Moja własna historia

Gorąca Krew - to opowieść o pięknej, średniowiecznej wampirzycy i o jej
walce ze złą stroną swojej natury. Czy można pokonać zło, tak głęboko
zakorzenione w pragnieniu picia ludzkiej krwi?
Jeśli chcesz przeczytać tę historię od początku, w menu po prawej stronie
znajduje się spis poprzednich części (I-VII), od VIII części spis treści
znajdziecie na dole w liście rozwijalnej. Zapraszam serdecznie:)
Moi drodzy,
Planuję powrót do Gorącej Krwi już od paru miesięcy, niestety ostatnio szwankuje
mi laptop. Mogę jedynie obiecać, że po naprawie postaram się wrócić. Dziękuję tym,
którzy jeszcze tu zaglądają :) Pozdrawiam serdecznie :)

12 urodziny Gorącej Krwi

12 URODZINY GORĄCEJ KRWI
Kiedy zaczynałam pisać Gorącą Krew, wydawało mi się, że skończę za kilka lat. Minęło 12
i nadal do końca jeszcze trochę.
Powoli szykuję się do powrotu z nowymi rozdziałami, a Was, moi dzielni, najwytrwalsi
Czytelnicy, proszę o jeszcze troszkę cierpliwości i dziękuję za wsparcie i motywację :*:*:*
Do rychłego ;)

Uwaga

Instrukcja do wstawiania komentarzy - dla Anonimów
W polu "Komentarz jako" wybierz: "Nazwa/adres URL", w nazwie wpisz
swój nick, a w adresie - jeśli masz bloga, wpisz adres, jeśli nie, zostaw to pole
puste i kliknij "dalej":) Dziękuję i pozdrawiam;)

8.10.2017

Rozdział XXII - Rytuał

   Przerwało nam wejście Amy, która przyniosła podwieczorek.
   - Budyń malinowy – oznajmiła.
   - Mój ulubiony – ucieszyła się Karolina, podziękowała i sięgnęła po miseczkę. - Skończyłaś w dość tragicznym momencie – przypomniała mi, kiedy Amy wyszła.
   - Tak, łowcy mieli zamiar wystawić mnie na słońce. - Westchnęłam, przypominając sobie tamtą chwilę.
   - Na szczęście udało ci się przeżyć – uzupełniła dziewczyna.
   - Na to wygląda. - Uśmiechnęłam się i wróciłam do wspomnień.


