętrz asymetrię i egzotykę. Widać tu było podążanie za duchem czasu, które zwykle u wampirów następuje z opóźnieniem albo w ogóle.
Przeszłyśmy do salonu, gdzie wisiał mój portret. Co prawda widać było, że jest dość wiekowy, ale był świetnie zachowany. Wpatrywałam się w niego przez chwilę. Powróciły wspomnienia. Uśmiechnęłam się.
- Nie sądziłam, że jeszcze go zobaczę.
- Byłaś legendą. Niektórzy z naszego rodu nawet nie wierzyli, że istniejesz. - Rose pokręciła głową z uśmiechem.
- To dość dziwne uczucie. Takie bycie legendą – stwierdziłam. - Lata mojego życia minęły mi bardzo szybko, a najlepsze jest to, że wszystko doskonale pamiętam.
- Przynajmniej tę część, od kiedy zostało się wampirem – dodała córka Amelii. Spojrzałam na nią. Stała w zamyśleniu, w błękitnej sukni idealnie komponującej się z jej oczami, a włosy zaczesane miała na plecy.
- A jak ty zostałaś wampirem? - spytałam ją.
- To idealne miejsce, byś poznała moją historię – odparła Rose. Usiadła przy kominku, a ja naprzeciwko niej. Wewnątrz buchał niewielki płomień, który dawał nam przyjemne ciepło.
- To Victoria chciała zostać wampirzycą – przypomniałam sobie.
- Tak, to prawda. Ja nigdy o tym nie myślałam. Chciałam mieć rodzinę: męża, dzieci, wnuki, może nawet prawnuki, jeśli udałoby mi się dożyć do ich narodzin. - Oparła się wygodniej na fotelu. - Jeszcze przed twoim wyjazdem poznałam idealnego kandydata do spełnienia moich marzeń. Simona. Świetnie tańczył, był czuły, opiekuńczy, przynosił mi kwiaty i mówił, jaka jestem piękna. Kiedy poprosił mnie o rękę, poczułam się najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.
- I co się stało? - zapytałam cicho. Rose westchnęła.
- Cóż, jeśli ktoś jest zbyt idealny, można się spodziewać zaskoczenia. Ja się zupełnie nie spodziewałam. Wiedziałam, że jest zazdrosny, szczególnie, gdy rozmawiałam z innymi mężczyznami. Denerwował się o to i zabierał mnie w miejsca, gdzie byliśmy tylko my sami. Nie przeszkadzało mi to; lubiłam jego zazdrość, bo uważałam, że to dzięki ogromnej miłości, jaką do mnie czuje. Pokochałam go, całym swoim sercem. - Wstała i powoli podeszła do okna. Księżyc świecił pełnią blasku. Również wstałam. Spojrzała na mnie. - Nasz ślub był piękny, a wesele huczne. Zamieszkaliśmy w innej części Londynu, w ogromnym dworze z mnóstwem służby. Przez pierwszy miesiąc było jak w raju. Wszystko zaczęło się, gdy przybyli do nas sąsiedzi. Była to para niewiele starsza od nas. Mężczyzna powiedział mi kilka komplementów, które przyjęłam z uśmiechem i podziękowaniem. Simon podejrzanie szybko ich pożegnał, a kiedy zostaliśmy sami, zrobił mi awanturę.
- Za komplementy? - Uniosłam brwi.
- Tak. W jego oczach to był pewien rodzaj zdrady, gdy ktoś inny podziwiał moją urodę. Byłam młoda, naiwna. Myślałam, że to faktycznie nieprzyzwoite i gdy ktoś próbował powiedzieć mi coś miłego, spuszczałam wzrok i kazałam przestać. Ponieważ mąż krzyczał na mnie za każde spojrzenie, gdy gdzieś wychodziliśmy, starałam się na nikogo nie patrzeć. Bałam się jego gniewu. Pewnego dnia poznałam miłego dżentelmena, który zabiegał o względy pewnej panny. Udzieliłam mu kilka porad, za co pocałował mnie w rękę. Simon po powrocie do domu nie słuchał moich wyjaśnień. Uderzył mnie w twarz.
- Bił cię?! - Spojrzałam na nią ze zdumieniem. - Drań...
- Tak. Powinnam wtedy od niego odejść, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba. Gdyby uderzył mnie dzień po ślubie, pewnie inaczej bym zareagowała. Ale działo się to stopniowo, powoli, tak, że zaczynałam myśleć, iż to moja wina. Myślałam sobie: Simon mnie kocha, a ja go prowokuję. Uznałam, że jestem za mało skromna, za bardzo śmiała. - Otworzyła drzwi i wyszła na taras. Oparła się o balustradę. - Tym bardziej, że po wszystkim zawsze przepraszał. Spędzaliśmy razem czas, był czuły, delikatny i kochany. Pełen poczucia winy, jakby nie panował nad tym, co mi wcześniej zrobił. Jakby były w nim dwie różne osoby – ta, która mnie krzywdziła i ta, która mnie kochała. Bałam się stracić tę drugą, więc powoli zaczęłam się przyzwyczajać, starając się robić wszystko tak, jak tego chciał. Znosiłam razy z myślą, że za chwilę mu przejdzie i znów będę szczęśliwa. Przez prawie dwa lata żyłam w koszmarze i nie potrafiłam, a nawet nie chciałam się z niego uwolnić.
- A co na to Arthur i Amelia? - Pokręciłam głową z niedowierzaniem. - Niczego nie zauważyli? Nic im nie powiedziałaś?
- Gdybym powiedziała choć jedno złe słowo o Simonie, ukaraliby go. A jeśli dowiedzieliby się, że mnie bije – nie miałam wątpliwości, że tata by go zabił, a mama przed śmiercią chyba by go poćwiartowała.
- To prawda – przyznałam. - Ale dziwi mnie, że nie zobaczyli niczego w waszych oczach...
- Rzadko ich odwiedzaliśmy. Nigdy nie myślałam o tym, gdy na nich patrzyłam, a Simon... nie wiem, jak udało mu się to ukryć, ale rodzice niczego nie zobaczyli w jego wzroku.
- Czy on cię... zabił, Rose? - spytałam, patrząc na nią ze smutkiem. Pokręciła głową.
- Niezupełnie. Po prawie dwóch latach małżeństwa zaszłam w ciążę. Simon był bardzo szczęśliwy i cały czas mówił, jaki to wspaniały będzie jego syn. Zaczęłam się obawiać jego reakcji, gdyby narodziła się córka, ale wolałam z nim o tym nie rozmawiać. Przez miesiąc od tej wieści nie uderzył mnie mocno. Zdarzały się popchnięcia i policzkowanie, ale hamował się ze względu na dziecko. Pewnej nocy na tarasie ujrzałam wampira. Simon spał już, a ja wyszłam, gdyż dopadły mnie mdłości. Od razu wiedziałam, że to wampir; nie jestem pewna, po czym to poznałam. Obserwował mnie od dłuższego czasu. Powiedział, że zabierze mnie daleko stąd, od tego, który mnie krzywdzi. Nie zgodziłam się, choć długo rozmawialiśmy.
- Kim był ten wampir? - Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Miał na imię Oscar i nie był tak przystojny jak Simon, ale miał w sobie coś, co przyciągało uwagę. Myślę, że gdyby nie ciąża, byłabym w stanie z nim uciec. Gdzieś daleko, gdzie nikt by nas nie znalazł. Ale nosiłam w sobie dziecko Simona...
- Czy Oscar o tym wiedział?
Rose spojrzała na mnie i wróciła do środka. Podążyłam za nią.