   Kłamałam. Bałam się śmierci. Wcale nie byłam taka odważna, jak mi się wydawało. Wiedziałam, że nie wydam bliskich, ale musiałam mocno zacisnąć zęby, by ponownie się nie rozpłakać. O nie, nie miałam zamiaru pokazać im swojego strachu. Przecież przechodziłam przez gorsze rzeczy. Byłam w niewoli, torturowana, myśląc, że wszyscy moi najbliżsi już nie żyją. Teraz przynajmniej moi przyjaciele nie ucierpieli, taką miałam nadzieję.
   Rohow przeciągnął mój łańcuch w miejsce, którego nie osłaniał dach i przykuł do ściany. Pozostali łowcy uważnie we mnie celowali. Pomyślałam, że może kołek w sercu byłby lepszą śmiercią, ale nie potrafiłam tak po prostu się poddać. Jeszcze nie umarłam.
   - Pół godziny – odezwał się przywódca łowców. - Potem spłoniesz. Mów, wampirzyco. Wystarczy, że podasz mi lokalizację. Widzę przecież, że nie chcesz umrzeć.
   Spojrzałam na niego. To prawda, nie byłam gotowa na śmierć, ale nie widziałam sposobu, by się stąd wydostać. Jeśli się nie ruszę, spłonę. Jeśli się ruszę, przebiją moje serce i również umrę. A gdybym nawet podała jakieś fałszywe miejsca, to i tak by mnie nie wypuścili. Łowca, który torturuje wampiry i czerpie z tego przyjemność, z pewnością nie uwolni wampirzycy.
   - Może to pomoże ci podjąć decyzję – odezwał się Rohow i skinął dłonią na łowców. Poczułam, jak w moje ciało wbijają się groty. W brzuch, w ramiona, w nogi, jeden nawet rozorał mi policzek. Omijali tylko okolice serca.
   Zacisnęłam zęby, ale i tak wyrwał mi się jęk bólu. Poczułam łzy na policzkach. Zamknęłam oczy, czekając na kolejny cios, lecz nagle łowcy przestali strzelać.
   Otworzyłam oczy i ze zdumieniem ujrzałam wampiry z Perm i okolic. Przewodził im Juan. Zaatakowali łowców bez wahania. Bardziej jednak niż to, że mój przyjaciel przybył mi z pomocą, zdziwiło mnie, jak wiele wampirów sprowadził. W jaki sposób udało mu się zebrać tyle w tak krótkim czasie? Było ich prawie dwa razy więcej niż ludzi.
   Łowcy nie mieli szans. Juan osobiście zajął się przywódcą. Ruszył do walki z nim, ukazując śnieżnobiałe kły. Jego sposób walki, poruszania się, nie zostawiały wątpliwości co do wygranej. Ciął Rohowa szablą w ramię, potem w nogę i w brzuch. W końcu przebił mu pierś, przyciągnął do siebie i zatopił w jego szyi swoje kły.
   Krew. Wszędzie czułam krew. Nie mogłam się poruszyć, przebita drewnianymi grotami, ale powoli obróciłam głowę, oglądając pobojowisko. Wampiry pokonali łowców w nie więcej, niż dziesięć minut. Teraz niektórzy pili ich krew, inni zabierali im broń. Juan odrzucił trupa przywódcy i podszedł do mnie. W jego szmaragdowych oczach dostrzegłam gniew.
   - Moja biedna, cymofanowooka przyjaciółko – powiedział tylko i zabrał się za usuwanie grotów z mojego ciała.
   - Co z Ianirą? - zapytałam, krzywiąc się z bólu i starając się nie jęczeć za każdym razem, gdy wyjmował kolejny grot.
   - Jest już w domu, z Biancą. Kiedy wydostaliśmy się z cmentarza, Sasza i Marika błyskawicznie się ulotnili, wiedząc, że nie ruszymy za nimi w pogoń, póki nie będziemy pewni, że jesteś bezpieczna. Zatem zaczęliśmy cię szukać. Wtedy natknęliśmy się na Biancę i Jose. Prowadzili ze sobą wszystkie wampiry, które udały się z nami na poszukiwania. Chętnie zgodzili się wziąć udział w walce z łowcami. Bianca odprowadziła Ianirę do domu, a my wyruszyliśmy ci na ratunek.
   - Dziękuję. - Westchnęłam z ulgą, gdy wyjął ostatni grot. - Mało brakowało, a... - urwałam, zerkając w niebo. - Zostało niewiele czasu – zauważyłam.
   Juan skinął głową, wstał, podziękował wampirom za pomoc i po chwili zostaliśmy we troje – ja, mój przyjaciel i Jose.
   - Możesz iść?
   Spojrzałam na Juana i skinęłam głową.
   - Tak, dam radę. - Wstałam z trudem. Rany mi się goiły, ale nie dość szybko, bo byłam już głodna i straciłam sporo krwi. Najpierw w walce z wampirami, teraz przez łowców. Poczułam się bardzo osłabiona.
   No właśnie, krew. Czułam ją wokół siebie, ale wiedziałam, że nie mogę jej skosztować. Musiałam poszukać zwierząt. Jutro. Dziś nie było już na to czasu.
   Zatrzymałam się jeszcze przy łowcy i zabrałam swój sztylet. A potem spojrzałam w miejsce, gdzie przykuty był nieszczęsny wampir. Podeszłam powoli i dostrzegłam wisiorek.
   - Amando, chodź już. - Juan wyciągnął rękę.
   - Tylko coś zabiorę. - Pochyliłam się i podniosłam naszyjnik. Zapięłam na szyi, by go nie zgubić, gdyż sukienka nie nadawała się obecnie do przenoszenia czegokolwiek. Podałam dłoń przyjacielowi. Jose chwycił mnie za drugą rękę i po chwili biegliśmy już w stronę Perm, uciekając przed tym, co zbliżało się nieubłaganie – koniec kojącej nocy i wschód złowrogiego dla nas słońca.
   Z ulgą powitałam znajome okolice i przyspieszyłam mimo bólu. Jose puścił mnie, by pobiec do siebie, a ja i Juan przebiegliśmy przez próg jego domu niemalże w ostatniej chwili.
   Upadłam na podłogę, gdzie objęły mnie ramiona Ianiry. Mimo senności wyczułam krew. Zwierzęcą, nie ludzką. Podniosłam wzrok i ujrzałam kozę.
   - Nie wróciłaś, pomyślałam, że może łowcy zrobili ci krzywdę i będziesz potrzebować świeżej krwi – wyjaśniła Ianira.
   Z ulgą zabiłam kozę i wypiłam jej krew. Kiedy skończyłam, spojrzałam na Ianirę. Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Początkowo sądziłam, że to z powodu jej przekonań. Ianira kochała zwierzęta. Potem jednak pokręciła głową i skrzywiła się lekko.
   - Josiane czasem zabijała kozy. Potrzebowała ich krwi do magii.
   Juan objął żonę i przytulił.
   - To muszą być dla ciebie paskudne wspomnienia. Jeśli nie znikną, znajdę tę wiedźmę i przyrzekam ci, że tego nie przeżyje...
   - Wszystko będzie dobrze. - Ianira wtuliła się w jego ramiona. - Chodźmy już. Pora spać.
   Skinął głową i wyszli. Walcząc z sennością, przemyłam tylko twarz i ułożyłam się w swojej trumnie, by zapaść w letarg.