- Tak, wiedział. Obiecywał, że wychowa je jak własne i mnie nie zmieni, jeśli tego nie zechcę. Tydzień później poszliśmy z Simonem na przyjęcie. Nie cierpiałam ich, bo zawsze źle się kończyły. Choćbym nie wiem jak skromnie była ubrana, nawet jeśli na nikogo nie patrzyłam, to i tak ktoś musiał podjeść i zagadać. - Ponownie podeszła do balkonu, ale zatrzymała się w drzwiach. - Akurat gdy Simon zostawił mnie na moment – zwykle tego nie robił, ale czasem po jedzeniu nie ma innego wyjścia – podszedł do mnie mężczyzna i poprosił do tańca. Oczywiście odmówiłam. Kiedy zaczął nalegać, wyjaśniłam, że mam zazdrosnego męża, ale natręt był już trochę pijany i próbował siłą wyciągnąć mnie na parkiet. Wtedy pojawił się Simon. Pobił go mocno, a ja stałam przerażona, bojąc się odezwać. Gdy wróciliśmy, powiedział, że to ja go sprowokowałam oraz że on przeze mnie wyszedł na brutala i durnia. Tym razem nie powstrzymała go myśl o dziecku. Bił tak mocno, aż zemdlałam. - Zacisnęła zęby. - Kiedy się ocknęłam, tulił mnie i przepraszał. Powiedział medykowi, że spadłam ze schodów. Okazało się, że straciłam dziecko. - Po policzkach Rose popłynęły dwie krwawe łzy. - To dziecko, którego tak bardzo pragnęłam. Nawet nie zdążyłam dowiedzieć się, czy miałam syna, czy córkę. Prosiłam Simona, by posłał po rodziców, ale się nie zgodził; siniaki na twarzy były zbyt wymowne. Medyk mógł uwierzyć po sowitej zapłacie, ale nie moja rodzina. I wtedy w drzwiach tarasu pojawił się Oscar. Simona akurat nie było. Zaprosiłam go i poprosiłam, by mnie zmienił. Zrobił to. Wypił moją krew i napoił swoją. Potem mnie przytulił. W końcu poczułam się bezpiecznie. Niestety, wybraliśmy złe miejsce na moją przemianę. Byłam zbyt słaba, by wyjść i nie chciałam, by mnie wynosił. Kiedy wrócił Simon i nas zobaczył, po prostu obciął mu głowę. - Kolejna krwawa łza popłynęła po policzku Rose. - Kompletnie nas zaskoczył. Wiedział, że to wampir i że mnie ukąsił, ale nie miał pojęcia, co naprawdę zrobił. Straciłam przytomność, a gdy się ocknęłam, nie czułam swojego ciała. Na szczęście przypomniałam sobie, że tak się dzieje podczas przemiany. Simon rozmawiał ze mną, jakby nic się nie stało. Jakby to był kolejny fragment naszego małżeństwa, o którym miałam zapomnieć. Przyniósł bukiet kwiatów i obiecywał, że będziemy mieć kolejne dzieci. Ale ja już go nie kochałam. Było tak, jakby jakieś klapki opadły mi z oczu i zamiast ukochanego męża, ujrzałam potwora. Straciłam przez niego dziecko, godność, życie, swojego opiekuna, jeszcze zanim w pełni się nim stał... cóż mi pozostało? - Spojrzała na lśniący na niebie księżyc i uśmiechnęła się ponuro. - Tylko jedno. - Odwróciła głowę w moją stronę, a błękitne oczy lekko rozbłysły. - Zemsta.
Biedna Rose, dużo się nacierpiała, a najgorsze jest to, że powodował to jej mąż, który okazał się skończonym draniem. Dobrze, że go zabił, należało mu się. Długo mnie nie było i trochę narobiłam sobie zaległości, ale teraz postaram się być na bieżąco, zwłaszcza, że niedługo pewnie koniec tej części. Najgorzej jest mi spamiętać imiona, bardzo się cieszę, że jest drzewo genealogiczne i lista bohaterów, bo bez tego chyba nie poradziłabym sobie. Wkurzył mnie Andy w poprzednim rozdziale, zachował się naprawdę nieładnie, według mnie, powinien mieć większy szacunek do Amandy, gdyż to ona wygrała nieoficjalną walkę i gdyby chciała mogłaby przejąć władzę nad wampirami w Anglii. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Był w domu u Amandy i zachowywał się bezczelnie, chociaż Nicolas też się nie popisał. Nie lubię go, mam nadzieję, że jednak nie będzie z Amandą. Niestety bardzo ich do siebie ciągnie. Lubię Anglię, ale tęsknie za starymi bohaterami, zwłaszcza po tym rozdziale, najbardziej żałuje, że nie ma już Erika, zdecydowanie najlepszy bohater w powieści, chyba nikt go nie pobije. Był naprawdę świetnie wykreowaną postacią, szkoda, że już nigdy go nie będzie. Interesuje mnie najstarszy wampir, nie pamiętam niestety nic o nim, pamiętasz kiedy Erik go wspominał? Pewnie jeszcze o nim będzie, mam nadzieję, że Amanda pozna go osobiście. Pozdrawiam:p
OdpowiedzUsuńO, jak miło, że wróciłaś;)
UsuńAndy jest wampirzym władcą i był w żałobie:p Widzę, że moi czytelnicy mają różne zdania, kto komu powinien okazywać szacunek:P
Czemu nie lubisz Nicolasa?
Będzie jeszcze dużo o najstarszym, a Erik go wspominał w 1 części 5 rozdział;p
Nie wiem, chyba dlatego, że jeszcze nie pogodziłam się z śmiercią Robina, a on być może będzie kolejnym mężem Amandy. Trochę za wcześnie, przynajmniej dla mnie:P
UsuńRozumiem, ale zachował się bardzo bezczelnie, przecież Amanda jest zawsze dla niego miła.
To się cieszę, za chwilę sobie przejrzę ten rozdział:p
Na razie nie doszło nawet do pocałunku;p
UsuńMówisz, że to było bezczelne z jego strony?:p
Szkoda mi Rose, ze tyle wycierpiała od własnego męża. Miałam cichą nadzieję, że to dziecko przeżyje ale w podświadomości wiedziałam, że nie da rady :/
OdpowiedzUsuńMimo, że lubie Nicolasa to jednak wolałabym żeby nie był kolejnym mężem Amandy, takie przełamanie schemetu-nowe miejsce,brak nowego mężą :D
Jakby przeżyło, to byłoby na drzewku;p
UsuńTo już kolejny głos przeciw;P
No bo Nick jest taki zmienny- na poczatku chcial zabic Amande teraz niby ja lubi kto(oprocz ciebie) wie co by mu strzelili do glowy jakby sie z nia ozenil, odrabalby jej glowe dla kaprysu? Ja tylko mowie ze on jest niezrownowazony :) Tak w ogole to jestem ciekawa jaka kare wymierzyla Rose temu idiocie... znaczy sie swojemu mezowi oczywiscie :D Wyrwala mu klejnoty? Rzucila na pastwe iratu? Sama go zjadla(pominmy fakt ze jest bonu)? Okaleczyla go chociaz? Szkoda mi tylko tego jej dziecka no ale moze jeszcze wymyslisz cos zeby miala dziecko? :P
UsuńNick niezrównoważony?:p Cóż, sporo przeszedł z wampirami:P
UsuńWampiry nie mogą mieć dzieci.
No wiem, ze nie mogą ale może sobie znaleźć jakieś porzucone dziecko prawda? Tak jak Amanda wychowywała Martina :) No w sumie przeszedł z nimi sporo ale ja bym go na męża Amandy nie dawała, za bardzo ja lubię :P
UsuńNie wiem, czy Amanda i Martin są w tym wypadku dobrym przykładem:P
UsuńNo moze nie najlepszy przykład, w związku z tym, ze chcieli sie pobrać a potem rozstali no aloe mogłaby sie zaopiekowac jakąś sierotką :D Skoror i tak nie pije ludzkiej krwi no to jedna sierotka na ulicy mniej :P
UsuńZ takiej sierotki wychowanej przez wampira byłby chyba nocny marek:p :p
UsuńNo i dobrze pote taka sierotka mogłaby zostac zmieniona w wampira i nie miała by problemów z przystosowaniem do tego :P
UsuńCzyli mają wziąć dziecko i wychować je na wampira?:P
UsuńPo prostu wziąć dziecko a jesli to dziecko stanie sie wampirem jak dorośnie to bedzie jeszce lepiej :P. Jeden członek rodziny więcej, a głód macierzyństwa w pewien sposób zostałby zaspokojony u rose :D
UsuńAle to trochę egoistyczne, mieć dziecko dla zaspokojenia swoich potrzeb rodzicielskich:p
UsuńNo ale zaspokoiłabny je podswidomie a dziecko wziełąby zeby mu życie uratowac nwm znalazłąby je w krzakach albo przy rzece i przygarnęła :D
UsuńA potem dziecko pyta mamy:
Usuń- Mamo, czy Ty mnie urodziłaś?