   Kiedy się obudziłam, Ianira i Juan byli już na nogach. Umyłam się, przebrałam i dopiero do nich dołączyłam. Siedzieli na kanapie, przytuleni.
   - Wszystko w porządku, Amando? - Ianira spojrzała na mnie z troską.
   - Tak, już wszystko dobrze. A z tobą? Co ze wspomnieniami Josiane?
   Ianira wzruszyła ramionami.
   - Nigdzie się nie wybierają. Ale to nic, wiem, że to nie są moje wspomnienia.
   Juan spojrzał na żonę z niepokojem.
   - Znajdziemy sposób, by się ich pozbyć.  Mi amor, powiedz nam, co tam się zdarzyło?
   - Opowiem wam wszystko. - Ianira oparła na chwilę głowę na jego ramieniu, zamyśliła się, w końcu ponownie się odezwała. - Zaczęło się od porwania. W jednej chwili byłam na balu, a w następnej ktoś wyciągnął mnie z budynku, założył worek na głowę, związał i wrzucił do karocy. Byłam wściekła. Kiedy zdjęli mi worek i rozwiązali, okazało się, że jestem w podziemiach z kilkoma umeblowanymi pokojami. Od razu rzuciłam się na Wasyla i Saszę, ale okazali się silniejsi. - Skrzywiła się . - Cóż, wtedy uznałam, że poczekam na dogodną okazję. Nie związywali mnie już, ale trzymali zamkniętą w pokoju, z którego nie potrafiłam uciec. Potem poznałam Marię. Wygląda na jakieś trzydzieści parę lat i jest czarownicą. Opowiedziała mi dokładnie, co trzeba zrobić, by zdjąć klątwę z Griszy, najmłodszego brata Wasyla i Saszy.
   - Czy to było... bolesne? - spytałam niepewnie. Juan zacisnął zęby, byłam pewna, że nie zrezygnuje z odwetu, chyba że bracia znowu gdzieś się zaszyją. W zasadzie to mieli szczęście, że akurat otoczyli nas łowcy. Inaczej mój przyjaciel nie pozwoliłby im tak po prostu odejść po tym, co zrobili.
   - Nie. - Ianira pokręciła głową. - Chodziło o to, by magia rozpoznała we mnie Josiane. Maria sporządzała wywar; dodała moją krew i rozmawiała ze mną po francusku. I tak codziennie, ucierając tę samą miksturę. W przeddzień pełni niemal udało mi się uciec. - Ianira ożywiła się. - Moim strażnikiem był wtedy Sasza. Zamykali mnie w pokoju obok Griszy, nie miałam tam żadnej broni, ale w pokoju najmłodszego z braci, na ścianach wisiały szable. Kiedy Maria przygotowywała zaklęcie, tam właśnie siedziałyśmy. Raz próbowałam sięgnąć broni, ale wiedźma powstrzymała mnie bez wstawania z łóżka. Skinęła tylko dłonią i nie mogłam się ruszyć. Dlatego nie próbowałam więcej uciekać w jej obecności. Natomiast Sasza dał się nabrać. Poprosiłam go, byśmy przeszli do pokoju Griszy i by mi o nim opowiedział. Kiedy w końcu się zgodził, wykorzystałam jego nieuwagę, chwyciłam jedną z szabli i przyszpiliłam go do ściany. A potem uciekłam.
   - Złapali cię? - domyśliłam się.
   - Złapali. - Westchnęła. - Może i poradziłabym sobie z tamtymi trzema strażnikami, ale Sasza zdążył się wydostać i zawlekli mnie z powrotem do pokoju.
   - Skrzywdzili cię? Zranili? - dopytywał Juan, przyglądając się żonie, jakby szukał u niej ran.
   - Nie, mon coeur. - Uścisnęła jego dłoń. - Tylko znów mnie zamknęli w pokoju. Powiedziałam im, że nie będę więcej z nimi współpracować, że nie pozwolę używać siebie do zdjęcia jakiejś klątwy. I wtedy weszła ta staruszka. Była człowiekiem, ale nie bała się mnie. Usiadła przy mnie i zaczęła prosić, bym jej pomogła. Opowiadała o Griszy, o tym, jak był mały, jak dorastał, jak pomagał jej we wszystkim, gdy bracia musieli pójść na wojnę. Powiedziałam jej, że chciałabym porozmawiać z mężem, ale wtedy zapewniła, że tuż po rytuale będziesz na mnie czekał. - Spojrzała na Juana. - Pomyślałam więc, że o wszystkim wam powiedzą. Ale z tego co mówiłeś, sami musieliście mnie szukać.