- Nie, skarbie.
- Przyniósł mnie bocian?
- Nie, skarbie.
- To skąd się wzięłam?
- Z krzaka ^ ^
Hahahahahah nie no powinnas kiedys wpleśc taki dialog do rozdziału XD Albo mogłaby je wyłowić z rzeki i byłoby, ze jest z wody XD
UsuńTo nie byłby wampir, tylko nimfa:p
UsuńNie, zadna nimfa to dziecko mogłoby sobie płynąć w koszyczku bo matak go wysłała z nadzieją ze ktos je wyłowi zupoełnie jak Mojzesz :D
UsuńNie no, nie będę ściągać wątków z Biblii:P
UsuńTo moze dziecko spadło z nieba a ona je złapała? Wtdy by mogła mówic, że spadła jej z nieba i to byłoby słodkie :P
UsuńNie, to by poszło na bociana, który upuścił je w locie:P
UsuńTo może znalazłaby je w piwnicy opuszczonego domu? :P
UsuńA co ono by tam robiło?:p
UsuńNo mogłoby tam zostac porzucone na przykład porwała je jakaś wampirzyca która ktoś goniło no i ona zostawiła tam dziecko no ale wróciła na zewnatrz i ja dedneli :P
UsuńJakby ją gonili, to by znaczyło, że dziecko ma rodzinę, która chce je odzyskać:p A ta wampirzyca po co by je złapała i uciekała, też chciała zostać mamusią?:P
UsuńNo albo by chciała byc mamusia albo by chciała je zjeść ale ktoś ja gonił więc nie zdążyła i odłożyła n apotem :P A mogła by je na przykład porwać sierocińca albo z ulicy wtedy nikt by sie nimnie przejmował :)
UsuńA nie prościej jakby Rose po prostu poszła do sierocińca i je adoptowała?:p
UsuńKurczę nie wpadłabym na to :P Ale to jesttroche za proste :D
UsuńRose nie lubi komplikować sobie życia, i tak już sporo przeszła:p
UsuńNo w sumi może je tez wziąć po prostu z sierocińca. Ja po prostu myślę że fajnie by było gdyby miała takiego brzdąca :P
UsuńTak, to byłoby ciekawe, jak potem dziecko opowiadałoby przyjaciołom o swojej mamie: Moja mama sypia czasem w trumnie, boi się słońca, nie je i nie pije niczego oprócz krwi, ale poza tym jest taka sama, jak inne mamy:p
UsuńOj tam ma po prostu inną dietę, na słońca każdy może mieć alergię no i dziwne nawyki sypialniane poza tym jest taka sama :) poza tym jakaś inna wampirzyca tez by mogła jakies adoptować to nie musiałoby miec innych dzieci do zabawy tylko by sie w dwójkę bawili i nie byłoby problemu :P
UsuńTak, Rose założy WMAD - klub Wampirzych Matek Adoptowanych Dzieci, będą się wzajemnie wspierać w ich wychowywaniu:P
UsuńTo jest znakomity po,mysł i mogłyby je uczyc , że nie wolno ropowiadać że mamusia śpi w trumnie, ma maleńką alergię na słońce, pije krew no i ogólnie jest troszkę inna niz wszystkie inne mamusie. Za to jakby ktos zadarł z takim dzieciątkiem , które ma wampirza mamusie to byłoby źle... :P
UsuńTak, jakby kolega pociągnął ją w szkole za warkocz, to zawsze mogłaby go postraszyć: jeszcze raz to zrobisz, a przyjdzie moja mamusia i Cię zje!!! :D
UsuńDokładnei i wtedy miałaby bezproblemowe dziciństwo nikt by jejj nie zacvzepiał, bo taka mamusia to skarb :P
UsuńAle za to nie miałaby przyjaciół:p jak syn Rumpla, też nikt mu nie podskoczył...
UsuńNo niby tak samotne dzieciństwo bez rówieśników to jest jakis minus ale przecież Rose nie byłaby aż tak restrykcyjna jak Rumple :D
UsuńAle jakby inne wampirzyce poszły za jej przykładem...?:p
UsuńNo to byłaby cała zgraja takich dzieci i nie byłoby problemu bo bawiłyby sie razem :D
UsuńSzczerze się wzruszyłam historią życia Rose. Tyle przejść, tyle bólu, cierpienia i upokorze.. Ciekawa jestem w jaki sposob zemściła się na mezu? Czy wogole jest jakaś kara, która w pełni zrekompensowała by wszystkie winy?
OdpowiedzUsuńHmm.. I co z tym najstarszym wampirem? Amanda go spotka osobiście w przyszłości?
Możliwe, że go spotka;p A co zrobiła Rose dowiesz się w kolejnym rozdziale;)
UsuńNo to nie mogę się doczekać! :-)
UsuńCierpliwości kochana;p
UsuńJa też nie chcę go widzieć jako przyszłego męża Amandy ;P Już o tym wiesz, ale piszę dla formalności ;P
OdpowiedzUsuńPodoba mi się historia Rose (zwłaszcza jej poczucie winy - fajnie podane), tylko jedno nie daje mi spokoju: "Powinnam wtedy od niego odejść, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba. Gdyby uderzył mnie dzień po ślubie, pewnie inaczej bym zareagowała." - czy odejście od męża na pewno byłoby tak łatwe w tamtych czasach? O ile pominiemy pieniądze, pozycję i wampiryzm rodziców Rose to chyba nie miałaby wielkich szans na poprawienie w ten sposób swojej sytuacji...
Ciekawią mnie szczegóły dotyczące śmierci Oscara. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że zwykły człowiek tak po prostu przychodzi i bez wysiłku obcina głowę wampirowi :)
"tym razem dzięki pomyśle Lily" -> pomysłowi
Wiem, wiem, ale nic nie obiecuję;P
UsuńPomijając pieniądze, pozycje i rodziców wampirów, to faktycznie nie było łatwo, ale Rose to wszystko miała, więc w sumie to mogła odejść, jakby chciała:p choć najpewniej wkurzeni rodzice by jej to znacznie ułatwili ^ ^
Zaskoczył go, a on właśnie oddał jej swoją krew. Zauważ, że Erik najpierw zabił zbirów, potem zmienił Amandę. Kiedy wampir oddaje krew, jest najsłabszy, pewnie gdzieś mi umknęło jak miałam o tym napisać:p
Dzięki, zaraz poprawię.
Historia Rose ciekawiła mnie od początku i się doczekałam w końcu jej opowiedzenia :) Też się zastanawiałam jak człowiek mógł tak łatwo zabić wampira, szkoda że nie napisałaś, że po przemianie kogoś wampir słabnie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już nie będę mieć takiej przerwy, ale nie obiecuję :(
Tęskniłam! :)
Ja też tęskniłam, nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, widząc Twoje komentarze:D
UsuńKiedy wampir oddaje krew, robi się słabszy, wydawało mi się to oczywiste, ale faktycznie mogłam o tym napisać;p
Czasami nie dla każdego jest coś oczywiste ;)
UsuńNie odmówiłam sobie paru symbolicznych słów przy każdym ominiętym rozdziale, hihi ;)
Wiem, bo mam przekierowanie na pocztę;p
UsuńJa też.
UsuńI dlatego wiem, że dostaję spam od Anonimowych od dawna :( Powinnam ustawić weryfikację, ale nie cierpię tej opcji :(
Ja też dostaję taki spam, ale nie widzę go na blogu pod komentarzami... Tylko na poczcie.