   - Marika nas naprowadziła – wyjaśniłam i opowiedziałam o spotkaniu z bratem Josiane.
   - Tak, pamiętam go. - Ianira skinęła głową. - Ze wspomnień Josiane. Nie znałam wcześniej Mariki, nigdy nie widziałam jej tam na dole. Nie wiem, czy to ona miała was przyprowadzić, czy ktoś inny. W każdym razie, i tak nie miałam wyjścia. Wolałam więc mieć to po prostu z głowy i wrócić do domu. Ta staruszka nie kłamała, byłam pewna, że po wszystkim po prostu mnie uwolnią.
   - Jak wyglądał rytuał? - zapytałam. - Chyba nie musiałaś pić tego czegoś, co ta wiedźma tak ciągle mieszała...?
   - Na szczęście nie. - Moja przyjaciółka pokręciła głową i poprawiła rude loki, opadające jej na twarz. - I tak przecież nic by to nie dało, skoro jestem wampirzycą. Kiedy wybudziłam się z letargu, zaprowadzono mnie do innego pokoju. Czarownica właśnie wkładała do pieca to, co zostało z biednej Josiane. Musieli wykopać szczątki przed rytuałem. Podpaliła je tuż przed pełnią. Potem wlała do ognia miksturę. Ogień w piecu miał kolor ciemnoczerwony, zaczął wydzielać się dym. Maria podprowadziła mnie bliżej i szeptała jakieś zaklęcia, a ja po prostu siedziałam, nie mogąc zrobić nic innego. Nawet gdybym chciała, wiedziałam, że wiedźma nie pozwoliłaby mi odejść. - Przerwała na chwilę i odetchnęła. - Czułam, jak otacza mnie dym z pieca, przez chwilę wydawało mi się, że się uduszę, mimo że to przecież niemożliwe, a potem... wszystko ustąpiło. Czarownica kazała mi powtarzać jakieś słowa, pamiętam tylko swój głos, który brzmiał jakoś inaczej, jak nie mój. A potem dotknęłam dłoni Griszy i on się obudził.
   Przerwała na chwilę, po czym podjęła wątek.
   - Nazwał mnie Josiane, a mi wydało się to czymś właściwym. Potem dym nagle zniknął i znów byłam sobą. Wtedy do pokoju wpadł Wasyl z matką. Kobieta rzuciła się przytulać Griszę, a Wasyl kazał mi czym prędzej wyjść korytarzem, prosto i przy rozwidleniu na lewo. - Spojrzała na Juana. - Dodał, że jeśli nie zdążę i zabijesz Saszę, to nie spocznie, póki nie zginiesz. Na szczęście zdążyłam. - Przytuliła się do niego.
   - Ianiro, zapewniam cię, że to nie ja bym zginął w walce z nimi.
   - Z nimi tak. Ale pamiętaj, że mają jeszcze potężnego sojusznika. Czarownicę. - Spojrzała mu w oczy. - Nie mamy z nią szans. Nie zniosłabym, gdyby coś ci się stało.
   - Najstarszy z pewnością ma szansę – odezwałam się. Przyjaciółka spojrzała na mnie i pokręciła głową.
   - Najstarszy nie pomoże nam za darmo. Nie chcę, byś musiała płacić cenę, Amando. Nie warto. Jestem tu, cała i zdrowa, a jeśli wspomnienia wkrótce znikną, będziemy mogli zapomnieć o całej sprawie.
   Juan nie wyglądał na przekonanego i byłam pewna, że nie zamierza tak po prostu zapomnieć, ale nic nie powiedział. Pocałował żonę w policzek i przytulił do siebie.
   - A skąd masz ten naszyjnik? - spytała nagle Ianira, zerkając na mnie.
   Dotknęłam wisiorka. Wcześniej nie miałam okazji się mu przyjrzeć, teraz obejrzałam go uważnie. Był gładki, w kształcie łzy i kolorze morza.
   - Łowcy torturowali wampira – wyjaśniłam i opowiedziałam im o wszystkim. - Kiedy umierał, poprosił, żebym przekazała ten naszyjnik Arinie Malkov.
   - Znasz ją? - spytał Juan. Pokręciłam głową.
   - Nie. Ale ją znajdę. Spełnię jego prośbę.