UsuńA u mnie się wredoty wyświetlają, na bieżąco muszę usuwać.
UsuńTo ciekawe, czemu u mnie ich nie widać:p
UsuńMoże boją się wampirów? ;)
UsuńO, masz rację, pewnie jak ktoś zaspamuje to go zjadają i dlatego nie widać:D
UsuńNo właśnie, taka dobra ochrona ;)
UsuńMuszę pomyśleć nad podobnymi ochroniarzami ;)
Może Ci kogoś pożyczyć?:P
UsuńErika!
UsuńOn jest trochę niedostępny, siedzi gdzieś tam w zaświatach:P
UsuńWarto było spróbować.
UsuńTo może Jahmesa? ;)
Mogę, tylko nie wiem, co na to Szoszannah:p
UsuńNie musi wiedzieć ;)
UsuńNo nie wiem, jak się dowie, to mu się oberwie:P
UsuńOj tam, oj tam, ale może dowie się wystarczająco późno, gdy Anonimy przestaną mnie nękać ;P
UsuńI wtedy już może mu się oberwać?:P
UsuńJahmes na pewno zręcznie się wytłumaczy i wcale tak mocno nie oberwie ;)
UsuńSkoro tak twierdzisz:p
UsuńHihi, powiem wszystko, byleby przyszedł na strażnika do mnie ;P
UsuńO, teraz to Lily powinna być bardzo zazdrosna:D
UsuńPowinna bardziej ufać mężowi ;P
UsuńA skąd pewność, że są już małżeństwem?:p
UsuńHihi, fakt, ślubu nie było ;) Ale po tylu latach to już chyba ślub był! :D
UsuńKto to wie...?:p
UsuńTy! ;P
UsuńTak? No, może... :P
UsuńTy wiesz wszystko ;)
UsuńWierz mi, że wcale nie wszystko:p
UsuńTego czego nie wiesz i tak dowiadujesz się pierwsza ;P
UsuńSłuszna uwaga:D
UsuńPs. zaraz będzie nn;)
Powiem tam, także zdziwiłam się faktem, iż człowiek tak po prostu był wstanie unicestwić wampira, ale już rozumiem dlaczego. Faktycznie, przy głębszym przemyśleniu jest to dość logiczne.
OdpowiedzUsuńHistoria Rose także mnie zaskoczyła. Facet był skończonym chamem, draniem i psychopatą, bo tak naprawdę wyżywać się na bezbronnej kobiecie może tylko i wyłącznie ostatni tchórz! I nikt nie przekona mnie, że jest inaczej. Gdyby był prawdziwym mężczyzną, to stanąłby z równym sobie, a nie... Mam nadzieję, że Rose po przemianie dała mu ostro popalić, bo ja to normalnie nie napiszę co bym takiemu zrobiła, jakbym takiego dorwała ;) Jeszcze bym wyszła na jakąś niezrównoważoną, jakbym przytoczyła kilka szczegółów mojej zemsty ;p
Powiem szczerze, że także nie chciałabym, aby to łowca był kolejnym mężem, partnerem, Amandy - nie klei mi się to jakoś, ale jak tak będzie, to nic nie powiem.
Widzę, że nie tylko ja tęsknie za starymi bohaterami - Erikiem. Faktycznie, był on jedyny w swoim rodzaju i wątpię by ktokolwiek inny mógł go zastąpić. Choć tęsknie za takim typem bohatera - przydałby się ktoś choć trochę podobny do niego... Ale w tej kwestii znasz już moje zdanie ;)
Andy, jak to Andy, ja uważam, że zachował się tak, jak zachowałby się każdy inny władca. Choć podejrzewam, że mogłoby być też tak, że w przypadku innego władcy skończyłoby się to o wiele gorzej. Oni muszą wymagać lojalności względem poddanych. Jest specyficznym bohaterem i ja osobiście nie mam nic do niego.