   Kiedy tylko zapadła noc, Juan z Ianirą udali się na łowy, ja tymczasem przeszłam się po miasteczku, pytając o Arinę Malkov. Niestety, nikt o niej nie słyszał. Założyłam, że jest wampirem, ale potem przyszło mi do głowy, że niekoniecznie. Na pewno nie była jego podopieczną, bo wtedy sama by mnie znalazła. Mogła być człowiekiem, ukochaną tamtego wampira. Albo przyszłą wampirzycą, może miał ją zmienić. Albo jego potomkiem. Niezależnie od tego, kim naprawdę była, musiała dużo dla niego znaczyć, skoro jego ostatnia prośba dotyczyła właśnie tej kobiety. I tego naszyjnika, przypominającego morską łzę. Byłam pewna, że jeśli będę szukać, to w końcu ją znajdę.
   Wkrótce jednak musiałam odłożyć poszukiwania na dalszy plan, ponieważ pojawiła się pilniejsza sprawa.
   Okazało się, że wspomnienia Josiane wcale nie zniknęły.

10 komentarzy:

  1. Budyń malinowy :)) Chyba też go zrobię :)

    Jak miło, że Juan ratował Amandę, to było tak niespodziewane, że akurat on ją uratuje :))
    Wspomnienia chyba wielkiej krzywdy nie robią no ale mogę się mylić. Za to czekam na wyjaśnienie zagadki naszyjnika :) Teraz najbardziej mnie ciekawi kim jest Arina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zaczynam robić się przewidywalna, muszę to zmienić:P
      A gdybyś miała wspomnienia seryjnego mordercy i uczucia, które towarzyszyły zabijaniu ofiary? :P Co prawda Josiane nie była morderczynią, ale robiła różne rzeczy, zresztą zobaczysz w przyszłym rozdziale;)

      Usuń
    2. Czekam z niecierpliwością by zobaczyć jak pokręcona była Josiane :))

      Usuń
  2. Już nadrobiłam zaległości i wszystko przeczytane :)
    Jak zawsze bardzo dobrze się czytało :3
    Bardzo fajnie, że w końcu odnaleźli Ianirę! No i Amanda też uratowana, więc będzie dalej historia się toczyć :D Same dobre wiadomości!
    Powodzenia w dalszym pisaniu :)
    Pozdrawiam,
    Areti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) A historia jeszcze długo będzie się dalej toczyć;)

      Usuń
  3. Juan to Juan, ktoś musi ratować Amandę :) Dobrze, że Ianira nie jest zazdrosna ;)
    Mam nadzieję, że jak nie zdążę 11 na balladę to ona nie zniknie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zniknie;) Kiedy później pojawi się rozdział, to Ballada będzie w zakładkach po prawej.

      Usuń
    2. Uff, to dobrze, bo nie mogę przegapić czegoś takiego :D A wiem, że ostatnio krucho z moją punktualnością.

      Usuń
  4. Późno, ale jestem. Kocham Juana, tradycyjnie. On zawsze jest wspaniały. A tak poza tym to Amanda z ulgą zabijająca kozę to przegięcie pały. I czy ta biedna koza już krwawiła?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, po prostu Amanda była tak głodna, że czuła już krew w zwierzęciu.
      Wolałabyś królika? Albo sarenkę?:P Kura za mała, świnia za brudna, żeby ją wprowadzać do domu^^

      Usuń