A co do najstarszego wampira, to nie spodziewałam się, że tak trafię. Ciekawi mnie to, jaki on jest i jakie będzie miał nastawienie do Amandy? I czy sprawdzą się moje wcześniejsze przypuszczenie co do jego osoby? Już nie wspomnę o tym, że intryguje mnie fakt, w jaki sposób Lara dotarła do niego i jak go przekonała, aby zdradził jej, jak oprzeć się gorącokrwistemu wampirowi? Co też mu zaoferowała i jaki związek miał mieć z tym wszystkim Erik, bo nie ulega wątpliwości, że tak owy zachodził. Nie szukałaby go, gdyby nie było to istotne – a przynajmniej mi się tak wydaje. Przecież zdradzając coś takiego, musiał się liczyć ze stworzeniem zagrożenia także i dla siebie? Czy może on nie jest gorącokrwisty, tylko najstarszy? ;)
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na następny rozdział i myśleć nad tym wszystkim ;) A nóż coś jeszcze uda mi się wykombinować? ;D Chciałam Ci także powiedzieć, że śledzę Twoją każdą notkę i choć czasami nie komentuje, to nie oznacza, że jej nie czytałam. Po prostu jestem w klasie maturalnej i kompletnie nie mam czasu na nic, a z coraz to szybciej zbliżającym się końcem roku (koniec kwietnia) mamy zadawane i wymagane więcej i więcej... Istna paranoja! A więc czytam wszystkie rozdziały ;) A za to, że nie skomentowałam poprzedniej części, teraz komentuję trochę dłużej. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? ;)
Pozdrawiam ;)
Nie masz nic do Andy'ego i go rozumiesz, ale jestem ciekawa, czy go lubisz?:p
UsuńNajstarszy wampir to na razie tajemnicza postać, ale mam już na niego konkretną koncepcję i w końcu się wyjaśni jego związek z Larą czy Erikiem;) Kombinuj, możliwe, ze zgadniesz, często jesteś bardzo blisko lub trafiasz w dziesiątkę, zauważyłam, że w wielu kwestiach mamy podobne myślenie, więc masz duże szanse;p
Nie gniewam się, że nie pisałaś, tylko czasem trochę się niepokoję, że może zaczynam już przynudzać, skoro mam coraz mniej komentarzy, a Twoje długie uwielbiam:D
Do Andy'ego nic nie mam i na swój sposób go lubię. Nawet mu współczuje sytuacji z jego ukochaną... Na pewno to przeżywa - przecież nie jest osobą, która nie posiada żadnych uczuć. A więc tak, w jakiś sposób go lubię ;)
UsuńI chciałam Ci powiedzieć, że moim zdaniem w żaden sposób nie przynudzasz i nawet tak nie myśl! ;) Opowiadanie jest świetne, a sama akcja niewyobrażalnie wciąga czytelnika. Po przeczytanie każdej części jeszcze przez długi czas myślę o niej i analizuje, co też się może stać w następnym rozdziale, bo zwykle kończysz w takich momentach, że przyprawiasz mnie o szybsze bicie serca ;)
Serdecznie zapraszam do nas na nowy rozdział ;)
UsuńCieszę się, że tak to odbierasz, mam nadzieję, że jeśli zacznę kiedyś przymulać, to dasz znać;p
UsuńWątpię, żeby tak było, ale jeśli się tak zdarzy to dam znać ;)
UsuńOki, trzymam za słowo;p
UsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńBiedna Rose, wzruszyła mnie jej historia :(
Ciężka sprawa z tym, czy byłoby lepiej, gdyby zrobiła to po ślubie... chyba takie łatwe to nie jest...
Weny ;*:*:* Ostatnio mam dużo na głowie ;((( Masakra, szkoła, szukanie pracy, szkoła, złe samopoczucie itp. ;(
Łatwe nie, ale szybciej by się na nim poznała.
UsuńSzukasz pracy? To trzymam kciuki, to nie jest takie proste... Pozdrawiam:*
Hej :-) Sorry, że tak późno, ale dzięki za dedykację :-D (w wersji mobilnej nie wyświetlają mi się dedykację, ale miałam możliwość wejść z komputera i zobaczylam ją).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie gniewasz..
Pozdrawiam :-*
Spoko;)
Usuń